Co z cebulą?
– Nie zaczynajmy tych rozmów – pada po czterdziestu minutach spektaklu. Świetny pomysł, szkoda że tak późno.
*
On i ona. On starszy, ona młodsza. Nie dajmy się jednak zwieść. To syn i matka – przywołana pośmiertnie w swej młodej postaci. Grana przez Dianę Grzeszek w czarnej sukni ze spiętymi w kok włosami i pomalowanymi czerwoną szminką ustami tchnie histerią, pretensją i pogrzebem. Jest w niej coś widmowego i nienaturalnego, choć Grzeszek stara się o realistyczne tony. Eryk (Konrad Biel) to mężczyzna w typie wycofanego inteligenta, który swoje przeczytał – w tym Sofoklesa i Freuda, w związku z tym nie tylko wie, czym jest kompleks Edypa, ale potrafi zastosować go w praktyce. Zajmuje się tym przez cały niemal spektakl, będący w zamyśle wiwisekcją skomplikowanych relacji pomiędzy potomkiem a rodzicielką, czy też rozrachunkiem tego pierwszego z przeżytym przezeń synostwem. Niedoskonałym, wracającym w wyrzutach sumienia, które już dawno przekroczyły granicę bezpieczeństwa i zdrowia psychicznego. Do końca nie jest jasne, czy wspomnienia, które oglądamy to jakaś masochistyczna psychoanaliza, zwierzenia owładniętego kazirodczym pragnieniem psychopaty, czy objawy rozpaczy mężczyzny, który stracił najbliższą mu kobietę i nie tylko nie radzi sobie z owym brakiem, ale ma również problem z rozpoznaniem relacji, która ich łączyła. Odbija się więc od prostych kulturowych skojarzeń. Cytuje Króla Edypa, zmusza matkę do kabotyńskich inscenizacji piety, na ekranie laptopa pokazuje filmik o eksperymencie Harlowa, przeprowadzonym na małpach, którym podsunięto sztuczne matki-lalki. W swym szaleństwie wymyśla także narzeczoną – Atenę, którą konstruuje ze skrzynki, lampek choinkowych, maski gazowej i bóg wie czego jeszcze – jest w tym obiekcie coś kantorowskiego. Wnioski z tego wszystkiego płyną jednakże dość mętne. Nie pomaga fakt, że nie do końca wiemy, kim jest bohater. Nazwijmy go na użytek tego tekstu Erykiem Niewiadomo. Nie wiadomo bowiem, czy to myśliciel, czy może artysta? Matka powtarza mu dwukrotnie – w węzłowych momentach spektaklu – iż wszystkie jego idee były genialne. Ale co to za idee? Nie wiadomo. Warto pytać-czytać Witkacego, zwłaszcza Matkę, do której twórcy tymi słowy nawiązują. Chwilę wcześniej pada tam równie ważka kwestia: „Stop! Masz skłonność do długich przemów, a to nudzi publiczność…”. Największym kłopotem opisywanej tutaj Matki autorstwa i w reżyserii Jana Wawrzyńca Tuźnika jest bowiem przegadanie, a właściwie przekrzyczenie i przeszlochanie. Emocjonalny rollercoaster utrudnia przejęcie się relacją bohaterów, rodzi dystans.
*
Tuźnik, aktor po białostockim lalkarstwie z doświadczeniem Wierszalina i lubelskich scen offowych, wystawił spektakl w prowadzonym przez siebie Teatrze Klepisko, który zazwyczaj odnaleźć można w Skowieszynku opodal Kazimierza Dolnego. Scena działa tam od 2015 roku. Matkę zaprezentowano jednak w innej przestrzeni – prywatnym mieszkaniu w kamienicy lubelskiego śródmieścia. Pomysł to nienowy – dość wspomnieć Białoszewskiego – lecz nie tracący na atrakcyjności. Widzowie przychodzą w gości, reżyser wita ich w drzwiach i wskazuje miejsca w salonie z aneksem kuchennym. Konrad Biel, grający na co dzień w lubelskim Teatrze Andersena, częstuje ciastem. Jednak nie o familiarność tu idzie ani o łatwość w budowaniu wspólnoty, lecz o możliwości inscenizacyjne. Im mniej dostępnych środków, tym więcej zabawy! Weźmy oświetlenie, rozegrane na lampki, latarki, światła duże i mniejsze, pod sufitem i nad kuchennym blatem, w zamykanych i otwieranych łazience i sypialni.
Domowa przestrzeń uruchamia wspomnienia. W przedpokoju stoją dziecięce narty. Związana z nimi bolesna przygoda, o której opowiada Eryk, uczyniła zeń toksycznego syna. Upatrywał w niej pierworodnego pęknięcia pomiędzy nim a matką. To najlepszy moment spektaklu. Biel spokojnie przytacza historię o przełamywaniu lęku, bratersko-siostrzanej rywalizacji i rodzącym się wstydzie, znakomicie uzupełniany i kontrowany przez gorzką lapidarność Grzeszek. Chciałoby się więcej opowieści podanych w tak klarownym tonie, który niestety raz po raz ginie w tyglu cytatów, odniesień i skojarzeń, podkręcanych przez nadużycia aktorskiej ekspresji. Kto choć raz uczestniczył w domowej awanturze z krzykami i trzaskaniem drzwiami, tego podobne sceny w teatrze – choćby ten znajdował się akurat w najprawdziwszym mieszkaniu – przejmą o tyle, o ile będą znakomicie zagrane. Emocjonalny realizm, który twórcy obrali za drogowskaz w tym kameralnym spektaklu, nakłada na aktorów szczególnie trudne zadania.
*
Teatr w prywatnej przestrzeni to nie tylko okazja do zabawy, ale i źródło pułapek. Trzeba się zdecydować, czy ją realistycznie ograć, czy też próbować uczynić ekstraordynaryjną. Zdawało się na początku przedstawienia, że twórcy obrali drugi kierunek. Konrad Biel idzie do łazienki, rozbiera się do bokserek. Przed drzwiami rozkłada plandekę, na której kładzie małą miskę z wodą. zaczyna się myć, coraz energiczniej, mówiąc fragment Króla Edypa. Poważnie i lekko zarazem. Wersami Chóru zanosi błaganie do bóstw – wzywa ratunku dla umierających Teb. Po co więc ta plandeka? Z troski o panele? Nie czas żałować płyt pilśniowych, gdy walą się mury. Ten sam rozdźwięk uwidacznia się w cebuli. Kuchnia w teatrze to potężna pokusa. Można nie tylko wstawić wodę w czajniku tak, by zabulgotał albo i zagwizdał, nie tylko zaparzyć herbatę, ale i coś ugotować. Widząc scenerię, w jakiej rozegrać się miała Matka, mimowolnie zadrżałem, przypomniawszy sobie Singielkę 2, czyli Matkę Polkę. Przedstawienie w Bielsku-Białej, gdzie aktorka przyrządzała pomidorową z koncentratu, a potem dzielnie ją jadła. W Lublinie robią spaghetti, tyle że bez sosu. Grzeszek i Biel wcinają makaron, a we mnie rodzi się sprzeciw. Na kuchennym blacie widzę bowiem posiekaną cebulę. Dlaczego jej nie wykorzystano?! Z troski o powonienie publiczności? Szlachetnie, ale cóż można myśleć o tak arbitralnym i fragmentarycznym realizmie? Wystarczyło wykonać drobny krok w kierunku teatru ekstremalnego, a nikt nie wyszedłby z Matki o suchych oczach. A tak? Stracona szansa na katarsis.
20-12-2019
galeria zdjęć Matka, reż. Jan Wawrzyniec Tuźnik, Teatr Klepisko ZOBACZ WIĘCEJ
Teatr Klepisko
Jan Wawrzyniec Tuźnik
Matka
reżyseria: Jan Wawrzyniec Tuźnik
obsada: Konrad Biel, Diana Grzeszek
premiera: 06.12.2019