AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Dopóki piszę, nie ma śmierci

Tajny dziennik, reż. Wojciech Urbański, Teatr Dramatyczny m.st. Warszawy
Doktor nauk humanistycznych. Wykładowca Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina. Absolwentka Wydziału Wiedzy o Teatrze Akademii Teatralnej w Warszawie i Wydziału Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała w "Teatrze", którego była redaktorem, a także w "Dialogu" i "Więzi". Pracowała również jako sekretarz redakcji w wydawnictwie Świat Książki.
A A A
Fot. Katarzyna Chmura - Cegiełkowska  

Zanim rozpocznie się przedstawienie, widzowie mogą obejrzeć przedmioty pochodzące z różnych mieszkań Mirona Białoszewskiego. Na scenie znajdują się szafki wypełnione winylowymi płytami, widać kasety z nagraniami Tajnego dziennika, obok magnetofon Grundig, stos rozrzuconych książek, figurka Matki Boskiej, a w jej sąsiedztwie menora.

Zbiór zwyczajnych, pospolitych sprzętów, otaczających kiedyś poetę, pełni dziś rolę muzealnych eksponatów. Rzeczy te, noszące ślady obecności pisarza, zdają się wieść zagadkowy, tajemniczy żywot. Za chwilę zostaną przeniesione do innego porządku – staną się rekwizytami tworzącymi scenerię, w której rozegrają się różne odsłony diariusza Białoszewskiego.


Na trzech zawieszonych nad sceną ekranach widzimy Marcina Maseckiego grającego Bacha w nieoczywistych, niepokornych, łamiących schematy interpretacjach. Odsłanianie prywatnej przestrzeni przed czytelnikami, tak istotne dla Tajnego dziennika, będzie również ważnym wątkiem spektaklu w reżyserii Wojciecha Urbańskiego na Scenie Przewodnik Teatru Dramatycznego w Warszawie.

Świetna scenografia autorstwa Anny Tomczyńskiej – konkretna, materialna staje się także symboliczną sferą, gdzie rodzą się myśli i słowa zapełniające karty dziennika. W centrum mikroświata, zamkniętego w czterech ścianach, znajduje się łóżko. Tu przychodzimy na świat, odpoczywamy, śpimy, kochamy się, chorujemy i w końcu umieramy. Elżbieta Chowaniec, która podjęła się zadania arcytrudnego, dokonała bowiem adaptacji liczącego blisko tysiąc stron tekstu, z gąszczu opowieści, historii, anegdot, ludzkich porterów wybrała właśnie temat przemijania i śmierci, a w zasadzie motyw życia nieuchronnie zmierzającego do fatalnego finału. Białoszewski notuje: „Spadło to na mnie jak wór kamieni” i za chwilę wkraczamy w obszar jego najbardziej intymnych przeżyć i doświadczeń. Pisarz robi zapiski podczas choroby matki umierającej na raka, w trakcie śmierci ojca, relacjonuje swój kolejny zawał. Wyraźnie nurtuje go związek między upływem czasu i innym sposobem jego odczuwania zależnym od wieku. „Myślałem sobie, że co tu dużo filozofować o czasie. Nieraz ileś ludzi żyje w różnych czasach własnych. Ci, którzy ze względu na wiek albo śmiertelną chorobę muszą kończyć życie, są w innym czasie niż młodzi z perspektywą życia”. Potem wyznaje z kolei: „W dzieciństwie wszystko jest niezmienne. Na starość wszystko jest zmienne”.

Reżyser znajduje prosty i jednocześnie bardzo trafny pomysł, żeby uchwycić podwójną perspektywę autora piszącego dziennik. Białoszewski należy bowiem do grona postaci pozostających wewnątrz opisywanego świata i jest zarazem narratorem, który usiłuje z dystansu spojrzeć na rzeczywistość, innych i samego siebie. W przedstawieniu tekst zostaje rozpisany na czterech aktorów. Michał Piela, Robert T. Majewski, Henryk Niebudek i Piotr Siwkiewicz z powodzeniem odnajdują właściwy ton i niejednoznaczny punkt widzenia pisarza. W ich interpretacji Białoszewski objawia się jako bystry obserwator, który w sposób naturalny, szczery, chwilami zaskakująco nieskomplikowany, niekiedy naiwny postrzega rzeczywistość i tworzy genialną literaturę wyłaniającą się z opisu codzienności. Kwestie włożone w usta aktorów zachowują swobodę, niedbałość i lekkość właściwą mowie potocznej obecnej w dzienniku. Wydają się chropawe, celowo niedopracowane, dalekie od zredagowanego i wycyzelowanego tekstu pisanego. „Kuzynki dzwonią ze szpitala i mówią, że Mama chce wracać do domu. Ja zaskoczony, mówię, że nie. Że ma tam zostać. One dzwonią za dziesięć minut, że / - Ciocia chce wracać do domu / Ja się zdenerwowałem i powiedziałem, że ona jest nie bardzo odpowiedzialna, i że nie trzeba jej słuchać, potem do szpitala już jej nie wezmą. Ona na to, że od soboty ona i tak jest wypisana. Ja się zdenerwowałem bardzo. (…) Powiedziałem w końcu, że ja tutaj przecież nie będę wiedział, co robić. One jednak do mnie, że muszę być w domu, bo one nie mają kluczy, a mogą z ciocią przyjechać (z moją Mamą)”.

W przedstawieniu, podobnie jak w dzienniku, daje o sobie znać świeżość spojrzenia i nieustannie zadziwienie światem. Szczególnie wtedy, kiedy Białoszewski z peerowskiej, zapyziałej Polski trafia do Ameryki. Nowy Jork działa na niego „narkotycznie”. Jest pod ogromnym wrażeniem kolejnych wizyt w gejowskich kinach, ale zauważa też komizm własnego położenia. „Ja wdałem się z kolei w rozgogolonego Niemca, który mi na koniec powtarzał – danke / – danke / – danke. (…) Człowiek wychodzi stamtąd nasycony, wymaglowany, usatysfakcjonowany i nierozpoznany”. Z niesłabnącym zaciekawieniem przygląda się kinom porno, nowojorskim muzeom, życiu amerykańskiej ulicy i sklepom, w których wszystko jest: pisma pornograficzne, płyty, ale nie ma miękkich piżam i dobrych długopisów. „Kupiłem avocado – taki owoc – jarzyna. To dobre, bo miękkie. Kroi się jak ogórkowaty ser i w smaku nieco do sera podobne. Z wierzchu połyskliwie, zielone, podobne do grudkowatej tykwy”.

Tajny dziennik w Teatrze Dramatycznym jest również dowodem na godzenie się Białoszewskiego z losem i samym sobą. Autor wyznaje, że w wieku kilkunastu lat zauważył, że zaczęli mu się podobać mężczyźni. Potem myślał, że ta fascynacja przejdzie, ale nie minęła. Spektakl Wojciecha Urbańskiego, który przenika uczucie niepokoju i perspektywa nieuchronności ostatniego aktu, wydaje się mimo wszystko wielką pochwałą życia. Choć śmierć zabiera pisarzowi najbliższych i w końcu upomni się także o niego, słowa zawarte na kartach diariusza objawiają ogromną siłę i stawiają opór wobec tego, co musi nadejść.  Dopóki ręka pisarza zapełnia kolejne wiersze Tajnego dziennika, nie ma śmierci. „A kiedy porwie się taniec, / zwyczajem każdego kłębka, / pójdę do nieba – / gdzie się nic nie czuje, / gdzie od początku byłem, zanim byłem, / gdzie już do końca będę, gdy nie będę (…)”.

21-04-2017

galeria zdjęć Tajny dziennik, reż. Wojciech Urbański, Teatr Dramatyczny m.st. Warszawy <i>Tajny dziennik</i>, reż. Wojciech Urbański, Teatr Dramatyczny m.st. Warszawy <i>Tajny dziennik</i>, reż. Wojciech Urbański, Teatr Dramatyczny m.st. Warszawy <i>Tajny dziennik</i>, reż. Wojciech Urbański, Teatr Dramatyczny m.st. Warszawy ZOBACZ WIĘCEJ
 

Teatr Dramatyczny m.st. Warszawy (Scena Przodownik)
Miron Białoszewski
Tajny dziennik
adaptacja: Elżbieta Chowaniec i Wojciech Urbański
reżyseria: Wojciech Urbański
scenografia i kostiumy: Anna Tomczyńska
projekcje: Stanisław Zaleski
muzyka: Marcin Masecki
reżyseria światła: Paulina Góral
obsada: Michał Piela (gościnnie), Robert T. Majewski, Henryk Niebudek, Piotr Siwkiewicz
premiera: 30.03.2017

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
dwa plus trzy jako liczbę: