Dziady X
Premiera Widm, kantaty Stanisława Moniuszki do drugiej części Dziadów Mickiewicza, zbiegła się z premierą nowego iPhone’a, nazwanego tajemniczo „X” i wycenionego na tysiąc dolarów.
Dokładnie o godzinie 19 czasu polskiego, kiedy do Narodowego Forum Muzyki we Wrocławiu zaczęły wpełzać upiory i widma, po drugiej stronie globu, w północnej Kalifornii, Tim Cook, szef firmy Apple, pojawił się na scenie nowego, kosmicznego campusu im. Stevena Jobsa, żeby objawić światu dobrą nowinę. „Dobra nowina”, trochę jak nasza „dobra zmiana”, lekko się jednak zacięła. Kiedy Craig Federighi próbował zademonstrować rewolucyjną technologię rozpoznawania twarzy, jego iPhone X ani drgnął. Urządzenie nie rozpoznało swego stwórcy. Nie było jednak jasne, czy zawiodło, czy może raczej odmówiło współpracy. Największe umysły ostrzegają nas wszak przed sztuczną inteligencją i rządami maszyn nad ludźmi. Mniej więcej o tej samej porze powiało apokalipsą zarówno w campusie amerykańskiej firmy Apple, jaki i na scenie wrocławskiego Forum Muzyki. Kantata Moniuszki została bowiem odegrana jako postapokaliptyczny horror.
Warszawska prapremiera Widm w roku 1865 została przyjęta entuzjastycznie. Dyrygował sam kompozytor. Kolejne wykonania kantaty również były znakomicie odbierane. Chwalono słowiańską śpiewność i nawiązania do muzyki ludowej. Recenzenci przyrównywali Widma do Dziadów i dowodzili, że muzyka Moniuszki doskonale oddawała wersy Mickiewicza. Sam kompozytor nazywał zresztą swój utwór Dziady i dopiero cenzura wymusiła zmianę tytułu. Po serii spektakularnych sukcesów, także na estradach Lwowa, Krakowa i Wilna, kantata popadła jednak w zapomnienie. Dopiero w roku 1996 Teatr Narodowy w Warszawie przywrócił Widma kulturze polskiej, wystawiając je z Andrzejem Hiolskim w roli Guślarza i Andrzejem Sewerynem jako Pielgrzymem. Reżyser Ryszard Peryt zapełnił Salę Bogusławskiego postaciami z połowy XIX wieku.
Paweł Passini, autor wrocławskiej inscenizacji, to artysta wyjątkowo inteligentny i czujny. Nie dał się uwieść słowiańszczyźnie Moniuszki. Nie zaufał pięknu melodii. Nie dał się też zdominować wersom wieszcza. Stworzył widowisko osobne, jakby równoległe do kantaty, ciekawsze chwilami od samej muzyki.
Moniuszko podobno sam uczestniczył kiedyś w pogańskich Zaduszkach i w kantacie próbował odtworzyć taki właśnie obrzęd. Andrzej Kosendiak, dyrektor Narodowego Forum Muzyki i dyrygent Widm, świetnie wydobył słowiańską słodycz i melodyjność muzyki Moniuszki. Wielka w tym też zasługa znakomitego chóru Forum Muzyki i wybitnych solistów, nade wszytko obdarzonej pięknym sopranem Aleksandry Kubas-Kruk (w roli Zosi) i wspaniałego bas-barytona Jarosława Bręka (Guślarza).
Passini skonfrontował melodyjne śpiewy Moniuszki z postapokaliptyczną wizją świata współczesnego. W programie i wywiadach reżyser zapowiadał upiory z obrazów Beksińskiego, manekiny Kantora i kalekich ludzi z obrazów Wróblewskiego. Wszystko to rzeczywiście można było zobaczyć. Pojawiły się także ofiary wojny w Syrii i postaci z serialu Dead Man Walking. Passini intrygująco wykorzystał unikalną przestrzeń Forum Muzyki. Zaludnił wszystkie poziomy, także widownię, przerażającymi potworami i trupami. Postludzkie koszmary nadały nowe znaczenia słowom Mickiewicza i muzyce Moniuszki. Powstało autonomiczne i zaskakująco oryginalne dzieło sztuki. Reżyser zaproponował radykalne uwspółcześnienie klasyki. I być może właśnie ów radykalizm sprawił, że ten ambitny, acz kontrowersyjny projekt został znakomicie przyjęty przez publiczność. Owacjami na stojąco widzowie nagrodzili oba wtorkowe pokazy Widm.
W inscenizacji Passiniego szczególną rolę odgrywały maski. Widma w Dziadach to wszak swoiste „maski pośmiertne”. Przed rozpoczęciem widowiska można było podziwiać maski neoklasyczne, nałożone na nagie torsy aktorów, ledwo widoczne w tle sceny. To subtelne i jedyne przywołanie epoki, w której żył Moniuszko. Z przodu sceny na wchodzących widzów spoglądał młody człowiek w czarnej masce i pasiastym szlafroku. Umknął mi sens tego zabiegu. Pasiak w Polsce kojarzy się jednoznacznie… ale ta wenecka maska? Karnawał w Auschwitz?
Swoistym prologiem przedstawienia była procesja studentów wrocławskiej PWST. Wyglądali, jakby uciekli prosto z obrazów Beksińskiego. Pełzali przez widownię na scenę. Każdy niósł na długim kiju karnawałową maskę z prostokątnym otworem zamiast oczu. Wbili potem te kije w proscenium, rozdzielając płotem masek scenę od widowni. Przez te weneckie maski oglądaliśmy potem całe widowisko. Śpiewaków, aktorów i tancerzy. A nawet dyrygenta i muzyków w tyle sceny. Każdy fragment kantaty konfrontowany był z nieco odmiennymi działaniami artystów w przestrzeni Forum. Polifoniczna, hiperaktywna struktura widowiska uwodziła i dekoncentrowała, a zarazem demaskowała patos muzyki.
Wybitną kreację w Widmach stworzył Mariusz Bonaszewski. Wielki aktor oddychał frazą Mickiewicza i uwiarygodniał postludzkie Zaduszki. Wygłaszał partie Pielgrzyma i niektórych widm, także płci żeńskiej. Aktor skutecznie „odrywał” tekst od scenicznych obrazów. Realizował tym samym swoisty manifest autorów inscenizacji: odmowę wiernego ilustrowania muzyki Moniuszki czy słów Mickiewicza. To zabieg bardzo często dziś stosowany. Artyści konfrontują widownię z serią sprzecznych i często symultanicznych komunikatów, pozostawiając odbiorcom spektaklu tworzenie własnych, odmiennych i często zaskakujących interpretacji. W przypadku Widm ta strategia nie zawsze się jednak sprawdzała. Przykładem rola Pawła Janysta, młodego człowieka w pasiastym szlafroku. Był nawet niezły jako swoisty grabarz-wodzirej. Najpierw zdjął maskę, potem zrzucił szlafrok. Wciąż jednak nie umiałem odgadnąć sensu jego działań.
W Forum Muzyki nie ogrywano obrzędu słowiańskiego. Guślarz przybył prosto z Syrii. To żołnierz z oddziałów interwencyjnych. Pielgrzym zabłądził z horroru. Dwa widma – brawurowo tańczone przez Franciszkę Kierc-Franik i Igę Załęczną – sprawnie łączyły nowoczesny teatr tańca z japońskim butō. Szczudlarze: Emilia Górnisiewicz, Jan Grządziela i Paweł Boczkowski, animowali potężne potwory Beksińskiego zarówno na scenie, jak i w przejściach widowni. W tym eklektycznym rytuale żywe trupy i zombie mieszały się z kukłami i szczątkami materii, jak w głośnej Replice Józefa Szajny, więźnia Oświęcimia. Żadnej nadziei na zmartwychwstanie.
Paweł Passini – paradoksalnie – ożywił Moniuszkę, bezlitośnie ignorując oryginalne sensy kantaty i tworząc własną, autorską inscenizację. Koszty takiego zabiegu były jednak wysokie. Żeby się tym widowiskiem w pełni zachwycić, trzeba było często rezygnować z próby rozumienia działań scenicznych. Widma stały się przez to dojmująco piękne, ale też niebezpiecznie uwodziły pustą obietnicą. Jak iPhone X.
27-09-2017
galeria zdjęć Widma, reż. Paweł Passini - 52. Międzynarodowy Festiwal Wratislavia Cantans im. Andrzeja Markowskiego ZOBACZ WIĘCEJ
52. Międzynarodowy Festiwal Wratislavia Cantans im. Andrzeja Markowskiego, 7-17.09.2017, Wrocław i Dolny Śląsk
Stanisław Moniuszko
Widma
rekonstrukcja oryginalnej partytury Stanisława Moniuszki: Maciej Prochaska
dyrygent, kierownictwo muzyczne: Andrzej Kosendiak
reżyseria: Paweł Passini
scenografia oraz kostiumy: Zuzanna Srebrna
reżyseria światła: Katarzyna Łuszczyk
wizualizacje: Agata Konarska
obsada: Jarosław Bręk, Aleksandra Kubas-Kruk, Antoni Szuszkiewicz, Mikołaj Szuszkiewicz, Jerzy Butryn, Bogdan Makal, Mariola Cierpiał, Michał Ziemak, Mariusz Bonaszewski, Paweł Janyst, Przemysław Wasilkowski, Franciszka Kierc-Franik, Iga Załęczna, Emilia Górnisiewicz, Jan Grządziela, Paweł Boczkowski oraz Studenci Wydziału Lalkarskiego Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie, Filia we Wrocławiu: Anna Wieczorek, Anna Zachciał, Weronika Pawlik, Martyna Matoliniec, Magdalena Zabel, Piotr Michalczuk, Paweł Bernadowski, Jacek Schmidt, Krzysztof Paździora, Jakub Mieszała, Wojciech Zygmunt, Chór NFM pod kierownictwem Agnieszki Franków-Żelazny, Wrocławska Orkiestra Barokowa pod kierownictwem Jarosława Thiela
premiera: 12.09.2017
To nie Teatr Narodowy w Warszawie przywrócił "Widma" Moniuszki kulturze polskiej. Przed nim były jeszcze Teatr Muzyczny w Gdyni (1984), Opera Wrocławska (1994) i Teatr im. C.K. Norwida w Jeleniej Górze (1994). Jeśli mówić o przywróceniu Polakom "Widm", to palma pierwszeństwa należy się realizatorom z Gdyni. Akurat tak się składa, że gdyńskie przedstawienie też reżyserował Ryszard Peryt. No ale gdzie tu zasługa Teatru Narodowego?
http://magazynsztuki.eu/old/archiwum/prezentacje/Kantor/kantor_plaza.gif