AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Głosy kosy

Pieśni o śmierci, scen. Łukasz Kozak, II Międzynarodowy Festiwal Muzyki Europy Środkowo-Wschodniej EUFONIE, Warszawa
fot. Karol Czajkowski  

Podobno boimy się dziś śmierci. Wczoraj też się pewnie baliśmy, ale przyjmuję argumenty, że aktualnie ów strach jest silniejszy. Wymontowaliśmy kulturowe bezpieczniki, które oswajały nas z tym – było nie było – koronnym zjawiskiem egzystencji. Część z nich wydaje się stracona na zawsze. Trudno sobie wyobrazić, aby ponownie na stoły wsuwano otwarte trumny, w których niespiesznie rozkładać się będą nieboszczycy, okadzając domy zapachem mięsa, ziół i świec. I nie zastąpi tego najwybitniejsza nawet sztuka. Nie pomoże również popkultura, choćby było w niej jeszcze więcej śmierci niż obecnie. Co ściągnęło widzów do rotundy w Muzeum Kolekcji im. Jana Pawła II w Warszawie, gdzie odbyła się prapremiera widowiska (choć bardziej pasuje tu termin: słuchowiska) pod tytułem Pieśni o śmierci? Prawdopodobnie były to potrzeby bardziej estetyczne niż duchowe, ale wieczór spędzony ze staropolskimi tekstami przypominającymi o nieuchronnym finale, był wielowymiarowy.   


*
Łukasz Kozak, odpowiedzialny za scenariusz, wpadł na pomysł tyleż oczywisty, co znakomity. Połączył klasyczny staropolski tekst Rozmowy Mistrza Polikarpa ze Śmiercią z dawnymi pieśniami o podobnej tematyce. Efekt zaprezentowano w ramach Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Europy Środkowo-Wschodniej Eufonie. Formuła jest prosta. Jan Frycz czyta Rozmowę…, a w przerwach śpiewa Monodia Polska z Adamem Strugiem na czele. Naprzeciwko i na skrzydłach stojących w półkolu artystów rozstawiono krzesła dla publiczności. Tej żywej, ale jest i inna. Ściany rotundy zdobi kolekcja portretów. Trudno zliczyć, ile martwych oczu łypie przez półmrok towarzyszący wydarzeniu, ile uszu łowi słowa, które – łatwo to sobie wyobrazić – część ze sportretowanych słyszała, gdy jeszcze chodziła po krakowskich ulicach w latach czterdziestych XVI wieku, kiedy to pod Wawelem wydawano śpiewane i odczytywane tu teksty. Najważniejszy z nich, czyli znana ze szkół Rozmowa…, ukazał się pod tytułem: Śmierci z Mistrzem dwojakie gadania, książki wyborne ku polepszeniu żywota ludzkiego uczynione, w których ukazuje srogości i gorzkość jej. Teraz nowo nieco przydano. W 2018 roku, gdy ów tekst wydawał profesor Wiesław Wydra, cały czas aktualnym pozostawało ostatnie zdanie tytułu. Mamy bowiem do czynienia z publikacją pełnej wersji Rozmowy..., znanej dotychczas jedynie we fragmencie, czyli z „największym odkryciem w historii badań nad polską kulturą od przeszło stu lat” – jak można przeczytać w materiałach promocyjnych. Warto odnotować, że prof. Wydra dokonał go w Internecie. Nie wyzłośliwiam się, podziwiam! Mam też propozycję dla programistów, która spożytkuje i upamiętni to osiągnięcie. Poproszę aplikację, która po każdym kwadransie scrollowania fejsbukowej tablicy wrzuci nań portret Profesora, albo jeszcze lepiej – Śmierci.

Poza pełną wersją średniowiecznego dialogu uczonego i kostuchy w Bibliotece Uniwersyteckiej Erlangen-Nürnberg Profesor odnalazł także nieznaną dotąd Pieśń o Śmierci wszystkiem ludziem straszliwej „z zapisaną melodią i jej czterogłosowym opracowaniem”. A któż inny mógłby ją (i jej podobne) wykonać, jeśli nie Monodia Polska – grupa wokalna znana z płyty Requiem polskie – dowodzona przez Struga, którego pogrzebowe śpiewanie kilka lat temu przeniosło się znad pojedynczych trumien na cały kraj, ku uciesze żyjących. Potwierdza to chociażby znakomite Requiem ludowe, album nagrany razem z grupą Kwadrofonik. Muzyka tradycyjna i archaiczne techniki wokalne, którymi zajmuje się Strug, cały czas czekają na swoją pełną artystyczną rehabilitację. Dlaczego jest to kwestia sprawiedliwości dziejowej, wyjaśnia pieśń, której nie było w programie wydarzenia, a którą Monodia wykonała na pożegnanie. Śpiewa się ją do dziś w drobnoszlacheckich wioskach północno-wschodniego Mazowsza – tłumaczył Strug, dodając, że jest bardzo podobna do utworu, który już tego wieczora słyszeliśmy, czyli XVI-wiecznej Pieśni przy pogrzebie człowieka krześcijańskiego…

**
Łatwo rozpłynąć się w głosach spiętych pieśnią. Rozpłynąć lub rozcieńczyć – sublimować. Nie gubiąc jednocześnie nurtu przewodniego, który wyznacza górny głos. Najczęściej odpowiadał zań Strug, nie stroniąc od charakterystycznej ludowej ornamentacji. Inaczej w tej roli odnalazł się Szczepan Pospieszalski – jego jasny, czysty i prosty śpiew wyniósł Pieśń przy pogrzebie… pod samo sklepienie. Niektóre z XVI-wiecznych pieśni w swym wielogłosowym wyrafinowaniu traciły na komunikatywności. Chwytanie i składanie w wyrazy nieintuicyjnie przedłużanych sylab nie było łatwe. Ale właśnie te momenty, w których dźwięk i sposób jego emisji nieomal usuwają semantykę tekstu, to dowody na to, że rację mają ci badacze tradycyjnych technik śpiewaczych, którzy ich mocy upatrują przede wszystkim w tym, co Jan Bernad określa za Grotowskim „jakościami dźwiękowymi”. Nieważne co – ważne jak. Może i trochę szkoda, że dopiero przy lekturze dotarły do mnie takie wersy, jak: „Odstęp proszę, miła śmierci, / Boć sie dusza barzo wierci”, ale zanurzony w pieśni nie miałem poczucia straty. Wolny od rozumienia mogłem do niej przylgnąć, a co za tym idzie, skorzystać z jej błogosławieństwa.

Zwłaszcza, że równowagę przywracał Frycz ze swoją lekturą Rozmowy…, znakomicie redukującą pewną patetyczność sytuacji. Zrozumiałą zresztą, w końcu to prapremiera, miejsce nobliwe, festiwal poważny. Sęk w tym, że anonimowy autor średniowiecznego dialogu nie stronił od groteski i humoru. Zwłaszcza w – nieznanym wcześniej – dialogu Śmierci z Kmotrem, który najpierw pomaga kostusze wydostać się z błota, a potem zaprasza ją na chrzciny. Rzecz dzieje się gdzieś między Pokrzywnicą a Zawichostem. Najpewniej w okolicach Sieciechowa – znam te strony doskonale, błota tam dostatek, nie brakuje też stradników – jak Kmotr tytułuje Śmierć, czyli biedaków w trudnym położeniu, ale i ludzi złych oraz bezbożnych.

***
Czy doświadczenia tego rodzaju, co Pieśni o śmierci, mogą nam w jakikolwiek sposób pomóc w sytuacji jej spotkania? Pewnie nie, chyba że wiedza, iż „Już cię śmierć do grobu wlecze! / A tak cię prędko zagniecie, / Jakoby nie był na świecie!”, jakoś nas pocieszy, zdejmując z ramion ciężar ambicji i oddalając Horacjański wyrok: non omnis moriar. Dziś śmierć oglądamy najczęściej na ekranach kin i telewizorów, nierzadko unurzaną we krwi, zlepioną z pourywanych kończyn, błyszczącą łzami konających na szpitalnych łóżkach. Niemniej sugestywnie widzieli ją XVI-wieczni czytelnicy. Spektakl kończy się monologiem „ogniłej głowy”. Groteskowym, ale i przy odrobinie wyobraźni, całkiem przerażającym:

„Będziesz takim jako i ja.
Przeto sie mną prozno brzydzisz,
Będziesz tym, czym mię być widzisz.
By mię był widział, gdym gniła,
Jakimemci smrodem była.
Bo nie masz nic tak brzydkiego
Nad smrod ścirwu człowieczego”.

Taki obraz nasz, za którego przypomnienie wybrzmiała w Muzeum Kolekcji zasłużona owacja.

29-11-2019

II Międzynarodowy Festiwal Muzyki Europy Środkowo-Wschodniej EUFONIE, 15-23.11. 2019, Warszawa
Pieśni o śmierci
scenariusz: Łukasz Kozak
monodram: Jan Frycz
pieśni: Adam Strug, Monodia Polska w składzie: Mateusz Kowalski, Jakub Kukla, Wojciech Lubertowicz, Maksymilian Mucha, Szczepan Pospieszalski (kierownictwo muzyczne), Tomasz Stawiecki, Hipolit Woźniak, Jan Woźniak, Tymoteusz Woźniak, Jacek Zembrowski
premiera: 18.11.2019

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę: