Hotel Westminster
Hotel Westminster Raya Cooneya, który w Teatrze Ludowym wystawił Włodzimierz Nurkowski, jest precyzyjnie skonstruowaną farsą, nasyconą żartem sytuacyjnym, chwytami qui pro quo, komizmem językowym, zestawem przewidywalnych, ale nadal bawiących nas gagów.
Kilku bohaterów uwikłanych w liczne intrygi prezentuje wachlarz kliszowych przekonań obyczajowych i światopoglądowych, po raz kolejny przybiera ten sam kostium małżeńskiej zdrady, homofobicznych żartów i rasowych uprzedzeń. Można po obejrzeniu tego spektaklu długo roztrząsać fenomen farsy. Nie sądzę jednak, by realizatorzy nowohuckiego przedstawienia w ogóle się tym zajmowali. Założyli po prostu, że teatralny wieczór ma być lekki i naturalny. A nieprawdopodobna historia opowie się sama.
W hotelowej recepcji pojawia się małżeństwo Willeyów. Richard jest ministrem spraw wewnętrznych, który przybył do Londynu w celach służbowych, zaś jego żona Pamela zamierza wykorzystać wyjazd na pobyt w teatrze. Jak się okazuje, hotel gości także posłankę z opozycyjnej partii Richarda, Lilly Chatterton. Jej nieodłącznym atrybutem jest kilka plakatów o treściach pornograficznych, ponieważ przygotowuje właśnie odczyt poświęcony ochronie obyczajowości. Wkrótce pojawi się także młody sekretarz Willeya, Georg Pidgen, który poproszony zostanie o dyskretną rezerwację pokoju na schadzkę Richarda z jego kochanką. Nienawykły do kłamstw i nieco bojaźliwy Pidgen popełni wiele pomyłek, dzięki czemu akcja nabierze właściwego farsie szybkiego tempa oraz zdarzą się liczne perypetie. W sieć mnożących się oszustw i nieporozumień wplątani zostaną także skośnooki lokaj oraz hinduski kierownik recepcji.
Hotel Westminster szybko stanie się areną rozgrywki pomiędzy małżonkami oraz ich kochankami, począwszy od pierwszego ruchu Pidgena, który nieumyślnie zarezerwuje pokój na randkę Richarda w sąsiedztwie wynajętego już apartamentu państwa Willeyów. Co więcej, w ferworze nieudolnych intryg Pidgen przedstawi siebie jako niejakiego doktora Noela Christmasa, a pojawiająca się w tym czasie w recepcji Pamela wplącze go w niechciany romans. Kłamstwa będą się już tylko mnożyć, a poziom komizmu wzrośnie błyskawicznie, kiedy kochankowie znajdą się w niebezpiecznej dla siebie bliskości, a Pidgen z coraz większym wysiłkiem chronić będzie małżeńskie zdrady. Splątany oszustwami i niemal przyłapany na romansie z Pamelą, wykrzyczy zrozpaczony, że obiektem jego westchnień w rzeczywistości jest jeden z pracowników ministerstwa o imieniu Ted. Nieplanowane kłamstewko uruchomi lawinę kolejnych, kiedy do hotelu zawita przypadkowy Ted, mąż kochanki Richarda, który odczytał wiadomość o spotkaniu przeznaczoną dla jego żony. Przychodzi więc w nadziei na rozmowę o pracę, a jego pojawienie się jedynie potęguje stężenie komizmu, jako że wszyscy przekonani są, że ów Ted jest kochankiem Pidgena, ukrywanym w hotelowej toalecie Richarda. Tymczasem Ted, marzący o aktorstwie, łatwowiernie poddaje się sugestiom Pidgena. Odgrywane sceny łóżkowe są doskonałą pożywką dla przekonań pozostałych o homoseksualnych skłonnościach Pidgena. Akcja komplikuje się i zapętla, powodując niemożliwość rozwiązania zbyt licznych konfliktów. Domknięciem serii gagów, zamiany ról i omyłek jest frasobliwe rozłożenie rąk wychodzącego ku widzom Pidgena. Kokieteryjny gest rezygnacji kończy grę niedomówień, a rozpoczyna aplauz publiczności.
Brytyjski humor doskonale wpisał się w polskie realia, w których wciąż nośny pozostaje wizerunek Azjaty jako mistrza sztuk walki (w tę rolę wcielił się Hai Bui Ngoc), kiczowatej i tandetnej drag queen czy zniewieściałego homoseksualisty. Cnotliwa i obyczajna posłanka z kolei realizuje wyobrażenia o polskim konserwatyzmie, a parlamentarne zdrady małżeńskie to jedynie oś banalnych i absurdalnych wydarzeń zogniskowanych wokół niewinnego, uczciwego młodzieńca. Pidgen jest centralną postacią całej farsy, łączącą wszystkie wątki i pozostałych bohaterów, jest spiritus movens niemal każdej komicznej sytuacji czy dialogu. Jego nazwisko także jest znaczące – brzmi jak pidgin (pidżin), czyli rodzaj uproszczonego języka, jakim posługują się różne przemieszane ze sobą grupy społeczne. Język pidżynowy je łączy, tak jak Pidgen łączy świat parlamentarny i hotelowy, małżonków i kochanki, choć widać, że bohater nie potrafi biegle posługiwać się językiem kłamstw. Szybko zostaje usidlony przez Pamelę i Richarda, stając się jednocześnie cichym, nieco nieudolnym reżyserem ich poczynań. Jest też postacią najciekawiej zagraną, poprowadzoną przez Karola Polaka niezwykle lekko, naturalnie, bez typowego dla wszelkich gatunków komediowych przerysowania i wyolbrzymienia. Zakłopotanie Pidgena staje się zakłopotaniem Polaka, który nie opanował jeszcze bogatego zestawu teatralnych i aktorskich gagów, dzięki czemu potrafi rozbawić autentycznie i z animuszem młodego artysty. Równie autentyczny wydaje się Paweł Kumięga (Ted), pozbawiony całego repozytorium komicznego aktora (gagów, kiczowatych strojów), niemal unieruchomiony przez „gipsową nogę” i kulę. Ted jest niejako lustrzanym odbiciem Pidgena, naiwnym adeptem w sieci kłamstw i małżeńskich intryg. Wszyscy inni doskonale wpisują się w przewidywalny, farsowy schemat z pełnym bogactwem powtarzalnych mechanicznie grepsów i wypowiadanych automatycznie żartów. Podobnie konwencjonalna pozostaje scenografia, czyli szkicowy hotel zamknięty w obrotowej scenie – pudełku, gdzie kochankowie przedzieleni są jedynie wytapetowaną ścianą. Mieszczańskie realia uzupełniają kostiumy – garnitury panów zamieniane w szlafroki i ciepłe kapcie oraz pudrowa garsonka Pameli, pod którą kryje się zwiewna szyfonowa piżamka. Jest też pełen repertuar gadżetów, począwszy od kropli do nosa dla alergicznego Richarda poprzez czerwoną, wędrującą perukę jego kochanki czy pejcz Pameli. Każde zdziwienie, westchnięcie czy nawet wzruszenie wpisuje się w dobrze skrojony komediowy schemat.
Śmieszy wyelegantowana Lilly, nerwowo ściskająca pornograficzne plakaty, śmieszą potknięcia Pidgena, jego językowe pomyłki, Ted jako gejowski partner, którym wcale być nie chce. Poza płaszczyzną uproszczeń teatralny wieczór nie dostarcza oczywiście żadnych ważkich treści, nie dotyka prawdziwych społecznych problemów, a jedynie eksponuje dobrze utarte i wygodnie zadomowione w społeczeństwie wyobrażenia. Nie aspiruje do tego, by przekształcać stereotypy, ma jedynie bawić publiczność i robi to doskonale. W Teatrze Ludowym śmiechom nie ma końca, tak jak oklaskom. Morałów nie będzie, bo farsa ich nie lubi, tak jak może nie lubić ich publiczność.
7-11-2014
galeria zdjęć Hotel Westminster, reż. Włodzimierz Nurkowski, Teatr Ludowy w Krakowie ZOBACZ WIĘCEJ
Teatr Ludowy w Krakowie
Ray Cooney
Hotel Westminster
przekład: Elżbieta Woźniak
reżyseria: Włodzimierz Nurkowski
scenografia: Anna Sekuła
obsada: Patrycja Durska, Małgorzata Kochan, Paweł Kumięga, Piotr Pilitowski, Jagoda Pietruszkówna, Karol Polak (PWST), Iwona Sitkowska, Katarzyna Tlałka, Kajetan Wolniewicz, Hai Bui Ngoc
premiera: 17.10.2014
Świetna komedia! Serdecznie gratuluje głównym aktorom. Dawno się tak nie uśmiałam i to jeszcze ze sztuki na żywo!
Wspaniała obsada ,super sztuka.Gorąco polecam naprawdę warto:)