AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Jak śnieg w mikrofalówce

Dziennikarka, opublikowała kilka tysięcy tekstów, pracowała w Wydawnictwie Miejskim Posnania, gdzie tworzyła portal kulturapoznan.pl i pełniła obowiązki redaktor naczelnej miesięcznika „IKS”, autorka książek Miasto w teatrze i Rozmowy wokół Zygmunta Warczygłowy, od dwóch dekad prowadzi zajęcia warsztatowe poświęcone dziennikarstwu na poznańskim Uniwersytecie Artystycznym, aktywnie zaangażowała się w działania Sztabu antykryzysowego na rzecz poznańskiej kultury, a także organizację Poznańskiego Kongresu Kultury.
A A A
Fot. Katarzyna Zalewska  

Kiedy orkan Ksawery miotał nad Poznaniem śnieżną nawałnicą, miałam snuć pod kryształowym żyrandolem poznańskiej opery teoretyczne dywagacje o roli świata w życiu artysty. Tymczasem dopadło mnie znienacka kilka bardzo praktycznych konstatacji na temat roli artysty w świecie.

Dziwny to był wieczór. Spektakularny atak zimy sprawił, że premiera Portretu Mieczysława Wajnberga w Teatrze Wielkim została znacznie opóźniona, żeby dać szansę uczestnictwa w międzynarodowym (jak głosiła wieść) wydarzeniu wszystkim potencjalnym widzom przedzierającym się (być może) przez zawieruchę. Zaiste, było się przez co przedzierać. Parter nie przestawał jednak świecić pustymi krzesłami mimo nerwowego wstrzymywania trzeciego dzwonka. Na bankiecie dyrektor artystyczny opery, Maestro Gabriel Chmura wyznał, że biletów sprzedało się niewiele i zachęcał wszystkich obecnych do niesienia w świat wieści o tym, iż warto wystawiać (oraz oglądać) nowe opery zamiast wiecznie żywej Tosci. Agitacja wypadła mało przekonująco, bo premiery nie zaszczycił swoją obecnością także… reżyser. Z teatralnego programu wynika czarno na białym (a właściwie we wszystkich kolorach CMYKA), że poznańska realizacja to zadziwiająco wierna kopia przedstawienia zrealizowanego przez Davida Pountneya w Leeds (tamtejsza Opera North jest partnerem przedsięwzięcia), a po prawdzie jej przeniesienie. Publikacja okraszona jest nie tylko zdjęciami tamtego spektaklu, ale także (sic!) recenzjami.

Eklektyczna bajka o artyście

Widzów mało, reżysera brak, premiera z mikrofalówki, recenzent zbędny… Siedzę jednak na teatralnej widowni, a pierwszy akt historii malarza Czartkowa, który rozmienił swój talent na drobne, sprzedając się za grube, leniwie przetacza się przez scenę, zabierając nas w baśniowo-groteskowy świat wymyślony przez Gogola. Poznajemy romantycznego artystę, któremu brakuje na czynsz, który błądzi po petersburskim parku za ukochaną Psyche w czerwonych szpilkach, który kupuje za ostatnie kopiejki tajemniczy obraz… Ów obraz zaczyna nagle sypać rublami, za które można kupić przychylną recenzję sprzedajnego pismaka. Ona nastręcza klientów, chętnych do zamawiania portretów mocno „koloryzujących” rzeczywistość, więc Czartkow maluje coraz zgrabniejsze nosy, większe oczy, pełniejsza usta, smuklejsze talie, prężniejsze mięśnie, szlachetniejsze wyrazy twarzy, uczciwsze spojrzenia, mądrzejsze miny, a zwłaszcza dostojniejsze pozy, bo kolejka dostojników coraz dłuższa.

To nie znaczy, że na politykę nie ma w sztuce miejsca. Jest. O tyle, o ile jest ona jedną z wielu spraw, w które dajemy się uwikłać.Akt drugi strzela do nas całą galerią monstrualnych portretów Stalina, po której przechadza się nasz bohater w glorii chwały oraz stroju sowieckiego komisarza. Płótno innego malarza rzuca go jednak na kolana i wprawia w narastającą depresję. Wystylizowany na Andy’ego Warhola będzie się teraz miotał po withe cube sceny, łkając nad zmarnowanym życiem, utraconą miłością, sprzeniewierzeniem się prawdziwej sztuce. Aż do śmierci w przedłużających się operowo konwulsjach podanych w zbliżeniu na nowocześnie wielkim ekranie.

Ot, komiksowa, homogenizowana bajka, a trochę bryk z historii sztuki. Podobny do biograficznych powieści o artystach Irvinga Stone’a czy baletowych spektakli Borisa Ejfmana, w których każda metaforyczna ulotność z hukiem spada pod własnym ciężarem na sceniczne deski, bo prowadzi do niej drogowskaz w kolorze odblaskowym.

A może jest w tym coś jeszcze? Może jakieś specjalnie znaczenie ma ta muzyka, która tak się wtopiła w historię, że prawie zniknęła ze sceny?

Konwersacje w occie

Po spektaklu muzykolodzy spierali się zaciekle, ile w Wajnbergu Szostakowicza, ile Strawińskiego, a ile Prokofiewa i czy w ogóle warto wystawiać takie marne, wtórne dzieła. Ci o zacięciu felczerskim zwołali konsylium na temat niedyspozycji śpiewającego główną partię Jacka Laszczkowskiego, chwalili za to dyrygenta Tadeusza Kozłowskiego i orkiestrę. Grono plastyczne pastwiło się nad pseudo-abstrakcyjnym mazgajami z pierwszego aktu i trywialnie nachalnymi odniesieniami do socrealizmu w drugiej części przedstawienia. Teatralni hipsterzy złośliwie liczyli, w iluż to już spektaklach aktorzy byli ostatnio uzbrojeni w kamerę, ale za to cieszyli się Warholem, bo Warhol wciąż jeszcze cieszy teatralnych hipsterów.

Uznałam, że nie bardzo jest o co kruszyć kopie, przegryzłam bankietowy pasztet trzema grzybkami marynowanymi i poszłam w śnieg przywiany przez Ksawerego.

O wyższości śniegu nad wiatrem

Warto wystawiać (i oglądać) nowe opery. Szczególnie takie, które w tle mają Fausta.Teraz sypało puszyście, łagodnie, rytmicznie, cicho. Na budynek opery, na park przed nim, na bankietowe spory i na mnie też. Spektakl stawał się coraz bardziej odległy i obojętny – aż do momentu, kiedy nieoczekiwanie dostrzegłam w nim całkiem wyraźnie świeże teatralne spory o rolę artysty we współczesnym świecie, o to, czego mu nie wolno, a co bezwzględnie powinien, o jego relacje z publicznością i jej prywatnymi oraz publicznymi pieniędzmi. Od kilku miesięcy miotają mną sprzeczne emocje: już siadam do klawiatury, żeby zabrać głos „w sprawie”, ale równie szybko opadają mi ręce obezwładnione zniesmaczeniem wobec każdej ze stron tych sporów. Gogolowska historia o Czartkowie wydała mi się nagle i inspirująca, i kojąco dystansująca do wszystkich tych krzykliwie doraźnych i politycznie populistycznych przepychanek. Kiedy artyści stają się agitatorami, werbującymi do mniej czy bardziej dosłownie traktowanych „partii”, kiedy widzowie stają po dwóch stronach rozpalonej do czerwoności barykady, sztuka się kończy, a realna polityka wcale nie zaczyna. To nie znaczy, że na politykę nie ma w sztuce miejsca. Jest. O tyle, o ile jest ona jedną z wielu spraw, w które dajemy się uwikłać i z których usiłujemy się wyzwolić pomiędzy narodzinami a śmiercią.

Wtedy zabrzmiała mi w uszach liryczna pieśń Latarnika z Portretu. Wtedy naprawdę ją usłyszałam. Ksawery przepadł, a śnieg wciąż tu był. Może cała sztuka polega na tym, żeby ten śnieg po prostu dostrzec (choć na sekundę), zanim się całkiem rozpuści w mikrofalówce doraźności? Jak Wajnberg. Jak Gogol. Jak Goethe…

Krzywy portret czytelnika

A wieczór z Wajnbergiem wciąż nie chciał się skończyć. Już w domu zajrzałam do teatralnego programu i przepadłam w nim na długo. To pięknie wydana (choć redakcyjnie można by ją było jeszcze bardziej dopieścić) książka o polskim kompozytorze żydowskiego pochodzenia, który większość życia spędził w sowieckiej Rosji. Czyta się ją od deski do deski i ogląda z przyjemnością, bo jest równocześnie albumem wypełnionym autoportretami wielkich malarzy. Ostateczną pointą spektaklu staje się jej obwoluta – srebrzysta, aluminiowa folia, która odbija twarz czytelnika jak krzywe zwierciadło. W gruncie rzeczy Portret w Teatrze Wielkim pełni bardzo podobną rolę.

I ma Pan rację, Maestro. Warto wystawiać (i oglądać) nowe opery. Szczególnie takie, które w tle mają Fausta.

20-12-2013

galeria zdjęć Portret, reż. D. Pountney, fot. Katarzyna Zalewska Portret, reż. D. Pountney, fot. Katarzyna Zalewska Portret, reż. D. Pountney, fot. Katarzyna Zalewska Portret, reż. D. Pountney, fot. Katarzyna Zalewska ZOBACZ WIĘCEJ
 

Teatr Wielki w Poznaniu
Mieczysław Wajnberg
Portret
libretto: Aleksander Miedwiediew na podstawie opowiadania Mikołaja Gogola
reżyseria: David Pountney
adaptacja reżyserii: Anelia Kadieva
scenografia: Dan Potra
kierownictwo muzyczne: Tadeusz Kozłowski
obsada: Jacek Laszczkowski, Michał Partyka, Jaromir Trafankowski, Stanisław Kuflyuk, Piotr Friebe, Rafał Korpik, Monika Mych-Nowicka, Natalia Puczniewska, Marek Szymański, Karol Bochański, Kornel Maciejowski, Andrzej Ogórkiewicz, Vera Baniewicz, Galina Kuklina, Maria Marcinkiewicz-Górna, Sebastian Łukaszewski     
polska prapremiera: 6.12.2013

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę: