Kołysanka
O bohaterze spektaklu Radosława Rychcika Utalentowany pan Ripley w Teatrze Studio wiemy niewiele. Gdy spotykamy go po raz pierwszy, pisze na maszynie w swoim pokoju. Wydaje się trochę nerwowy, boi się tych, którzy pukają do drzwi i chcą zakłócić spokój. W końcu wpuszcza do środka nieznajomego (Herbert Greenleaf/Wojciech Żołądkowicz), który obiecuje dobrze zapłacić w zamian za nakłonienie do powrotu syna przebywającego za granicą.
Tom Ripley (Marcin Bosak) podejmuje się misji i już po chwili odnajdujemy go we Włoszech, gdzie gości w domu Richarda Greenleafa – Dickiego (Tomasz Nosiński), złotego młodzieńca, zyskując zaufanie jego i oddanej mu partnerki, Marge (Natalia Rybicka). Trwają niezobowiązujące rozmowy o życiu i książkach przy stole i barze. Czego nie zagrają i nie wygłoszą uzbrojeni w mikroporty aktorzy, zostanie dopowiedziane z offu jako fragment powieści Patricii Highsmith. Całej zresztą historii, rozgrywanej horyzontalnie na ciasno zabudowanej, mansjonowej scenie Malarni w tzw. bliskim kontakcie z widzami (którzy upchani do ostatniego miejsca nie są w stanie zobaczyć wszystkiego, mogą jedynie domyślać się akcji rozgrywanej akurat np. po przekątnej od swojego krzesła), towarzyszą napisy. Na bieżąco tłumaczony jest na angielski tekst wypowiadany po polsku i na polski – kwestie wygłaszane po angielsku. Po co? Nie jest to jasne, choć prawdopodobnie chodziło o podkreślenie sytuacji fikcji literackiej – tu i teraz, a zarazem podjętej gry, w którą zostają włączone obie strony, aktorzy i publiczność (tak przynajmniej wynika z komentarza zamieszczonego w programie i, niestety, tylko z niego).
W końcu dochodzi do morderstwa Dickiego z ręki Ripleya, zazdrosnego, jak można się domyślić, o beztroskie życie bogatego Greenleafa. Motywacje tej zbrodni, podobnie zresztą jak późniejsze przeobrażenie Ripleya i podszywanie się przez niego pod inną osobę w ostatnich sekwencjach przedstawienia, pozostaną w tej interpretacji kompletnie niejasne. Brak w spektaklu nie tylko klarownego scenariusza, wyraźnie kreślonych zdarzeń, ale i postaci. A już o Ripleyu wirtuozie, zdolnym do wszystkiego, nieprzewidywalnym i zagadkowym hochsztaplerze na pewno nie ma tu mowy.
Trzeba doprawdy talentu, by akcję kryminału lub zgoła thrillera psychologicznego zamienić na leniwie sączącą się, monotonną i nudną jak flaki z olejem opowieść. Na domiar złego reżyser nie poprzestaje na próbie przedstawienia historii, która i tak więdnie w teatralnych realiach – o przegranej konkurencji z filmem nie wspominając. Pragnie on za wszelką cenę poszerzyć kontekst działań psychopatycznego mordercy, podlewając je egzystencjalno-dekadenckim sosem poprzez przywołanie tytułów takich, jak Pod wulkanem Malcolma Lowry’ego czy Konformista Alberta Moravii. Zabiegi te, podobnie jak wprowadzenie na scenę prezydenta Baracka Obamy – człowieka o wielu twarzach, który ma za zadanie zręcznie i w sugestywny sposób przybliżyć zgromadzonym swoją osobę podczas dziesięciominutowego przemówienia – są puste i niczego nie wnoszą do przedstawienia z wyjątkiem wątpliwego efektu. Obama, jak się zdaje, miał objawić się jako skompromitowany prestidigitator, żonglujący tożsamościami, tworząc postać niejako analogiczną do postaci Ripleya. A może to sam Ripley wypowiada monolog, udając przywódcę Ameryki? Ameryka staje się zresztą dla Rychcika jeszcze jednym tematem, który podejmuje, a raczej deklaruje jego podjęcie: American dream, amerykańskie kino horroru, amerykański antybohater. W spektaklu w Studiu owe wątki, znaczone pobieżnie i powierzchownie, pozostają raczej w sferze obietnic gry konwencją. Dość kuriozalny pomysł z wystąpieniem Obamy, niema (filmowa?) scena, w której trzy roznegliżowane Azjatki z przerażeniem obserwują nadciągające niebezpieczeństwo, a także przywołanie przez reżysera „innych tekstów kultury”, włącznie z wyrażeniem we wstępie do programu przekonania o istotnym podobieństwie między Ripleyem a Makbetem, nie ratują spektaklu przed klęską. Więcej – usypiają nas do końca. Byle tylko nie przyśnił się więcej pan Ripley.
1-04-2015
Teatr Studio im. Stanisława Ignacego Witkiewicza w Warszawie
Utalentowany pan Ripley
na motywach powieści Patricii Highsmith
przekład: Robert Sudół
adaptacja i reżyseria: Radosław Rychcik
scenografia i kostiumy: Anna Maria Karczmarska
reżyseria światła: Jacqueline Sobiszewski
muzyka: Michał Lis
wideo: Piotr Lis
obsada: Natalia Rybicka, Marcin Bosak, Tomasz Nosiński, Modest Ruciński, Wojciech Żołądkowicz, Lan Anh Do, Van Pham, Nguyen Thai Linh
premiera: 15.03.2015
Szkoda że nie przeczytałem tej recenzji przed pójściem dziś na ten spektakl. Sama prawda.
Słabe pióro, oj, bardzo słabe. Możliwe, że pani Rembowska potrafi coś zrobić dobrze... na przykład upiec ciasto... O pisaniu lepiej zapomnieć.
Rychcik - cik, cik, cik... I NIC!