AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Komedia o sprawach ostatecznych

Wiśniowy sad, reż. Krystyna Janda, Teatr Polski w Warszawie
Doktor nauk humanistycznych. Wykładowca Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina. Absolwentka Wydziału Wiedzy o Teatrze Akademii Teatralnej w Warszawie i Wydziału Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała w "Teatrze", którego była redaktorem, a także w "Dialogu" i "Więzi". Pracowała również jako sekretarz redakcji w wydawnictwie Świat Książki.
A A A
fot. Jacek Poremba  

W pierwszej chwili uwagę przykuwają monumentalne przeszklone drzwi, prowadzące do salonu w majątku Lubow Raniewskiej. Tworzą przezroczystą ścianę, odsłaniającą kilka miejsc akcji. Stanowi ona zarazem rodzaj filtru, przez który widzowie śledzą rozgrywające się na kilku planach jednocześnie życie bohaterów Wiśniowego sadu. Maciej Preyer z dbałością o detale przedstawia na scenie Teatru Polskiego wnętrze posiadłości nawiązujące do realiów obowiązujących w Rosji w końcu XIX wieku. Podobnie kostiumy Doroty Kołodyńskiej wpisują się w te ramy czasowe. W głębi umieszczono drzewo kwitnącej wiśni. To ważny znak pociągający za sobą szereg znaczeń. Ambiwalencja między naturą, opartą na niezmiennych prawach, zdolną do odradzania się, i niepewnym, rozchwianym, śmiertelnym światem ludzi jest fundamentalna dla Antoniego Czechowa. W realizacji Krystyny Jandy nie znajdziemy śladów odsyłających do współczesności w myśl zasady, że teksty tego autora nigdy nie tracą na aktualności.   

Wiśniowy sad to ostatni dramat Czechowa. Kiedy nad nim pracował, był ciężko chory. Pokazany przez niego obraz zagłady świata opartego na starym porządku, wzmocniony jest zatem osobistym doświadczeniem zbliżającej się śmierci. Mimo to pilnował, żeby utwór nie nabrał poważnego wyrazu i „lękał się o kształt jego inscenizacji: miała to być komedia, nie zaś łzawy dramat, jak to widział Stanisławski”. Janda trafnie podkreśla, że Wiśniowy sad jest tragedią, tylko opowiedzianą komediowymi środkami. Mimo zapowiedzi okazuje się jednak, że wizerunek rzeczywistości, który przedstawia w swojej realizacji, wydaje się uproszczony w stosunku do nakreślonego w tekście Czechowa. Dominujący w spektaklu ton wodewilowy i farsowy, zamiast podkreślać tragizm rzeczywiści, kompletnie go zabija. Finałowy dźwięk siekier, które unicestwiają sad, nie przejmuje grozą nadchodzących czasów – bezdusznych i nieludzkich – a stanowi ledwie tło dla obyczajowych perypetii damsko-męskich, problemów finansowych Raniewskiej oraz jej najbliższych. Mogę się mylić, ale odnoszę wrażenie, że Krystyna Janda usiłuje upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Wiśniowy sad wydaje się przede wszystkim w jej ujęciu formą szlachetnej rozrywki (nie bez powodu Teatr Polski proponował ten tytuł na sylwestra), która aspiruje do rozmowy o sprawach ostatecznych. Rzecz w tym, że refleksja schodzi na plan dalszy i wątpię, czy widzowie opuszczają teatr ze świadomością, z jak ważnym, mądrym i głębokim tekstem mają do czynienia. Zrównanie z ziemią wiśniowego sadu jest równoznaczne z końcem odchodzącej epoki i barbarzyńskim aktem wymierzonym przeciw naturze, stanowiącej we wcześniejszych dramatach Czechowa punkt odniesienia dla miałkości ludzkiego życia. Tym razem autor idzie dalej, pozostawiając nas w poczuciu bezsilności i braku nadziei wobec pustki, której niczym wypełnić nie sposób.

Przyjęte założenia powodują, że wymagania postawione przez reżyserkę aktorom nie zawsze pozwalają zbudować postaci na miarę dramaturgii autora Trzech sióstr. Za pomyłkę należy uznać obsadzenie Grażyny Barszczewskiej w roli Raniewskiej, będącej w dramacie osobą młodszą, matką siedemnastoletniej Ani, ale też Griszy, który wkrótce po śmierci jej męża, w wieku siedmiu lat utopił się w pobliskim stawie. Od wypadku upłynęło sześć lat. W ujęciu Barszczewskiej Raniewska to egzaltowana właścicielka ziemska – zwraca uwagę wielkopańskimi manierami i szykownymi kreacjami. Potrafi być ujmująca i czuła, żeby za chwilę obcesowo traktować rozmówców. Kiedy za dużo wypije, zrzuca maskę wielkiej damy i zachowuje się bez klasy, czym wprawia w osłupienie bawiące się towarzystwo. Zatraca się tragiczny wymiar tej postaci, z którą los okrutnie się obszedł i która nie pasuje do nowej rzeczywistości. Lekkomyślnie trwoni majątek, ponieważ nie umie zrezygnować z dotychczasowego życia. Osobista porażka zmusza ją do powrotu do domu, który zaraz zostaje jej odebrany. Bezradność i rozmijanie się z rzeczywistością widać w roli Jerzego Schejbala jako Leonida Gajewa, brata Raniewskiej. To oczytany, posiadający nienaganne maniery człowiek, ale wyraźnie zagubiony, słaby, pozbawiony umiejętności praktycznego myślenia i nieprzygotowany na nowe czasy, które nadchodzą. Bez entuzjazmu wyznaje, że otrzymał posadę w banku, ponieważ konieczność pracy jest przez niego postrzegana jako akt degradacji społecznej.

Role w niektórych przypadkach oparte są na schematach. Postać Jermołaja Łopachina (Szymon Kuśmider) pociągnięta jest zbyt grubą kreską. Kiedy oznajmia, że kupił wiśniowy sad, na znak zwycięstwa zaczyna tańczyć na scenie kazaczoka. To niepotrzebny, zbyt dosłowny zabieg. W istocie triumf Łopachina wydaje się połowiczny, nawet iluzoryczny. Przejęcie majątku to wprawdzie dobry interes, ale nie zapewnia mu miejsca wśród ludzi pokroju Raniewskiej i Gajewa, do której to sfery aspiruje. Rozchodzą się też drogi jego i Warii. Łopachin przeoczył wiele okazji, żeby oświadczyć się przybranej córce Raniewskiej. Jego motywacje są niedopowiedziane i dlatego tak interesujące. Nie mógł zdobyć się na wyznanie, bał się odrzucenia, nie był pewny swoich uczuć? Ich relacje ostatecznie komplikuje kupno wiśniowego sadu. Waria gardzi nowym właścicielem, który odebrał jej dom, choć dalej liczy na jasną deklarację Łopachina. Ten jak zwykle milczy, waha się, być może w nowej sytuacji zdaje sobie sprawę, że Waria nie stanowi dla niego odpowiedniej partii. W głębi marzy o kobiecie podobnej do Raniewskiej.

Warię gra Dorota Landowska. To bardzo zdolna aktorka, obdarzona subtelną urodą, która tworzy najlepszą rolę w spektaklu. Przybrana córka Raniewskiej jest dumna, przenikliwa, odpowiedzialna, obowiązkowa, tak bardzo różna od matki. Od pewnego momentu pogodzona z losem, którego nie można odwrócić. Kiedy Łopachin pół żartem, pół serio mówi: „Ofelio, idź do klasztoru”, w istocie projektuje przyszłość Warii. Czechow twierdził, że jest ona podobna do Maszy w Trzech siostrach. Odnoszę wrażenie, że w spektaklu Jandy bliżej jej do Olgi. Z kolei Ania (Dorota Bzdyla), przywodząca na myśl Irinę, pozostaje pod wrażeniem filozoficznych wynurzeń Piotra Trofimowa (Krystian Modzelewski). Ich wzajemna fascynacja, oparta na naiwnej wierze, że razem uda im się naprawić ułomny świat, nie ma przyszłości.

W drugim planie Paweł Krucz jako kancelista Siemion Jepichodow tworzy udaną rolę życiowego niezdary. Kiedy pierwszy raz pojawia się na scenie, zaraz się potyka i upuszcza bukiet z kwiatów wiśni. Jego żółte, skrzypiące buty – to ważny szczegół – stanowią znak wątpliwej elegancji, określający tę postać. Oświadcza się pokojówce Duniaszy (Anna Cieślak), która woli jednak Jaszę (dobry epizod Tomasza Błasiaka), aroganckiego, bezrefleksyjnego i gburowatego lokaja. Firs (Krzysztof Kumor) pozostaje do niego w wyraźnej opozycji. Szarlota Iwanowna (Joanna Trzepiecińska) bawi towarzystwo iluzjonistycznymi sztuczkami, jednak pod błazeńską maską skrywa oblicze kobiety samotnej i niespełnionej. Jedynie Boris Simeonow Piszczyk (Antoni Ostrouch), u którego prostackie maniery idą w parze z głupotą, niezmiennie zachowuje dobre samopoczucie.  

Wiśniowy sad w Teatrze Polskim jest wprawdzie widowiskiem efektownym i sprawnym inscenizacyjnie, ale pozostawia uczucie niedosytu. Potencjał jednego z najważniejszych tekstów napisanych dla teatru wydaje się nie w pełni wykorzystany. Szkoda. Akurat dziś ostatni dramat Czechowa idealnie trafia w czas przewartościowania i niepewnej przyszłości.

07-01-2022

Teatr Polski w Warszawie
Antoni Czechow
Wiśniowy sad
przekład: Jerzy Jarocki
reżyseria: Krystyna Janda
scenografia: Maciej Preyer
kostiumy: Dorota Kołodyńska
choreografia: Emil Wesołowski
światło: Katarzyna Łuszczyk
kierownictwo muzyczne i aranżacje: Benjamin Marhula
konsultacje muzyczne: Piotr Szalsza
efekty muzyczne: Artur Szalsza
projekcje: Aleksander Janas
obsada: Grażyna Barszczewska, Dorota Bzdyla, Dorota Landowska, Jerzy Schejbal, Szymon Kuśmider, Krystian Modzelewski, Antoni Ostrouch, Joanna Trzepiecińska, Paweł Krucz, Anna Cieślak, Krzysztof Kumor, Tomasz Błasiak, Dominik Łoś, Maksymilian Rogacki, Jakub Kordas, Katarzyna Skarżanka, Marta Alaborska, Hanna Skarga
oraz zespół muzyczny: Adam Anusiewicz / Mariusz Kubicki, Robert Kuśmierski / Mateusz Wachowiak / Waldemar Dubieniecki, Benjamin Marhula, Mariusz Mielczarek / Tomasz Grzegorski / Wiesław Wysocki, Wojciech Ruciński / Mariusz Kubicki
premiera: 19.11.2021

galeria zdjęć Wiśniowy sad, reż. Krystyna Janda, Teatr Polski w Warszawie Wiśniowy sad, reż. Krystyna Janda, Teatr Polski w Warszawie Wiśniowy sad, reż. Krystyna Janda, Teatr Polski w Warszawie Wiśniowy sad, reż. Krystyna Janda, Teatr Polski w Warszawie ZOBACZ WIĘCEJ
 

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
jeden razy osiem jako liczbę:
komentarze (2)
  • Użytkownik niezalogowany Maria
    Maria 2022-02-14   02:06:34
    Cytuj

    Na pewno za pomyłkę należy uznać obsadzenie Landowskiej. Najgorsza rola w spektaklu.

  • Użytkownik niezalogowany Anna
    Anna 2022-01-12   03:52:55
    Cytuj

    Recenzentka pisze: „Za pomyłkę należy uznać obsadzenie…” Moim zdaniem za pomyłkę należy uznać cały spektakl, ze szczególnym uwzględnieniem reżyserii. Wstyd.