Miłe złego początki?
reż. Monika Strzępka, Narodowy Teatr Stary z Krakowa,
fot. Roman Jocher
Zakończyła się tegoroczna edycja Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych R@Port. Jubileuszową, dziesiątą odsłonę gdyńskiego festiwalu najkrócej można podsumować formułą „dwóch wiadomości”. Pierwsza z nich jest dobra, druga, tradycyjnie – już nie. I na dodatek gasi nadzieję, którą roznieciła ta pierwsza.
U podstaw zainicjowanego w 2006 roku R@Portu legła potrzeba przyjrzenia się współczesnej polskiej dramaturgii i wskazania w jej obrębie tych tematów i nurtów, które problematyzują dzisiejszą rzeczywistość. W pierwotnym założeniu festiwal miał więc raportować teatr (być diagnozą najnowszej dramaturgii polskiej i jej scenicznych przełożeń) oraz, co istotne i wbrew pozorom wcale nie tak oczywiste, współczesną nam rzeczywistość (rozpoznając i wyodrębniając w przestrzeni teatralnej najistotniejsze elementy aktualnego dyskursu społecznego). W pierwszych latach swojego istnienia R@Port realizował te założenia bardzo konsekwentnie i z coraz większym rozmachem, stając się istotnym wydarzeniem na teatralnej mapie Polski. Potwierdzeniem słuszności tego przedsięwzięcia była świetna prasa, która każdego roku szła w parze z sukcesem frekwencyjnym. Należy dodać, że ambicją twórców festiwalu stało się również umiejscowienie teatru polskiego w kontekście szerszym, europejskim. Ukoronowaniem tych starań była bez wątpienia czwarta odsłona R@Portu – w 2009 roku na gdyńskich scenach oglądaliśmy spektakle Thomasa Ostermeiera, Alexandra Hacke i Danielle Picciotto oraz filmową wersję spektaklu Wallenstein szwajcarsko-niemieckiej grupy Rimini Protokoll. Niestety, to właśnie czwarta, sfinalizowana Prezydentkami Krystiana Lupy edycja festiwalu nieoczekiwanie zwieńczyła jego złote lata. Krótko po jej zakończeniu z funkcji dyrektora programowego zwolniona została Joanna Puzyna-Chojka. To kuriozalne posunięcie odbiło się dotkliwie na jakości festiwalu. Losy R@Portu po 2009 roku to właściwie temat na osobny tekst, a niektóre ich momenty mogą stanowić inspirację do napisania całkiem niezłej tragifarsy. Najkrócej mówiąc – kształty, jakie uzyskiwał R@Port w ostatnich latach, znacząco odbiegają od pierwotnego pomysłu. Podsumowując jego historię, zauważamy smutne tego konsekwencje – brak linearności i spójności w tworzeniu wydarzenia zbudowanego przecież na ważnej i potrzebnej idei.
Ubiegłoroczna edycja R@Portu udowodniła, że lata organizacyjnych zawirowań i koncepcyjnych nieporozumień znacząco obniżyły rangę tego wydarzenia, sprowadzając je do formy lokalnej, dyskusyjnej jakościowo imprezy, której struktura nijak ma się do fundującego ją przed laty zamysłu. Jego najnowsza, tegoroczna odsłona, za którą odpowiada Jacek Sieradzki, nowy dyrektor programowy festiwalu, pokazuje, że R@Port ma szansę na powrót do dawnej formy. Dobra wiadomość jest taka: 10. Festiwal Polskich Sztuk Współczesnych R@Port zaprezentował ciekawy, zróżnicowany program, w skład którego weszły spektakle szeroko dyskutowane, odbijające i komentujące dzisiejszą rzeczywistość, wyrastające z najnowszych strategii dramatopisarskich, praktyk adaptacyjnych i podejmujące estetyczne dyskusje. Istotnie, w programie Jacka Sieradzkiego brakuje kilku tytułów, które dopełniałyby całość. Ich nieobecność tłumaczą względy finansowe i trudności przestrzenne (tak jest chociażby w przypadku Morfiny na podstawie prozy Szczepana Twardocha i w reżyserii Eweliny Marciniak z Teatru Śląskiego w Katowicach). Być może szansą na przezwyciężenie części tych problemów w kolejnych latach okaże się modernizacja Teatru Miejskiego? Pomimo tych braków tegoroczny R@Port prezentował się interesująco.
Odświeżający wymiar miały wprowadzone przez nowego dyrektora zmiany organizacyjne. Czytanie sztuk zakwalifikowanych do finału Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej bezpośrednio przed prezentacją przedstawień festiwalowych podkreśliło więź obu konkursów. Dobrym pomysłem, stwarzającym jednocześnie swego rodzaju narzędzia diagnostyczne, było utworzenie dwóch alternatywnych głównych nagród: Nagrody Publiczności, przyznawanej obok Nagrody Głównej Festiwalu, i Alternatywnej Nagrody Dramaturgicznej (nagrodzonym został Beniamin Bukowski za dramat Niesamowici bracia Limbourg), przyznawanej przez grono „zaprzysięgłych miłośników teatru”, utworzone obok Kapituły GND (która nagrodziła Weronikę Murek za dramat Feinweinblein) .
Konstruując program festiwalu, Jacek Sieradzki słusznie zwrócił się w stronę dramatopisarstwa dla dzieci i młodzieży, którego wysoki poziom na pewno należy wziąć pod uwagę przy diagnozowaniu współczesnej polskiej dramaturgii. Na R@Port FAMILIJNY złożyły się trzy przedstawienia. Znakomity debiut reżyserski Marty Guśniowskiej, która w Teatrze Animacji w Poznaniu zrealizowała swój tekst A niech to gęś kopnie!, podejmuje temat inności, odbiegając od prostego dydaktyzmu i wędrując w kierunku głębokiej, a jednocześnie wyłożonej prostym językiem antropologii filozoficznej. Interesująca komedia muzyczna SAM, czyli przygotowanie do życia w rodzinie Marii Wojtyszko, którą wyreżyserował Jakub Krofta (Wrocławski Teatr Lalek), z subtelnym humorem udatnie mierzy się z problemem kryzysu w rodzinie. Ten sam temat pojawia się w znakomitym, świetnie zagranym przedstawieniu Agnieszki Glińskiej. Jak zostałam wiedźmą Teatru Studio w Warszawie to adaptacja prozy Doroty Masłowskiej. Poetycka, absurdalna wariacja na temat Jasia i Małgosi, w której straszniejsi od demonicznej Wiedźmy są wiecznie nienasyceni dorośli – budujący zamki z Castoramy i goniący ciągle za „więcej, więcej, więcej”.
Familijny przedbieg tegorocznego R@Portu uzupełniał niejako temat, który pojawiał się w przynajmniej kilku konkursowych prezentacjach. Rodzina i budowana przez nią oraz wbrew niej tożsamość to problemy leżące u podstaw spektaklu Obwód głowy z Teatru Nowego w Poznaniu. Jego autorzy, Zbigniew Brzoza (także reżyser) i Wojtek Zrałek-Kossakowski, podjęli temat polskich dzieci, którym historia zgotowała dwie biografie – polską i niemiecką. Siłą wykorzeniani i wtłaczani w ramy odmiennych światów, starają się funkcjonować wbrew i ponad historycznymi podziałami. Zbigniew Brzoza stosuje w swoim przedstawieniu różne techniki obrazowania – komiks, dokument, propagandową produkcję. Ta różnorodność momentami rozbija to poruszające przedstawienie. Z drugiej jednak strony – uwypukla wewnętrzne skomplikowanie i paradoksalność, które organizują zarówno tożsamości samych bohaterów, jak i strukturę ich rodzin. Z kolei w spektaklu Macieja Wojtyszki Narodziny Fryderyka Demuth (Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie) rodzina staje się tłem dla mało znanego „epizodu” z życia Karola Marksa i Fryderyka Engelsa. Wojtyszko po raz kolejny sięga po historyczne postaci, skrupulatnie odtwarza historyczne realia, pieczołowicie buduje psychologiczne portrety swoich bohaterów, kurczowo trzyma się obranej konwencji. Ze starcia idei z praktyką, dokonującego się tu w intymnej, kameralnej przestrzeni rodziny, zostaje kupka śmierdzącego popiołu, którą reżyser i autor tekstu ironicznym gestem posypuje pomniki swoich bohaterów. Dużo ironii, ale i czułości odnaleźć można w obrazie rodzinnym Małgorzaty Bogajewskiej. Jej spektakl Tato (Teatr Bagatela w Krakowie), oparty na sztuce Artura Pałygi Ojcze nasz, utkany jest ze strzępków wspomnień głównego bohatera, snującego opowieść o swojej relacji z ojcem. Horror despotyzmu, bezwzględnej dyscypliny i agresji opowiedziany jest tu kabaretowym gagiem, piosenką i groteską. Wbrew pozorom spektakl Bogajewskiej nie jest wcale zapisem atrofii uczuć, którą tak często obserwujemy w rodzinnych strukturach. Skomplikowana relacja na linii ojciec–syn zawiera w sobie duże pokłady czułości, tęsknoty i miłości. Taki sposób opowiadania o rodzinnej traumie spodobał się festiwalowym widzom, którzy odwzajemnili się twórcom Nagrodą Publiczności.
Rodzina z jej bezwzględnym patriarchatem była tematem żywo dyskutowanego po prezentacji przedstawienia Tomasza Śpiewaka Koń, kobieta i kanarek (Teatr Zagłębia w Sosnowcu) wyreżyserowanego przez Remigiusza Brzyka. Tekst, powstały w dużej części podczas prób, sięga po rozporządzenia z lat pięćdziesiątych, które zabraniało pracy w kopalni kobietom, koniom i kanarkom. To rozporządzenie, pozornie chroniące kobiety i zwierzęta, a w rzeczywistości ograniczające ich prawa, stało się w spektaklu Brzyka przyczynkiem do dyskusji na temat aborcji. Tematu, który w polskiej przestrzeni wciąż jest spychany na margines społecznego dyskursu. Sięgając po symboliczny język przypowieści, Koń, kobieta i kanarek naświetla ułudę skostniałych porządków, ale też i bardzo intensywnie ujawnia nieistnienie pewnych problemów w oficjalnym nurcie. Zamknięta, ciasna społeczność górników staje się tu brutalną metaforą rodziny, której przesiąknięte przemocą kształty są wciąż i mimo wszystko jedynym akceptowanym społecznie wzorem egzystencji.
Dwa najlepsze spektakle tegorocznego R@Portu także w pewnym sensie podejmują temat rodziny, tej rozumianej szeroko i symbolicznie – jako spojony polską duszą naród. W znakomitym, epickim spektaklu Broniewski Adama Orzechowskiego (Teatr Wybrzeże w Gdańsku) postać poety jest teatralnym wcieleniem upadków i pęknięć w historii naszej tożsamości. W monumentalnej adaptacji tekstu Radosława Paczochy zwraca uwagę znakomite aktorstwo z wybitną rolą Roberta Ninkiewicza jako „starego” Broniewskiego. Polska dusza, odporna na nauki brutalnej historii, uwikłana wciąż w te same grzechy, jest jak zwykle głównym bohaterem przedstawienia duetu Paweł Demirski/ Monika Strzępka. nie-boska komedia. WSZYSTKO POWIEM BOGU! (Narodowy Stary Teatr w Krakowie) zwyciężyło w tegorocznym R@Porcie. Recykling klasycznego tekstu Krasińskiego jest kolażem tematów, które Demirski i Strzępka podejmują od lat, tym razem jednak ich narracja, wciąż mocno krytyczna, ma nieco inny wymiar. Świat wypełniony postaciami z różnych (czy jednak rzeczywiście?…) porządków jest tu ujęty w jak zawsze cyniczny nawias, ale podszyty też lękiem i niepewnością. To bezkompromisowe, odważne przedstawienie, ale nie bezkompromisowość i odwaga decydują o jego sile. Demirski i Strzępka przyglądają się nam i sobie tym razem jakby chłodniej, bardziej wnikliwie. Badają wciąż ten sam obiekt, ale nieoczekiwanie zmienia się ich optyka. nie-boska komedia. WSZYSTKO POWIEM BOGU! to przedstawienie także, jak w przypadku Broniewskiego, świetne aktorsko, ze znakomitymi kreacjami Doroty Segdy, Marcina Czarnika i Juliusza Chrząstowskiego na czele.
Jacek Sieradzki zakończył R@Port jednym z najciekawszych spektakli ostatnich lat. Koncerty Chopina bez partii fortepianowej? Tak, jeśli głos fortepianu zastępuje głos Barbary Wysockiej. Pokazany poza konkursem Chopin bez fortepianu Michała Zadary (CENTRALA w Warszawie) jest wydarzeniem chyba bezprecedensowym, niezwykłą hybrydą monodramu i koncertu, której siła uwodzenia naprawdę poraża. Szkoda, że to świetne zakończenie naprawdę udanej odsłony gdyńskiego festiwalu może się okazać miłym początkiem jego smutnego końca. I tu czas na złą wiadomość: od przyszłego roku R@Port będzie odbywał się co dwa lata. Ta decyzja spotkała się z dużą krytyką we wszystkich pofestiwalowych publikacjach. Ja się do tych głosów dołączam. Taki cykl oznacza całkowite przemianowanie dotychczasowej, i tak już doświadczonej w poprzednich edycjach formuły R@Portu. Festiwal straci jakąkolwiek szansę na odbudowę swojej pierwotnej rangi. Tegoroczny budżet festiwalu (ponad milion złotych) nie wystarczył na stworzenie pełnego „raportu”. Czy w nowym cyklu budżet będzie większy? Nie sądzę. O „raporcie” w przypadku R@Portu trzeba będzie zapomnieć.
8-06-2015
10. Festiwal Polskich Sztuk Współczesnych R@Port, 16-23.05.2015.