AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Tępa strona noża. Sopot Non-Fiction 2024

XIII edycja Festiwalu Teatru Dokumentalnego i Rezydencji Artystycznej Sopot Non-Fiction 2024, Fundacja Teatru BOTO, Teatr Wybrzeże.
Absolwentka Uniwersytetu Gdańskiego, doktor nauk humanistycznych. Referentka krajowych i międzynarodowych konferencji naukowych poświęconych literaturze i kulturze. Publikowała m.in. w internetowym „Dzienniku Teatralnym” oraz w miesięczniku „Teatr”. Współpracowała z Centrum Sztuki Współczesnej „Łaźnia” i Nadbałtyckim Centrum Kultury w Gdańsku. Mieszka w Gdyni.
A A A
Grupa Pasażerowie, fot. Sylwia Mieczkowska  

Teatr dokumentalny jest papierkiem lakmusowym, który „wykrywa” najbardziej aktualne tematy naszej rzeczywistości – powiedział na zakończenie tegorocznej edycji Sopot Non-Fiction Roman Pawłowski, jeden z kuratorów wydarzenia. Skanując program ostatniej, trzynastej już odsłony Festiwalu Teatru Dokumentalnego i Rezydencji Artystycznej, trudno się z tym twierdzeniem sprzeczać. Organizowane przez Teatr BOTO (a właściwie – Fundację Teatru BOTO) wydarzenie uruchomiło bowiem tematy wiodące dla naszej współczesnej (polskiej, wschodnioeuropejskiej, i nie tylko) tożsamości, które w teatrze spoza nurtu dokumentalnego nie są wcale tak znów rozchwytywane.

Formuła programowa Sopot Non-Fiction od lat właściwie pozostaje niezmienna. To pokazy przedstawień „na faktach” zapraszanych do Sopotu z teatrów instytucjonalnych i „offowych” z całej Polski oraz towarzyszące im wydarzenia z innych obszarów sztuki (koncerty, pokazy filmowe, wystawy czy instalacje artystyczne). W tym roku w ramach tej części Sopot Non-Fiction zobaczyliśmy trzy ciekawe (choć różne jakościowo) propozycje: Bez nadzienia z Teatru im. Żeromskiego w Kielcach, monodram według tekstu, w reżyserii i wykonaniu Eweliny Gronowskiej (przedstawienie wsparte reżysersko przez Antoninę Brühl), Delivery Heroes. Bohaterowie na wynos Andrzeja Błażejewicza (dramaturgia) i Konrada Cichonia (reżyseria) z Teatru Polskiego w Poznaniu oraz Małą Piętnastkę – legendy pomorskie Tomasza Mana (tekst i reżyseria) z Nowego Teatru im. Witkacego w Słupsku. Różnorodność formy i tematyki – tak najkrócej, ale też najbardziej wymownie można skomentować tę część Sopot Non-Fiction, której propozycje układają się w teatralny krajobraz czerpiący z bardzo różnych zasobów historyczno-społeczno-kulturowych, operujący też odmienną formą i poetyką . Monodram Eweliny Gronowskiej to przejmujący momentami zapis bardzo współczesnych i bardzo osamotnionych zmagań z osadzeniem siebie w siatce międzyludzkich zależności. Aktorska energia Eweliny Gronowskiej doskonale sprawdza się w stand-upowej konwencji i momentalnie przechwytuje całą uwagę publiczności opowieścią o osobności i (współ)byciu, o bliskości i jej dojmującym braku. Ta propozycja festiwalu zwróciła uwagę na rzadziej eksploatowaną w teatrze dokumentu sferę osobistego, bardzo intymnego doświadczenia, która przecież wyabstrahowana z indywidualnych „okoliczności” najczęściej bywa doświadczeniem porażająco uniwersalnym i często fundującym całe społeczności czy pokolenia. Poznańskie Delivery Heroes z kolei przyniosło formę ostentacyjnie rozbuchaną i widowiskową – w takim teatralnym krajobrazie telewizyjno-internetowego show dzieje się umowna z jednej strony, a bardzo konkretna i osadzona w namacalnych realiach z drugiej historia osób zawodowo dostarczających przesyłki z jedzeniem. Opowiadające o mozole przezroczystej pracy kurierów i kurierek przedstawienie Błażejewicza i Cichonia nie do końca działa – narracja gubi się w rozrywkowo-kiczowatej konwencji interaktywnego reality show, a osobiste dramaty poszczególnych bohaterów i bohaterek rozmywają się w natłoku szczegółów. Rozczarowuje też finałowa konstatacja – gest zrzucenia odpowiedzialności za kapitalistyczną krwiożerczość na „randomowego użytkownika”. Bez zarzutu wypadło natomiast słupskie przedstawienie Tomasza Mana, nagradzana i zjeżdżająca teatralne festiwale Mała Piętnastka, jedna z najciekawszych teatralnych propozycji ostatnich lat, znakomicie przygotowana w każdej ze swoich warstw, wybitnie zagrana. Ta opowieść o tragedii z 1948 roku, która wydarzyła się na leżącym nieopodal Słupska Jeziorze Gardno i pochłonęła życie dwudziestu pięciu osób, w większości dziewczynek-harcerek, jest rodzajem hybrydy łączącej bardzo różne formalnie i znaczeniowo, często ciekawie skrajne języki.

Ta „właściwa” i budząca zawsze największą ciekawość część Sopot Non-Fiction zapisana jest w nazwie wydarzenia jako „rezydencja artystyczna”. Najkrócej – do Sopotu zjeżdżają na tydzień twórcze kolektywy (rokrocznie z szeregu zgłoszeń wyłaniane są te najciekawsze), które przez te kilka dni pracują nad tematami z obszaru szeroko rozumianego dokumentu. Ich twórcze wysiłki i ustalenia oglądamy w finale sopockiej imprezy, podczas części noszącej tytuł „Maraton Non-Fiction”. Wtedy to mają miejsce (około) czterdziestopięciominutowe pokazy i podsumowujące je dyskusje moderowane przez Adama Nalepę, Romana Pawłowskiego (kuratorów Sopot Non-Fiction) i Annę Wakulik (reprezentującą Teatr Wybrzeże w Gdańsku, współorganizatora sopockiego festiwalu). Podczas tegorocznej edycji swoje zalążki przedstawień zaprezentowało sześć zespołów, wszystkie prezentacje odbyły się (tradycyjnie) w przestrzeni Sceny Kameralnej Teatru Wybrzeże, usytuowanej przy gwarnym sopockim „Monciaku”. Mając w pamięci prezentacje z lat wcześniejszych i ich późniejsze losy (szereg pomysłów prezentowanych na Sopot Non-Fiction rozwinęło się w pełnoprawne przedstawienia teatralne), widzę w tegorocznych propozycjach potencjał na ciekawy teatr. Takim przypadkiem z pewnością jest otwierający maraton projekt Pasażerowie, jedna z najbardziej pojemnych kontekstowo, najlepiej też zrealizowanych pod względem teatralnego języka propozycji tegorocznego Sopot Non-Fiction.

W Pasażerach Wojciech Kaniewski (reżyseria), Anna Czerniawska (praca dramaturgiczna), Magdalena Sowul (muzyka), Kamil Studnicki i Emma Giegżno (wykonanie) sięgnęli nowowydaną przez Wydawnictwo Czarne książkę Pasażerowie. Ajahuasca i duchy Amazaonii autorstwa Mateusza Marczewskiego. Marczewski swą dokumentalną opowieść prowadzi dwutorowo: przyglądając się kulturowym, społecznym i duchowym znaczeniom wywaru z amazońskiej liany w jego rodzimym środowisku oraz badając jego funkcje we współczesnym, szeroko rozumianym „zachodnim” świecie, kapitalizującym i komercjalizującym ayahuascę. Twórcy i twórczynie projektu Pasażerowie splatają narrację Marczewskiego z ogólnie rozumianą potrzebą rytuału i rytualnego wejrzenia „za zasłonę”, ale też dopisują bardzo ciekawy kontekst teatralnej pracy i jej przekroczeń. Świetnie zagrany pomysł (dwuznacznie ironiczni Studnicki i Giegżno) okazał się na scenie błyskotliwym, momentami przekornie dowcipnym zaproszeniem do przyjrzenia się duchowym potrzebom i ich tradycjom, tym „swojskim”, dziwnym i wstydliwym, oraz tym zapożyczonym – pociągającym tajemnicą i odmiennością. Dopełnieniem prezentacji była świetna rozmowa z kolektywem, który okazał się zespołem prezentującym bardzo odmienne, często ścierające się stanowiska. Świetna zespołowa praca (rewelacyjna muzyka na żywo w wykonaniu Magdaleny Sowul!), która, mam głęboką nadzieję, będzie miała swój ciąg dalszy jako skończone przedstawienie teatralne.

Pokazywany tego samego dnia projekt Love, wspólna praca Piotra Sędkowskiego i Zofii Żwirblińskiej, przedstawiony został w materiałach festiwalowych jako „szkic sceniczny, próba przyjrzenia się skomplikowanemu i tabuizowanemu zjawisku jakim jest pedofilia – próba wyjścia poza stereotypy i obiegowe poglądy na jej temat”. Dalej czytamy, że Love to próba ustanowienia przestrzeni, w której głos osób dotkniętych pedofilią mógłby wybrzmieć, a także, iż pomysł jest pytaniem o możliwy dla tego typu narracji język teatralny. Prezentacja łączyła w sobie fragmenty rozmaitych tekstów (zainicjowane obszernym cytatem z Nabokova), znaczące dla całego przedstawienia partie ruchowe oraz budującą dźwiękowe tło muzyczną klasykę.

Żadna inna prezentacja nie spowodowała takich emocji, o żadnej też nie dało się słyszeć w kuluarach tylu krytycznych opinii. We mnie Love wzbudziło przede wszystkim ogromny sprzeciw – to projekt udający teatr faktu, pozornie występujący przeciw manipulacji, a w istocie sam głęboko manipulacyjny, chwilami niebywale krzywdząco (określanie pedofilii jako orientacji seksualnej). Jakiś czas po obejrzeniu Love przeczytałam świetny tekst Karoliny Lewestam pod tytułem Lolita i starcy, opublikowany we wrześniowym numerze magazynu „Pismo”. W swoim tekście Lewestam diagnozuje proceder „wymazywania” podmiotowości dziewczynek: akt swoistej dekonstrukcji, który buduje fundament pod seksualizację. Intencjonalnie czy nie Love jest w dużej mierze takim właśnie aktem unieważniania głosu osób doświadczających pedofilskiej zbrodni. Twórczyni i twórcy z pewnością nie pomogła też rozmowa po prezentacji pomysłu. Wątpliwe tłumaczenia intencji, niejasność całego procesu dokumentacji zagadnienia, bardzo nieskładne posługiwanie się teoretyczną podstawą tematu, który przecież posiada ogromną i rzetelną literaturę przedmiotu – to wszystko złożyło się na porażkę tego, delikatnie mówiąc, kuriozalnego pomysłu. I z całą świadomością używam tu słów, których unikam, opisując teatr, ponieważ w Love dostrzegam bardzo niebezpieczne gesty: unieważniania cudzej, nieodwracalnej i dewastującej krzywdy oraz rozmywania odpowiedzialności za nią.

Na szczęście kolejne cztery prezentacje wróciły do poziomu ustanowionego przez otwierający maraton projekt Pasażerowie. Un-packing (Katarzyna Kalwat, Mikita Iłinczyk, Ewelina Paszke- Lowitzsch, Dominik Smaruj, Kiryl Masheka, Tatiana Kulesh, Weronika Nawieśniak, Grzegorz Wolf, Roman Pawłowski) to bardzo ciekawy, choć nieco przydługo zaprezentowany pomysł teatralnej rozmowy o kryzysie politycznym i azylowym. Un-packing z powodzeniem wykorzystuje konwencję mokumentu: projekt zasadza się bowiem na utopijnej wizji z niedalekiej przyszłości, kiedy to Europa pogrążona jest w potężnym kryzysie migracyjnym, a trudną sytuację komplikują polityczne starcia radykalnych frakcji lewicy i prawicy. Bohaterką opowieści jest lewicowa aktywistka, którą osoby uchodźcze interesują głównie jako potencjalny kapitał polityczny. Dość skomplikowana linia fabularna całego pomysłu nie stroni od rozwiązań humorystycznych, momentami wręcz absurdalnych, dzięki czemu opowiada o polityczno-społecznych mechanizmach ze zdrowym i pomagającym wnikliwości dystansem. To bardzo dobry, w wielu momentach naprawdę poruszający pomysł przyjrzenia się współczesnej Europie i moderującym ją sprzecznościom.

Sprawom migracyjnym i uchodźczym poświęcone były także dwa kolejne pomysły. Świetny projekt Czasami zapominam (Michaił Durnienkow, Regina Sattarova-Wiktor, Katya Egorova, Jan Litvinovitch, Maciej Wiktor) zasadzał się na problemie, którego istotę najpełniej oddaje wpisana w porządek prezentacji zabawa – propozycja odgadnięcia krzyżówkowych haseł. „Tępa strona noża”, „pierwszy słoneczny dzień wiosny” czy „uczucie smutku z powodu zbliżającego się zmierzchu” – próba sformułowania odpowiedzi odzwierciedla w zasadzie skomplikowany i bardzo w gruncie rzeczy indywidualny sposób postrzegania poruszanych w Czasami zapominam tematów. A jednym z nich jest na pewno zbiorowa odpowiedzialność za zbrodnie rosyjskiego narodu. Kogo ta odpowiedzialność obejmuje? Jak „handlują” nią ci w „białych płaszczach”? Kto i co zwalnia z narodowej klątwy? Bardzo ciekawa, choć chwilami zbyt mocno odpływająca w dziewiętnastowieczne „filozofowanie” propozycja rozmowy o współczesności, zwłaszcza tej najbliższej nam, wschodnioeuropejskiej.

Z kolei Karta Polaka (Kalina Jagoda Dębska, Mikita Iłinczyk, Sebastian Grygo, Żenia Dawidenko, Denis Kudijenko), posługując się formułą telewizyjnego show, podejmuje próbę przyjrzenia się sytuacji Litwinów, Białorusinów i Ukraińców starających się o tytułowy dokument. Absurdalny, nierzadko poniżający proces udowadniania osobistej polskości otwiera tu zagadnienie społecznej, także historycznej i kulturowej hierarchiczności wschodnich części Europy. Związanych wspólną historią, przeglądających się w sobie nieustannie, wymieniających się zasobami, a jednak podejmujących nieustanne próby dominacji jednej nacji nad drugą. W przypadku tej prezentacji bardzo dobry, niezwykle przecież aktualny pomysł nie znalazł odpowiednio rozwiniętej formy. Formuła telewizyjnego show szybko się tu wyczerpuje, podobnie jak śmieszno-straszne opowieści o losach osób starających się o swoje miejsce w Polsce. Jest jednak w tym pomyśle spory potencjał, dlatego trzymam kciuki za jego bardziej przemyślane teatralnie, także bardziej skomplikowane tekstowo rozwinięcie.

Ostatni pokaz Sopot Non-Fiction okazał się, obok inicjujących wydarzenie Pasażerów, jedną z najlepszych propozycji tegorocznego festiwalu. #masakra (Helena Urbańska, Anna Kozłowska, Marta Szlasa-Rokicka, Michał Tokarski) to wstrząsająca, misternie upleciona z dokumentalnych materiałów opowieść o zbrodni. Tej bardzo konkretnej, bo mającej miejsce dwadzieścia pięć lat temu w Columbine, ale też tej potencjalnej, rodzącej się z lęku, złości i poczucia beznadziei, a nakręcanej przez internetowe zakamarki. Columbine. Masakra w amerykańskim liceum Dave’a Cullena i Przegryw. Mężczyzna w pułapce gniewu i samotności Aleksandry Herzyk i Patrycji Wieczorkiewicz to lektury wyjściowe tego pomysłu, który bardzo sprawnie opowiada o procesach i mechanizmach prowadzących do skrajnej radykalizacji chłopaków i młodych mężczyzn, ale też porusza kwestie coraz powszechniejszych kryzysów psychicznych i (co w dobie tak silnie „zsieciowanych” społeczeństw może zaskakiwać) coraz większej samotności i osobności osób, które doświadczają tego rodzaju trudności. I jest przy tym, co niebywale ważne, krytyczny i uruchamiający rozmaite perspektywy. Osoby tworzące ten projekt nie boją się powiedzieć wyraźnie o nieobowiązkowości empatyzowania z fantazjującymi o masowych mordach frustratami. Ale nie boją się też zapisać na marginesach swojej ważnej pracy uwag o zwykłej ludzkiej dobroci jako fundamencie do zmiany i nadziei na zmianę. Ja mam ogromną nadzieję, że ten projekt zyska dalsze teatralne losy.

Trzynasta odsłona Sopot Non-Fiction pokazała z cała mocą żywotność i ogromny potencjał teatru dokumentalnego, który przeżywa obecnie swoisty renesans. Choć należy odnotować, że powstające w tym nurcie przedstawienia nadzwyczaj często eksperymentują – łącząc dokument ze skrajnie odmiennymi formami narracyjnymi, sprawdzając w swoim obrębie nowe języki, często całkiem nowe w obszarze opowieści opartych na faktach. To przełamywanie tradycji bardzo cieszy, bo wnosi tę upragnioną w sztuce świeżość. W Sopocie jej w tym roku na szczęście znów nie brakowało.

25-09-2024

XIII edycja Festiwalu Teatru Dokumentalnego i Rezydencji Artystycznej Sopot Non-Fiction 2024, Fundacja Teatru BOTO, Teatr Wybrzeże, 24-31.08.2024 Sopot.

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
trzy plus dziesięć jako liczbę:
komentarze (2)
  • Użytkownik niezalogowany Bruno
    Bruno 2024-10-03   14:19:56
    Cytuj

    Électricien aquitaine nous nous engageons à respecter les normes les plus élevées et à offrir un service qui répond précisément aux exigences de nos clients dans chaque segment de marché.

  • Użytkownik niezalogowany hentylee
    hentylee 2024-10-01   10:26:20
    Cytuj

    Numerous blogs exist on the Internet. However, I can unequivocally assert that your blog is exceptional. It possesses all the attributes of an exemplary blog. traffic rider online