AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Mortal combat strasznych mieszczan

Profesor Uniwersytetu Wrocławskiego, filolog, medioznawca, wykładowca w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej UWr. oraz w Akademii Sztuk Pięknych im. Eugeniusza Gepperta. Autor, współautor i redaktor książek z zakresu literaturoznawstwa i medioznawstwa. Był recenzentem teatralnym, m.in. „Gazety Wyborczej” i „Dziennika Gazety Prawnej”.
A A A
 

Elżbieta Czaplińska-Mrozek poprowadziła dyplomowy Przypadek Klary niczym wyciszony, kameralny sekstet ambientowy – frazy grane forte, podobnie jak improwizacje, zdarzają się tu nieczęsto. Jakby zło w człowieku wcale nie musiało być oryginalne ani wyć, by ogłuszyć.

To druga inscenizacja sztuki Dei Loher we Wrocławiu. Paweł Miśkiewicz wystawił przed laty w Teatrze Polskim Przypadek Klary, balansując pomiędzy medialnym show (sięgnął po ekrany, hip-hop i obraz przetworzony elektronicznie) a mocno rozbudowanym scenograficznie dramatem postaw. To było intensywnie doznawane widowisko. Teatr PWST nie ma podobnych środków technicznych. Show przepadł zatem z konieczności w nieco wystudzonej ścieżce dźwiękowej, gdzieś skubniętej w sieci, gdyż w programie brak nazwiska twórcy tych dźwięków, i wśród niewyszukanie ustawionych świateł.

Reszta – poza nieustannie przesuwaną kanapą i kawałkiem kredy – jest 100 minutami czystego aktorstwa i nie zawsze zrozumiałych zamiarów reżyserki. Gruby błąd w sztuce konstruowania czasoprzestrzeni jest jeden, ale naprawdę przeszkadza w odbiorze. Oto bohaterowie tej wyciszonej psychodramy spotykają się w czarnym kubiku studyjnej sceny. Rozumiem, że owa aksamitna, matowa czerń jest tu zarówno łonem, jak i nibylandią bohaterów. Przyklejają się bowiem co chwilę do czarnych ścian, jakby zapadali w czeluść, w niebyt, w znieruchomiały kosmos. Problem w tym, że wyskakują z tego kosmosu co i rusz niby figurka klauna na sprężynie, nie łącząc poszczególnych epizodów w ekscytującą całość ani nie przekonując, że te podróże w czasie miały jakiś powód.

Zerwania narracji może aż nie dezorientują widzów, bo wątek jest prosty, może nawet banalny: one trzy i oni trzej. Pragną miłości i nie potrafią dać miłości. Tasują swe losy i uczucia dość dowolnie, powiedzmy jak listę zakupów, kredytów czy instrukcji obsługi urządzeń, z których składa się ich życie. Nie ma tu miejsca na szekspirowskie dramaty i nie ma powodu, by – za jakimś współczesnym Czechowem – czekać na cud przeistoczenia. Się żyje, się umiera. Się ma, się łaknie. Się uprawia seksualne tanie fantazje, się bywa gwałconym.

Gorzej, że nie wiadomo, śmiać się czy płakać, ponieważ bohaterowie są tylko cyniczni, banalni i dorzeczni, rzadko dramatyczni, to wskakiwanie/wyskakiwanie do/z czerni nie ma w sobie żadnych kontekstów czy choćby próby głębszej refleksji. Dlatego po latach powtarzam pierwsze wrażenie: „świat Klary jest tani, banalny, pełen sloganów – jest światem z telewizyjnego śmietnika”. Nie zmieniło się nic poza mediami społecznościowymi, ale o tym akurat nasze postacie oraz autorka nie mają zielonego pojęcia. Reżyserka także nie, bo ich nie użyła. Każe natomiast smarować kredą po ścianach i wyobrażać sobie, co w teatrze – zwłaszcza radiowym – ma głęboki sens.

Wszakże nie jesteśmy w studiu radiowym czy telewizyjnym, lecz w pułapce czasu. Młodzi aktorzy grają bohaterów miłosnego sześciokąta bardzo serio, nie dostrzegając ani w tekście, ani w okolicznościach epoki publicystyki, która (z konieczności) nieco już przybladła. Co ma i dobrą stronę – tyrady dedykowane społeczeństwu są groteskowe, czasem nawet śmieszne, więc sala bawi się, a gra młodziutkich twórców często te interpretacje ujmuje w nawias kabaretowych grymasów. Bo i my żyjemy tylko wśród kredytobiorców, malwersantów i kur domowych. Wśród herosów – rzadziej.

A zatem Przypadek Klary nie jest dramaturgiczną perłą. To zlep monologów i kameralnych epizodów, paradoksalnie bardzo bliski publicystycznemu teatrowi Daria Fo, w którym kwestie społeczne obudowują zmysłowe doświadczenia kochanków. Świat dość paskudnego kapitalizmu komentują równie paskudni użytkownicy – zwykle życiowe łamagi. I tak Klara (Maja Wachowska), nieco postarzała amantka, męski bokser, gdyż lubi kuksańce, redaguje instrukcje obsługi. Bezsens zawodu i poczucie absurdu skłaniają ją do ideologicznej dywersji – pisze instrukcję groźną dla życia użytkownika, który wsadził głowę do wirującego bębna pralki. W konsekwencji traci pracę.

Przypadek Klary nie jest dramaturgiczną perłą. Niby rzecz groteskowa. Ale utrata pracy – twierdzą bohaterowie Loher – oznacza utratę i tak dość mizernego statusu społecznego. A właściwie utratę wszystkiego: wiarygodności, atrakcyjności, a nawet autonomii ciała. W krainie produktów wszystko jest produktem. W krainie instrukcji instrukcją. Coś niezwykłego zdarza się tylko w chwili awarii. Ale i te w życiu Klary nie są piękną katastrofą, lecz nudnym rozpadem, przyzwoleniem na miałkość. W takim świecie kradzież pieniędzy nie ma nic wspólnego z etosem gangsterskim. To malwersacja. Zdrada nie jest traumą na resztę życia, lecz porzuceniem zabawki. I dlatego nijacy są Gotfryd (Maciej Gisman) i Tomek (Kacper Pilch). A nawet Klara – pożądana i zdradzana równie łatwo, kiedy pyta o tzw. wspólne życie, wielką miłość, wierność.

Jedyne, co ma sens i urzeka, to seks. Scena, w której Georg (Kamil Szeptycki) uprawia seks z Klarą, powinna przejść do historii. Czysty żywioł nieobnażonych ciał, skrajny brutalizm gestów, świetnie poprowadzona choreografia przyprawiają o dreszcz. Klara ujeżdżana jak zwierzę i Georg rozmiłowany w przemocy tworzą niezwykle dramatyczny nawias wszystkich dotychczasowych zdarzeń. Orgazm obojga kochanków, dojmująco fizycznie rozegrany na podłodze i na płaszczyźnie ściany to rzecz w teatrze współczesnym niespotykana. I – mimo dreszczy chodzących po plecach – piękna.

Podobnie zachwyca Anna Kończal jako Elżbieta. Znakomita w roli kobiety bez złudzeń, lecz spragnionej miłosnej afirmacji. Nie społecznych rytuałów, nawet nie męskich obietnic. Po prostu oczekująca uczciwości w związku. Prowadzona przezeń postać od początku do końca przekonuje opanowaniem ciała, logiką gestów, fascynującym timbrem głosu. Kiedy wybiera miłość Ireny (Natalia Łągiewczyk), oddychamy z ulgą. Komuś wreszcie w tym miernym świecie coś się udaje. Może nie trzeba za dużo chcieć, by znaleźć szczęście? Jakoś licha to konkluzja.

Człowiek bez miłości i bez pracy staje się zombie. Nie jest nawet przezroczysty. Jest martwy za życia. Jak Klara. Klara miała pigułki na sen. Prezent od Georga. My dostaliśmy Przypadki Klary – pomysł na przebudzenie w porę. Aktorsko wcale udany pomysł.

14-11-2014

 

galeria zdjęć Przypadek Klary, reż. Elżbieta Czaplińska-Mrozek, Teatr Szkolny PWST we Wrocławiu Przypadek Klary, reż.  Elżbieta Czaplińska-Mrozek, Teatr Szkolny PWST we Wrocławiu Przypadek Klary, reż.  Elżbieta Czaplińska-Mrozek, Teatr Szkolny PWST we Wrocławiu Przypadek Klary, reż.  Elżbieta Czaplińska-Mrozek, Teatr Szkolny PWST we Wrocławiu ZOBACZ WIĘCEJ
 

Teatr Szkolny PWST
Państwowa Wyższa Szkoła Teatralna im. Ludwika Solskiego w Krakowie Filia we Wrocławiu
spektakl dyplomowy studentów IV roku Wydziału Aktorskiego
Dea Loher
Przypadek Klary
przekład: Jacek St. Buras
reżyseria: Elżbieta Czaplińska-Mrozek
ruch sceniczny: Bożena Klimczak
scenografia i kostiumy: Mateusz Stępniak
obsada: Anna Kończal, Natalia Łągiewczyk, Małgorzata Saniak, Maja Wachowska, Maciej Gisman, Jan Hussakowski, Wojciech Marcinkowski, Kacper Pilch, Kamil Szeptycki
premiera: 7-8.11.2014

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
dwa plus trzy jako liczbę: