AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Na targowisku ludzkich spraw

Fot. Paweł JaNic Janicki  

Wziąć walizkę, zamknąć drzwi na klucz i wyjść. Trzeba się spieszyć, bo pociąg do lepszego świata odjedzie za kilka minut. I nieważne, że wszystkie bilety są już dawno wyprzedane. Przecież można spróbować pojechać „na gapę”.

Bohaterowie W drodze do siebie Marii Arbatowej wyruszają więc w podróż do Amsterdamu. Szybko okazuje się, że Holandia to nie wymarzone eldorado, a konfrontacja z brutalną rzeczywistością jest dla dwójki emigrantów ze wschodu kulturowym szokiem. Czy pragnienia i dążenia, niosąc się echem po pustych, bezosobowych poczekalniach, mają jeszcze jakieś znaczenie? Realia życia szybko zweryfikują wyobrażenia, a kiedy Tania (Katarzyna Łacisz-Kubacka) i Jewgienij (Dariusz Czajkowski) dojdą do lustrzanej ściany, próba spojrzenia sobie w twarz będzie odpowiedzią na pytanie o cel ich wyprawy.

Ireneusz Janiszewski, reżyser najnowszego zabrzańskiego spektaklu biorąc na warsztat tragikomedię Marii Arbatowej, wiedział, co robi. Tekst rosyjskiej dramatopisarki, opublikowany w 1999 roku, mimo upływu lat nie stracił na aktualności. Prosta fabuła poza tym, że ma duży potencjał teatralny, odsyła do ogólnych prawd o ludzkim życiu, stając się zarazem uniwersalną opowieścią o zanikających wartościach i rozpadzie rodzinnych więzi, komunikowaniu, które powoli wypiera komunikację. Niestety, gdzieś po drodze twórcy inscenizacji dramatu wpadają w pułapkę jego prostoty, która jakby mimochodem ewoluuje w pospolitość. Sztampowe motywy wyeksploatowane przez media nie zaskakują widza. Po obejrzeniu przedstawienia w Zabrzu miałam wrażenie, że współczesny teatr nie ma już nic do dodania na temat ludzkiego życia. A przecież to nieprawda. Powielanie skądinąd znanych wątków aż prosi się o jakieś nowatorskie podejście do zagadnienia. I chociaż spektakl jest spójny, zajmujący, poprawny, to na usta ciśnie się jeszcze jeden przymiotnik – tani. 

Happy end rodem z brazylijskiej telenoweli nie przekonuje mnie nawet w roli słodzika do gorzkiej refleksji.Początek jest obiecujący. Ona i on. Przypadek sprawia, że spotykają się w przedziale pociągu. Ona wyjeżdża z Rosji za chlebem, jemu poczucie braku i niespełnienia każe się spakować i wyruszyć na zachód. Podczas rozmowy ze sobą oboje ukrywają prawdziwą tożsamość, chcąc jak najwięcej ugrać dla siebie. Tania w domniemanym amerykańskim profesorze dostrzega świetny materiał na męża i niepowtarzalną szansę na wyrwanie się z beznadziei codzienności. I właśnie z tego powodu zgadza się na seks z nieznajomym za 150 dolarów. Do aktu jednak nie dochodzi, bo prawda szybko wychodzi na jaw, a drogi bohaterów rozchodzą się. Od tego momentu akcja spektaklu zaczyna toczyć się dwutorowo. Umowna linia dzieli scenę na dwie części: prawa strona przynależy do świata Tatiany, lewa odnosi się do rzeczywistości Jewgienija. Momentami niefunkcjonalna scenografia (z peryferyjnych foteli niektóre jej elementy nie są widoczne) autorstwa samego reżysera oparta jest na koncepcji wielości planów gry – przestrzeń sceniczną tworzą kwadratowe wycinki terytorium ograniczone jedną ścianą. Te sztucznie wypreparowane obszary są w tej inscenizacji dość mocno sfunkcjonalizowane – jako znak odrębności akcentują wyobcowanie emigrantów na obczyźnie. Warto zwrócić uwagę na fakt, że Janiszewski zręcznie operuje kategorią umowności, tworząc obrazy z kilku zaledwie elementów odsyłających widza do typowych,  konkretnych przestrzeni i miejsc. Ogród Anity (Danuta Lewandowska) i Herberta (Marian Kierycz) to spuszczany na sztankietach prospekt z widokiem i kawałek zielonej wykładziny imitującej trawnik; dworcowa poczekalnia – rząd plastikowych krzeseł; zaplecze sklepu Badbarjara (Elie Zeitouny) – lodówka postawiona na tle wykafelkowanej ścianki. Wrażenie sztuczności dodatkowo potęguje wykorzystanie ekranów będących w niektórych scenach rozwiązaniem banalnym i nie do końca trafionym (mam tu na myśli przede wszystkim epizod z ucieczką papugi, której ogromną podobiznę widzimy właśnie na owym ekranie).

Takie zabiegi scenograficzne transportowane na poziom interpretacji jasno określają relacje między postaciami. Brak zobowiązań i przywiązania, indywidualizm manifestowany na każdym kroku za pomocą jednoznacznie brzmiących deklaracji. Patrząc na postać syna Heleny, Krisa (Tomasz Lis), nie mamy żadnych wątpliwości – to „chodząca” definicja modnego ostatnio słowa „hipster”. Obowiązkowo (nawet latem) czapka w neonowym kolorze, skręt w dłoni i markowe buty. Chłopak odcina się od rodziny do tego stopnia, że kiedy w jednej ze scen przybywa do domu babci Anity, nie czując potrzeby widzenia się z nią, wychodzi po krótkiej rozmowie z Jewgienijem. Co ciekawe, rozmowa ta dotyczy wyjazdu młodego człowieka do Norwegii, któremu z nudów pozostało już chyba tylko podróżowanie. Jak widać, nadmiar wolnego czasu jest katalizatorem wszelkich działań elit współcześnie stanowiących trzon społeczeństwa konsumpcyjnego. W przedstawieniu kasa nie gra roli, bo stopień zepsucia jednostki rośnie wraz ze wzrostem jej statusu materialnego. Im więcej pieniędzy, tym postać bardziej zdemoralizowana. Tę zależność najlepiej widać na przykładzie Heleny (Aleksandra Gajewska). Egoizm pięknej, wykształconej i bogatej kobiety potęguje tylko duchową pustkę, której wyrazem jest przedmiotowe traktowanie mężczyzn i zupełna obojętność w stosunku do własnych, rodzonych dzieci. System wartości wyniesiony z domu to w tym przypadku czysta abstrakcja. Ale trudno nie zauważyć, że tak naprawdę większość bohaterów W drodze do siebie ma z tym problem. Anita koncentrując całą swoją uwagę na antropozofii, oddala się od męża i córki; Herbert zamiast porozmawiać z żoną, woli wyjść do baru. Koło się zamyka. Bohaterowie nie potrafią nazwać swoich uczuć, nie umieją albo nie chcą wyjść poza schemat, w który pozwolili się wpisać. I tylko Tania, zwykła sprzątaczka, którą wszyscy mają za nic, jako jedyna mówi wprost, że kocha. Miłość do córki Soni jest powodem, dla którego dziewczyna zatrudnia się u byłej ukraińskiej prostytutki Stefani (Dagmara Ziaja), a potem daje się wykorzystywać i poniżać arabskiemu pracodawcy. Sprzątanie metodą na przetrwanie? W świecie zdominowanym przez pieniądz nie ma sentymentów – jako „Ruska” dziewczyna nie ma żadnych perspektyw na poprawę własnego losu.

W kontekście tematyki istotna wydaje się być kreacja postaci – autentycznych przy całej swojej stereotypowości, jaką niejako wymusza uniwersalność tekstu. Zabrzańskim aktorom się to udało, choć na wyżyny sztuki aktorskiej, mimo przyzwoitej gry, się nie wznieśli. Ale cel został osiągnięty – choć postępowanie niektórych bohaterów irytuje, staramy się zrozumieć ich wybory. Empatia niestety nie zaślepia, a przejaskrawienie wizerunku postaci (groteskowa postać Stefani) w przyjętej przez twórców konwencji to niewybaczalny błąd.

Nie ukrywam, że końcówka też mogłaby być lepsza. Happy end rodem z brazylijskiej telenoweli nie przekonuje mnie nawet w roli słodzika do gorzkiej refleksji, która ma być wynikiem uważnego odbioru całości. Osłabia tylko niepotrzebnie ogólną wymowę spektaklu, wkładając historię Tani i Jewgienija między bajki. Bajki? A może raczej pomiędzy budy targowe? Wszystko pięknie, ładnie, ale jakość też ma znaczenie. W odniesieniu do teatru –  kluczowe.

30-12-2013

galeria zdjęć W drodze do siebie, reż. I. Janiszewski, fot. Paweł JaNic Janicki W drodze do siebie, reż. I. Janiszewski, fot. Paweł JaNic Janicki W drodze do siebie, reż. I. Janiszewski, fot. Paweł JaNic Janicki W drodze do siebie, reż. I. Janiszewski, fot. Paweł JaNic Janicki ZOBACZ WIĘCEJ
 

Teatr Nowy w Zabrzu
Marija Arbatowa
W drodze do siebie
przekład: Julita Grodek
reżyseria: Ireneusz Janiszewski
scenografia: Ireneusz Janiszewski
obsada: Katarzyna Łacisz-Kubacka, Dariusz Czajkowski, Dagmara Ziaja, Marian Kierycz, Aleksandra Gajewska, Danuta Lewandowska, Elie Zeitouny (gościnnie), Tomasz Lis (PWST), Sebastian Berg (PWST), Dorota Furmaniuk (PWST), Jakub Kruczek (PWST)
premiera: 14.12.2013 

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę: