Nad przepaścią
Scena Laboratorium Formy jest najnowszą, zainaugurowaną w grudniu 2019 roku, artystyczną przestrzenią gdańskiego Teatru Miniatura, poszukującą i zapraszającą do badań w obszarach plastyki, animacji, ruchu i dźwięku. Pierwszymi realizatorami nowego pomysłu Miniatury zostali Marcin Bikowski i Marcin Bartnikowski (Teatr Malabar Hotel), którzy w przedstawieniu Café Panika sięgnęli po kultowy zbiór opowiadań Rolanda Topora: wydany w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku Café Panika. Historyjki taksówkowe.
Najbardziej przejmującym i najbardziej ponurym reprezentantem twórczości Topora jest, w moim przekonaniu, główny bohater jego debiutanckiej powieści – Trelkovsky z wydanego w 1964 roku Chimerycznego lokatora. Młody Francuz o rosyjskich korzeniach, który wprowadza się do paryskiej kamienicy i zajmuje mieszkanie po samobójczyni Simone. Przekraczając próg nowego lokum, Trelkovsky natychmiast wciągnięty zostaje przez pozostałych mieszkańców kamienicy do udziału w spektaklu umówionych odgórnie rytuałów i gestów, społecznych relacji i zależności. Przedstawieniu bardzo kiepskim, ze słabymi rolami, granymi przez jeszcze gorszych aktorów. Trelkovsky nie protestuje, poddaje się narzuconej kreacji i trwa w niej aż do przerażającego, okrutnego finału.
Na tle powieściowego debiutu Topora teksty, które wzięli na warsztat Bikowski i Bartnikowski, mogą wydawać się jedynie lekko absurdalnymi humoreskami. Podlanymi alkoholem późnowieczornymi opowiastkami bywalców tytułowej knajpy czy anegdotami produkowanymi taśmowo przez rozwozicieli paryskiej społeczności. Oczywiście – nic bardziej mylnego. Wybrane przez Hotel Malabar opowiadania za pomocą historyjek z nocnych, kresowych niejako przestrzeni miasta-molocha punktują (równie mocno, jak wspomniany Chimeryczny lokator) nonsens społecznych umów i rytuałów oraz permanentne, bezpowrotne uwikłanie jednostki w koszmar międzyludzkich, przemocowych zależności. Fabularnie pokiereszowane, surrealistyczne i ironicznie pozbawione oczekiwanej puenty „opowiadania paniczne” za pomocą absurdalnego, bardzo czarnego humoru przewrotnie stawiają swojego odbiorcę we względnie bezpiecznej sytuacji obcowania z okrucieństwem świata i potwornościami ludzkiej egzystencji, by w finale, w ostatecznej konkluzji to względne bezpieczeństwo unieważnić i zastąpić je gorzką, porażającą refleksją, podczas której nie ma już pozwolenia na oswajający lęki śmiech.
Wybór twórców, otwierających projekt Laboratorium Formy, jest trafiony i zachęcający. Z jednej strony Hotel Malabar, z teatralną formą eksperymentujący od zawsze, z drugiej Topor – pisarz, grafik, rysownik i scenograf, poszukujący i miksujący języki w przestrzeni każdej z tych dziedzin. W Café Panika Bikowski i Bartnikowski kontynuują własne poszukiwania w obrębie teatru, ale jednocześnie kłaniają się „laboratorium” Topora. Ono zaś uruchamia się w momencie, kiedy zespół aktorski (Zofia Bartoś, Edyta Janusz-Ehrlich, Wojciech Stachura, Krystian Wieczyński i Magdalena Żulińska) staje nieruchomo na scenie i oskarżająco-prowokującym spojrzeniem lustruje widownię. To spojrzenie powoduje – o dziwo – mocne wrażenie współjedności nas, widzów, z tymi, którzy wlepiają w nas podbudowane ironicznym uśmiechem oczy. To wrażenie nie tylko zostaje z nami, ale z każdą sceną pęcznieje. Tak, ta sceniczna rzeczywistość, pełna absurdalnych historii i niedorzecznych sytuacji, to w gruncie rzeczy nasza rzeczywistość, nasza codzienność. Bikowski i Bartnikowski bardzo szybko nas co do tego przekonują.
Po statycznym, bardzo wymownym otwarciu następuje ciąg (czasem kilku-, czasem kilkunastominutowych) scen, które wypełniają spektakl aż do jego finału. Nie stanowią one linearnej fabuły, lecz układają się w mozaikę postrzępionych narracyjnie obrazów, które wspólnie tworzą wizerunek naszego współczesnego społeczeństwa z emblematycznymi dla niego wizerunkami. Naszego, bo odpowiedzialny za adaptację i dramaturgię Marcin Bartnikowski z powodzeniem przekonuje nas, że paryskie historie z drugiej połowy XX wieku bez żadnych naciągnięć mogą ilustrować polski świat z dzisiaj. Twórcy Café Panika przeprowadzają nas ścieżkami wyznaczanymi przez najbardziej aktualne bolączki – od niesprzątniętych psich kup po przemoc w rodzinie, od niechcianych imigrantów po tematy religijne. Bartnikowski nie obawia się chaotycznej narracji Topora, przeciwnie, z satysfakcją za nią podąża, spajając nieprzystające z pozoru wątki, mnożąc bohaterów, budując sceny pozbawione ostentacyjnie początku i końca.
W Café Panika fabularno-semantyczna barokowość przełożona została na formę, która wobec tego chaosu staje niejako w przekornej kontrze. Zarówno mobilna scenografia, jak i obiekty animowane przez aktorów (wizerunki ludzi i zwierząt, przedmioty) zbudowane zostały z płaskich, śnieżnobiałych kartonów i płacht papieru, na które naniesiono charakterystyczne szkice Topora – pozbawione kolorów, nakreślone czarnym ołówkiem. Płaski, czarno-biały świat. Z jednej strony odnoszący się do swoich literacko-graficznych korzeni – twórczości Rolanda Topora, z drugiej obnażający strukturę świata utkanego przez przedstawionych tu bohaterów. Świata w gruncie rzeczy jednowymiarowego, nakreślonego pokraczną, karykaturalną kreską, z wykrzywionymi złością twarzami ludzi i wyszczerzonymi zębami zwierząt. Przestrzeni, w której istoty i obiekty buńczucznie się panoszą, ale zarazem porażająco łatwo ulegają zniszczeniu. Twórcy Café Panika nie mają litości dla tej papierowo-ołówkowej rzeczywistości. Drą ją, dekompletują, przesuwają nieustannie, ujawniają jej umowność i nietrwałość. Ale też przyglądają się jej bardzo wnikliwie – okiem kamery rejestrującej i wyświetlającej w głębi sceny papierowy świat w powiększeniu, zdradzającej jego niedociągnięcia, ułomności, jego prowizoryczność. Tę znakomitą, świetnie oddającą ducha twórczości Topora scenografię Marcina Bikowskiego dopełnia bardzo dobry dźwięk. Anna Stela stworzyła tu kompozycje uruchamiające jeszcze jedną przestrzeń komunikacyjną – absurdalną, prześmiewczą, polepioną z opozycyjnych dźwięków i melodii.
Café Panika gdańskiego Teatru Miniatura ma jeden poważny problem. Specyfiki tego świata zdaje się nie czytać do końca i nie czuć aktorski zespół. O ile Wojciech Stachura i Edyta Janusz-Ehrlich radzą sobie w tej rzeczywistości bardzo dobrze (świetne „psie” sceny, poruszająca historia Gęsiej Szyjki), o tyle pozostała część zespołu wypada blado – przechodzenie z jednej postaci w drugą, z roli w rolę ma w ich wykonaniu na ogół mechaniczny charakter, chwilami mocno wyprany z emocji. Specyfika stworzonego przez Rolanda Topora świata opiera się w dużej mierze na formule „teatru w teatrze”, zaś role, które podejmują poszczególni bohaterowie (albo raczej zmuszeni są do ich przyjęcia), bywają demonstracyjnie przerysowane, zawierają w sobie również pewien paradoks: z jednej strony uderzają dystansem wobec narzuconego repertuaru gestów czy słów, z drugiej emanują potężnym uwikłaniem w ów repertuar. Tę dwoistość świetnie czuje Stachura, bardzo dobrze odnajduje się w niej Janusz-Ehrlich, którzy płynnie przechodzą z postaci w postać, każdej nadając znamienny dla twórczości Topora kształt – poczucie rozdarcia, uwięzienia, lawirowania nad egzystencjalną przepaścią.
Café Panika, mimo iż wymaga jeszcze aktorskiej pracy, realizuje obietnice najnowszego projektu Teatru Miniatura. Spektakl Bikowskiego i Bartnikowskiego to bardzo udane, zwłaszcza w sferze formy, odczytanie twórczości Rolanda Topora – gorzko prześmiewcze, brutalnie szczere. Za pomocą anegdot, pijackich historyjek zuchwale rozprawiające się ze współczesną rzeczywistością.
14-02-2020
galeria zdjęć Café Panika, reż. Marcin Bikowski, Teatr Miniatura ZOBACZ WIĘCEJ
Teatr Miniatura
Café Panika
Malabar Hotel na podstawie opowiadań Rolanda Topora
przekład: Jan Kortas
przekład piosenki: Jan Gondowicz
inscenizacja: Malabar Hotel
reżyseria i scenografia: Marcin Bikowski
adaptacja i dramaturgia: Marcin Bartnikowski
muzyka: Anna Stela
obsada: Zofia Bartoś, Edyta Janusz-Ehrlich, Wojciech Stachura, Krystian Wieczyński, Magdalena Żulińska
premiera: 29.12.2019