Nie tutaj, nie teraz
W powieści Alberta Moravii ojciec głównego bohatera, doktora Marcella Clerici, przebywający w klinice psychiatrycznej emerytowany wojskowy żyje w przekonaniu, że jest ministrem spraw zagranicznych w rządzie Mussoliniego. Rozważa „sprawę Węgier”, pragnie wypowiedzieć wojnę, a żołnierze mają na polu walki jeść lody, by pokonać nieznośny upał. Na wszystkich zapiskach szaleńca pojawiają się słowa „rzeź i melancholia”.
W 1937 roku trzydziestoletni bohater wyrusza w podróż poślubną do Paryża – choć ta romantyczna eskapada jest jedynie przykrywką dla misji politycznej, czyli zgładzenia antyfaszysty, profesora Quardiego, który przed laty miał być promotorem pracy Marcella. Już sam tytuł przedstawienia Bartosza Szydłowskiego wskazuje, że akcja jest osadzona w roku 2029, a więc za 11 lat. Mamy zatem do czynienia z dystopią? Przestrogą przed rozwojem wypadków w Polsce? Tyle że nie do końca wiemy, czy jesteśmy w Polsce. Główny bohater nazywa się Marcel Klerykowski (Szymon Czacki), dostajemy również kilka sygnałów co do „polskości” innych postaci, ale Pakuła i Szydłowski dążą raczej do zbudowania metafory współczesności. Co prawda zamiast sojuszu III Rzeszy i Włoch słyszymy o związkach Polski i Węgier (co może być dalekim echem rojeń ojca Marcella, a jednocześnie stanowi aluzję do współczesnej polityki zagranicznej), ale wszystko inne zdaje się wskazywać na uniwersalność historii Marcela, młodego człowieka, który poddaje się regułom ustroju totalitarnego.
Straszność tego świata wyraża już scenografia Małgorzaty Szydłowskiej: wielka przestrzeń otoczona jest ciemnymi ścianami ozdobionymi rzędami identycznych twarzy podobnych do twarzy Klerykowskiego. Ściany, mające przywoływać skojarzenia z głowami wawelskimi, niekiedy zmieniają swoje położenie, co ma oznaczać proces osaczania bohatera przez system. Tyle że w trwającym ponad dwie godziny przedstawieniu ów przekaz szybko się wyczerpuje, a pojawienie się innej przestrzeni, przypisanej dysydentowi na emigracji Quadriemu (Krzysztof Globisz) i jego żonie (w tej roli widziałam Martę Ziębę), ogromnej szafy, która po otwarciu okazuje się paryskim mieszkaniem profesora – niewiele zmienia, bo drzwi owego prostopadłościanu również ozdobione są wszechobecnymi złowieszczymi maskami.
W pierwszej części spektaklu widzimy kolejne spotkania Marcela z bliskimi i obcymi mu ludźmi. Czacki tworzy bohatera idealnie przeciętnego, starającego się nie wyróżniać z tłumu. Nieokreślony, beznamiętny pozostaje zarówno w rozmowach z mocodawcami, księdzem, jak i z narzeczoną (Anna Paruszyńska), przyszłą teściową (Hanna Bieluszko), matką (Iwona Budner), ojcem (Zygmunt Józefczak). Ale w następujących po sobie scenach jest coś nieznośnie mechanicznego: reżyser zdaje się zderzać „przezroczystość” Klerykowskiego z niezwykle wyraziście podkreślanymi dziwactwami innych. Teściowa przemawia do młodych w nienaturalnej pozycji, leżąc na stole (przypominającym raczej sarkofag) z wazą na brzuchu; matka epatuje dojrzałym erotyzmem ponad miarę, czyli miota się po scenie bez specjalnego powodu; w źle ubranej narzeczonej mamy widzieć zapowiedź strasznej mieszczki bez gustu. Ze zderzenia nijakości z upiornym nadmiarem nie wynika jednak żadne napięcie. Raczej odnosimy wrażenie, że nic w spektaklu tak naprawdę się nie wydarza, o wszystkim się mówi, ale między postaciami nie dochodzi do jakiejkolwiek relacji.
Zmiana następuje w sekwencjach paryskich, kiedy na scenie pojawiają się Krzysztof Globisz i Marta Zięba. Energia Globisza, obsadzonego w roli intelektualisty wciąż jeszcze walczącego z nieludzkim systemem, uwodzi widownię. Jego bohater w kolorowej koszuli, wewnętrznie wolny pomimo wyroku śmierci, jaki już nań zapadł, jest najciekawszą postacią przedstawienia. Wypowiadane z trudem słowa, pojedyncze gesty, a jednocześnie ogromna charyzma – aktora i bohatera – objawiają się w zaprojektowanym z dużą uwagą i precyzją przedstawieniu jako inna, świeża jakość. Globisz i Zięba pokazują widzom ludzi, a nie figury – końcowa część spektaklu wydaje się naprawdę interesująca. Mimo to ciągle nie wiem, dlaczego właśnie powieść Moravii miałaby opowiadać o dzisiejszej/przyszłej Polsce. Historia Marcella Clerici nie poddaje się prostemu przełożeniu na realia współczesności, tym bardziej że bohater przedstawienia jest emocjonalnie dużo „prostszy” niż ten z powieści (w adaptacji usunięto niektóre istotne wątki z dzieciństwa Marcella). Konformista Moravii jest rozliczeniem z włoskim faszyzmem; spektakl Szydłowskiego miał być, jak sądzę, odbiciem lęków części polskiego społeczeństwa i przestrogą. Ta jednak nie wybrzmiewa, zbyt wiele w przedstawieniu stwierdzeń ogólnych i wzniosłych, ale nieprzystających do świata, jaki nas bezpośrednio otacza – innego niż świat Marcella, ale równie groźnego.
Teatr Łaźnia Nowa w Krakowie, Festiwal Boska Komedia
Konformista 2029
według Konformisty Alberto Moravii
tłumaczenie: Zofia Ernstowa
autor scenicznej adaptacji: Mateusz Pakuła
reżyseria: Bartosz Szydłowski
scenografia, kostiumy, światło: Małgorzata Szydłowska
muzyka: Dominik Strycharski
wideo: Dawid Kozłowski
choreografia: Dominika Knapik
obsada: Szymon Czacki, Hanna Pieluszko / Bożena Adamek, Iwona Budner, Roman Gancarczyk / Zygmunt Józefczak, Krzysztof Globisz, Marcin Kalisz, Oscar Mafa, Anna Paruszyńska, Paulina Poślednik / Marta Zięba, Dominik Stroka
premiera: 20.04.2018