AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

No to płyniemy

A statek płynie, reż. Wojciech Kościelniak, Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu
Reżyser teatralny, historyk i teoretyk teatru. Profesor na Uniwersytecie Wrocławskim i w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie, absolwent Politechniki Wrocławskiej (1979) oraz Wydziału Reżyserii Dramatu krakowskiej PWST (1986). Publikuje m.in. w „Teatrze” i „Dialogu”.
A A A
fot. Krzysztof Bieliński  

Port w Neapolu. Jest lipiec 1914 roku. Ostatni pasażerowie wspinają się po ukośnym trapie na luksusowy statek pasażerski Gloria N. Wybitni artyści i politycy, zamożni dyrektorzy oper i biznesmeni, a nawet generał i książę wyruszają w podróż na wysepkę Erimo z miłości do opery. Towarzyszą w ostatniej drodze „boskiej” śpiewaczce Edmei Tetui. Zgodnie z życzeniem artystki rozsypią jej prochy na Morzu Egejskim w pobliżu wysepki, na której urodziła się przed laty.

Wybuch wojny skomplikuje wzniosłe i pełne patosu przedsięwzięcie zamożnych Włochów. Na morzu pojawi się łódź z uchodźcami. Kapitan statku zabierze ich na pokład, co doprowadzi do tragedii. Jeden z uchodźców okaże się terrorystą. Premiera musicalu A statek płynie w Teatrze Muzycznym Capitol odbywa się dzień po ataku Hamasu na Izrael. Współczesna rzeczywistość bezceremonialnie wtrąca się w sztukę.

A statek płynie to musicalowa adaptacja filmu Federico Felliniego z roku 1983. Włoski mistrz kina eksperymentował z narracją i próbował stworzyć opowieść bez klasycznej fabuły. Podczas 40. Festiwalu Filmowego w Wenecji publiczność nagrodziła projekcję piętnastominutową owacją. Hollywoodzka komisja odrzuciła jednak zgłoszenie filmu do Oskara. Obraz otrzymał natomiast wiele nagród włoskich, a sławny pisarz Alberto Moravia dopatrzył się w filmie genialnej metafory upadku społeczeństwa Belle Epoque, zdehumanizowanego pieniądzem i wyrafinowanymi rozkoszami. W pamiętniku Fellini wyznał, że bardzo mu zależało na stworzeniu silnego kontrastu pomiędzy buzującą kuchnią z uwijającymi się kucharzami a pasażerami pierwszej klasy. Bogacze leniwie pochłaniają pokarmy i przejmują się głównie własnym wyglądem w trakcie przeżuwania. Nie przychodzi im do głowy, że czegoś mogłoby zabraknąć.

Konrad Imiela, dyrektor Capitolu, namówił do przeniesienia filmu na scenę Wojciecha Kościelniaka, mistrza musicalowych adaptacji. Jego znakomita inscenizacja nieśmiertelnej powieści Bułhakowa Mistrz i Małgorzata grana jest w Capitolu od dziesięciu lat przy wyprzedanej widowni. Kościelniak skrócił scenariusz filmu Felliniego, zredukował obsadę z czterdziestu osób do dziewiętnastu, sam napisał polskie teksty dialogów i piosenek.

Capitol po raz pierwszy eksperymentował z sekwencją kodów numerycznych, zwaną timecode. Dwie części musicalu przedzielone przerwą stanowiły w praktyce dwa odrębne godzinne utwory muzyczne. Każdy taki utwór składał się z partii nagranej wcześniej i muzyki na żywo. Instrumentaliści na scenie musieli pilnować precyzyjnych kodów czasowych, żeby harmonizować z nagraniem. Z tymi kodami zsynchronizowane zostało światło. Programu nie można było przerwać nawet na krótkie oklaski po udanej partii wokalnej. Artyści na scenie również musieli się podporządkować kodom czasowym.

Taka synchronizacja obrazu, muzyki i działań scenicznych robi wrażenie, ale dla muzyków i aktorów to duże wyzwanie. Kościelniak słynie z wielkich widowisk, ustawia akcję spektakli często na kilku planach i poziomach równocześnie. We Wrocławiu wykorzystał wszystkie techniczne możliwości teatru, co oczywiście piętrzyło trudności dla wykonawców.  

Główną rolę w przedstawieniu odgrywa chór barwnych pasażerów pierwszej klasy. Z tej malowniczej zbiorowości wynurzają się soliści. Adaptacja Kościelniaka wiernie oddaje epizodyczną narrację filmu.

Polski reżyser, jak Fellini, precyzyjnie zaprojektował każdy obraz sceniczny. Pozostawił jednak artystom przestrzeń na własne poszukiwania w partiach solowych. Musieli się oczywiście zmieścić w sztywnych ramach kodów czasowych, ale artyści Capitolu pomimo tych mało sprzyjających okoliczności stworzyli wspaniałe kreacje. Można było zapomnieć, że spektaklem rządzą algorytmy i komputery.

Przed szczególnym wyzwaniem stanęła Agnieszka Oryńska-Lesicka. W filmie Felliniego rolę Księżniczki Herminy, siostry Wielkiego Księcia von Herzog, kreuje wielka Pina Bausch! Oryńska-Lesicka dzielnie podjęła wyzwanie. Stworzyła równie magnetyzujący portret niewidomej arystokratki.

Justyna Szafran w roli Teresy Valegnani, kochanki zmarłej śpiewaczki, wykonała poruszający lament żałobny. Artystka obdarzona wielkim talentem aktorskim i wspaniałym głosem z dużą odwagą obnażyła się przed publicznością emocjonalnie, tworząc kolejną niezapomnianą kreację. Fellini z pewnością by ją pochwalił, bo najwyżej cenił w sztuce osobiste świadectwo wrażliwej osoby.

Równie wspaniały popis aktorsko-wokalny dał Rafał Kozok jako Dozorca olbrzymiej nosorożycy, trzymanej pod pokładem. Zwierzę umiera z tęsknoty za samcem, swoją wielką miłością. Kozok uwiarygodnił cierpienia nosorożycy i sprawił, że zapewne nie tylko ja poczułem autentyczne współczucie dla męki zwierzęcia. Aktorska perełka Kozoka to swoisty manifest ekologiczny.

Klaudia Waszak brawurowo wcieliła się w straumatyzowane dziecko. Tomasz Leszczyński porwał widownię przepięknym tenorem w roli Aureliano Fuciletto. Justyna Woźniak znakomicie wydobyła tragizm śpiewaczki Ildebrandy Cuffari: nawet po śmierci Edmei Tetui zazdrościła jej „boskiego” głosu.

Małgorzata Walenda z urokiem wcielała się w nimfomankę Lady Violet Dongby. Ewa Szlempo-Kruszyńska jako obdarzona niebiańską urodą Dorotea najpierw przekonująco uwodziła Orlando, dziennikarza, który był narratorem zarówno w filmie, jak i w przedstawieniu, a potem zakochała się w jednym z serbskich uchodźców zabranych na statek. Z arystokratki przeobraziła się sprawnie w „siostrę miłosierdzia”. Dawid Suliba w roli Zilojewa, rosyjskiego basa z najniższym głosem w świecie, rewelacyjnie zahipnotyzował kurę. Zrobił to lepiej i bardziej wiarygodnie niż francuski śpiewak Maurice Barrier w filmie Felliniego.   

Wyjątkowo trudne zadanie miała Magdalena Szczerbowska. Była duchem zmarłej śpiewaczki. Przemykała po scenie boso w białej sukience niczym syberyjska szamanka. U Felliniego zmarła obecna jest tylko na niemym filmie, maniakalnie wyświetlanym w prywatnej kajucie przez jednego z jej wyznawców. W materializującym się duchu Edmei Tetui dostrzegłem inteligentny ukłon Kościelniaka w stronę szamańskich fascynacji włoskiego reżysera. W czasach pracy nad filmem E la nave va (A statek płynie) Fellini zaczytywał się w książkach kontrowersyjnego antropologa Carlosa Castanedy. Planował nawet nakręcenie filmu o tajemniczym meksykańskim szamanie Don Juanie, ale Castaneda nagle zniknął i nie przekazał Felliniemu praw autorskich do swoich książek.

Wszyscy artyści Capitolu stworzyli ciekawe role. Wymieniłem tylko osoby, które zrobiły na mnie największe wrażenie. Wątpliwości budziło jedynie obsadzenie w roli dziennikarza Orlando, postaci bardzo ważnej dla spójności przedstawienia, młodego artysty spoza zespołu Capitolu o niewielkiej charyzmie. U Felliniego tę rolę gra popularny angielski aktor Freddie Jones. Podczas kręcenia filmu miał pięćdziesiąt sześć lat. Wspaniałym Orlando byłby Konrad Imiela, dyrektor Capitolu, obdarzony pięknym głosem i silną obecnością sceniczną.

Osobne wyzwanie dla śpiewaków stanowiła ambitna muzyka Mariusza Obijalskiego. Każda kwestia w spektaklu była śpiewana. Obijalski pomieszał style i gatunki, a w drugiej części przedstawienia zaproponował fascynujące, nowoczesne brzmienia. Transowe pieśni porywały, choć kompozytor pozbawił je chwytliwych riffów. Trochę mi szkoda, że nie było co nucić po wyjściu z teatru, ale szanuję zamysł: znakomita muzyka nie ilustrowała słów pieśni, ale kreowała dźwiękowe światy.

Choreografia Mateusza Pietrzaka, przywołująca obrazy z filmu, chwilami bywała formalna i abstrakcyjna. Artyści dzielnie machali rękami i zginali dłonie w przegubach, nadając scenom silny puls, niczym basso continuo. Sens tych akrobacji niekiedy umykał, ale w tańcu nowoczesnym działania artystów konstruują komunikaty na głębszych poziomach, ignorując racjonalne interpretacje. Ruchy aktorów i tancerzy efektownie wzmacniały i dynamizowały szaleństwa świata wariującego z nadmiaru rozkoszy.

Świetne były też kostiumy zaprojektowane przez Martynę Kander. Znakomicie się komponowały w scenach zbiorowych, a przede wszystkim umożliwiały aktorom pogłębianie ról. Kostiumy Kander oraz rekwizyty i pomysłowa scenografia Mariusza Napierały przywoływały klimat Europy na krawędzi wojny światowej. Był to czas równie ekscytujący, co mroczny.

W finale przedstawienia austriacki okręt wojenny domaga się od kapitana Glorii N wydania serbskich uchodźców. Kapitan ostatecznie ulega żądaniom, ale jeden z Serbów okazuje się terrorystą i rzuca na okręt wojenny bombę z zapalonym lontem. Bomba wybucha pod armatą. Austriacy reagują histerią i odpowiadają zmasowanym bombardowaniem, zatapiając statek pasażerski. W ostatnim obrazie na pustym morzu unosi się szalupa ratunkowa. W niej tylko dziennikarz Orlando i nosorożyca. Płyną, ale nie wiadomo dokąd. Ten poruszający obraz wciąż do mnie powraca, kiedy oglądam wiadomości z Gazy.

25-10-2023

Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu
A statek płynie
na podstawie scenariusza Federico Felliniego i Tonino Guerry do filmu E la nave va
scenariusz adaptowany, teksty piosenek, reżyseria: Wojciech Kościelniak
muzyka: Mariusz Obijalski
scenografia i rekwizyty: Mariusz Napierała
kostiumy: Martyna Kander
choreografia: Mateusz Pietrzak
kierownictwo muzyczne: Adam Skrzypek
dyrygent: Adam Skrzypek/Łukasz Bzowski
charakteryzacja i peruki: Magdalena Chabrowska-Oleksiak, Agnieszka Jasiniecka, Zuzanna Sak
reżyseria światła: Tadeusz Trylski
reżyseria dźwięku: Sara Agacińska
projekcje video: Veranika Siamionava, Zachariasz Jędrzejczyk
przygotowanie wokalne: Magdalena Śniadecka, Magdalena Zawartko
obsada: Magdalena Szczerbowska, Justyna Szafran / Elżbieta Kłosińska, Justyna Woźniak, Klaudia Waszak, Małgorzata Walenda / Katarzyna Granecka (gościnnie), Ewa Szlempo-Kruszyńska, Agnieszka Oryńska-Lesicka, Tomasz Leszczyński, Krzysztof Suszek, Jan Kowalewski, Filip Karaś (gościnnie), Mateusz Kieraś, Michał J. Bajor, Karol Gronek (gościnnie), Bartosz Picher, Rafał Kozok (gościnnie), Michał Dudkowski (gościnnie), Dawid Suliba, Marek Nędza (gościnnie)
oraz Daria Englot / Dominika Siwiec, Milena Libura / Patrycja Szpendowska, Wiktoria Łukowicz / Marika Klarman-Gisman / Milena Morawiec, Anna Cielecka / Natalia Miękina, Maja Frejtag / Barbara Ubysz, Zofia Banasik / Natalia Banaś, Helena Kosecka / Jagoda Latuszkiewicz, Magdalena Gurzyńska / Majka Bakalarz, Krzysztof Gogoj / Artur Leżoń, Szymon Majkrzak / Julia Wrona
role dziecięce: Pola Lesicka, Kaja Ośnicka, Ada Zimoląg, Zuzanna Maszyńska, Anna Sopova, Antonina Cieślak
tancerki i tancerze: Bożena Bukowska, Mateusz Brenner, Dominika Józefowiak, Martyna Rak, Nadia Rosiak, Jacek Skoczeń, Tomasz Ryś, Dariusz Kowalewski
orkiestra: Adam Skrzypek/Grzegorz Piasecki/Anna Pawłowska (gitara basowa), Łukasz Bzowski (instrumenty klawiszowe), Sebastian Skrzypek/Dariusz Kaliszuk (perkusja), Bogdan Skiedrzyński/Maciej Mazurek (gitara), Beata Wołczyk (I skrzypce/koncertmistrz), Dariusz Wołczyk/Małgorzata Szczepanowska (altówka), Emilia Danilecka (wiolonczela), Dominik Gawroński/Jan Chojnacki (trąbka/flugelhorn), Mateusz Feliński/Marcin Drużdż (waltornia), Robert Kamalski/Adam Bławicki (saksofon/klarnet basowy)
premiera: 7.10.2023

galeria zdjęć A statek płynie, reż. Wojciech Kościelniak, Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu A statek płynie, reż. Wojciech Kościelniak, Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu A statek płynie, reż. Wojciech Kościelniak, Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu A statek płynie, reż. Wojciech Kościelniak, Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu ZOBACZ WIĘCEJ
 

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
dwa plus trzy jako liczbę:
komentarze (32)