AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Pełna kultura jubileuszowa

Świat nie jest taki zły, Andrzej Lajborek, Teatr Nowy w Poznaniu
Profesor Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, doktor habilitowany. Teatrolog, kulturoznawca, performatyk, kierownik Zakładu Performatyki Instytutu Kulturoznawstwa UAM. Autor, redaktor, współredaktor książek z zakresu historii teatru i teatru współczesnego, twórca wielu artykułów opublikowanych w Polsce (m.in. w „Teatrze” i „Dialogu”), a także za granicą.
A A A
fot. Anhelina Storozhenko  

Piosenki z lat pięćdziesiątych wykonywane na Trzeciej Scenie Teatru Nowego w Poznaniu przez Andrzeja Lajborka mają godną tej epoki, przaśną oprawę plastyczną – fotografię ponurego blokowiska (tak na oko z lat sześćdziesiątych, ale to prawie to samo – nie bądźmy drobiazgowi). Jak by tego było mało, od czasu do czasu na to czarno-białe tło rzucane są filmowe migawki z tłumnych uroczystości, sztywnych jak kij od szczotki, albo występy zespołów pieśni i tańca. Ponadto z lewej strony tego zestawu dekoracji postawiono wyrzeźbiony w drewnie (tekturze?) „jak żywy” telewizor z epoki, na ekranie którego pojawiają się fragmenty spektakli ówczesnego Teatru Telewizji. Czyli, reasumując: oprawa plastyczna tego recitalu jest, co się zowie, adekwatna, a przy tym, że się tak wyrażę, skromnie-bogata.

Andrzej Lajborek, artysta mający, bądź co bądź, w swej karierze wiele popisów wokalnych przy akompaniamencie gitary, w tym dwa pełnospektaklowe recitale piosenek rosyjskich (2014 i 2017), doskonale wie, jak nawiązać żywy kontakt z widzami-słuchaczami swego występu. Zagaja, objaśnia, komentuje, namawia do wspólnych zaintonowań, a przede wszystkim „anegdotyzuje” swe mininarracje, dotyczące głównie historii powstania i wykonywania poszczególnych piosenek przez gwiazdy z epoki socrealizmu, Października i popaździernikowego niemowlęctwa „naszej małej stabilizacji”. Za sprawą jego ironizującego „żywosłowia” wyłaniają się w naszej pamięci tudzież wyobraźni sylwetki artystek i artystów – gwiazd tamtej epoki, a także niepodzielnych władców radiowej anteny – prawodawców stylu, nadzorców dostępu do studia. Cóż, dziś już mało kto pamięta o ówczesnych sławach takich jak Natasza Zylska, Marta Mirska, Zbigniew Kurtycz, Janusz Gniatkowski czy Rena Rolska. Władysława Szpilmana kojarzymy z tragiczną wojenną historią pianisty z filmu Polańskiego, a nie z powojennym dyktatorem piosenkarskiej mody, natomiast żydowsko-niemiecko-polsko-radziecki jazzman Adi (Edi) Rosner to już zupełna egzotyka.

Wypowiadam się w kwestii powyższej przede wszystkim w swoim imieniu, jako reprezentant pokolenia wyżu demograficznego lat pięćdziesiątych, no i również (tym bardziej) pokoleń młodszych. Bo niby jeszcze pamiętam, kto to była Rena Rolska (nie tylko gwiazda piosenki, lecz także radiowego niedzielnego Podwieczorku przy mikrofonie), jeszcze potrafię przypomnieć sobie jakieś zręby tekstu takich przebojów jak Na prawo most, na lewo most, Jak przygoda, to tylko w Warszawie (szkoda, że Lajborek nie wymienił pierwszej wykonawczyni tej piosenki, gwiazdy wielu epok, Ireny Santor), Trzej przyjaciele z boiska (małe futbolowe sprostowanie błędu popełnionego przez wykonawcę-narratora: Lucjan Brychczy nie był obrońcą, był co najwyżej pomocnikiem, a najwcześniej i najczęściej łącznikiem w dawnym ustawieniu WM – stąd bierze się ów, nieco dziś tajemniczy, „łącznik” z piosenki), Pierwszy siwy włos, Cicha woda brzegi rwie czy Złoty pierścionek, ale na przykład śmieszno-straszny hit Kurtycza Jadę do ciebie tramwajem to dla mnie absolutna ciekawostka-niespodzianka.

W swych mininarracjach Andrzej Lajborek unika, jak tylko może, poruszania kwestii politycznych. Moim zdaniem, słusznie, bo to przecież jest recital piosenki, a nie manifestacja „teatru zaangażowanego”. Jak wtedy było – każdy i każda wie (no, powiedzmy, prawie każda i każdy spośród tych, co zasiadają na widowni Trzeciej Sceny), nie ma co rozpraszać uwagi widzów-słuchaczy opisem politycznego tła, wymienianiem nakazów, zakazów i dyrektyw tudzież opisywaniem gier w ciuciubabkę z cenzurą. Zresztą, jeśli się dobrze wsłuchamy w Lajborkowe opowieści, wychwycimy niezawodnie zawarty w tych niewinnych, zdawałoby się, historyjkach „klimat epoki”. Kończąc ten „wątek polityczny”, stwierdzam kategorycznie i autorytarnie: chwała Lajborkowi za to, że uwzględnił w scenariuszu „hymn” Studenckiego Teatru Satyryków (STS) Mnie nie jest wszystko jedno. Natomiast mniej już mi się podobało nazwanie teatrów studenckich STS i Bim-Bom „kabaretami” w opisie spektaklu zamieszczonym na stronie Teatru Nowego, no i zdecydowane opóźnienie debiutu Jacka Fedorowicza na studenckiej scenie, jakiego Lajborek dopuścił się w zapowiedzi „hymnu”. (Fedorowicz dołączył do Bim-Bomu już zimą 1954 roku i grał jedną z głównych ról w drugim spektaklu tego teatru, Acha z maja 1955, śpiewając jako Dobry Duszek, który wstąpił w ministra kultury między innymi słynną strofkę: „Tam, gdzie wracam, na górze/Już wiosna jest w kulturze/I stąd ten śmieszny ton/Bim-Bom, Bim-Bom, Bim-Bom”, po czym był wciągany na lince pod sufit.)

Strona muzyczna recitalu jest świetnie „dopieszczona” przez głównego wykonawcę i towarzyszącego mu na scenie gitarzystę, a w kilku momentach także „współwokalistę”, Stanisława Kaczmarka. Sądzę, że wypada tu stwierdzić, iż wysoka forma wokalna, jaką zaprezentował w premierowy wieczór Andrzej Lajborek, jest czymś rzadkim u wykonawców po siedemdziesiątce. Jego głos brzmiał jak dzwon, czysto, naturalnie, jak zawsze dotąd i (bądźmy tego pewni) jak zawsze w przyszłości.

Wypada, nie wypada… Jednak chyba wypada wspomnieć tu o wieku twórcy tego spektaklu-recitalu, bo należy od razu dodać, że ten wyjątkowy, premierowy wieczór był także okazją do uroczystego (i całkowicie pozbawionego sztywności) odcelebrowania pięćdziesięciolecia jego pracy artystycznej. Po zakończeniu recitalu jubileuszową chwalbę wygłosił dyrektor Teatru Nowego, Piotr Kruszczyński, dołączyła do niego pani członkini Zarządu Województwa Wielkopolskiego Paulina Stochniałek, a odpowiedział na to wszystko Jubilat. Seria żartobliwych dialogowych ripost w wykonaniu tych trojga osiągnęła w pewnym momencie poziom angielskiej farsy w starym, dobrym stylu (to pochwała, nie kpina!). Z lekka oniemiały, śledziłem ten dialog, z trudem dowierzając, że był on improwizowany. Nie sądzę jednak, żeby troje wykonawców stać było czasowo na przedpremierowe próby. Czyli: brawa za piękną improwizację, zaiste godną tej wyjątkowej okazji.

W końcowym, jubileuszowo-wzruszonym monologu Andrzej Lajborek dziękował komu trzeba, wychwalał tych, co zasłużyli na wychwalanie (stwierdził między innymi, że Kruszczyński to najlepszy dyrektor spośród tych, którzy przytrafili mu się w ciągu pięćdziesięciu lat aktorskiej kariery), no i przyrzekał dalsze owocne wysiłki na polu sztuki. Trzymam Jubilata za słowo, bo stwierdził (nie pamiętam już, czy w końcowej przemowie, czy w którejś z recitalowych mininarracji), że pora, by się teraz zająć piosenkami z lat sześćdziesiątych. Powitałem jego zapowiedź z entuzjazmem, bo ten repertuar jest mi już dobrze znany i na pewno byłbym w stanie włączyć się do chóralnych zaśpiewów w stopniu intensywniejszym niż w ten jubileuszowy wieczór.

Dodam jeszcze (w ramach powybrzydzania), że cóż, niewątpliwie przeszkadzała mi w owych zaśpiewach (jak już się na nie mogłem w jakimś podstawowym stopniu zdobyć) nałożona na całą twarz antycovidowa maseczka. Przeszkoda ta odróżniała mnie od wielu innych osób z widowni, które uwolniły od maseczki całą twarz lub przynajmniej nos.

03-12-2021

Teatr Nowy w Poznaniu
Świat nie jest taki zły
scenariusz i wykonanie: Andrzej Lajborek
opracowanie muzyczne i akompaniament: Stanisław Kaczmarek
scenografia: Marta Wyszyńska
premiera: 19.11.2021

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
jeden razy osiem jako liczbę: