AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Poza M3 – Miasto, mitologia, metafizyka

Fot. Sonia Szeląg  

Dobrze znany obrazek: smutne familoki z brunatnej cegły, zapuszczone podwórka, zapach uryny i psie odchody na chodnikach. Miejska przestrzeń. A gdyby tak spojrzeć na nią z innej perspektywy? Cofnąć się w czasie, zetrzeć warstwę brudu z fasad budynków i arterii? Scenograficzny potencjał przemysłowych miast, drzemiący u źródeł lokalnej mitologii, to nie mit. Dowód? Tegoroczna, trzecia już edycja katowickiego Festiwalu Nowej Scenografii.

Festiwal Nowej Scenografii pojawił się na imprezowej mapie Katowic stosunkowo niedawno. Był rok 2012. Centrum Scenografii Polskiej wyszło z inicjatywą powołania festiwalu sztuk wizualnych, zorientowanego na szeroko pojętą przestrzeń i oprawę plastyczną różnego typu widowisk. Organizatorzy ruszyli w teren. Plan był prosty: wychodząc poza ciasne ramy instytucji, poprzez praktyczną teatralizację miejskich przestrzeni zaistnieć w świadomości potencjalnych odbiorców. Chyba im się udało, choć początkowo festiwalem zainteresowani byli przede wszystkim miłośnicy sztuki teatralnej i artyści walczący o nagrodę im. Jerzego Moskala w konkursie scenograficznym. W roku 2014 festiwal nie odbył się z wiadomych przyczyn: Muzeum Śląskie zmieniało siedzibę. Odświeżenie wizerunku instytucji pociągnęło za sobą zmianę w formule festiwalu. I tak w ramach podsumowania śmiało można stwierdzić, że dziś to event dla wszystkich miłośników sztuki. Głównie dlatego, że oprócz Muzeum Śląskiego (realizacja wystaw i projektów site-specific) w pracę nad festiwalem włączyły się dwie inne instytucje wojewódzkie: Teatr Śląski (odpowiada za część teatralną) i Instytucja Filmowa Silesia Film (komponent filmowy).

Tegoroczna edycja rozpoczęła się wcześniej niż poprzednie, bo już we wrześniu, w pierwszym dniu kalendarzowej jesieni. W programie rozpisanym na pięć dni znalazło się aż czterdzieści wydarzeń z różnych dziedzin sztuki: wystawy, instalacje, pokazy filmowe, spektakle, naukowe panele dyskusyjne i warsztaty oraz spotkania z artystami. W wszystko to pod intrygującym hasłem łączącym przeszłość z teraźniejszością: Mitologie Industrialnej Przestrzeni.

Na otwarcie festiwalu organizatorzy zaplanowali refleksyjno-teatralną wędrówkę po Piątej stronie świata. Zaproponowali uczestnikom inscenizację debiutanckiej powieści Kazimierza Kutza, czyli związany z dzielnicą Katowic – Szopienicami wielokrotnie nagradzany, sztandarowy spektakl Teatru Śląskiego. Lekarstwem na obecne w nim momentami rażące, stereotypowe obrazy okazało się zaaplikowanie świeżej Morfiny nazajutrz. Dla tych, którzy ulegli magii hipnotyzujących dźwięków złożonych na oprawę muzyczną przedstawienia, zespół Chłopcy kontra Basia zagrał koncert na katowickim Rynku w dniu zakończenia festiwalu. Był to ostatni, ale nie jedyny plenerowy występ podczas tegorocznej edycji.

Jak powiedział pomysłodawca i dyrektor artystyczny festiwalu Adam Kowalski, scenografia to nie tylko kostiumy czy rekwizyty, „to żywa, wchodząca w relacje z ludźmi, przestrzenią i światłem instalacja”. Dlatego też oprócz dwóch wystaw udostępnionych zwiedzającym od 11 do 27 września, na których prezentowane były prace studentów i absolwentów uczelni artystycznych (Wymiary scenografii i Wystawa prac studentów z Akademii Sztuk Pięknych im. E. Gepperta we Wrocławiu), cyklu Forum Fotografii Teatralnej i masterclass ze scenografami (Zofia de Ines, Małgorzata Szczęśniak) organizatorzy zaplanowali jeszcze jednorazowe spotkania ze sztuką scenografii, zainicjowane specjalnie z okazji III Festiwalu Nowej Scenografii. Z tego aż trzy odbyły się w sobotę 26 września w ramach Metropolitalnej Nocy Teatrów 2015. Tylko jedno – w miejskiej przestrzeni otwartej, na ulicy katowickiej dzielnicy Bogucice.

Uśpione miasto w strugach deszczu: ludzie przemykający chodnikiem w cieniu zabytkowych kamienic, wszystkowidzące oczy kamiennych świętych, podwórka osaczone ceglanymi murami – żywa scenografia w codziennym teatrze życia. Właśnie tam Małgorzata Bulanda zrealizowała swój artystyczny projekt Ulica/podwórko/dom. Scenografka na co dzień związana z legnickim Teatrem im. Heleny Modrzejewskiej to specjalistka od przystosowywania niekonwencjonalnych przestrzeni do potrzeb sztuki teatralnej. Tworząc scenografię do spektakli Jacka Głomba, niejednokrotnie adaptowała obiekty industrialne, m.in. halę przemysłową (Zły wg Leopolda Tyrmanda, 1996), dawną fabrykę czy zabytkową kamienicę (Szaweł, 2004, i Łemko, 2007 Roberta Urbańskiego). Zawsze udawało jej się zachować przy tym specyficzną atmosferę wybranego miejsca. Tak było i tym razem.

Ani deszcz, ani nawet godzinne opóźnienie nie odstraszyły licznej grupy zainteresowanych, zebranych na terenie parafii św. Szczepana przed Sanktuarium Matki Bożej Bogucickiej. Aktorzy, tancerze i performerzy z Teatru Bezpańskiego w zaprojektowanych przez Bulandę kostiumach z Czarnego ogrodu (reż. Jacek Głomb, Teatr Śląski im. Stanisława Wyspiańskiego) pojawili się niedługo po przybyciu członków Orkiestry Dętej „Katowice”, odpowiedzialnej za oprawę muzyczną całego widowiska. Pokaz, a właściwie niezwykły spacer zabytkową ulicą Leopolda Markiefki, podczas którego animowano scenki związane z dawną tradycją weselną, rozpoczął się wyjściem aktorów-weselników z kościoła. Zabrzmiały pierwsze takty marsza Mendelssohna, błysnęły flesze. W ten sposób scenografka zainicjowała artystyczno-formalny dialog przeszłości z teraźniejszością, pozostając w charakterystycznym dla swojej twórczości tajemniczym klimacie czasów minionych. Podczas dwugodzinnej akcji uczestnicy, nawet przypadkowi, mogli wziąć udział w weselnych zabawach tanecznych, tradycyjnych oczepinach czy witaniu młodych chlebem i solą. W tle samochody obok miejsc, w których czas się zatrzymał. Ot, niby nic takiego – kilka plenerowych scenek wyglądających na improwizowane. Tak naprawdę – odrobina magii w szarej codzienności. Dla każdego. I bez opłat. Szkoda tylko, że zakończenie niepotrzebnie rozbiło spójność widowiska. Koncert zespołu We Stay for Tomorrow na scenie Miejskiego Domu Kultury w Bogucicach wydawał się elementem zupełnie z innej bajki, nietrafionym zamiennikiem finału, którego nigdy nie było. O wiele lepiej sprawdziłby się tam występ kogoś pokroju Marcina Wyrostka – jakiegoś artysty z akordeonem, nowocześnie aranżującego stare brzmienia.

I tu pozwolę sobie na osobistą dygresję. Brak akordeonu w finale pokazu Małgorzaty Bulandy okazał się pretekstem do rozmowy z nieznajomym. Wykorzystany przez scenografkę kostium czarnego niedźwiedzia – wstępem do dalszej dyskusji na temat symboliki drapieżnych zwierząt, mocy umysłu, sfery duchowej. Zazwyczaj śmieszą mnie różnego typu rewelacje o cudownych ozdrowieniach czy niesamowitych zrządzeniach losu. Ale wtedy nie było mi do śmiechu. Zimno jak nie wiem, ja w kompletnie przemoczonych butach i czarnej chustce byle jak zamotanej na szyi. I nagle mój rozmówca ni stąd ni zowąd pyta: ile bym za apaszkę chciała. Że mam jej nie nosić, że czarny ściągnie na mnie nieszczęście. Myślę sobie: chyba najwyższa pora przyznać się, że podebrałam ją siostrze bez pytania. Tłumaczę się pokrętnie, że chustki sprzedać nie mogę. „Niech siostra też jej nie nosi” – słyszę jego komentarz. Obiecuję dla świętego spokoju, że nie będzie. Wieczorem jadę na premierę spektaklu Zaręczyny w reżyserii Marcina Sławińskiego do zabrzańskiego Teatru Nowego. Zakładam tę samą czarną chustkę. Do domu wracam bez chustki, bo nigdzie nie mogę jej znaleźć.

Tak więc teraz już nie mam wątpliwości – kiedy sztuka wychodzi w miasto, dzieją się rzeczy niepojęte. Niepowtarzalne, piękne, warte uwagi – jak projekt Małgorzaty Bulandy Ulica/podwórko/dom.

12-10-2015

III Festiwal Nowej Scenografii, Katowice, 23-27.09.2015

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę: