AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

„prawdę rąbać prosto w oczy?”

Mizantrop, reż. Jan Englert, Teatr Narodowy w Warszawie
Doktor nauk humanistycznych. Wykładowca Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina. Absolwentka Wydziału Wiedzy o Teatrze Akademii Teatralnej w Warszawie i Wydziału Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała w "Teatrze", którego była redaktorem, a także w "Dialogu" i "Więzi". Pracowała również jako sekretarz redakcji w wydawnictwie Świat Książki.
A A A
fot. Marta Ankiersztejn  

Zaczyna się ciekawie. Alcest (Grzegorz Małecki) z rękawicami bokserskimi założonymi na dłonie wali w worek treningowy. W trakcie ćwiczeń, które mają wzmocnić siłę jego ciosu, rozmawia z Filintem (Paweł Paprocki). Podczas tej wymiany zdań Molière konfrontuje dwie postawy, będące osią konfliktu Mizantropa. W Teatrze Narodowym Alcest uderza raz po raz, coraz mocniej i mocniej, poci się, męczy, boksuje się ze światem, którego nie akceptuje w istniejącej postaci. Jego dewizą jest bowiem bezwzględne dążenie do prawdy w relacjach międzyludzkich. Bez ogródek mówi to, co myśli. Jego przyjaciel Filint przekonuje go natomiast o bezcelowości przyjętego stanowiska. Bez rezultatu. Podkreśla, że „surowa moralność” Alcesta bywa nie tylko szkodliwa, ale również śmieszna.

Jan Englert, reżyser spektaklu, w wywiadzie opublikowanym na stronie Teatru Narodowego sugeruje, że najciekawsza wydaje się niejednoznaczność Alcesta i odnoszę wrażenie, że konsekwentnie realizuje swoją koncepcję. Jego pomysł polega na stawianiu pytań, a nie na podsuwaniu rozwiązania. Dlatego rola Małeckiego nie daje odpowiedzi, jaki jest Alcest. Aktor myli tropy, trzyma widzów w niepewności i pozostawia tę kwestię otwartą. Ten motyw spektaklu bez wątpienia wydaje się najlepszy.  

Tytułową postać można, rzecz jasna, pokazać z wielu perspektyw, otwierać różnymi kluczami. Alcest rąbie prawdę prosto w oczy. Zadaje cios za ciosem. Zamiast worka treningowego ma przed sobą konkretne jednostki, na ogół marne, słabe, które ten moralista nieustająco poucza. Fundamentalne wydaje się jednak pytanie, dlaczego to robi i jaki cel pragnie osiągnąć? Czy chce rozwalać schematy i zmienić ludzi oraz świat na lepsze? Czy tylko pragnie wkładać kij w mrowisko, zwracać na siebie uwagę, obrażać i potępiać innych? Czy wydaje wojnę hipokryzji? Czy jest jedynie doktrynerem, który nie umie wybaczać niedoskonałości rodzajowi ludzkiemu? Czy w końcu trzeba go traktować jako bufona, który uważa się za lepszego i gardzi innymi? Mizantrop to w końcu ktoś, kto nienawidzi ludzi. Ale z jakiego powodu? Z powodu ich ograniczeń czy poczucia własnej wyższości? W rezultacie powstaje pytanie, czy intencje Alcesta są szczere? Czy należy go postrzegać raczej jako postać budzącą pozytywne odruchy czy niechęć?  

Na początku wydaje się, że Małecki gra nonkonformistę, który, nie zważając na konsekwencje, mówi to, co myśli. Widać to w rozmowie z pretensjonalnym i nadętym dworakiem Orontem (błyskotliwy epizod Przemysława Stippy). Rozprawia się też z napuszonymi markizami Akastem (Robert Jarociński) i Klitandrem (Hubert Paszkiewicz). Odrzuca starania Arsinoe (dobra rola Beaty Ścibakówny), którą ten indywidualista wyraźnie pociąga. Wtóruje mu w jego poglądach, chętnie naprawiałaby z nim świat i innych, ale ich pokrewieństwo dusz wydaje się naciągane. W istocie Arsinoe prowadzi grę i chce pozbyć się rywalki, do której Alcest ma słabość. Bohater wyczuwa jej nieszczerość, poza tym Arsinoe w ogóle go nie interesuje. Jednak w konfrontacji z kobietą, do której ma słabość, uczucia biorą górę nad zasadami. Alcest kocha próżną wdowę Celimenę (Justyna Kowalska), lubiącą salonowe życie. Próbuje ją wychować, ale jego radykalizm źle wpływa na ich relacje. W rezultacie staje się przedmiotem drwin kochanki oraz jej towarzystwa, które uważa go za odmieńca. Nie jestem pewna, czy w sposób zamierzony, ale Justyna Kowalska buduje karykaturę swojej postaci tak, że trudno wytłumaczyć, co Alcest widzi w pustej lali, objadającej się eklerkami i makaronikami. Dlaczego przenikliwy i wymagający wobec innych bohater, zakochuje się właśnie w takiej kobiecie? Namiętność do Celimeny po prosu ośmiesza Alcesta. No cóż, wytłumaczenie jest tylko jedno – miłość bywa ślepa. Przekonujemy się, że również Alcest miewa chwile słabości. Chcąc wzbudzić zazdrość Celimeny, udaje zainteresowanie zakochaną w nim Eliantą (Edyta Olszówka), czym rani nie tylko ją, ale także zadurzonego w niej po uszy Filinta, swojego najbliższego przyjaciela.   

Scenografia Martyny Kander przytłacza najmniejszą scenę Teatru Narodowego. Pisałam już o tym, ale przypomnę – mnożenie bytów ponad potrzebę nie pomaga teatrowi. Zasada „mniej znaczy więcej” znana wprawdzie z innego obszaru, sprawdza się i na tym gruncie znacznie lepiej. Niedopowiedzenia otwierają przestrzeń dla interpretacji widzów. Poza tym niejednoznaczność, która stała się kluczem dla reżysera, pozostaje w sprzeczności z przegadaną scenografią. Nie przekonuje mnie być może świadoma gra z kiczem prowadzona przez scenografkę. Oczy bolą od intensywnego różu ścian ze śladami zdezelowanego lustra i srebrną kurtynką w tle. Kostiumy aktorów są ilustracyjne, wymyślne, po prostu w złym guście, od razu definiują postaci. Można wręcz odnieść wrażenie, że panują nad aktorami, przekrzykują się miedzy sobą tak, że wypowiadane kwestie schodzą na dalszy plan. Szkoda, przekładu Jerzego Radziwiłowicza dobrze się słucha, aktorzy swobodnie się nim posługują. Nie budzi natomiast wątpliwości biała koszula i czarne spodnie Alcesta, który stanowi osobny byt na tle dziwaków i pozerów w jaskrawych kreacjach. Wpisuje się ponadto w niedopowiedziany wizerunek, który kreśli Małecki – nonkonformisty i hipokryty, naprawiacza świata i bufona. Najbardziej razi jednak kostium Celimeny. Czy naprawdę trzeba ubrać aktorkę w kostium będący połączeniem bufiastej sukni, w której można by wystąpić na dworze Ludwika XIV, i spodni, żeby pokazać niezależność i feministyczne zapędy Celimeny? Udany kostium nosi Arsione. Wchodzi na scenę w skromnej czarnej sukni i wygłasza tekst. Kiedy jednak odwraca się tyłem, widzimy na jej plecach głęboki, wyzywający dekolt, który aktorka eksponuje. Ten pomysł podkreśla wizerunek postaci, ale jej nie ogranicza. Jest bowiem zręcznym połączeniem dewocji i perwersji, pruderii i libertynizmu.  

Kilka słów o muzyce Pawła Paprockiego. Jest ironiczna, buduje dystans, ujmuje w nawias świat przedstawiony. Ma ona oddawać zamysł reżysera i aktorów, którzy prowadzą grę z tekstem, z konwencją teatru w teatrze, choć mnogość pomysłów nie składa mi się w całość i nie jestem w stanie odczytać intencji twórców. Jeden przykład. Alcest ma współczesny casualowy ubiór, a na przykład Elianta kostium z czasów międzywojnia. Czy to znaczy, że genialna literatura nie starzeje się nigdy? Nie wiem, ale rzeczywiście trzeba się uciekać do tak zmęczonych rozwiązań.

Na koniec refleksja. Patrząc na dworskie panoptikum, miałam skojarzenia z Iwoną, księżniczką Burgunda. Alcest, podobnie jak Gombrowiczowska bohaterka, drażni, irytuje, wreszcie prowokuje groteskowy dwór. Iwona niemą obecnością i „biologiczną dekompozycją”, on słowami. Oboje stają się ofiarami swojej inności. Alcest płaci za nią samotnością, Iwona śmiercią. Ale to już temat na zupełnie inną historię.

15-02-2023

Teatr Narodowy w Warszawie
Molière
Mizantrop
przekład: Jerzy Radziwiłowicz
reżyseria: Jan Englert
scenografia i kostiumy: Martyna Kander
muzyka: Paweł Paprocki
reżyseria światła: Karolina Gębska
obsada: Grzegorz Małecki, Paweł Paprocki, Przemysław Stippa, Justyna Kowalska, Edyta Olszówka, Beata Ścibakówna, Robert Jarociński, Hubert Paszkiewicz, Robert Czerwiński, Damian Mirga, Mariusz Urbaniec
premiera: 10.12.2022

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
dwa plus trzy jako liczbę:
komentarze (2)
  • Użytkownik niezalogowany SAFETOTO
    SAFETOTO 2024-03-05   05:45:41
    Cytuj

    It's a game. Five dollars is free. Try it It's not an easy game ->-> 카지노사이트.com

  • Użytkownik niezalogowany Stańczyk
    Stańczyk 2023-11-12   12:31:03
    Cytuj

    Bardzo trafna recenzja. Dodałbym tylko, że Edyta Olszówka, skądinąd świetna aktorka, w ogóle nie pasuje do odgrywanej w tym przedstawieniu roli, której w ogóle nie czuje.