AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Publiczność zmaltretowana

Śmierć Jana Pawła II, reż. Jakub Skrzywanek, Teatr Polski w Poznaniu
Profesor Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, doktor habilitowany. Teatrolog, kulturoznawca, performatyk, kierownik Zakładu Performatyki Instytutu Kulturoznawstwa UAM. Autor, redaktor, współredaktor książek z zakresu historii teatru i teatru współczesnego, twórca wielu artykułów opublikowanych w Polsce (m.in. w „Teatrze” i „Dialogu”), a także za granicą.
A A A
fot. Magda Hueckel  

„Od eutanazji należy odróżnić decyzję o rezygnacji z tak zwanej «uporczywej terapii», to znaczy z pewnych zabiegów medycznych, które przestały być adekwatne do realnej sytuacji chorego, ponieważ nie są już współmierne do rezultatów, jakich można by oczekiwać, lub też są zbyt uciążliwe dla samego chorego i dla jego rodziny. W takich sytuacjach, gdy śmierć jest bliska i nieuchronna, można w zgodzie z sumieniem «zrezygnować z zabiegów, które spowodowałyby jedynie nietrwałe i bolesne przedłużenie życia, nie należy jednak przerywać normalnych terapii, jakich wymaga chory w takich przypadkach». [Cytat z dokumentu Kongresu Nauki Wiary, «Deklaracja o eutanazji» Iura et bona (5 maja 1980), s. 551.] Istnieje oczywiście powinność moralna leczenia się i poddania się leczeniu, ale taką powinność trzeba określać w konkretnych sytuacjach: należy mianowicie ocenić, czy stosowane środki lecznicze są obiektywnie proporcjonalne do przewidywanej poprawy zdrowia. Rezygnacja ze środków nadzwyczajnych i przesadnych nie jest równoznaczna z samobójstwem lub eutanazją; wyraża raczej akceptację ludzkiej kondycji w obliczu śmierci”.

Ten oto fragment ustępu nr 64 encykliki Evangelium vitae z 1995 roku autorstwa papieża-Polaka czytamy na ekranach rozmieszczonych w bocznych lożach Teatru Polskiego w Poznaniu na samym początku przedstawienia o wymownym tytule Śmierć Jana Pawła II. Jak wiemy, dziesięć lat później papież, gdy już wiedział, że koniec jest blisko, przyjął odmienną postawę, akceptując heroiczną „mękę do końca” i postanawiając tym samym nie podporządkować się powyższym rozważaniom z własnej encykliki.

Napis na ekranach gaśnie, a na deskach Teatru Polskiego zaczyna się mniej więcej godzinny „sceniczny dowód” na słuszność opinii wyrażonej przez papieża w Evangelium vitae, a tym samym na niesłuszność przyjętej przez niego strategii umierania.

Na scenie Jan Paweł II (Michał Kaleta) przeżywa ostatnie dni swego życia. Przeżywa je w męce i znoju, pod znakiem z góry przegranej walki z własnym organizmem, wspomaganym sztucznie i bezskutecznie przez medyczne zabiegi, które tylko wzmagają bezgraniczne cierpienie i upokorzenie. Leżący lub siedzący na szpitalnym łóżku starzec charczy, rzęzi, krztusi się jedzeniem i piciem, nie może wymówić nawet jednego słowa, jest animowany niczym bezwolna lalka przez papieskiego sekretarza (Piotr B. Dąbrowski) oraz arcybiskupa Dziwisza (Andrzej Szubski), jest przewijany przez wiernego, oddanego, skrupulatnego pielęgniarza (Mariusz Adamski) – umieszczona u góry kamera nie szczędzi nam widoku papieskich genitaliów. A gdy już zapiszczy złowieszczo ekran elektrokardiogramu, gdy widoczne na nim zygzaki zamrą w kształcie linii, martwe ciało Jana Pawła II „przyrządzane jest” na okoliczność ostatniej, funeralnej ekspozycji – balsamista (Alan Al-Murtatha) wsadza rurkę z konserwującym płynem w papieski odbyt, co też jest wyraziście, bez krępacji pokazane.

Kosmetolożka-tanatolożka (Kornelia Trawkowska), gdy zostaje sam na sam z papieskim ciałem, nie waha się swobodnie odsłonić odrobiny swojego ciała i pląsa w takt jakiegoś przeboju italo-disco, który sugestywnie potężnieje w głośnikach – to chyba jest wyraźny sygnał, że banalne, codzienne życie trwa dalej. Trwa to krótko, bo gdy na scenie pojawia się zakonnica z opiekującego się papieżem watykańskiego personelu (Monika Roszko), kosmetolożka natychmiast przywołuje się do garderobianego i behawioralnego porządku.

Widownia, zmaltretowana niemal godzinnym pokazem nader wyrazistego konania, przyjmuje ten krótki „eksces” z ulgą i aprobatą.

Później mamy ciągnące się długo ceremonie odprawiane wokół „arcykapłańskiego” ciała, przyodzianego w ornat, mitrę, paliusz i co tam jeszcze jest na tę okoliczność konieczne, zabalsamowanego, przygotowanego do ostatnich pożegnań. Pięknie brzmi chór, złożony po części z aktorów (Jakub Papuga ujawnia się jako posiadacz mocnego, nader melodyjnego tenoru), po części z zawodowych śpiewaków. Papieski pierścień jest miażdżony młotkiem, łacińskie formułki z odpowiednim namaszczeniem wygłoszone i… sekretarz zaprasza nas-widzów na scenę, abyśmy mogli osobiście, z bliska pożegnać się z papieżem (tzn. Michałem Kaletą). Porządkowe wskazówki przekazane nam przez Piotra B. Dąbrowskiego są, zdaje się, dokładnie tymi, jakich musiały przestrzegać dziesiątki tysięcy ludzi zgromadzonych na placu Świętego Piotra, chcących oddać Janowi Pawłowi II ostatni hołd. Widzowie karnie, rząd po rzędzie udają się na scenę, niektórzy pstrykają fotki.

Nie mam już siły brać udziału w tej hucpie i udaję się do foyer, gdzie rozstawione jest stoisko z pamiątkami. Piotr B. Dąbrowski zapowiadał, że znajdziemy na nim suweniry po papieżu-Polaku, na miejscu okazuje się, że są to pamiątki po obejrzanym właśnie spektaklu: mamy tu butelki z wodą mineralną i odpowiednią etykietą, koszulki z plakatem przedstawienia, programy i zdjęcia.

Uff! Nareszcie jestem na zewnątrz, mogę zdjąć covidową maseczkę i odetchnąć świeżym powietrzem.

Śmierć Jana Pawła II jest kolejnym (po Kordianie i chamie) spektaklem Teatru Polskiego, który (ten akurat jedynie w swej pierwszej części) ma być dowodem na słuszność zaprezentowanej widzom na samym początku tezy. Trzeba przy tym z uznaniem dodać, że w porównaniu z tamtym przedstawieniem, dzieło Jakuba Skrzywanka jest dramaturgicznie spójne, dobrze skonstruowane i bardzo (rzekłbym: do bólu) sugestywne.

Wyrazy uznania należą się przede wszystkim Michałowi Kalecie, który przez kilkadziesiąt minut musi odgrywać spectaculum konania, niemiłosiernie rzężąc i charcząc (co jest niewątpliwie związane z naprawdę ogromnym fizycznym wysiłkiem), a potem przez kolejny, długi odcinek czasu musi udawać, że nie oddycha. Chapeaux bas!

Widzowie uważnie, z lekkim (chyba jednak) przerażeniem śledzą część pierwszą, a później – mocno już zmaltretowani – towarzyszą z wyraźną ulgą przedpogrzebowym ceremoniom.

Podczas naznaczonej odgłosami agonii pierwszej części spektaklu od czasu do czasu na widowni rozlega się śmiech – nie, nie, widzowie nie są rozweseleni konaniem papieża, tylko wyświetlanymi na bocznych ekranach i u góry sceny wspomnieniami „zwykłych ludzi”, którzy relacjonują swe odczucia i uczynki związane ze śmiercią Jana Pawła II. Cóż, są one w sumie dość banalne – jak my wszyscy na co dzień. Ale żeby od razu się z nich tak otwarcie, bez żenady śmiać... Majestat śmierci – czyjejkolwiek – powinien niby skłonić nas do szacunku naznaczonego milczeniem. Tę zaskakującą (mnie) reakcję widzek i widzów objaśniam sobie koniecznością odreagowania przez nich/je tego niesamowitego, hipernaturalistycznego spectaculum mortis w heroicznym wykonaniu Kalety.

Przedstawienie jest naprawdę dobrze zrobione i z wielką dyscypliną zagrane, doceniam to, choć ta watykańska hieratyczność, serwowana przez sto minut, ciut pod koniec nuży. Doceniam również na przykład scenografię autorstwa Agaty Skwarczyńskiej: nad sceną góruje metalowa konstrukcja koloru miedzianobrązowego będąca miniaturą kopuły bazyliki Świętego Piotra w Rzymie. Jednak nie jestem chyba dobrze dobranym „targetem” Śmierci Jana Pawła II: jesienią 2019 roku, niedługo przed pandemią, obserwowałem agonię kogoś bliskiego z rodziny – wyglądała bardzo podobnie do tego, czego doświadczałem jako widz na parterze Teatru Polskiego. Tamta agonia była jednak realna, zakończona prawdziwą śmiercią i prawdziwym pogrzebem. Poza tym niedawno wysłuchałem szczegółowej relacji przyjaciela zakażonego w grudniu 2021 covidowym wariantem delta, trzymanego przez kilka tygodni pod tlenem. Życie dostarcza nam ostatnio co dzień dowodów na swą kruchość, a także na przygodność i – że się tak wyrażę – łatwość śmierci. Po co to dojmujące odczucie akurat teraz wzmagać teatralnie?

Aż się boję pomyśleć, że się mogę tu mylić. Jest to jednak dość prawdopodobne.

04-03-2022

Teatr Polski w Poznaniu
Śmierć Jana Pawła II
reżyseria: Jakub Skrzywanek
scenariusz: Jakub Skrzywanek, Paweł Dobrowolski
dramaturgia: Paweł Dobrowolski
muzyka: Karol Nepelski
scenografia i światła: Agata Skwarczyńska
kostiumy: Paula Grocholska
choreografia: Agnieszka Kryst
wideo: Rafał Paradowski, Liubov Gorobiuk
obsada: Barbara Krasińska, Monika Roszko, Kornelia Trawkowska, Mariusz Adamski, Alan Al-Murtatha, Piotr B. Dąbrowski, Piotr Kaźmierczak, Jakub Papuga, Andrzej Szubski, Bogdan Żyłkowski
premiera: 5.02.2022

galeria zdjęć Śmierć Jana Pawła II, reż. Jakub Skrzywanek, Teatr Polski w Poznaniu Śmierć Jana Pawła II, reż. Jakub Skrzywanek, Teatr Polski w Poznaniu Śmierć Jana Pawła II, reż. Jakub Skrzywanek, Teatr Polski w Poznaniu Śmierć Jana Pawła II, reż. Jakub Skrzywanek, Teatr Polski w Poznaniu ZOBACZ WIĘCEJ
 

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
dwa plus trzy jako liczbę:
komentarze (4)
  • Użytkownik niezalogowany SAFETOTO
    SAFETOTO 2024-03-13   07:39:55
    Cytuj

    It's a game. Five dollars is free. Try it It's not an easy game ->-> 토토사이트.com

  • Użytkownik niezalogowany jk
    jk 2023-11-26   09:45:28
    Cytuj

    Obrzydliwy spektakl, antysztuka.

  • Użytkownik niezalogowany Ra
    Ra 2023-06-05   01:34:41
    Cytuj

    Przepraszam, nie jestem krytykiem teatralnym jednak muszę się odnieść do dzisiejszego spektaklu W Toruniu. Pracowałem 20 lat na Intensywnej terapii i zawsze staraliśmy się chronić innych pacjentów i ich rodziny przed takimi obrazami. Ta sztuka w wulgarny sposób odziera śmierć z jego sakrum a pokazując zniedołężniałego człowieka w plwocinie z pampersem to nie potrzebne profanum. Nie idzie tu o JP2 chociaż to nie potrzebna figura która dziś tylko budzi kontrowersje ( chyba, że chodzi o takowe). Na plus, na pewno Państwo świetnie oddaliście pracę z pacjentem jak i ceremoniał pogrzebu z licznymi hierarchami jak Dziwisz czy w tle tekstu Kardynał Sodano. Generalnie sztuka budzi we mnie negatywne emocje których dziś jest zbyt wiele, interakcja z publicznością to tani chwyt podniesienia atrakcyjności. Cenie artystów i ich pracę dlatego życzę państwu jako twórcom przedstawienia lepszych pomysłów na przyszłość.

  • Użytkownik niezalogowany Bob
    Bob 2022-03-11   23:36:59
    Cytuj

    Ale po co to przedstawienie? To próba dołączenia "miłośników śmierci" tzw. nekrofilów do środowiska lgbt, wszak ci pierwsi też są dyskryminowani...