AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Straszny smutek błazeńskich golemów

Schulz. Skrawki, reż. Konrad Dworakowski, Teatr CHOREA
materiał organizatora  

Co to jest, to przed drzwiami? Ma głowę manekina, w drewnianym korpusie-skrzynce słoik, a w nim migocące czerwono serce. Wyciąga rękę ku widzom. Strażnik? Zatrzymuje, czy zaprasza? Po chwili ożywa, ale nie w całości. Zgodnie z tytułem – Schulz. Skrawki – nic tu nie jest całe, pełne i skończone. Obiekt zyskuje widmową twarz i głos Konrada Dworakowskiego, reżysera-narratora. Kilka słów wstępu, wyjaśnienie zasad. To nie spektakl, a instalacja performatywna. Nie ma widowni, nie należy siadać, lecz wędrować po scenie wypełniającej całą salę. Współtworzyć. A jednocześnie pamiętać, że to historia o samym artyście i z nami – widzami, nie ma nic wspólnego.  

***
O tym, że to nie takie oczywiste, przekonuję się zaraz po wejściu. Światła ostrożnie łowią sześcioro aktorów Teatru Chorea, reżysera siedzącego za mikrofonem i stojącego obok altowiolistę. Nie wszystkich widać od razu. Tuż za progiem na podłodze leży Michał Jóźwik. Chyba ktoś nadepnął mu na rękę, bo odsunął ją gwałtownie – poruszył się, choć nie powinien – na pewno nie w taki sposób. Gdy się już uruchomi, będzie miał w sobie coś z zyskującej niepodległość nakręcanej zabawki, rozdwojonego pajacyka, który za pomocą kija włącza każdy swój gest. Na razie ruch należy do publiczności. Mój wzrok przykuwa wanna na drugim końcu sali. Podchodzę bliżej. Małgorzata Lipczyńska ma zamknięte oczy, głowę opartą o krawędź. Jest zanurzona w piachu. Bierze głęboki oddech i unosi ziemię. Przechodzi mnie dreszcz. Egzaltacja? No trudno. Skrawki skutecznie nadwątlają dystans, podobnie zresztą jak i proza Brunona Schulza. Działają nawet te znaki, które wydają się nazbyt dosłowne lub efekciarskie – jak patos muzyki przewidywalnie narastający w drugiej połowie dwudziestominutowego wydarzenia czy dosłowna ilustracja podawanego w finale fragmentu opowiadania Samotność. „Nie ma pokoju tak zamurowanego, żeby się na takie drzwi zaufane nie otwierał, jeśli tylko starczy sił, by mu je zainsynuować” – mówi o miejscu, w którym wszyscy jesteśmy, narrator, a Joanna Chmielecka, miotając się, zamalowuje trzy ściany otwartego więzienia. Pomaga jej sam Dworakowski – przy pomocy tworzonych na żywo projekcji. Na gęsto zakreślonej powierzchni pusty zostaje jeden fragment – obrysowany konturami drzwi. Dworakowski nie jest więc tylko narratorem. Ani przez moment nie traci kontroli nad światem, w którym się znajdujemy. To jego pokój i jego zabawki.

***
Symultaniczność działań performerów, ich mniej lub bardziej oczywiste związki z czytanym przez narratora tekstem, swoboda w przemieszczaniu się i oglądaniu działań z różnych perspektyw – wszystko to rzeczywiście sprzyja budowaniu własnej narracji – wyznaczaniu indywidualnej linii. Mogliśmy więc bawić się po swojemu, lojalnie uprzedzeni, że nie o nas tu chodzi. Ale przecież teatr jest dla widzów, zostaliśmy tu zaproszeni, bez nas nie byłoby premiery. Z biegiem akcji zaczynałem jednak wierzyć, że nasze widzowskie interesy rzeczywiście reżysera nie obchodzą. Nie bez powodu siedzi po tej stronie sceny, z której można ogarnąć wzrokiem wszystkich działających. Widzowie nie mogą usiąść obok niego, gdy próbuję, ktoś z obsługi przytrzymuje mnie za ramię. Musimy chodzić między performerami, wypełnić zaprojektowaną przez reżysera przestrzeń, wystąpić w jego przedstawieniu, które cały czas dogląda. Nie bez powodu zaczyna swą opowieść, cytując Traktat o manekinach: „Demiurgos – mówił mi ojciec – nie posiadł monopolu na tworzenie – tworzenie jest przywilejem wszystkich duchów”. „Schulz jest moim duchowym ojcem” – powie na popremierowym spotkaniu. Performerzy, ale i widzowie bliżsi są w tym układzie manekinom. Gdyby ktoś jeszcze miał złudzenia, narrator uwalnia od nich, cytując ojcowski program „wtórnej demiurgii”: „Nie zależy nam (…) na tworach o długim oddechu, na istotach na daleką metę. (…) Ich role będą krótkie, lapidarne (…) nie będziemy kładli nacisku na trwałość (…) twory nasze będą jak gdyby prowizoryczne, na jeden raz zrobione”. Tak jak widzowie, którzy oglądają instalację, a po jej zakończeniu znikają by (z reguły) nie wrócić.

***
W tych przedziwnych golemach, do których zalicza się również publiczność (spętana nieśmiałością i niepewnością w scenicznym wędrowaniu), istnieje jednak potencjał wolności. Majka Justyna, przywiązana linami do ściany z obrysem ludzkiej postaci, wyrywa się coraz skuteczniej, odcinając wreszcie krępujące ją sznury. Janusz Adam Biedrzycki zdejmuje gipsowe fragmenty przytroczone do ciała. Wyzwala się ze skorupy, po to, by następnie za pomocą sznurków władać tymi szczątkami postaci. „Materia nie zna żartów” – narrator ostrzega przed lekceważeniem tych skazanych na niepowodzenie prób wyzwolenia. Lipczyńska wynurza się z piachu, wypada z wanny. Czy jest spersonifikowaną materią? „Pozbawiona własnej inicjatywy, lubieżnie podatna, po kobiecemu plastyczna, uległa wobec wszelkich impulsów (…) każdy może ją ugniatać, formować, każdemu jest posłuszna”. Zaciskany w dłoni performerki i sypiący się przez palce piach oddala prostą i patriarchalną interpretację. Lipczyńska jest materią, owszem, ale jest też kreatorką. Wychodzi z wanny, ubiera się i zbliża do siedzącego w centrum półnagiego Tomasza Rodowicza. Podnosi mu powieki, kilkakrotnie – aż zostaną w górze. Budzi go. To przełomowy punkt. Kończą się cytaty z Traktatu o manekinach i Księgi, a zaczynają z Wiosny: „Czy dotarliśmy do sedna rzeczy, czy dalej już ta droga nie prowadzi?”. Oczywiście, że prowadzi. Sedno jest nieosiągalne, a koniec drogi zawsze jest jej początkiem. Wiosenny wybuch życia obserwujemy poprzez Schulzowski opis zmierzchu, przez który dostajemy się do mety, głębi, podziemia. „Jesteśmy u matek” i zaczynamy rozumieć mechanizm wiosny, która „rośnie w historiach”. Lipczyńska siada na miejscu Rodowicza i z ekstatycznym śmiechem zaczyna pompować skryty pod bluzką balon. On zajmuje jej miejsce w wannie, nad którą wiszą trzy płócienne worki. Kilka ciosów nożem. Strumienie piachu. Przysypią go jak „humus wspomnień, tęsknot, jałowej nudy”, na którym wyrastają, kwitną i więdną nowe formy materii i opowieści. Tym bowiem są aktorzy, ale i my – wpuszczeni do instalacyjnej przestrzeni. Opowieściami. W naszych ciałach i pamięciach przynosimy historie – zgodnie z mottem Międzynarodowego Festiwalu Retroperspektywy, na którym odbyła się premiera Skrawków: „ciało – pamięć – historia”.

***
Fragmentaryczność opowieści odzwierciedla mechanizm pamięci jako takiej – z natury zawodnej i jednostkowej, niemożliwej do współdzielenia, rozmnażającej załamania, refleksy i pęknięcia. Dookoła szczelin, w których rosną wspomnienia, nie ma nic – i to nic można zapisać po swojemu, własną demiurgią. Możemy brać w tym udział, wszak i nam przysługuje przywilej „wszystkich duchów”, ale przede wszystkim jesteśmy tu, by dać dowód sprawczości reżysera. Można się nią zachwycić, można zamanifestować niezgodę na bycie arbitralnie obsadzonym w roli kolejnego manekina, kolejnej niemej historii. Można też dostrzec pewną tragiczną niemożność twórcy, który swój świat pokazuje za pośrednictwem Schulzowskich „błazeńskich golemów”. W teatrze chyba nie można inaczej? Jeśli tak, to łatwo zrozumieć i nazwać to dziwne, tlące się gdzieś przez cały spektakl uczucie. To smutek.

09-10-2020

Teatr CHOREA
Schulz. Skrawki
na podstawie prozy Brunona Schulza
reżyseria: Konrad Dworakowski
projekt scenografii i kostiumów: Konrad Dworakowski
kostiumy i elementy scenografii: Anna Adamiak
wykonanie scenografii: Jacek Szumacher, Adam Galicki
światło: Kamil Urbanowicz
muzyka: Paweł Odorowicz
konsultacja choreograficzna: Joanna Jaworska-Maciaszek
muzycy: Konrad Dworakowski, Paweł Odorowicz, Małgorzata Pawluk
dźwięk: Maciej Kurzydłowski
obsada: Janusz Adam Biedrzycki, Joanna Chmielecka, Michał Jóźwik, Majka Justyna, Małgorzata Lipczyńska, Tomasz Rodowicz
premiera: 21.08.2020

galeria zdjęć Schulz. Skrawki, reż. Konrad Dworakowski, Teatr CHOREA Schulz. Skrawki, reż. Konrad Dworakowski,  Teatr CHOREA Schulz. Skrawki, reż. Konrad Dworakowski,  Teatr CHOREA Schulz. Skrawki, reż. Konrad Dworakowski,  Teatr CHOREA ZOBACZ WIĘCEJ
 

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę: