AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Szkice o Hiobie

Doktor nauk humanistycznych. Adiunkt w Instytucie Sztuki PAN i Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie. Sekretarz redakcji kwartalnika „Pamiętnik Teatralny”. Ostatnio wydał książkę Inspiracje starotestamentowe w dramacie polskiego renesansu 1545–1625 (Warszawa 2012).
A A A
Fot. Andrzej Wencel  

W spektaklu Piotra Cieplaka zatytułowanym Milczenie o Hiobie metateatralność przeplata się z antyteatralnością. Widzowie zostają usadzeni na scenie, nie mając jeszcze świadomości, że w tym zabiegu kryje się pułapka.

W czarnej błyszczącej tafli, która zasłania widownię, dostrzegamy nasze zbiorowe odbicie budzące skojarzenie z wyblakłą fotografią martwych ludzi. Zaczynamy podejrzewać, że stanowimy istotną część widowiska.

Scenografia zaprojektowana przez Andrzeja Witkowskiego jest dosyć oszczędna. Na biurowym fotelu z czarnej skóry siedzi Cezary Kosiński i przywołuje starotestamentową opowieść. Widzimy też długi stół i krzesła (jak na czytanej próbie). Po biblijnym prologu stół wyjeżdża do scenicznej kieszeni. Zza przesuwających się kulis wychodzą dwaj muzycy z zespołu Kormorany, aby zająć miejsca przy instrumentach. Na ekranie pojawia się pierwsza projekcja – widok kałuży, w której odbijają się gałęzie drzew. Dominujący dźwięk to pluskająca woda. Teatralny obraz oczarowuje swym nastrojem. Takie chwile jeszcze powracają w przedstawieniu, skontrastowane z nieznośną antyteatralnością.

Odgłos gwiżdżącego czajnika wyrywa nas z kontemplacji. Jerzy Łapiński opowiada historię o kocie zakatowanym przez chuliganów. Ten motyw powróci kilkakrotnie. Bezradny starzec siedzący na środku sceny nie pamięta imienia swojego zwierzaka, bo go sobie nie zapisał. Wciągnięta w pułapkę publiczność odpowiada rozbawieniem. Wiktoria Gorodeckaja przesuwa kamień po granitowej płycie. Koliste ruchy i szorstki odgłos kojarzą się ze żmudnym, niewzruszonym obracaniem żaren. A może z niewzruszonym obrotem gwiazd, wobec którego maleje wymiar ludzkiego cierpienia?

Może Cieplak dzieli się z nami poczuciem, że o Hiobie nie da się mówić. Artyści, którzy na początku spektaklu siedzieli równiutko za stołem, dość szybko stają się rozsypaną konstelacją. Grają obok siebie różne przedstawienia. Łapiński bezsilnie rozpamiętuje śmierć kota. Monika Dryl uczenie analizuje obrazy Georges’a de la Toura. Dominika Kluźniak nagrywa w radiowym studiu Dziennik z Bunkra Miła 34. Zbigniew Zamachowski rozśmiesza widownię swojskimi opowieściami o naszych polskich, biało-czerwonych bocianach. Karol Pocheć czyta Stasiuka kpiącego z powszechnego przeświadczenia, że Jezus był Polakiem, a Tomasz Sapryk opowiada banalną, powszednią historię. Nie wiem, czy to zamierzone, ale większość z tych postaci (z wyjątkiem Łapińskiego) wydaje się antypatyczna. A ich sekwencje są rozwlekłe i szorstkie jak odgłos kamieni.

Pomiędzy tymi scenami pojawiają się intermedia zbudowane w oparciu o zupełnie odmienny język. Tajemnicza i przejmująca muzyka. Kolejne projekcje, w których widzimy biało-czarne obrazy wody bądź roślin. Przeszywający śpiew Gorodeckiej. W jej wykonaniu Modlitwa wigilijna Miłosza nabiera nowych znaczeń.

I bez wątpienia cały spektakl jest zbudowany na opozycji dwóch skontrastowanych porządków. Jeden to drażniąca powszedniość przeszkadzająca niczym Hiobowe wrzody. Drugi to muzyka, śpiew, niezwykła recytacja. I sama obecność Gorodeckiej, która jak astralna istota przesuwa się na granicy różnych światów.

Rozproszeni aktorzy niekiedy znów zbierają się w zespół. Jak w sekwencji stanowiącej adaptację opowiadania Toona Tellegena o czapli, która niewzruszenie stała i nie mogła się przewrócić. Tekst, w którym pojawiają się najróżniejsze stworzonka, od mrówy poczynając, a na nosorożcu kończąc, stanowi żartobliwe pendant do biblijnej historii.

Wspólne, zrytualizowane działania powtarzają również wtedy, gdy Kluźniak czyta instrukcję wejścia do bunkra. A ten fragment Dziennika… czyta kilkakrotnie. Czym jednak jest zatłoczony schron w płonącym getcie? „Wszystkie siły są przeciwko nam”. „Jak sfinks milczy Bóg i nie odpowiada”. „Żyjemy dniem, godziną, minutą”.

Cały spektakl wydaje się zbiorem niezbyt wyrazistych szkiców o Hiobie. Być może związane jest to ze źródłem inspiracji, czyli esejem Pawła Śpiewaka o Hiobowej żonie. A może Cieplak dzieli się z nami poczuciem, że o Hiobie nie da się mówić. Że język teatru musi zabrzmieć fałszywie. Że na scenie świata przypada nam najczęściej rola fałszywych przyjaciół Hioba. Że w najlepszym wypadku pozostaje nam milczenie o Hiobie.

Tematyka przedstawienia jest więc poruszająca. Jego forma jednak – męcząca. Ale kiedy mam już dosyć, w teatrze zdarza się cud. Przed nami odsłania się, błękitnawo wyłaniając z półmroku widownia. Ukazuje się obraz niebios. Symetrycznie ustawieni aktorzy kojarzą się z anielskimi chórami, a ledwo świecące żyrandole przypominają gwiazdy. Oto przemawia Bóg. A przemawia słowami z Księgi Hioba. I pyta się, kto zaciemnia Jego zamiar słowami. Usytuowani na scenie nie mamy wątpliwości, że słowa te kierowane są do nas.

Zbudowana przez Cieplaka metateatralna sytuacja wydaje się doskonale odpowiadać starotestamentowemu wyobrażeniu, wedle którego świat ludzi to widowisko oglądane przez Stwórcę. W tym porządku Hiob jawi się jako aktor doskonały, który jest w stanie wykonać najtrudniejsze zadania i zasługuje na największą nagrodę. Biblia podaje zresztą więcej takich przykładów. Obok niewzruszonego Hioba znajdziemy ufającego Tobiasza czy nieugiętego w wierze Abrahama. Każdy z nich za wytrwanie w trudnej roli zostaje nagrodzony. Doprowadzony nieomal do unicestwienia Hiob otrzymuje nowe dzieci, nowe majętności, długie lata spokojnego życia. Ale czy większą nagrodą nie jest to, że Bóg odpowiada na jego cierpienia? A w odpowiedzi tej ukazuje ogrom wszechświata i potęgę swych dzieł. Stwórca zadaje pytania: gdzie byliśmy, gdy zakładał ziemię? Czy możemy połączyć gwiazdy Plejad bądź rozluźnić więzy Oriona? Czy dotarliśmy do źródeł morza?

Hiob porażony teofanią nie ma już nic do powiedzenia. I tak też jest w spektaklu Cieplaka. Kiedy znika obraz Bożego majestatu, pozostaje Hiobowe milczenie.

28-10-2013

galeria zdjęć Milczenie o Hiobie, reż. P. Cieplak, fot. Andrzej Wencel Milczenie o Hiobie, reż. P. Cieplak, fot. Andrzej Wencel Milczenie o Hiobie, reż. P. Cieplak, fot. Andrzej Wencel Milczenie o Hiobie, reż. P. Cieplak, fot. Andrzej Wencel ZOBACZ WIĘCEJ
 

Teatr Narodowy w Warszawie
Księga Hioba
Milczenie o Hiobie
scenariusz: Piotr Cieplak
reżyseria: Piotr Cieplak
scenografia: Andrzej Witkowski
muzyka: Michał Litwa Litwiniec, Paweł Czepułkowski
obsada: Monika Dryl, Wiktoria Grodeckaja, Dominika Kluźniak, Cezary Kosiński, Jerzy Łapiński, Karol Pocheć, Tomasz Sapryk, Zbigniew Zamachowski
premiera: 24.10.2013

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
jeden razy osiem jako liczbę:
komentarze (1)
  • Użytkownik niezalogowany Kalina
    Kalina 2013-11-06   22:06:34
    Cytuj

    Świetna recenzja, bardzo konkretna. Z jednym się nie zgadzam. Oni nie są antypatyczni, tylko oddzielni, skoncentrowani na sobie. Nikt tu się z nikim nie kontaktuje, każdy wypowiada własną prawdę. I chyba dlatego to tak nieprzyjemnie wygląda. Ale to chyba prawda o nas. Historia o bocianach bardzo mi się podobała. To jest o bezstresowym wychowaniu, które w naturze (i w Biblii) kompletnie się nie sprawdza. Pięknie wypowiedziana przez Zamachowskiego, pzdr