AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Wilcze godziny

Twarzą w twarz, reż. Maja Kleczewska, Teatr Polski w Bydgoszczy, Teatr Powszechny w Warszawie
Absolwentka Uniwersytetu Gdańskiego, doktor nauk humanistycznych. Referentka krajowych i międzynarodowych konferencji naukowych poświęconych literaturze i kulturze. Publikowała m.in. w internetowym „Dzienniku Teatralnym” oraz w miesięczniku „Teatr”. Współpracowała z Centrum Sztuki Współczesnej „Łaźnia” i Nadbałtyckim Centrum Kultury w Gdańsku. Mieszka w Gdyni.
A A A
fot. Magda Hueckel  

Godzina wilka, wybitny, choć jeden z mniej znanych obrazów Ingmara Bergmana z 1968 roku, wskazuje swoim tytułem na wywiedzione ze skandynawskiego folkloru określenie najciemniejszego momentu nocy. To wówczas, mówią ludowe przekazy, rodzi się najwięcej ludzi i najwięcej ludzi umiera; to wtedy, według mitologii, uwalniają się moce inicjujące zarówno zagładę, jak i odrodzenie świata. Twarzą w twarz w reżyserii Mai Kleczewskiej i z dramaturgią Łukasza Chotkowskiego opowiada o tym właśnie momencie nocy, o „wilczej godzinie”. Ale okrutnie rozciągniętej do nieznośnie długich dni.

Przedstawienie powstałe jako koprodukcja Teatru Polskiego w Bydgoszczy i Teatru Powszechnego w Warszawie oparte jest głównie na scenariuszu Twarzą w twarz Bergmana (w tłumaczeniu Zygmunta Łanowskiego), ale sięga też po fragmenty innych dzieł reżysera – Sonaty jesiennej, Szeptów i krzyków, Sarabandy czy Milczenia. Premierę spektaklu skomplikowała i opóźniła pandemia koronawirusa, która stała się tutaj poruszającym i dodającym znaczeń kontekstem. Czas izolacji, kwarantanny, zamknięcia rymuje się dość bezwzględnie z twórczością Bergmana, który notorycznie zamykał swoich bohaterów i bohaterki: na wyludnionych wyspach, w mieszkaniach, w ciasnych siatkach rodzinnych zależności, wreszcie – w pułapce ich własnych tożsamości. Konsekwencją tej izolacji była zawsze radykalna konfrontacja z tym, co do transgresyjnego czasu zamknięcia trwało w ukryciu, pod powierzchnią, w cieniu. „Przymusowa konfrontacja z drugim i sobą samym prowadzi do wglądu? Do szaleństwa?” – pytają w programie do przedstawienia Kleczewska i Chotkowski. Z twórczości Bergmana wiemy, że jedno nie wyklucza drugiego.

Na potężnym ekranie zawieszonym nad sceną widzimy twarz Reżysera (ucharakteryzowany na Ingmara Bergmana Julian Świeżewski). Opowiada on o swoim filmowym projekcie, którego fragmenty za moment zobaczymy. To krótkie wystąpienie uruchamia metapoziomowy krajobraz przedstawienia: obwieszcza nam jego szkatułkową formułę (ze szkatułkowością znacznie bardziej skomplikowaną, niż może nam się w pierwszym momencie wydawać), ale też inicjuje rodzaj gry, w którą jako widzowie zostaliśmy wplątani. Od tego momentu będziemy bowiem na zmianę wciągani w najbardziej intymne sprawy bohaterek i bohaterów (które i którzy staną przed nami zupełnie bezbronni wobec ujawnianych tajemnic ich egzystencji), by po chwili być (poprzez fragmenty przypominające, że oglądamy pracę na planie filmowym) przyłapanymi – niejako na gorącym uczynku – na zawstydzająco biernym empatyzowaniu, naruszającym granice cudzej intymności wkradaniu się w obce życie, przypatrywaniu się i podsłuchiwaniu. Radykalne zaznaczenie czwartej ściany, tak charakterystyczne dla twórczości Kleczewskiej, ma tu jeszcze jeden, jak się zdaje, cel – przypomina nam, widzom, o zamknięciu sprzed kilkunastu miesięcy, kiedy to pandemia nagle i opresyjnie zażądała od nas konfrontacji „twarzą w twarz” na wielu poziomach naszej egzystencji. Gdy zmuszeni zostaliśmy do pochylenia się i zastanowienia nad izolacją w wymiarze najbardziej osobistym.

Opowieść Reżysera rozpoczyna się od sceny w lekarskim gabinecie. Karin (wybitna rola Karoliny Adamczyk) spotyka się w nim ze swoją pacjentką, pogrążoną w głębokiej psychozie, rozedrganą Marią (Dagmara Mrowiec-Matuszak). Ta wprowadzająca nas w historię Karin partia przedstawienia zwraca uwagę przede wszystkim na bezsilność bohaterek i bohaterów w zmaganiach na arenie tych najbardziej powierzchniowych, oplątanych społecznym porządkiem warstwach świata. Konfrontacja obu kobiet z mistrzowską precyzją odsłania tragizm spotkania w tytułowej relacji „twarzą w twarz”. W spotkaniu obu kobiet zapisany jest naczelny dla tego świata paradoks: synchronicznych wobec siebie porozumienia i samotności, chęci zbliżenia i odrazy, czułości i pogardy. A wszystko to równocześnie na dwóch planach egzystencji, duchowym i cielesnym. To spotkanie wstrząsa posadami wewnętrznych światów obu kobiet; Marię spycha głębiej w otchłań ucieczkowej katatonii, w Karin zaszczepia niepewność co do nienaruszalności jej wewnętrznego świata. Siedzące po obu stronach białego stołu kobiety przeglądają się w sobie. W twarzy swojej rozmówczyni Maria widzi, być może, reminiscencję momentu sprzed upadku w mrok. Karin zaś może dostrzec w Marii profetyczną groźbę.

Nieprzypadkowo miejsce, gdzie wszystkie rozmowy o „szeptach i krzykach” duszy wpisywane są w bezpieczne ramy bazującej na naukowych ustaleniach psychiatrycznej porady, usytuowane jest w głębi sceny. Scenograficzna kompozycja Zbigniewa Libery buduje na scenie układankę pomieszczeń z jednej strony mocno osadzonych w „realności” za sprawą namacalnych, powszednich elementów: stołów, krzeseł, gładkich ścian, oprawionych w ramy portretowych zdjęć; z drugiej zaś strony – z nadpisanym wyraźnie fałszem i iluzorycznością planu filmowego. Ta realność, zwyczajność jest jednak bardzo szybko zakłócona i co rusz unieważniana przez narracyjną linię przedstawienia, która niemal całą sceniczną przestrzeń czyni terytoriami fantazmatyczno-sennych majaków.

Psychiatryczny gabinet Karin, osadzony na chybotliwych w tym świecie fundamentach ratio i w związku z tym pozbawiony niemal całkowicie decydenckiej mocy, symptomatycznie zepchnięty został w głąb sceny, ustępując miejsca granicznym wobec jawy i snu fantazjom. Te szybko zaczynają nasączać sceniczną rzeczywistość. Karin, której bliscy wyjechali tymczasowo z miasta, odczuwa samotność i nudę. I coraz częściej lęk, którego źródła, mimo naukowych narzędzi posiadanych z racji wykonywanego zawodu, bohaterka nie jest w stanie (?) zlokalizować i zdefiniować; który drąży ją coraz bardziej dotkliwie pomimo satysfakcjonującego życia rodzinnego, zawodowego, pomimo ekonomicznego dostatku i wysokiej pozycji w społecznej hierarchii. Poszukująca ukojenia bohaterka zaczyna wędrować, a na ścieżkach jej podróży dzień zaczyna mieszać się z nocą, teraźniejszość z przeszłością, a to, co namacalne i pewne – z tym, co niejasne, nieuchwytne, wątpliwe. „Godzina wilka”, czas transgresji, moment unicestwienia i odrodzenia zaczyna rozlewać się na ustabilizowane dotąd życie Karin. Kobieta odwiedza przesiąknięty mieszczaństwem dom dziadków (Maria Robaszkiewicz i Michał Jarmicki), przychodzi na zanurzone w oparach dekadencji przyjęcie zblazowanej pani Wankel (Małgorzata Witkowska). Z każdą minutą przedstawienia coraz trudniej określić nam status postaci, które spotyka Karin. Siostra z niepełnosprawnością (Dagmara Matuszak-Mrowiec), przemocowa Matka bohaterki (Małgorzata Witkowska), wreszcie poznany na przyjęciu Tomasz (Piotr Stramowski). Nie mamy pewności, czy są oni retrospektywnymi majakami, projekcją czy też postaciami faktycznie istniejącymi obok Karin tu i teraz. Przede wszystkim pewności tej nie ma sama bohaterka, której tożsamość pęka i kruszy się pod wpływem kolejnych spotkań, kolejnych prób spojrzenia w cudze oczy.

Inscenizacyjnie ów proces – rozpadu osobowości Karin, przelewania się realności i sennej fantazji – ma kształt przemyślany głęboko i w najdrobniejszym detalu. Siedem snów (Reżyser tłumaczy nam, że w istocie oglądamy „adaptację” sennych fantazji jego pogrążającej się w obłędzie bohaterki) poraża splecionymi ze sobą w przestrzeni znaczeniami i ekwiwalentami znaczeń poszczególnych scen: skrajną przemocą i obojętnością, silną potrzebą bliskości i organicznym wręcz wstrętem, poczuciem krzywdy i pragnieniem zadośćuczynienia, chęcią zadawania cierpienia i nadzieją na otrzymanie go. Kleczewska łączy dojmującą ciszę z niepokojącymi dźwiękami, które raz brzmią klasycznie, innym razem pulsują współczesną elektroniką, raz pobrzmiewają delikatnie w tle, za moment niemal wciskają nas w teatralny fotel (muzykę przygotował Cezary Duchnowski). Stonowanym ruchowo kadrom towarzyszą pełne dosłownej brutalności obrazy gwałtu czy przeniesionej z Szeptów i krzyków wizji okaleczenia genitaliów. Wytworne, połyskujące szlachetnym kolorem wnętrze mieszczańskiego salonu – kluczowa przestrzeń scenografii Libery – gwałtownie, za pomocą „brudzących” czerwienią świateł, zmienia się w groźną, surrealistyczną wręcz pułapkę. Na naszych oczach Kleczewska buduje wstrząsający kolaż rodzinno-towarzyskich relacji, których upiorny wymiar podkreślają enigmatyczni bohaterowie o nieokreślonych intencjach i niejasnych statusach ontologicznych, personifikujący lęki, żądze, wynaturzenia: postać w krwistoczerwonym garniturze i obłej, lśniącej czernią i całkowicie skrywającej głowę masce (Damian Kwiatkowski); Estera (Aleksandra Bożek) – w dziewiętnastowiecznej sukni, zastygająca w demonicznej pantomimie. Powpisywane w strukturę Twarzą w twarz wyimki z Szeptów i krzyków czy Sonaty jesiennej (czasem na zasadzie dosłownego cytatu, niekiedy jako poetycki powidok) wprowadzają do przedstawienia dodatkowe sensy, rozszerzają interpretacyjne pole, czynią poszczególne postaci jeszcze bardziej skomplikowanymi biograficznie. Przesunięcia względem oryginałów Bergmana, a nade wszystko w stosunku do oryginału Twarzą w twarz – jak choćby wymiana imienia głównej bohaterki na „Karin” – mają swoje znaczące, głębokie semantycznie konsekwencje.

Twarzą w twarz to przedstawienie zagrane wybitnie. Świetną, powściągliwą w środkach wyrazu kreację przygotował Piotr Stramowski, grający Tomasza, lekarza Karin i jej fantazmatycznego kochanka, postać dziwnie zdystansowaną wobec przedstawianego tu świata, przemierzającą raczej jego kresy niż buzujące skrajnymi emocjami centrum. Zjawiskowo prezentuje się Małgorzata Witkowska w podwójnej roli pani Wankel/Matki. Z wymagająca postacią Marii znakomicie poradziła sobie Dagmara Mrowiec-Matuszak. Trudno oderwać wzrok od postaci Aleksandry Bożek – to niemy niemal upiór, wyrzut sumienia, obleczona w ludzką formę trauma. Kreacja Karoliny Adamczyk jest jedną z najbardziej poruszających, przemyślanych i dopracowanych ról w polskim teatrze ostatniej dekady.

To wszystko składa się na przedstawienie bezkonkurencyjne: przepastne pod względem znaczeń, olśniewające swoją formą, porażające wpisanymi w nie sensami. Finał tego trzygodzinnego seansu Mai Kleczewskiej spina klamrą snute tu narracje, łącząc je we wspólną opowieść – historię o materializującym się niespodziewanie lęku, o dziedziczonej i dziedzicznej traumie, o seksualnym (u)dręczeniu, o potwornej samotności. Ale też o zalążku nadziei na zmianę, o upragnionym spokoju. O ciszy. O momencie, gdy historia zatacza koło, a „ja” staje w końcu przed samym/samą sobą. Twarzą w twarz.

22-09-2021

Teatr Polski w Bydgoszczy, Teatr Powszechny w Warszawie
Twarzą w twarz
scenariusz sceniczny: Łukasz Chotkowski i Maja Kleczewska
dramaturgia: Łukasz Chotkowski
reżyseria: Maja Kleczewska
muzyka: Cezary Duchnowski
scenografia: Zbigniew Libera
kostiumy: Konrad Parol
reżyseria światła: Piotr Pieczyński
realizacja materiałów filmowych: Kacper Fertach
montaż materiałów filmowych: Alan Zejer
operator kamery na scenie: Łukasz Nadwodny/ Klaudia Kęska
obsada: Karolina Adamczyk, Aleksandra Bożek, Michał Jarmicki, Ezra Kos, Damian Kwiatkowski, Dagmara Mrowiec-Matuszak, Arkadiusz Pyć, Maria Robaszkiewicz, Piotr Stramowski, Michał Surówka/ Mateusz Łasowski, Julian Świeżewski, Małgorzata Witkowska, Michalina Żemła
we fragmentach filmowych występują także: Anna Dzieduszycka, Krzysztof Nagnajewicz, Krzysztof Lach
premiera w Teatrze Powszechnym w Warszawie: 19.03.2021 (bez udziału publiczności)
premiera w Teatrze Polskim w Bydgoszczy: 4.09.2021

galeria zdjęć Twarzą w twarz, reż. Maja Kleczewska, Teatr Polski w Bydgoszczy, Teatr Powszechny w Warszawie <i>Twarzą w twarz</i>, reż. Maja Kleczewska, Teatr Polski w Bydgoszczy, Teatr Powszechny w Warszawie <i>Twarzą w twarz</i>, reż. Maja Kleczewska, Teatr Polski w Bydgoszczy, Teatr Powszechny w Warszawie <i>Twarzą w twarz</i>, reż. Maja Kleczewska, Teatr Polski w Bydgoszczy, Teatr Powszechny w Warszawie ZOBACZ WIĘCEJ
 

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
trzy plus dziesięć jako liczbę:
komentarze (1)
  • Użytkownik niezalogowany Kasia
    Kasia 2021-11-06   22:20:54
    Cytuj

    Nie polecam.