AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

XXIV Festiwal Mozartowski otwarty

Muzyk i polonistka, w latach 50. XX w. aktorka Teatru na Tarczyńskiej i Teatru Poezji UW, później wieloletnia nauczycielka muzyki w Szkole Podstawowej nr 15 w Warszawie, profesor Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina i publicystka „Ruchu Muzycznego”. Doktor habilitowana nauk humanistycznych, autorka książek o teatrze muzycznym i polskich artystach. Publikowała też w „Teatrze”, „Dialogu”, nowojorskim „Przeglądzie Polskim”,„Pamiętniku Teatralnym”. Współpracuje z ISPAN i z Teatrem Wielkim – Operą Narodową.
A A A
 

Dwunastego czerwca rozpoczął się w Warszawie XXIV Festiwal Mozartowski. Każdego lata, od 1991 roku, organizuje go Warszawska Opera Kameralna, założona przez Stefana Sutkowskiego i pozostająca pod jego dyrekcją przez pół wieku. Nowe kierownictwo w osobach Jerzego Lacha (dyrektor naczelny) i Rubena Silvy (dyrektor artystyczny) niektóre elementy festiwalowego programu zachowało, inne zmieniło.

Utrzymano serię koncertów utworów symfonicznych, kameralnych i oratoryjnych Mozarta (Requiem, Msza C-dur „Koronacyjna”, Wielka Msza c-moll), natomiast z operowych rarytasów, z wykonywania których kompletu WOK, jako jedyny teatr w świecie, dotychczas słynęła, na afisz wchodzi jedynie pięć (Ascanio in Alba, Betulia liberata, Łaskawość Tytusa, Lucio Silla oraz Apollo et Hyacinthus). Nowością są przedstawienia dla dzieci (wariant Czarodziejskiego fletu) i nurt „Mozart off”. Pod tym hasłem artyści WOK pojawiać się będą na ulicach, skwerach i stacjach metra z krótką scenką i muzyką; udany taki „flashmob” zaprezentowano na konferencji prasowej (3 czerwca). Ponadto własny spektakl Don Giovanniego pokażą studenci Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina.    

„Wielka Piątka” mozartowskich arcydzieł, która zawsze przyciąga najliczniejszą publiczność, pozostaje w repertuarze. Ale dzieła te ukażą się istotnie odmienione. Dotychczas siłę Festiwalu stanowił fakt, iż przez 20 lat komplet 24 dzieł scenicznych Mozarta grany był w inscenizacjach dwu tych samych artystów: Ryszarda Peryta (reżyseria) i Andrzeja Sadowskiego (scenografia). Obecnie wprowadzono zasadę – poniekąd słuszną, bo przedstawienia starzeją się, jak ludzie – zapraszania do realizacji owej „Piątki” różnych artystów. Opera Cosí fan tutte już grana jest w reżyserii Marka Weissa i scenografii Hanny Szymczak. Dyrektor Jerzy Lach zwieńczy Festiwal Czarodziejskim fletem we własnej reżyserii i multimedialnej scenografii, wystawiając operę w plenerze przed Pałacem w Wilanowie (18 i 19 lipca). Zainaugurowała zaś Festiwal premiera Uprowadzenia z seraju (12 i 13 czerwca) w reżyserii i scenografii młodej, uzdolnionej i nagradzanej Eweliny Pietrowiak. Wcześniej dowiodła już ona rozumienia sztuki operowej znakomitą realizacją Jutra Tadeusza Bairda we Wrocławiu i Poznaniu. W Gdańsku wyreżyserowała Halkę Moniuszki, a we Wrocławiu zrealizowała prapremiery dwu dzieł współczesnych: Matki czarnoskrzydłych snów Hanny Kulenty i Pułapki (z librettem wg dramatu Tadeusza Różewicza) Zygmunta Krauzego. Teraz zmierzyła się z Mozartem.  

Mozart w świecie islamu

Akcja opery Uprowadzenie z seraju, zgodnie z modą na turecczyznę, jaka panowała w XVIII-wiecznej Europie, dzieje się w Turcji. Dziś, wedle mody na aktualizacje dawnych oper, reżyserzy chętnie rozgrywają Uprowadzenie… w scenerii Bliskiego i Środkowego Wschodu, od lat gorących politycznie rejonów świata. Do legendy przeszła inscenizacja z Festiwalu w Salzburgu z 1997 roku, lokalizująca mozartowskie zdarzenia w palestyńskim obozie; jej autorem był Palestyńczyk François Abu Salem, założyciel Narodowego Teatru Palestyny, związany z kulturą francuską i prądem europejskiego teatru politycznego. Ewelina Pietrowiak też nie oparła się pokusie przemiany Uprowadzenia… w odbicie obecnych, wciąż niesłabnących konfliktów kultury europejskiej z muzułmańską. Obraz Wschodu uczyniła nader wyrazistym. Już na tle Uwertury na niewielkiej scenie WOK rozpościera się przed oczyma widza senny placyk, gdzie jeden z Arabów przysypia, drugi przekłada w dłoniach sprzedawane owoce, dwaj inni grają w szachy. Projektantka kostiumów Katarzyna Nesteruk ubrała ich w turbany i galabije o stonowanych barwach. Jedynie strażnik seraju, Osmin, nosi białą; to znak jego pobożności (odbył pielgrzymkę do Mekki) – w dalszej części przedstawienia wynosi modlitewny dywanik i klęka, bijąc pokłony Allachowi. Chór kobiet pojawia się w czarnych czadorach; ledwie błyskają im oczy, a podczas śpiewu długie szaty falują. Żeby nie było wątpliwości, iż rzecz dzieje się w naszych czasach, strażnicy seraju (zarazem obsługa techniczna sceny) mają na sobie panterki, kominiarki i trzymają w rękach karabiny typu kałasznikow.

Traf chciał, że niedawno miałam możność obejrzeć przedstawienie Włoszki w Algierze Rossiniego w reżyserii Rumuna Andrei Serbana, grane w bieżącym sezonie w paryskim Palais Garnier. Fabuły obu oper wykazują spore podobieństwa i na scenie w Paryżu też były galabije, czadory (tyle że jaskrawo kolorowe), żołnierze w kominiarkach i z kałasznikowami, nawet włoscy mafiosi, a bej Mustafa na ogromnym portrecie władcy przypominał Osamę bin Ladena. Ale Serban ową grozę (nawet jeśli nie dla każdego widza była ona zabawna) traktował z przymrużeniem oka, wspomagała i tak kipiącą od wesołości muzykę Rossiniego. Muzyka Mozarta inny ma charakter, niemniej dzwoni tu triangel, bije bęben i trzaskają talerze, jak w kapeli janczarskiej, a singspiel Uprowadzenie z seraju silnie osadzony jest w konwencjach epoki, w której oper komicznych, fars i krotochwil o śmiesznych a w przepysznych występujących strojach baszach, bejach, sułtanach i ich haremach powstawało co niemiara. Dzisiaj odniesienie do tamtych konwencji z pewnością byłoby bezzasadne. Ale Ewelina Pietrowiak odczytała tę operę jako poważną sztukę dramatyczną. I tu rodzą się wątpliwości: czy wątłe przecież literacko Uprowadzenie z seraju do takiej lektury się nadaje?

Na korzyść Eweliny Pietrowiak przemawia fakt, że zaprojektowała doskonałe dekoracje.Reżyserska powaga objęła dwie główne figury operowego islamu. Osmin na serio jest opryskliwy, a jego pogróżki, że wolałby jeńców, zamiast uwalniać, ciąć, palić i torturować jak psy, brzmią istotnie niepokojąco – zwłaszcza, że Dariusz Górski (jego słyszałam na spektaklu w dniu 13 czerwca) bas ma gromki i w niemieckim tekście nie szczędził artykulacyjnej jędrności. Selim basza (Wojciech Parchem) od początku nosi się czarno, a powód żałoby na koniec zostaje wyjaśniony: stracił niegdyś ukochaną, władzę i majątek. Obaj zresztą w rolach Turków wypadają lepiej niż ich partnerzy w rolach Europejczyków. Wiotki Belmonte, dandys i pedant, przybywa jako turysta, z mapą w dłoni; niczym nie potrafi przekonać, iż przywiodła go tu miłość. W dodatku Sylwester Smulczyński śpiewa dziwnie – z pozoru przybiera mozartowski styl, lecz kieruje swój tenor jakby w dwa różne rezonatory, w jednym go wzmacnia, w drugim osłabia. Piękną prawdziwie Tatianę Hempel przeistoczono w typ american beauty; w morderczej dla sopranu partii Konstancji trudno wszakże zaakceptować sposób jej śpiewu – dopiero przed finałem w lirycznym duecie z Belmontem i zbiorowym ansamblu jej głos płynie lekko i powabnie. Magdalena Kulce ukazuje pełnię wokalnych zalet, jednak dźwięczny jej sopran biegnie trochę obok postaci jej Blondy, sprytnej panienki prowokującej negliżem. 

Najlepsze porozumienie reżysera ze śpiewakiem nastąpiło w rysunku sowizdrzalskiego Pedrilla. Początkujący tenor Andrzej Marusiak gra, śpiewa (bardzo dobrze) i mówi z całkowitą naturalnością. Ryzykowny pomysł, by serenadę Im Mohrenland z akompaniamentem smyczkowego pizzicato wykonywał cichuteńkim mezza voce, niby zalękniony, obserwując spod ściany kroki uzbrojonych strażników – okazał się kapitalny. Marusiak jedyny wnosi na scenę lżejszy ton. Może niestosownie? Przygotowania do szczęśliwego w rezultacie finału zapowiadają przecież egzekucję. Na schwytanych uciekinierów czekają wiszące w górze pętle, żołnierze przynoszą stołki i zaciągają im na głowy kaptury. W programie przedstawienia Pietrowiak uprzedziła, iż pokazuje świat islamu „z całą jego tajemnicą i całym okrucieństwem”… No cóż. Opery Mozarta służyły już różnym artystycznym wypowiedziom. W późnych latach 80. w USA Peter Sellars Wesele Figara zlokalizował w apartamencie wieżowca Manhattanu, Don Giovanniego w latynoskich barach Harlemu; w Cosí fan tutte bohaterowie Guglielmo i Ferrando jechali z Florydy na wojnę w Zatoce Perskiej. W tymże Cosí…  Grzegorz Jarzyna akcję osadził w nocnym klubie erotycznym z naczelną postacią transwestyty (Poznań 2005).

Na korzyść Eweliny Pietrowiak przemawia fakt, że zaprojektowała doskonałe dekoracje. Dwie duże białe formy, jedna wzorzysta, druga gładka, sugerują architekturę Wschodu, a w różnych konfiguracjach oznaczają zmienne miejsca akcji. Dopracowane są też dialogi mówione, związane z teatralnym gatunkiem singspielu. Śpiewacy wygłaszają je starannym niemieckim i z dbałością o sens zdań, a intonację wygłaszanych kwestii wyprowadzają nieraz z melodycznych zwrotów poprzedzającej muzyki. Nadaje to przedstawieniu spójność, choć zbytnia celebra tej prozy jednocześnie osłabia tempo. We właściwych tempach i z energią gra natomiast orkiestra pod batutą Rubena Silvy, Sinfonietta Warszawskiej Opery Kameralnej. Gra świetnie, gdy można – z wigorem, gdy trzeba – z finezją, z  mozartowskim światłocieniem w dynamice i wyrazie. W kolejnych, od wiolonczeli po flet, instrumentalnych solówkach, urocze mozartowskie gamki turlają się jak perły.

Jednym słowem, co by nie wyczyniać na scenie, Wolfgang Amadeusz, ten dzieciak z Salzburga, nie daje się unieważnić. 

27-06-2014

XXIV Festiwal Mozartowski w Warszawie, 12 czerwca - 19 lipca 2014.

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę:
komentarze (1)
  • Użytkownik niezalogowany Monika
    Monika 2016-11-01   23:27:22
    Cytuj

    Uprowadzenie z Seraju było najsłabsze na tym festiwalu. Niestety Piedrowiak nie podołała i zaserwowała nam hucpę.