You can kiss your ass
W finale przedstawienia Jana Klaty bohaterowie i bohaterki mijają się, przemierzając powtarzane w zapętleniu i bezwiednym galopie trajektorie. Ów obraz, przywołujący (nie mamy wątpliwości co do tej konotacji) Tango Zbigniewa Rybczyńskiego, buduje obok siebie dwa konteksty, w duecie brzmiące dziwacznie tylko przez moment. Pierwszy każe widzieć w przedstawionych w Czego nie widać zmaganiach bohaterów oraz bohaterek nadrzędne dla każdego ludzkiego istnienia osobność i samotność. Poruszające się we wnętrzu mieszkania „ludziki” nigdy tak naprawdę nie łączą się, a jeśli któregoś z nich nagle by zabrakło – machina bez problemów będzie działała dalej. Ale oscarowa krótkometrażówka Rybczyńskiego, wzmocniona kilkoma jeszcze kulturowymi wtrąceniami, odnosi się tu także do innej kwestii. Przywołuje – na zasadzie profetycznej retrospekcji – konkretny czas historyczny, określone tego czasu zdarzenia i niepokoje.
Teatralny hit Michaela Frayna, czyli arcyfarsę Czego nie widać w reżyserii Jana Klaty oglądamy na sopockiej Scenie Kameralnej Teatru Wybrzeże. Scenografia Mirka Kaczmarka to krajobraz typowy dla gatunku (salon z nadbudowanym piętrem, wszystko z mnóstwem drzwi), a zarazem – poprzez bezpardonowe obnażenie obrotowego mechanizmu całej konstrukcji – zaznaczający szkatułkowy charakter całej historii. Każdy element tej konstrukcji pokrywa ten sam wzór moro w pastelowych barwach, nadający wszystkiemu tutaj wrażenie swoistej kameleonowatości. W takich scenograficznych okolicznościach pojawiają się bohaterowie i bohaterki przedstawienia, których i które poznajemy w drażliwym momencie próby generalnej spektaklu. Jak szybko zauważamy – praca zmęczonego zespołu idzie jak po grudzie, a oporne próbowanie rujnują zawodowe i prywatne konflikty, których tu nie brakuje.
Pierwsza część Czego nie widać zgrabnie, za pomocą dwutorowej, naprzemiennej narracji kreśli sylwetki ekipy teatralnej, przedstawiając jednocześnie linię fabularną sztuki, którą (nie)strudzony zespół próbuje w noc przed premierą. Mamy tu więc rozwydrzoną, mało błyskotliwą Brooke (świetna i bardzo inna od granych zazwyczaj w Wybrzeżu rola Magdaleny Gorzelańczyk), mamy nerwowego amanta Garry’ego (Jakub Nosiadek). Jest Dotty (Katarzyna Figura) – zmęczona teatrem dawna gwiazda oraz nadużywający procentów, nieobliczalny Selsdon (Krzysztof Matuszewski). Napiętą atmosferę ciągnie plotkująca nieustannie Belinda (Dorota Androsz), a w podtrzymywaniu wysokiego poziomu komplikacji wszystkiego towarzyszy jej wiernie Frederick (Cezary Rybiński). Tym nieprzewidywalnym, chimerycznym towarzystwem próbują zarządzać: poirytowany, krzykliwy reżyser Lloyd (Piotr Biedroń upozowany na Jana Klatę z medialnych przekazów) wraz ze zdyscyplinowaną asystentką Poppy (Agata Woźnicka a’la Katarzyna Wołodźko), a także ponury, pragmatyczny Tim od obsługi technicznej (Robert Ninkiewicz). W tej części farsowa machina autorstwa Frayna (z tysiącem broadwayowych tylko przedstawień!) dopiero się rozkręca, już tutaj jednak wyraźnie zauważamy, że w gdańskiej adaptacji Czego nie widać emocją dominującą we wszystkich obszarach (około)teatralnej materii jest niechęć.
Tak właśnie – Jan Klata nie darzy swoich bohaterów i bohaterek sympatią. W jego adaptacji głupi są jeszcze głupsi, niezdarne – nieudolne do przesady, a drzwi trzaskają nadzwyczaj nieznośnie. A kiedy w końcu całe to nieszczęsne towarzystwo dobiegnie, obijając się boleśnie o co popadnie, do punktu, gdzie przez chwilę dane im będzie odsapnąć, Jan Klata wyświetli na ich ciasnym światku fragmenty z ostatniej majowej „parady” w Moskwie, podczas której „zwycięstwo wolności” świętowano w huku permanentnego upadku wszelkich wartości. A jeśli dołożyć do tego niepokojącą (anty)scenę, w której zespół aktorski Czego nie widać pcha z mozołem obrotowy mechanizm sceny, podczas gdy nad ich głowami rozbrzmiewają Atomic Bomb Williama Onyeabora oraz Nuclear War zespołu Sun Ra – to możemy być niemal pewni, że wszystkie te pokraczne perypetie nie są jedynie farsą dla farsy, ale nawołują do spojrzenia w dość konkretnym kierunku, tam, gdzie majaczą nasze (uniwersalne – jak można by rzec) zaniechania, nasze upiory. Melorecytujące głosy hipnotyzują nas powielanymi raz za razem frazami nuclear war i atomic bomb, by w końcu szyderczo stwierdzić, że pozostaje nam już tylko wymagający osobliwego wygibasu „autopocałunek”. Lata dziewięćdziesiąte ubiegłego wieku, czas powstania sztuki Frayna, lata osiemdziesiąte zaznaczone tu filmowymi i muzycznymi cytatami – coś nam wówczas przeciekło przez palce, gdy otrząśnięci już niemal na dobre z powojennej grozy zatraciliśmy się demokratycznie we wspólnym tangu. A teraz, jak wieści funeralny plakat do przedstawienia i więzienne akcenty w kostiumach (wszystko autorstwa Mirka Kaczmarka), jest już chyba za późno na zmianę wydreptanej trasy i nawet upozorowany kamuflaż pastelowego wzoru moro nie uchroni nikogo i nic.
Te gorzkie obszary przedstawienia Jana Klaty na pewno wytrącają nas z komfortu radosnej eksploracji farsowej konstrukcji „farsy fars”. Ale też nie na tyle, żeby nie skorzystać z cacka Frayna. I o ile pierwsza część przedstawienia może chwilami znużyć powtarzalnością danych fragmentów, o tyle pozostałe dwie – absolutnie nie. Po nieudanej nocnej próbie obserwujemy bohaterów i bohaterki podczas premierowego przedstawienia. I tu niespodzianka, bo premierowe biegi zespołu oglądamy z perspektywy teatralnych bebechów, kulis. Wszystko to, czego nie widać, zostaje nam ukazane w całej swej niezręczności. A jest co oglądać. Poplątane relacje zespołu, konflikty, układy i zmowy. W premierowy wieczór gotujące się sprawy wybuchają z siłą wulkanu, a my oglądamy bohaterów i bohaterki wykonujących swoją teatralną robotę, a zarazem załatwiających osobiste sprawy. Błyskotliwość bezbłędnego zespolenia wszystkich wątków w jedną partyturę robi tu ogromne wrażenie, które dodatkowo podkręca tempo wszystkich zdarzeń. Zespół Teatru Wybrzeże poradził sobie znakomicie z wymaganiami Czego nie widać, właściwie każda z ról zasługuje na uwagę i uznanie, od diabolicznej, (auto)ironicznej kreacji Piotra Biedronia po przerysowaną do granic, arcyzabawną rolę Magdaleny Gorzelańczyk. Niezwykle wymagająca, wynikająca ze skomplikowania linii fabularnej choreografia Maćko Prusaka, pełna biegów, potknięć, upadków i walk (sceny premierowego wieczoru), wykonana tu została po mistrzowsku, w równym, szaleńczym wręcz tempie, niewiarygodnie spajającym wszystkie życiowo-zawodowe perturbacje bohaterów i bohaterek.
„To jest farsa. To jest teatr. To jest życie!” – krzyczy Lloyd Dallas, reżyser szmiry ciąganej po zaułkach najgłębszej prowincji. Gdańska adaptacja frustracji Lloyda i jego drużyny, dowcipna i oferująca naprawdę dobrą zabawę, kończy się wizją ponurą i przytłaczającą. Konstrukcja przedstawienia, uruchamiane w jego obrębie obszary znaczeń i konotacji, pozwalają łączyć ten finalny obraz z kilkoma przynajmniej przestrzeniami: współczesną sytuacją geopolityczną, kulturowo-społeczną, także z dzisiejszą kondycją (zagajeń o nią jest tu całkiem sporo) naszych rodzimych scen teatralnych. Nie mamy jednak poczucia nadużycia, szantażu. Chociaż nie mamy też wyboru: powierzchowna przyjemność czy głębszy namysł, trudny i wysiłkowy. Tak, to jest farsa, ale to też jest teatr. „To jest życie!”
24-08-2022
Teatr Wybrzeże w Gdańsku
Michael Frayn
Czego nie widać
przekład: Karol Jakubowicz i Małgorzata Semil
adaptacja, reżyseria i opracowanie muzyczne: Jan Klata
scenografia, kostiumy, światło, projekt plakatu: Mirek Kaczmarek
ruch sceniczny: Maćko Prusak
asystent reżysera, inspicjent – sufler: Katarzyna Wołodźko
obsada: Katarzyna Figura, Piotr Biedroń, Jakub Nosiadek, Magdalena Gorzelańczyk, Agata Woźnicka, Cezary Rybiński, Dorota Androsz, Robert Ninkiewicz, Krzysztof Matuszewski
premiera: 9.07.2022
galeria zdjęć Czego nie widać, reż. Jan Klata, Teatr Wybrzeże w Gdańsku ZOBACZ WIĘCEJ
It's a game. Five dollars is free. Try it It's not an easy game ->-> 카지노 사이트 .com