Zatańczyć mit
Pale Fox, czyli Blady Lis to istota zrodzona z pierwszych bogów, jedna z wielu, ale niepodobna innym. W mitologii Dogonów, plemienia z Afryki Zachodniej, wszystkie boskie dzieci istniały w dwóch kopiach, męskiej i żeńskiej, Pale Fox jako jedyny nie posiadał bliźniaka. Był przez to unikalny, ale też odpowiedzialny za wprowadzenie chaosu w przestrzeń uporządkowanego świata pierwszych istot. Stał się symbolem utraconej równowagi i samotności.
The Pale Fox to najnowszy spektakl gdyńskiego Teatru Muzycznego. Jego twórcy, kolektyw taneczny DzikiStyl Company to od niedawna nowy rezydent w gdyńskim Teatrze Muzycznym, kojarzonym głównie z widowiskowymi musicalami. The Pale Fox jest drugą po This is not a love song Fundacji Pomysłodalnia premierą w tym sezonie, która do głównego, rozrywkowego nurtu działalności tego teatru wprowadza nowy, eksperymentalny wątek. Cieszę się, że teatr o tak ugruntowanej pozycji otwiera się wciąż na nowych artystów i – co za tym idzie – na nowego widza.
DzikiStyl Company sięgnęli po antropogeniczny mit Dogonów, według którego pierwsi ludzie otrzymali pomoc i wiedzę od przybyszów z Syriusza, najjaśniejszej gwiazdy na nocnym niebie. To właśnie mityczne spotkanie pierwszego człowieka i boskiego astronauty legło u podstaw The Pale Fox. Jednak sięgając po konkretny mit, twórcy wyodrębnili z niego moment, który pojawia się w każdej opowieści o genezie ludzkiego istnienia – kiedy początek przeradza się w koniec. To może być moment, gdy w ramy świata uporządkowanego na swój prosty, pierwotny sposób, wprowadzona zostaje wiedza – odbierająca niewinność, skazująca na samotność. Ale i prowokująca wszelkie kreacyjne akty.
W otwierającej spektakl scenie widzimy dwie początkowo zastygłe bez ruchu postaci. Mężczyzna (Patryk Gacki, reżyser przedstawienia), najpewniej posłaniec z Syriusza, rozpoczyna alchemiczny rytuał. Jego ruchy są niespieszne, filmowane przez kamerę. Obraz wyświetlany na jednej ze zwisających z sufitu płacht pokazuje w powiększeniu działania mężczyzny, który podgrzewa nad ogniem kawałki metalu. W tym symbolicznym geście streszcza się zapowiedź przyszłych wydarzeń – alchemiczna transmutacja zwiastuje przemianę starego w nowe, transgresję świata i zamieszkałych w nim istot, wejście kultury w przestrzeń organizowaną dotąd wyłącznie przez pierwotne siły natury. Astronautę obserwuje Kobieta (Wioleta Fiuk). Zajmowany przez aktorkę skrawek sceny, ściana pełna dziecięco-archaicznych rysunków, przywodzi na myśl włoską Val Camonica, której malowidła i ryty naskalne są w paleoastronautyce koronnym dowodem świadczącym o kontakcie pierwszych ludzi z przybyszami z kosmosu. Cielisty kostium, znak naturalnej, nieznającej wstydu nagości i folia, która okrywa szczelnie ciało Kobiety, potęgują wrażenie zamknięcia tej postaci w przestrzeni pierwotnej.
Konfrontacja Astronauty i Kobiety ujawnia opozycyjną naturę obu postaci, zaś napięcie powstałe w trakcie tego spotkania prowadzi do eksplozji różnorakich emocji – ciekawości, fascynacji, chęci zawładnięcia drugim. Taniec pary bohaterów świetnie oddaje archetypiczny wręcz charakter pierwszego kontaktu natury i pierwotności z kulturą. W tej scenie bardzo intensywnie dochodzi również do głosu charakterystyczny, autorski styl tańca zespołu. Wioleta Fiuk i Patryk Gacki reprezentują odmienne estetyki ruchu, modern i breakdance, które udało im się połączyć w jeden unikalny styl. Spotkanie Astronauty i Kobiety przełożone zostało na język tańca, z jednej strony składającego się z szeregu bardzo rytmicznych, mechanicznych wręcz ruchów, zaskakujących skomplikowaną i perfekcyjnie realizowaną choreografią dłoni i stóp (Gacki), z drugiej zaś – będącego kompilacją niezwykle płynnych, lekkich i ekspresyjnych ruchów (Fiuk). W tej choreografii Kobieta jawi się jako rodzaj żywego, bardzo plastycznego materiału, który instynktownie układa się i poddaje wystudiowanej precyzji Astronauty. Pierwsze spotkanie rozpoczyna serię nieodwracalnych zmian, których doświadczy Kobieta. Transformacji poddany zostanie również jej świat.
Stylistyka przedstawienia – utrzymana w konwencji science fiction z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku (The Pale Fox budzi momentami skojarzenia z nieco zapomnianą już dzisiaj filmową adaptacją Na srebrnym globie Jerzego Żuławskiego, wyreżyserowaną przez Andrzeja Żuławskiego), echa New Age i gnozy są w spektaklu materią, która w połączeniu z niepowtarzalnym językiem ruchu zespołu DzikiStyl tworzy przestrzeń eksperymentalnej, autorskiej wypowiedzi.
Komunikacyjny, niemal całkowicie pozawerbalny kod użyty w The Pale Fox jest tworem mocno hybrydycznym, łączącym różne style i znaczenia, opartym na tańcu, lecz nieustannie poza taniec wychodzącym. Dlatego też każda warstwa przedstawienia zdaje się konstruowana według tej samej zasady – próby wyjścia poza schemat i przekroczenia wybranych form artystycznego wyrazu.
Spektakl The Pale Fox to teatr tańca, w którym taniec, o dziwo, nie jest wcale dominującym językiem przekazu. Scen tańczonych jest tu zaskakująco niewiele. Świetnie wykonane i intrygujące choreograficznie tańczone partie wplecione zostały w całość, która przemawia do widza szeroko pojmowanym ruchem. Monotonnym, powolnym gestem, spojrzeniem, ledwie zauważalnym drgnięciem. Język The Pale Fox wymaga skupienia i cierpliwości. Patryk Gacki nadał swojemu przedstawieniu – w moim przekonaniu celowo – nierówny rytm. Scenom żywiołowym i bardzo intensywnym towarzyszą tu fragmenty wyciszone, zastygłe wręcz. Taka konstrukcja przedstawienia odpowiada przyjętej przez reżysera interpretacji mitu –opowieści o zmiennej dynamice, w której żaden ruch nie ma jednostajnego i przewidywalnego charakteru.
W każdym spektaklu grupy DzikiStyl oprawa scenograficzna zawsze ma bardzo duże znaczenie i daleka jest raczej od minimalistycznej umowności. W Wacławie N. scenograficzny nadmiar nie był zasadny inscenizacyjnie. Niczego nie tworzył, w przeważającej większości pełnił funkcję jedynie ornamentacyjną. Tym razem na szczęście jest inaczej. Efektowna, wieloelementowa scenografia – oklejone folią i czerwoną taśmą ściany, pokryta malunkami „jaskinia” Kobiety, zastawiony naczyniami stół Astronauty, kopiec ziemi czy czarne pudło, z wnętrza którego wyrastają zastępy drucianych postaci – konstruuje sceniczną opowieść na równi z ruchem i intensyfikuje niepokojący nastrój spektaklu. Dopełnieniem teatralnej formy jest tu ciekawie poprowadzona reżyseria świateł, zsynchronizowana z ruchem aktorów, a także dźwięk – elektroniczne, industrialne motywy i hipnotyzująca melorecytacja Johna Balance’a, współtwórcy eksperymentalnego projektu Coil, którego utwór Where are You? stał się tu przejmującym dopowiedzeniem. Usytuowanym gdzieś na marginesach opowiadanej historii, ale mocno zapadającym w pamięć.
Patryk Gacki, interpretując mity Dogonów, sięga wielokrotnie po swoistą dla nich symbolikę, które dla nas, funkcjonujących w innym kręgu kulturowym, momentami może być niejasna – jak kopiec ziemi „rodzącej” boski artefakt czy pojawiający się w psychodelicznej wizualizacji symbol tytułowego Bladego Lisa. Spektakl wyreżyserowany przez Gackiego składa się z szeregu obrazów, na pozór często niejasnych, jako całość jednak – tworzących linearną i spójną znaczeniowo kompozycję. Bo przecież sytuacje, po które sięgają twórcy The Pale Fox, są uniwersalne i pojawiają się w przestrzeni mitów każdej kultury, dlatego skomplikowana i w gruncie rzeczy obca nam symbolika staje się w ich kontekście czytelna. Astronauta przynosi Kobiecie wiedzę i narzędzia, dzięki którym przechodzi ona niejako przez kolejne etapy inicjacji, będącej – po prostu – odkrywaniem potencjału człowieczeństwa. Początkowo ich relację znamionuje wyraźny podział ról. Panem, mistrzem, nauczycielem jest Astronauta, pokornym podwładnym i uczniem – Kobieta. Bohater kreowany przez Patryka Gackiego jest wcieleniem sił twórczych, on obserwuje świat przez chroniące spojrzenie gogle, on przekształca metale, on jest w posiadaniu ognia. Jego kreacyjne możliwości pokazuje wymowna scena „stwarzania ludzi” – spod dłoni Astronauty wyrastają druciane szeregi małych postaci. Bohaterka Wiolety Fiuk początkowo przypomina bezradne, zagubione, zafascynowane Astronautą dziecko. Podziwia narzędzia, które przyniósł ze sobą, tak bardzo, że kradnie nieznajomy przedmiot; będzie on później tulony i wielbiony w dziecięcych ramionach. Relacja obojga zaczyna jednak się zmieniać, gdy Kobieta odkrywa własne możliwości. W ekspresyjnych, zaskakujących wizualnie i skomplikowanych choreograficznie scenach tańca Wioleta Fiuk pokazuje transformację swojej postaci z całą gamą otaczających ją emocji – odkrywanie własnej siły, wiary, inteligencji, seksualności. Ale też ból, rozczarowanie, wściekłość, które tym rewelacjom nieuchronnie towarzyszą. W efektownej scenie ostatecznej przemiany Wioleta Fiuk wchodzi pod przyklejoną do scenicznych desek folię. Kiedy wydostaje się z niej – w niczym nie przypomina postaci z inicjalnych partii opowieści. Potargane włosy, rozmazany makijaż, podarte elementy garderoby, które skryły cielisty, neutralny kostium, ciało pobrudzone czerwoną mazią. Przemiana dokonała się, narodził się nowy człowiek. Następujący po tej scenie taniec obojga bohaterów nie jest już naznaczony dominującą pozycją Astronauty. Teraz oboje są sobie równi.
25-02-2015
galeria zdjęć The Pale Fox, reż. Patryk Gacki, Teatr Muzyczny im. Danuty Baduszkowej w Gdyni ZOBACZ WIĘCEJ
Teatr Muzyczny im. Danuty Baduszkowej w Gdyni
DzikiStyl Company
The Pale Fox
reżyseria: Patryk Gacki
choreografia i obsada: Wioleta Fiuk i Patryk Gacki
konsultacja scenograficzna: Maja Zaleska
premiera: 14.02.2015
Niesamowite przedstawienie. Pan Maciek chyba zazdrosci...
Uważam, że aby zrozumieć ten spektakl należy znać sie na tańcu i na teatrze. Nie rozumiem jak można tak swietnych tancerzy nazwac amatorami. Te komentarze pokazują tylko, że kogoś boli sukces tych mlidych ludzi. Ja popieram Pania recenzent. Spektakl dziwny, przejmujacy, zjawiskowy... zupełnie inny od wszustkich jakie widziałam!
nie, nie, nie. Robienie widza w balona recenzja jest skrajnym oszustwem. Prosze o zwrot biletu tego sie nie da ogladać............. ten spektakl jest poniżej krytyki.
Rzeczywiście ten sektakl to raczej gatunek sceny bardzo amatorskiej.
Postaram się nastepnym razem lepiej Alina napisał(a):
Niestety, Maciek ma rację (choć przedstawia ją nieco bełkotliwie). Spektakl jest po prostu słaby i nie ma sensu dowartościowywać go taką erudycyjną wykładnią, projektowaną przez recenzentkę. Tym sposobem zatarte zostają podstawowe kryteria oceny spektaklu. A recenzja ma przecież budować jakąś hierarchię.
Pani Anno, ta recenzja to przejaw jak daleko musi się Pani jeszcze uczyć odróżniać dobre spektakle od tych obdarzonych brakiem profesjonalizmu. Próbuje Pani nałożyć na to średniej jakości "dzieło" maskę oczytanego i przemyślanego wydarzenia twórczego, zapewne dlatego że jest Pani w tej kwestii wykształcona. Prawda jest inna i bardzo dobrze wyczuli to podświadomie widzowie, którzy wyszli w trakcie spektaklu, jak również Ci którzy praktycznie nie oklaskiwali pary twórców na premierze i zapewniam Panią, że nie dlatego, że zostali wmurowani efektem scenicznym. Tam tego o czym Pani pisze po prostu nie ma. Bycie napisanym na plakacie czy programie reżyserem nie powoduje, że spektakl jest wyreżyserowany zgodnie ze sztuka reżyserii. I ma mankamenty częste średniej jakości spektaklom pseudo teatrów tańca. Wymienię tylko kilka: bezsensowne użycie kamery do projekcji (bardzo niekonsekwentne użyte bodajże 2 krotnie na początku spektaklu), która młodym artystom daje zgubne poczucie nowoczesności, użycie ruchu dla ruchu - sekwencje są długie monotonne i mimo, że efektowne nużą, bliżej mają do cyrku niż do sceny i są wykonywane dla wyczynu, na dodatek brak dojrzałości aktorów obnaża ich wręcz do śmieszności i chociażby używanie rekwizytów - każdy wie po 5 minutach spektaklu, że dopóki butelki zawieszone na drabinie nie zostaną przez tancerzy dotknięte to spektakl się nie skończy ( jest takie powiedzenie im więcej rekwizytów tym słabszy reżyser ), w tym przypadku ma ono w sobie druzgocącą prawdę. Rozpisała się Pani o scenografii - daje sobie pół ręki odciąć, że wybór folii do opakowania sceny był tylko i wyłącznie związany z brakiem pieniędzy, a nie świadomym wyborem podejścia do tej przestrzeni spektaklu. Zachwycanie się grą świateł obnaża Pani znajomość teatru, bo jeśli zachwyca się Pani tym, że oświetleniowiec na pstryknięcie osoby na scenie naciska przycisk na swojej konsolecie powodując odpalenie jakiegoś światła, to płaszczyzna naszej rozmowy wkracza w sferę infantylności. Nie chcę się za bardzo rozpisywać dodam tylko, że na tej scenie odbywa lub odbywało się wiele ciekawszych i bardziej interesujących przedstawień, w którym również używano ruchu lub tańca i jestem przekonany, że nie zainteresowała się nimi Pani przede wszystkim dlatego, że nie tworzą to rozpoznawalne osoby chociażby przez pryzmat występowania w programach telewizyjnych. Następnym razem polecam szukać teatru, teatru tańca tam gdzie on rzeczywiście jest...
niesamowite pelne emocji widowisko Polecam!