AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Tancerz przecież ma głos

Katarzyna Chmielewska, fot. Rosa Auf der Strasse  

Anna Królica: Od dłuższego czasu obserwuję twoją pracę artystyczną i zauważam, że coraz częściej poświęcasz się projektom związanym z tworzeniem i wspieraniem polskiej społeczności tańca i lokalnym inicjatywom artystycznym. Jak zmienia się twoje podejście do tańca i twoja rola?

Katarzyna Chmielewska: Teatr Dada ma już dwadzieścia siedem lat i do tej pory – jak zauważyłaś – moje działania były głównie artystyczne, oddawałam się pracy choreograficznej, pedagogicznej, działałam raczej w przestrzeniach twórczych. Od wielu lat prowadzę Stowarzyszenie Teatr Dada von Bzdülöw, które jest podporządkowane naszej działalności artystycznej, ale w statucie mamy także wpisaną pracę na rzecz gdańskiego środowiska tanecznego oraz wspieranie rozwoju młodych artystów. To również było naszym założeniem. Naturalnie, na początku te działania były widoczne w mniejszym stopniu, ale wiadomo, że wiek w tym zawodzie robi swoje. Wtedy, kiedy moja kondycja i możliwości fizyczne były największe, to chciałam być na scenie. Teraz coraz bardziej interesują mnie działania organizacyjne, wspierające, lobbujące na rzecz rozwoju tańca w Gdańsku.

W minionym roku, 2019, Fundacja Polka dot oraz Stowarzyszenie Teatr Dada von Bzdülöw organizowały Polską Platformę Tańca w Gdańsku wraz z Instytutem Muzyki i Tańca oraz Instytutem im. Adama Mickiewicza. Czemu zależało wam, aby Gdańsk gościł Polską Platformę Tańca?

Z historii wiemy, że w latach dziewięćdziesiątych i wcześniej w Gdańsku działało wielu twórców związanych z tańcem. Wtedy być może Gdańsk był najmocniejszym centrum tańca na mapie Polski – przed Poznaniem czy Warszawą, co raczej dzisiaj nie jest już aktualne. Nawet pamiętam, że kiedyś to tancerze z innych miast trochę nam zazdrościli, że w Gdańsku tyle się dzieje. Od kilku lat może aż tyle się nie dzieje, ale mamy tutaj w miarę stabilną sytuację, choć ciągle jest bardzo dużo do zrobienia. Stykamy się z pewnymi absurdami, na które się nie zgadzamy i będziemy próbować je zmienić. W Gdańsku niezmiennie działają: Katarzyna Pastuszak z Teatru Amareya, Ula Zerek, Anna Steller, Kasia Kania i Piotr Stanek (związany z Dadą), którzy po studiach w Bytomiu próbują w Gdańsku nawiązać współpracę, a także Kasia Ustowska (działająca z Dadą, ale też niezależnie), Tatiana Kamieniecka, Magda Jędra i wielu innych twórców.

W rozmowach z Leszkiem Bzdylem powracała też idea, aby przywrócić Gdańskowi rangę miasta tańca, stąd wywodzi się wielu „ludzi tańca”, którzy pracują często obecnie za granicą. Uważaliśmy, że takie wielkie święto, jakim jest platforma tańca, powinno odbyć się w Gdańsku. Tak się złożyło, że trafiłyśmy z Kasią Pastuszak, Ulą Zerek na pewien projekt do Poznania – Nobody's Business doing Nobody’s Dance [organizowany przez Art Stations Foundation – red.], bardzo interesujące wydarzenie. To było dwa lata temu. Okazało się po naszych rozmowach, że dziewczyny myślą podobnie. Zauważyłyśmy, że każda z nas działa sama, więc może warto połączyć te siły i zrobić coś razem. Wtedy mówiło się już sporo o możliwości składania aplikacji na współorganizatora platformy, postanowiłyśmy założyć Fundację Polka dot i postarać się, aby platforma odbyła się w Gdańsku.

Każda z nas też myślała o tym, aby w jakiś sposób poruszyć tutejsze środowisko. Na ile się udało, to pewnie temat na inną rozmowę… Na pewno efektem platformy było zacieśnienie kontaktów z instytucjami, z którymi wcześniej już współpracowałyśmy, a platforma pogłębiła to działanie. Według mnie to nasz największy sukces.

Jaki był podział obowiązków podczas organizacji platformy, na czym opierała się twoja rola i Fundacji Polka dot oraz lokalnego środowiska „ludzi tańca”?

Część przygotowań, za którą byliśmy odpowiedzialni, zorganizowała Fundacja Polka dot, Stowarzyszenie Dada pełniło funkcję wspierającą, nadzorującą pracę fundacji. Moja osoba pełniła też rolę „łącznika”, gdyż działałam zarówno w fundacji, jak i w stowarzyszeniu. Po roku działalności doszłyśmy do wniosku, że moja podwójna tożsamość może w przyszłości generować konflikty, dlatego zdecydowałam się wystąpić z Fundacji Polka dot i skupić tylko na działalności w stowarzyszeniu oraz na budowaniu współpracy z fundacją.

Wracając do pytania o udział lokalnego środowiska, niestety muszę przyznać, że nie było wielkiego odzewu z jego strony. Na spotkanie, które zorganizowałyśmy w Żaku, przyszło tylko kilka osób. Miałyśmy wrażenie, że wokół nas jest wiele negatywnej energii, pojawiały się głosy, po co ta platforma, co to za formuła, etc. Natomiast pozytywnie zaskoczyli nas ludzie, którzy zgłosili się do wolontariatu, pojawiły się niezwykłe osoby, których wsparcie było bezcenne. Z wielu względów ważne było, aby platforma się odbyła. Głównym celem było sieciowanie, poszerzenie współpracy z instytucjami, „wchodzenie” do instytucji kultury i proponowanie działań z dziedziny tańca. To jest główne założenie fundacji i ono zostało zrealizowane przy okazji platformy. Myślę, że wiele osób uwierzyło, że to jest ciekawa propozycja i warto w ten obszar kultury inwestować. Może rzeczywiście środowisko gdańskie nie jest obecnie aż tak duże, ale powoli znowu się rozwija. Niedawno pojawiły się nowe, świetne inicjatywy: powstał Zakład Kulturalny na Przymorzu w jednym z hangarów, bardzo ciekawa przestrzeń, prowadzony i założony przez Natalię Murawską. Działa także DzikiStyl Company, Kiosk Ruchu Kaliny Porazińskiej i Michała Redlina, Kolektyw Mololo i pewnie jeszcze wiele innych inicjatyw, o których nic jeszcze nie wiem.

Czym jest tak naprawdę Polska Platforma Tańca i jak wyglądała jej organizacja w Gdańsku?

Polska Platforma Tańca to jest projekt wędrujący, na początku odbywała się w Warszawie, następnie w Poznaniu, później zadecydowano, aby każde miasto miało możliwość lub szansę zorganizować takie wydarzenie u siebie. Trzeba złożyć aplikację, zaproponować odpowiednią infrastrukturę i zainteresować tym pomysłem władze miejskie. Platforma zaczęła podróżować, odbyła się wcześniej w Lublinie i w Bytomiu, a teraz w Gdańsku. To jest forma prezentacji spektakli tanecznych z danego okresu. Nasza jest ukierunkowana na polskie produkcje. Podczas platformy są prezentowane spektakle po selekcji, której dokonuje komisja wybrana przez IMiT, zazwyczaj w czasie platformy pokazywanych jest od dziesięciu do piętnastu spektakli, określanych jako najlepsze. Uważam, że jest to dość krzywdzące, bo jednak jest to wybór określonej grupy osób, a więc można się spodziewać, że gdyby w komisji byli inni reprezentanci, ostatecznie wybór mógłby być inny. Oczywiście zawsze staje się problematyczny sposób wybierania spektakli do prezentacji. W Bytomiu, na ostatniej platformie, wiele osób nie zgadzało się z wyborami komisji. Wybrane spektakle stają się naturalnie reprezentacją polskiego tańca, ponieważ zapraszani są goście z zagranicy, programatorzy, dyrektorzy festiwali i innych instytucji, i na podstawie tych prezentacji zagraniczni goście konstruują sobie wyobrażenie o polskiej scenie tańca współczesnego. Warto zaznaczyć, że jako współorganizator Polskiej Platformy Tańca nie miałyśmy wpływu na decyzje komisji i wybór spektakli. To była współpraca polegająca przede wszystkim na organizacji wydarzenia w Gdańsku, zależało nam, aby podkreślić mocne strony miasta i zaprezentować naszą bogatą infrastrukturę, czyli niesamowite i różnorodne sceny.

Współpracowaliśmy z Teatrem Wybrzeże, Gdańskim Teatrem Szekspirowskim, Europejskim Centrum Solidarności, Instytutem Kultury Miejskiej, Miejskim Teatrem Miniatura, Nadbałtyckim Centrum Kultury, Operą Bałtycką, Klubem ŻAK, Gdyńską Szkołą Filmową, Kolonią Artystów, POLsail, Ogólnokształcącą Szkołą Baletową im. Janiny Jarzynówny-Sobczak, Twoją Stocznią i 100cznią.
 
Zależało nam, aby pokazać, że Gdańsk jest miejscem, z którym warto współpracować, bo ma potencjał i możliwości. To jest wielka aglomeracja, tworząca Trójmiasto wraz z Gdynią i Sopotem. Jest sporo wydarzeń performatywnych, takich jak Grassomania, Misz Masz, odbywają się one w galeriach, na przykład w Kolonii Artystów, Gdańskiej Galerii Miejskiej czy PGS. Większość z nich współpracuje z interdyscyplinarnymi artystami. Myśląc o dużych instytucjach, to właśnie w nich zauważam brak traktowanej z rozmachem współpracy ze środowiskiem tańca. Teatr Wybrzeże od dziesięciu lat współpracuje z Dadą, więc ma w swoim repertuarze taniec. Teatr Szekspirowski też zaczyna zapraszać więcej spektakli tanecznych. Nie przeczę, trochę się dzieje, ale chciałyśmy wpompować sporo energii w Gdańsk, aby nastąpiło zwiększenie działań. Kolejna inicjatywa, którą udało się zrealizować Fundacji Polka dot, to partnerstwo Polskiej Sieci Tańca. Minęła właśnie pierwsza edycja PST na Pomorzu, spektakle były prezentowane w Słupsku, na Oruni (dzielnica Gdańska) i w Teatrze Szekspirowskim, wydaje się to kolejnym ważnym krokiem w kierunku cyklicznej prezentacji tańca w całym regionie.

Polska Platforma Tańca to jednak nie wszystko. W zeszłym roku byłaś także jedną z jurorek festiwalu The Best OFF. Jak zaczęła się Twoja współpraca z Fundacją Teatr Nie-Taki?

Znamy się już długo. Często bywaliśmy gośćmi jako Teatr Dada na festiwalu i w Teatrze im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy. Podziwiam fundację za jej bogatą działalność i byłam pod dużym wrażeniem obchodów dziesięciolecia. Zaproszenie mnie na festiwal w roli jurorki uważam za wielkie wyróżnienie, niezwykle podobał mi się ten system pracy. Nie tylko dlatego, że ma się decyzyjność, możliwość wyboru i odpowiedzialność, sam fakt obejrzenia ponad 150 propozycji był już dla mnie niesamowitym doświadczeniem. Nie ma takiego drugiego festiwalu, a po ilości zgłoszeń widać, że jest potrzeba, aby istniał. Niezwykle fascynowało mnie przenikanie się sztuk i dyscyplin, na przykład osoby zajmujące się cyrkiem nagle robią spektakl choreograficzny, łącząc go z elementami cyrkowymi. Dziwię się, że w tym roku nie ma w komisji nikogo „od tańca”, uważam, że powinno to być kontynuowane, podejrzewam nawet, że w tym roku spektakli tanecznych zgłoszonych do konkursu może być jeszcze więcej.

Na ile taniec jest częścią teatru niezależnego? Czy jest ci bliższe myślenie o autonomii tańca?

Sporo myślałam sobie nad tym zagadnieniem. Mam wrażenie, że nie ma jednej odpowiedzi. My jako Dada nie mieliśmy takiego problemu, ponieważ słowa i taniec były jakby organicznie wpisane w istotę naszych działań. Nie mogę powiedzieć, że słowa były ważniejsze niż taniec i na odwrót. Tłumacząc to tak po prostu fizycznie, przecież tancerz ma głos, może wydawać dźwięki i mówić, aktor ma ciało, dlaczego nie może się ruszać? Nie rozumiem tego podziału, on dla mnie jest sztywny i zamykający. Taki ideowy bardziej niż prawdziwy, tutaj granice są płynne. Lubię różnorodność. Wiadomo, że teatr dramatyczny ma lepszą infrastrukturę, więcej dziennikarzy, więcej pasjonatów i ludzi wykształconych, którzy tworzą cały ten świat. Jednak ten podział na taniec i teatr jest jakimś mocnym punktem zapalnym. Szkoda. To powinno być pole do wspólnego działania. Niedawno Leszek opublikował na swojej ścianie na Fejsbuku taki nieformalny ranking – chciał zobaczyć, ilu choreografów pracuje w teatrach na co dzień, i wyszła jakaś ogromna liczba. Chyba wszyscy tam są (śmiech), więc o czym my mówimy? Pozornie prowadzimy walkę o autonomię tańca, nie chcemy być łączeni z teatrem dramatycznym, bo jesteśmy odrębną sztuką, ale jak dostaniemy zaproszenie do współpracy, to świetnie sobie radzimy z zastaną rzeczywistością i nie mamy z tym problemu. Moim zdaniem to nie problem tylko wybór.

Czy choreograf jest odpowiedzialny za tworzenie społeczności lokalnej tańca i rozwijanie jej? Czy jest to raczej typowe dla Polski? Symptomatyczne dla naszego kraju wydaje się, że twórcy z powodu braku odpowiedniej ilości instytucji wspierających rozwój tańca, sami biorą taką odpowiedzialność. Tak było w latach dziewięćdziesiątych. Jeśli przyjrzeć się liderom lokalnym i ich działalności, i teraz sytuacja wygląda nadal podobnie, to oni i ich fundacje, stowarzyszenia tworzą festiwale, warsztaty, przeglądy, rozmowy o tańcu.

To na pewno nie jest obowiązek choreografa. Jednak wszyscy jesteśmy trochę zwierzętami i reagujemy na to, co nas otacza. Istnieje faktycznie luka, brakuje instytucji kultury, które by wykonywały te zadania. W każdym teatrze instytucjonalnym jest około czterech osób w dziale promocji czy impresariacie, które działają na rzecz danego teatru i jego spektakli. A w tańcu?

Myślę, że to angażowanie się w organizację wynika z konieczności. Wielokrotnie łączy się także z potrzebami choreografa, który sam chce więcej działać na rzecz społeczności. Słusznie zauważyłaś, że obecnie to niestety także konieczność, ponieważ nikt za nami nie stoi. Oczywiście wszystko zależy od punktu widzenia. Odnosząc się ponownie do lat dziewięćdziesiątych, widzimy ogromną różnicę i śmiało mogę powiedzieć, że jeśli utrzyma się ta tendencja rosnąca, to będzie tylko lepiej w tańcu, i tego chciałabym się trzymać.

Tyle zostało powiedziane o twoich działaniach dookoła tańca, a jakie są plany artystyczne Teatru Dada?

Ten rok zapowiada się dość wyjątkowo i pracowicie. Jeśli szczęście dopisze, to powstaną dwa nowe spektakle w tym sezonie. Jeden to duet, który stworzymy wspólnie z Jakubem Truszkowskim, choreografem obecnie związanym z zespołem Rosas z Brukseli, ale pochodzącym z Gdańska i współpracującym z Dada, na przykład przy premierze Dzisiaj, Wszystko. Drugi spektakl to praca grupowa. Jego produkcja zależy od tego, czy dostaniemy dodatkowe fundusze. Założyliśmy w tym roku, że dążymy do tego, aby przede wszystkim się nie spieszyć, będziemy spokojnie pracować cały rok, zależy nam, by stworzyć ciągłość pracy i mieć szansę na bardziej wnikliwy proces twórczy. Oprócz tego dochodzi prezentacja spektakli, które już są w naszym repertuarze, głównie Koniec Wielkiej Wojny, to „nasze najmłodsze dziecko i dość wybuchowe” (śmiech). Premiera odbyła się w zeszłym roku w Teatrze Wybrzeże.

03-02-2020

Katarzyna Chmielewska – Dyrektor Artystyczna w Teatrze Dada von Bzdülöw, choreografka, tancerka, nauczycielka tańca; laureatka Nagrody Prezydenta Miasta Gdańska i Nagrody Marszałka Województwa Pomorskiego za całokształt dorobku i wybitne osiągnięcia artystyczne. Absolwentka Ogólnokształcącej Szkoły Baletowej w Gdańsku (1993). Studiowała taniec współczesny w P.A.R.T.S. w Brukseli (1997). Od 1993 współtworzy wraz z Leszkiem Bzdylem Teatr Dada von Bzdülöw, od 2008 reprezentowany przez Stowarzyszenie „Teatr Dada von Bzdülöw”, w którym pełni też funkcję Prezeski Zarządu, w latach 2008-2012 oraz ponownie od 2016. Od 2009 Teatr Dada związany jest z Teatrem Wybrzeże w Gdańsku, gdzie regularnie tworzy i prezentuje swoje spektakle. Uczestniczy w licznych międzynarodowych projektach i warsztatach, m.in. Landscape X (Sztokholm), X-group (P.A.R.T.S. Bruksela), projekt z improwizacji z Thomasem Houertem (Praga), coaching z Michaelem Schumaherem i Colleen Thomas (Stary Browar Nowy Taniec, Poznań); współpracuje też regularnie z zagranicznymi choreografami: Roberto Olivan, Malgven Gerbes i David Brandstätter. Od 2012 prowadzi coroczny projekt edukacyjny dla profesjonalnych tancerzy DADA HUB przy współpracy z MCKA Zatoka Sztuki w Sopocie. Jest jedną z czterech założycielek Fundacji Polka dot w Gdańsku (2018), powołanej jako ciało myślące o tańcu, do działań w kulturze i sztuce. W Fundacji pełniła funkcję wiceprezeski w latach 2018–2020.

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
dwa plus trzy jako liczbę:
komentarze (1)
  • Użytkownik niezalogowany Teresa Królica
    Teresa Królica 2020-02-11   18:27:37
    Cytuj

    Super .że są tacy zapaleńcy i miłośnicy Teatru Tańca