AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

To ludzie tworzą teatr

Absolwentka wydziału wiedzy o teatrze warszawskiej Akademii Teatralnej, doktorantka Uniwersytetu SWPS. Była redaktorem naczelnym portalu teatrakcje.pl. Stale współpracuje z kwartalnikami „Scena”, „Aspiracje” i „Nietak!t”, publikowała również w „Teatrze”. Sekretarz regionu warszawskiego portalu teatralny.pl.
A A A
Gołda Tencer  

Ewa Uniejewska: Niedługo miną dwa lata, odkąd Teatr Żydowski nie ma stałej siedziby. W miejscu dawnej, przy Placu Grzybowskim, znajduje się obecnie parking. Jak sobie radzicie w tej sytuacji?

Gołda Tencer: Przede wszystkim to strasznie boli. Towarzystwo Społeczno-kulturalne Żydów w Polsce razem z Firmą Ghelamco obiecały, że nie będzie ani jednego dnia, kiedy nasz teatr nie będzie grał. Wszystko to okazało się nieprawdą, historia Teatru Żydowskiego nie została uszanowana. Nikt się nami od tego czasu nie interesuje, ale – na przekór wszystkim – radzimy sobie. Wymaga to desperacji całego zespołu, ponoszenia ogromnych kosztów, ale udaje nam się grać w dwunastu miejscach w Warszawie. Jest pani teraz w siedzibie teatru przy ulicy Senatorskiej – mamy tu małą scenę oraz scenę letnią. Regularnie gramy w Klubie Dowództwa Garnizonu Warszawa dzięki uprzejmości MON-u. Teatry takie jak TR Warszawa, Kwadrat, Nowy Teatr czy Teatr Polski także otwierają przed nami swoje drzwi. Nie dajemy o sobie zapomnieć. Przygotowaliśmy w tym sezonie jedenaście premier, niedługo będzie dwunasta, to naprawdę coś o nas mówi. Gdy kilka lat temu zaprosiłam Maję Kleczewską do reżyserowania Dybuka, powiedziałam jej: „Maju, bardzo bym chciała przewietrzyć teatr, ale bez przeciągu”. I tak też się stało – cały czas jesteśmy w czołówce polskich teatrów, pojawiamy się w rankingach, ludzie widzą i doceniają naszą pracę. Ale jednocześnie nie mogę powiedzieć, co jutro będzie z teatrem. Bo nie wiem.

Sceny zarówno w budynku przy ul. Senatorskiej, jak i w Klubie Garnizonowym są znacznie mniejsze od tej, którą dysponowaliście na Placu Grzybowskim. Warunki lokalowe zmuszają Was do ciągłego szukania koprodukcji z innymi teatrami. Co oprócz zaplecza techniczno-lokalowego dają Wam te współprace?

Owszem, chociażby ostatnio zrobiliśmy Kilka obcych słów po polsku w koprodukcji z Teatrem Polskim. Dzięki takim współpracom nasz teatr się otwiera, możemy korzystać z umiejętności aktorów zarówno naszych, jak i aktorów etatowych współpracujących z nami teatrów. Zdobywamy także nową publiczność, chociaż także ta nasza – co jest niesamowite i rzadkie – idzie za nami. Wciąż oczywiście zdarzają się ludzie, którzy przyjeżdżają na nasz spektakl i idą odruchowo na Plac Grzybowski. Nie mając swojej sceny, zrobiliśmy z Teatrem Nowym w Poznaniu Malowanego ptaka. Pracowaliśmy także z Krystyną Jandą i Teatrem Polonia przy ostatnim jej monodramie na podstawie książki Zapiski z wygnania Sabiny Baral.

A ostatnio, co nas cieszy szczególnie, nawiązaliśmy współpracę z Teatrem Nowym w Łodzi, który przed laty był teatrem żydowskim pod dyrekcją Idy Kamińskiej. „Teatr wrócił do domu”, jak powiedziała pani prezydent Hanna Zdanowska. Na początek współpracy przygotowaliśmy monodram o Idzie Kamińskiej, który został wspaniale odebrany przez publiczność, ale także dla mnie – prywatnie – był on niesamowitym doświadczeniem. Przed spektaklem przyszedł do mnie pan z zespołu technicznego i powiedział: „Pani Gołdo, przyszła jakaś pani, która bardzo by chciała się z panią spotkać. Powiedziała, że służyła u pani rodziców”. Zdziwiłam się, przecież minęła cała epoka, miałam wtedy sześć, siedem lat, nikogo już teraz nie znam. I wtedy przypomniałam sobie o Zosi. Po chwili weszła pani, na oko osiemdziesięcioletnia. Zosia. Zaczęła oczywiście opowiadać różne historie, dodając, że spędziła przy nas najpiękniejsze lata. My przecież także często ją wspominałyśmy. Opowiedziałam o tym przed spektaklem – wzruszyłam się, Zosia się wzruszyła i pół widowni płakało. W taki sposób, dzięki Idzie Kamińskiej, zamknęła się kolejna klamra.

A oprócz tego jeździmy na różne festiwale. Kiedyś graliśmy po 12 spektakli miesięcznie, teraz gramy ponad 20 razy. Przejęłam ten teatr w strasznym momencie, zostałam dyrektorem bez teatru, a jednak zależy mi, żeby kontynuować dzieło Idy Kamińskiej (która dyrektorem tego teatru była dwie dekady), a następnie Szymona Szurmieja (który dyrektorował mu 45 lat). Ten teatr to jest całe moje zawodowe życie, innego nie znam. Zawsze myślałam, że bez tego naszego budynku nic nie zrobimy, a jednak okazuje się, że to ludzie tworzą teatr.

Wspomniała pani o „przewietrzaniu” teatru. Jak narodził się pomysł, żeby klasyczny repertuar jidysz wzbogacić spektaklami awangardowych, młodych, ale i po prostu modnych reżyserów?

Każdy dyrektor chciałby pokazać swoją wizję teatru. Mnie zawsze zależało na tym, żeby połączyć tradycję z nowoczesnością. I powiem szczerze, że się udało. Obecnie gramy w TR Golema, spektakl niebywale współczesny, inny od tego, co graliśmy do tej pory. Kiedyś się mówiło, że Teatr Żydowski gra cepelię. Tak, też, ale jak już Teatr Żydowski gra tę cepelię, to jest to koronkowa robota. Życzyłabym innym takiej cepelii jak nasza Kamienica na nalewkach czy Skrzypek na dachu. To też jest przecież nasza historia, bardzo piękna. Zresztą mamy w czym wybierać, zrobiliśmy w tym sezonie jedenaście premier. 

Krytycy niemal jednogłośnie zachwycają się zmianami i świeżością podejścia, jakie zagościło w Teatrze Żydowskim. A jak na te zmiany reaguje stała widownia? Nie wolałaby obejrzeć klasycznego spektaklu o życiu i twórczości Wiery Gran zamiast trudnego w odbiorze przedstawienia Jędrzeja Piaskowskiego? Jak widzowie reagują na spektakle Kleczewskiej?

A to różnie. Każdy oczywiście ma szansę wybrać, na co chce pójść. Staramy się dawać wybór między klasyką, tradycją a współczesnością. Przypomnę, że wciąż jeszcze gramy w języku jidysz, jako jeden z dwóch teatrów w Europie. Ostatnio – a tam nas jak dotąd nie było – zagraliśmy w Synagodze im. Nożyków piękny spektakl Chumesz Lider na podstawie tekstu Icyka Mangera.

Och, to także perełka.

Prawda? Nie wyobrażam sobie, żeby to przedstawienie mogło być grane w innym miejscu (chociaż trudno było zgrać próby między modlitwami). Scenografii właściwie nie potrzebowaliśmy, bo zastępuje ją nam przepiękny wystrój synagogi. To było rzeczywiście niesamowite doświadczenie zarówno dla nas, dla widowni, jak i dla reżysera, Andreja Munteanu z Rumunii. Jesteśmy także w rozmowach z burmistrzami dzielnicy Wola i dzielnicy Śródmieście – wciąż szukamy nowych lokalizacji.

Adolf Rudnicki w książce Teatr zawsze grany pisał: „Wspomni kto Idę Kamińską? Komu potrzebna będzie pamięć o aktorce Idzie Kamińskiej?”. Dla Pani Ida Kamińska była ważną osobą.

Oczywiście, kiedy byłam jeszcze dzieckiem, teatr żydowski przyjeżdżał do Łodzi. Wtedy wszyscy nie tyle chodziliśmy do teatru, co pędziliśmy. Idę Kamińską oglądałam na scenie wiele, wiele razy. Z okazji zdanej matury dostałam nawet książkę Arnolda Szyfmana Labirynt teatru z dedykacją: „Przyszłej Idzie Kamińskiej”. Mam ją do dziś. Zawsze wiedziałam, że będę aktorką i że chcę być aktorką w teatrze żydowskim. Nigdy nie myślałam, że nasze drogi się zejdą i że będę również dyrektorem tego teatru. Marzec ’68 to także rocznica wyjazdu Idy Kamińskiej z Polski. Mój syn, Dawid Szurmiej, przygotowuje ogromny dokument o jej życiu – rozmawiał z wieloma aktorami, którzy wciąż ją pamiętają, grali u niej. Będziemy ją w tym roku jeszcze nie raz wspominać, bo, jak mawiał Szymon Szurmiej, Ida Kamińska to ogromna historia naszego teatru, legenda naszej sceny.

Reżyserowany przez panią spektakl wpisuje się w cykl poświęcony artystom żydowskim jak Wiera Gran czy Ida Kamińska…

Tak, robiliśmy także spektakle o Zuzannie Ginczance, wcześniej o Irenie Sendlerowej. A teraz, w siedemdziesiątą piątą rocznicę Powstania w Getcie Warszawskim, zasadziliśmy drzewo łez poświęcone pamięci żydowskich matek, które w nieludzkich czasach zmuszone były oddawać swoje dzieci, aby je ocalić, i matek polskich, które dały tym dzieciom nowe życie. Bardzo mi zależało, żeby na Placu Grzybowskim zasadzono właśnie płaczącą wierzbę, na co w końcu konserwator wyraził zgodę, nie chciałam marmurowego pomnika. W Talmudzie mówi się, że drzewo jest przedłużeniem życia ludzkiego. Wyobrażam sobie, że każda gałązka tej wierzby symbolizuje łzy. 

Marzec był dla Teatru Żydowskiego niezwykle intensywny, bo oprócz wspomnianych już spektakli Chumesz Lider i monodramu o Idzie Kamińskiej wystawiliście także Kilka obcych słów po polsku w reżyserii Anny Smolar – spektakl szczególny, bo mówiący o Marcu ’68 słowami dzieci emigrantów.

Tak, to ważny dla nas spektakl, faktycznie powstał na podstawie wspomnień dzieci, czyli trzeciego pokolenia Marca. Natomiast podczas obchodów na Dworcu Gdańskim pokazaliśmy spektakl plenerowy w reżyserii Agaty Dudy-Gracz, Spakowani, czyli krótka historia o tym, kto czego nie zabrał. I to było wspaniałe przedstawienie. Nigdy nie widziałam takich tłumów. 20 lat temu Fundacja Shalom wbudowała w tym miejscu tablicę upamiętniającą tych, którzy wyjechali z dokumentem podróży w jedną stronę. Widnieją na niej słowa Henryka Grynberga „Tu więcej zostawili po sobie, niż mieli”. W tym roku rzeczywiście tłumy przyszły pokłonić się swoim byłym sąsiadom, zmuszonym w 1968 roku do wyjazdu. Natomiast na 19 kwietnia przygotowaliśmy spektakl Jest taka ulica w Warszawie, zwie się ulicą Miłą. Kto płacze? na podstawie Pieśni o zamordowanym żydowskim narodzie Icchaka Kacenelsona. Więc, jak pani widzi, cały czas coś się u nas dzieje – wystarczy, że znajdziemy tylko jakiś skrawek przestrzeni i od razu gramy.

Pod tablicą przy Dworcu Gdańskim spotykacie się co roku, ale tym razem obchody były szczególne ze względu na ich jubileuszowy charakter.

Tak, to prawda. Marzec to w ogóle bolesny temat. Wyjechali wówczas moi przyjaciele, znajomi, mój kochany brat. Zawsze będzie to taką niezabliźnioną raną, która będzie w nas trwać. Moje pokolenie w marcu 1968 roku miało 18 lat. Wydaje mi się jednak, że ważne jest, aby podczas takich obchodów skupić się na naszych rodzicach, którzy – nie znając języka, będąc już w nieco starszym wieku – wyjechali dla swoich dzieci. Przeżyli wojnę, obozy, potracili rodziny, następnie wrócili do Polski i na nowo ułożyli sobie życie, a tymczasem znowu trzeba było pakować walizki i wyjeżdżać. Jak to pięknie powiedział Marian Turski, zawsze chcę pokazać, co Polska straciła – a trzeba mówić, co świat zyskał.

W obchody jubileuszowe włączyły się także inne teatry, jak Powszechny czy wspomniane Polonia i Polski, co zaowocowało niemal wysypem spektakli o Marcu. Jaką więc rolę może odgrywać Teatr Żydowski, ale też i teatr w ogóle w debacie publicznej?

Bardzo ważną. Zawsze powtarzam, że tak, jak Teatr Powszechny się wtrąca, tak Teatr Żydowski pamięta. Przez całe życie, przy każdej sposobności czy to w Fundacji Shalom, czy organizując Festiwal Singera, mówiłam o pamięci. Jest mi ona potrzebna do życia. Mój brat kiedyś powiedział: „Nasi rodzice to przeżyli, my pamiętamy, a nasze dzieci będą musiały zapamiętać”. Tak więc opowiadamy ciągle historię dwóch narodów, które wyrosły z jednego pnia – narodu polskiego i żydowskiego. Raz było im lepiej, raz gorzej, ale to jest nasza historia, nasze miejsce na ziemi. Jak kiedyś powiedział jeden z pisarzy: „Ojczyzną Żydów jest pamięć”.

Anna Azari, ambasador Izraela w Polsce, powiedziała podczas obchodów przy Dworcu Gdańskim: „Przez ostatnie półtora miesiąca wiem już, jak łatwo w Polsce obudzić i przywołać wszystkie demony antysemickie – nawet kiedy w kraju prawie nie ma Żydów”. Jak wobec tego widzi pani swoją rolę w tej debacie – jako dyrektor Teatru Żydowskiego, ale także jako dyrektor Fundacji Shalom?

Zrobię wszystko, żeby nie przywoływać demonów. Chociaż ktoś powiedział, że trudno będzie teraz zapakować z powrotem tego Dżina, który właśnie wyleciał z butelki. Ale nad tym musimy pracować. Mnie strasznie boli to, co się wydarzyło, zresztą kompletnie niepotrzebne. Zawsze powtarzam, że trzeba mówić prawdę, skończyły się czasy, kiedy pewne sprawy zamiatało się pod dywan. Trzeba przecież iść do przodu, do przodu idą nasze dzieci, wnuki.

A jakie Teatr Żydowski ma dalsze plany na ten sezon?

Przed chwilą zagraliśmy „Ulicę Miłą” na podstawie tekstu Kacenelsona, zaś w Zachęcie Wiktor Rubin wystawi spektakl o Andzie Rottenberg. Plany są spore. Od dwóch lat staramy się także, żeby reżyserował u nas Krystian Lupa i mogę zdradzić, że rozmowy są zaawansowane. Mam nadzieję, że będziemy nadal tworzyć naszą historię, że będziemy starali się obudzić ten świat i pokazać, że jest jeszcze w Warszawie taki teatr, Teatr Żydowski.

04-05-2018

Gołda Tencer – aktorka teatralna i filmowa, reżyserka, scenarzystka, działaczka kulturalna, popularyzatorka języka jidysz. Od 1969 związana z Teatrem Żydowskim im. Ester Rachel i Idy Kamińskich w Warszawie gdzie ukończyła Studium Aktorskie (1971). Od 2009 wicedyrektor tego teatru, od roku 2015 dyrektor naczelna i artystyczna. Założycielka i prezes Fundacji Shalom. Od 2004 organizuje Festiwal Kultury Żydowskiej Warszawa Singera. Uznanie publiczności zdobyła rolami w klasycznych sztukach w języku jidysz (Lea w Dybuku An-skiego) oraz osiągnięciami wokalnymi. Zagrała m.in. w Davidzie (reż. Peter Lilienthal, 1979) i Austerii (reż. Jerzy Kawalerowicz, 1982) oraz w komedii Alles auf Zucker! (reż. Dani Levy, 2004). Uhonorowana Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski za upowszechnianie kultury żydowskiej oraz osiągnięcia w pracy twórczej i artystycznej (2011) Złotym Medalem Gloria Artis (2009), medalem „Dla ludzi czyniących dobro”, nagrodą francuskiej Fundacji Leona Skopa i Feli Rosenbaum za działalność na rzecz historycznej odnowy Żydów w Polsce poprzez promowanie tradycji, kultury i języka jidysz.

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę:
komentarze (1)
  • Użytkownik niezalogowany Halka.
    Halka. 2018-05-06   08:15:33
    Cytuj

    Wspomnienia....nawet te najboleśniejsze , najtragiczniejsze ...pieścimy w serdecznej PAMIĘCI, bo to NASZA historia! Polska zawsze była takim tyglem wielu narodów świata, szczególnie wschodnie rubieże Polski, żyliśmy razem uczestnicząc we wspólnych życia elementach.....Wzruszające to i sprawiedliwe, uczestniczyć we wspólnym życiu ...nie traćmy tego wspólnego miejsca we WSZECHŚWIECIE ......