Bez taryfy ulgowej
Od kilku lat w poznańskim Centrum Kultury Zamek realizowany jest bardzo konsekwentnie program Teatr Powszechny. Jego animatorzy zapraszają do współpracy „artystów, (...) których myślenie o roli współczesnego teatru jest nam [tzn. im] szczególnie bliskie”. Artyści owi „zwracają się z ofertą udziału w artystycznej kreacji do ludzi dotkniętych niepełnosprawnością, chorobą psychiczną, uzależnieniem od alkoholu i narkotyków czy do seniorów, pokonujących bariery fizycznych ograniczeń. Ich twórczość ma zazwyczaj źródło w psychoterapii, lecz często nabiera wartości pełnoprawnego artystycznego przekazu, mówiącego o ważnych, powszechnych ludzkich problemach. Powszechne, wspólne dla ludzi teatru i psychoterapeutów, jest poszukiwanie siebie, nauka wyrażania nieuporządkowanych uczuć i myśli oraz odnajdywanie szczerości artystycznego przekazu (...). Powszechność naszego teatru polega także na prezentowaniu spektakli w pełnoprawnym, głównym obiegu życia teatralnego. Pragniemy udowodnić uniwersalność aktorskiej swobody w wyrażaniu siebie poprzez indywidualną kreację. Chcemy też, aby przedstawienia oceniane były ze względu na treść przekazu, formę i sposób skonstruowania roli, bez stosowania taryfy ulgowej”.
Recenzując przedstawienia prezentowane w ramach Teatru Powszechnego, wyrażałem zawsze wątpliwości, czy doświadczając ich w roli widza „profesjonalnie zorientowanego”, nastawionego na fachową ocenę, jestem w stanie całkowicie pominąć ich specyficzny, naznaczony terapeutyczną funkcją charakter.
Zacznijmy od tego, że twórcza intuicja kieruje ostatnio coraz częściej artystki oraz artystów w stronę uniwersalnego, acz niezbyt przyjemnego tematu pod tytułem „Wojna”. Tym razem skierowała w tę właśnie stronę kreacyjne wysiłki dwojga doświadczonych artystów: Ewy Szumskiej i Janusza Orlika. Razem z aktorami grupy teatralnej Nowi w Nowym im. Wojciecha Deneki, uczestnikami Warsztatu Terapii Zajęciowej „Przylesie”, działającego w ramach Stowarzyszenia Na Tak (Szumska współpracuje z tą grupą od 2016 roku), przygotowali oni spektakl poświęcony ni mniej, ni więcej, tylko energii atomowej oddanej w służbę zbrojnym konfliktom. Jako wyjściowy materiał literacki dla skonstruowania scenariusza Szumska wybrała opowieść Umberto Eco Generał i wojna.
Muszę przyznać, że gdy mam pisać o Atomosie, dość łatwo mi przychodzi sugerowane przez animatorów Teatru Powszechnego „odchodzenie od stosowania taryfy ulgowej”, bowiem spektakl ten jest bardzo konsekwentnie skomponowany, świetnie opracowany pod względem plastyki ruchu, a także rozbudowany inscenizacyjnie w mądry, nienachalny sposób. Z drugiej strony nie epatuje on bogactwem inscenizacji w stopniu wzbudzającym jakikolwiek opór czy choćby drobne wątpliwości.
Zaczyna się to wszystko od nieruchomej obecności siedmiorga wykonawczyń i wykonawców na środku sceny. Ubrani są w szare kostiumy przypominające odzież chirurgów zakładaną na czas operacji. Widzowie wchodzą, zajmują miejsca na widowni Sali Wielkiej, a oni wciąż nieruchomo stoją, w „słonecznej” plamie światła na podłodze. Gdy widzowie są już rozsadzeni, aktorki i aktorzy zaczynają ich oglądać przez powiększające szkło lupy. „Mędrca szkiełko i oko”? Chyba tak, bo za chwilę doświadczamy potężnej eksplozji, akcentowanej błyskiem oślepiającego nas, widzów, światła. Tytułowy atomos, uwolniony przez uczonych mężów, biegłych w prawach fizyki, właśnie do nas „przemówił”.
Po naukowym opisie budowy atomu grupa wykonawców krąży tanecznie w rytm walca, by za moment rozpocząć agresywną strzelaninę – „bronią palną” są tu dłonie ułożone w kształt pistoletu. Jeden z wykonawców zapuszcza się nawet na schody w głąb widowni, obrzucając widzów wyimaginowanymi granatami.
Po założeniu przez całą grupę ciemnych okularów (czyżby miały one uchronić ich przed oślepiającym błyskiem nuklearnej eksplozji?) wszyscy odśpiewują przy akompaniamencie ukulele „atomową” piosenkę o U 235, czyli o izotopie uranu, wykorzystywanym w produkcji bomb. Plastycznym akompaniamentem dla tej piosenki są kolorowe plamy światła „tańczące” na podłodze.
Kolejny przerażający huk, kolejne oślepiające światło rzucone w oczy widzów. Na całej powierzchni wielkiej sali – na podłodze, na ścianach, na suficie, migają plamki światła. Ich pląsom towarzyszy beznamiętny opis wybuchu i jego następstw: spękanej ziemi, stopionych skał, czarnego deszczu…
Pora teraz na zarysowanie ludzkiego tła tej tragedii: w koszarach trwa poranny apel, bo przecież świat jest „przesycony wojskiem”, pełno na nim bomb i generałów. Jednego z nich właśnie obserwujemy – to ten mężczyzna, który „rzucał w nas granatami”. W ręku trzyma pluszowego tygrysa, który spoczywał dotąd na głośniku z lewej strony, na nosie ma wciąż skrywające wyraz jego oczu ciemne okulary. Generałowi jest nudno, nie satysfakcjonuje go ani rozciągnięty przez usłużnych podwładnych na podłodze „dywan” z folii bąbelkowej, ani defilada żołnierzy z czarnymi kijami w rękach w marszowym rytmie Warszawianki z 1831 roku. Pojawia się generalski sekretarz z kilkoma telefonami, przez które można wydawać rozkazy. Generał ochoczo wydzwania z dwóch telefonów naraz – trzeba w końcu skorzystać z okazji, jaką daje całe mnóstwo będących do jego dyspozycji jakże pięknych bomb oraz wielki budżet wojenny. Jego kariera stoi w miejscu, a bomba jest wymarzoną okazją, by przyspieszyć upragniony awans.
Najpierw trzeba jednak podległą mu ludność uspokoić i odprężyć barokowym koncertem na flet, dopiero potem przyjdzie pora na bombę.
Na scenie panuje chaos, wszyscy biegają w panice, wymachując kolorowymi wstążkami, które już raz były w użyciu na początku przedstawienia – w scenie „strzelania z dłoni”. Pośród urywanych okrzyków słychać wyraźnie tylko dokładnie jeden: „Byle się schować w piwnicy!”. Jakby to mogło cokolwiek pomóc w obliczu zabójczego działania bomby…
Krótka, lecz tragiczna w skutkach wojna już się skończyła. Pora znaleźć winnych tej tragicznej pomyłki, zakończonej totalną katastrofą. Winny jest oczywiście generał, który teraz jakoś zmalał, skulił się i szuka schronienia w obliczu agresywnego tańca „ofiar wojny”, wymachujących kijami. Mundur generała, zdarty z ciała właściciela, wędruje do pralki – w ten sposób sprawca wojny zostaje ukarany, wyśpiewywane podczas pląsów z kijami wezwanie „do lochu z nim!” nie spełnia się w działaniu. Generał wraca do grupy, ściska dłonie ofiar wojny, jest znowu „zwykłym obywatelem”, nienaznaczonym zabójczą wojskową funkcją.
W rękach jednego z aktorów pojawia się znów lupa, która najwyraźniej wyznacza kompozycyjne zamknięcie przedstawienia. Pora na finał.
Jest nim film nakręcony na placu zabaw któregoś z poznańskich przedszkoli. Wszyscy wykonawcy w towarzystwie Janusza Orlika korzystają z rozstawionych tam zabawowych urządzeń, a muzycznym tłem dla ich pląsów jest Beautiful World Louisa Armstronga.
„Dziecinnie” prosty spektakl Szumskiej daje do myślenia. Może przyczyny wojen nie są tu objaśnione w sposób intelektualnie najsubtelniejszy, przywodzą raczej na myśl przypowiastki ludowe oraz bajki dla dzieci, niemniej objaśnienia te trafiają nam do wyobraźni. Natomiast skutki generalskiej „atomowej niefrasobliwości” są podane bardzo plastycznie, w sposób teatralnie wyrafinowany.
Teatr Powszechny okazał się więc tym razem uniwersalny i niepodlegający recenzenckiej taryfie ulgowej. Wypada z sympatią i nadzieją śledzić dalszą współpracę Ewy Szumskiej z grupą teatralną Nowi w Nowym.
31-01-2020
galeria zdjęć Atomos, reż. Ewa Szumska, Grupa teatralna Nowi w Nowym im. Wojciecha Deneki ZOBACZ WIĘCEJ
Grupa teatralna Nowi w Nowym im. Wojciecha Deneki
Atomos
reżyseria, współpraca choreograficzna, scenariusz na motywach opowieści Umberta Eco Generał i bomba: Ewa Szumska
choreografia, opracowanie muzyczne, współpraca reżyserska: Janusz Orlik
opieka terapeutyczna: Hanna Rynowiecka
światła, projekcje: Mariusz Adamski
kostiumy: Agnieszka Gierach
tłumaczenie na polski język migowy: Eunika Lech
obsada: Lidia Piskorska, Magdalena Szalbierz, Mariusz Józefiak, Arkadiusz Żmijewski, Jarosław Kubiak, Daniel Laskowski, Piotr Roszak
Premiera: 11.12.2019