Boski alfabet
A. Atlas
Programowa rozpiętość Boskiej Komedii z roku na rok się powiększa. W samej części Inferno zaprezentowano podczas tegorocznej edycji aż piętnaście przedstawień. Niemalże drugie tyle liczyły wspólnie dwie pozostałe sekcje: Purgatorio i Paradiso. Próba przedstawienia najważniejszych nurtów i aktualnych trendów współczesnego teatru polskiego to wyzwanie, przed którym Boska Komedia staje już od siedmiu lat. Kreślenie owego portretu nie jest łatwe i zawsze niesie za sobą ryzyko pominięcia. Takie pojedyncze braki zawsze odczuwa się podczas festiwali o takim rozmiarze i rozmachu, bardzo często rekompensuje je jednak mnogość i różnorodność dostarczonych wrażeń.
Choć w tym roku festiwal zdominowały dwa miasta: Warszawa i Kraków, to jednak triumfował przede wszystkim Wrocław, ściślej mówiąc Teatr Polski. W części konkursowej nie pominięto ważnych przedstawień z Poznania, Kielc i Legnicy. Inne miasta (Bydgoszcz, Rzeszów, Opole, Zakopane) znalazły swych reprezentantów w cyklu Purgatorio, na który złożyły się również festiwalowe premiery. Dużą siłą przebicia wykazały się koprodukcje – mający swą premierę drugiego dnia festiwalu Koncert życzeń wyprodukowany przez TR Warszawa i Teatr Łaźnia Nowa, a także trzyodcinkowa Klątwa – produkcja krakowskiej Łaźni i warszawskiego Teatru IMKA. Tradycyjnie znalazło się miejsce także na najmłodszy polski teatr – spektakle przygotowane przez studentów szkół teatralnych pokazano w ramach cyklu Paradiso.
B. Bunkier
Przez dziewięć dni „boskim” prezentacjom towarzyszyły liczne spotkania, mniej lub bardziej formalne dyskusje oraz debaty. Krakowski Bunkier Sztuki na czas trwania festiwalu zamienił się w otwarte centrum dowodzenia i wymiany myśli. Projekt integracji środowiska teatralnego właśnie tam przybierał najintensywniejszy wyraz. Zwieńczył go Raut Dantego, czyli uroczyste rozdanie festiwalowych nagród, które nastąpiło w nocy z 13 na 14 grudnia.
C. Ceremonie i rytuały
Stali bywalcy Boskiej Komedii wiedzą, iż uczestnictwo w festiwalu wymaga podporządkowania się pewnym regułom i zwyczajom. Normą jest dłuższe oczekiwanie na najważniejsze spektakle, gdyż organizatorzy próbują pomieścić w salach wszystkich widzów, których liczba przekracza zwykle ilość dostępnych miejsc. Wychodzenie z widowni podczas oklasków i ukłonów też nikogo nie dziwi – trzeba zdążyć bowiem na kolejny spektakl, który odbywa się na przykład w Nowej Hucie. Z tego też powodu część zaplanowanych spotkań z artystami po przedstawieniach musiała skończyć się na zapowiedzi. Dużą popularnością cieszyły się natomiast niekonwencjonalne odsłony Scen Dantejskich – spotkania z artystami, o charakterze wydarzeń performatywnych. W ramach takich akcji można było spróbować między innymi smakowitych Grzanek à la Peszek czy też wraz Jackiem Poniedziałkiem poddać się nożyczkom Tomasza Szabelki i zafundować sobie „boską” metamorfozę.
I. Inferno
Budząca najwięcej emocji część festiwalu to oczywiście konkursowe Inferno, prezentujące najgłośniejsze i najszerzej komentowane spektakle minionego sezonu. Wybrane przedstawienia oraz ich twórcy walczą o główną nagrodę festiwalu – tytuł Boskiego Komedianta oraz 50 tys. złotych. Poza Grand Prix przyznawane są także nagrody w kilku innych kategoriach: za reżyserię, role kobiece, role męskie, muzykę, scenografię i opracowanie wizualne. Zwycięzców wyłania międzynarodowe jury (patrz: J), co wpływać ma na promocję polskiego teatru za granicą.
Wynik tegorocznego konkursu Inferno chyba nikogo nie zaskoczył – niekwestionowanym zwycięzcą festiwalu został Krystian Lupa. Jego Wycinka zrealizowana w Teatrze Polskim we Wrocławiu (patrz: W), zdobyła tytuł najlepszego przedstawienia festiwalu, zaś sam Lupa otrzymał nagrodę za reżyserię („w uznaniu za głębokie zrozumienie tematu i sprawowanie pełnej kontroli nad scenicznym światem oraz zaufanie i siłę, którą obdarza aktorów”). Siłą taką Lupa z pewnością obdarzył Piotra Skibę, który uhonorowany został boską statuetką dla najlepszego aktora festiwalu (patrz: S). Równoległą do tejże nagrodę dla najlepszej aktorki otrzymała Danuta Stenka (patrz: S) za rolę w Drugiej kobiecie Grzegorza Jarzyny.
Teatrowi Polskiemu we Wrocławiu jeszcze jednego powodu do świętowania dostarczył Kronos Krzysztofa Garbaczewskiego (patrz: K), wyróżniony „za inwencję i podjęcie artystycznego ryzyka w adaptowaniu tekstu Gombrowicza i stworzenie prowokującego do myślenia spektaklu”. Do twórców spektaklu powędrowały też nagrody za scenografię (Aleksandra Wasilkowska) oraz oprawę wizualną (Robert Mleczko, Bartosz Nalazek). Drugie wyróżnienie przyznano Klątwie – odcinkom z czasu beznadziei Moniki Strzępki (patrz: K) oraz jej aktorom: Annie Kłos-Kleszczewskiej i Krzysztofowi Draczowi (nagrody dla aktorów drugoplanowych). Nagrodę za najlepszą muzykę otrzymali Michał Lis i Piotr Lis – autorzy ścieżki dźwiękowej do spektaklu Dziady Radka Rychcika.
J. Jury
Podobnie jak w ubiegłym roku polskie przedstawienia konkursowe oceniało siedmioosobowe, międzynarodowe jury, złożone z wybitnych krytyków i artystów teatralnych, a także dyrektorów i kuratorów najważniejszych festiwali sztuk performatywnych. W gronie tym znaleźli się: Norman Armour (Kanada), Stefanie Carp (Niemcy), Peter Crawley (Irlandia), Deepan Sivaraman (Indie), Judit Csáki (Węgry), Bia Junqueira (Brazylia), Meying Wang (USA/Singapur).
K. Kronos i Klątwa, czyli boskie wyróżnienia
Po swej premierze w grudniu ubiegłego roku Kronos Krzysztofa Garbaczewskiego nie zyskał zbyt pochlebnych recenzji, można nawet powiedzieć, że wzbudził spory ferment i zaognił spory między krytykami. Nic dziwnego, bowiem spektakl Garbaczewskiego z Gombrowiczowskim Kronosem niewiele ma wspólnego – luźne, fragmentaryczne „uzewnętrznienia” aktorów przekazywane za pośrednictwem różnorakich mediów nużą, męczą, kierują wzrok w stronę wyjścia. Pojawia się pytanie, na ile multimedialne widowiska Garbaczewskiego mieszczą się jeszcze w kategorii „teatr”. Z pewnością bowiem bliżej im do szeroko pojętych sztuk wizualnych, z instalacją i performansem na czele, a skoro tak, to podczas ich odbioru i oceny uruchomić należałoby odmienne kryteria estetyczne. Paradoks polega na tym, iż w świecie stricte teatralnym Kronos budzi rozczarowanie, oburzenie, a nawet gniew – ten sam spektakl rozpatrywany w kontekście szerzej rozumianych sztuk performatywnych wydać się może projektem szalenie interesującym. Tezę tę zdaje się potwierdzać werdykt jury, które wyróżniło spektakl za jego eksperymentalny charakter, nie zaś dramaturgię przedstawienia, stanowiącą efekt pracy nad konkretnym tekstem literackim.
Trzyodcinkowa Klątwa – odcinki z czasu beznadziei to, podobnie jak Kronos, teatr nie dla każdego. Estetykę, jaką proponują w swych spektaklach Strzępka i Demirski, a która w Klątwie osiąga bodaj swe apogeum, albo się lubi, albo nie. Osobiście znajduję się raczej w drugiej grupie widzów, ale doceniam potencjał proponowanego przez duet teatru politycznego. Klątwie z pewnością nie można odmówić dynamiczności, z wirtuozerią raczej polemizowałabym. Zaangażowanie aktorów z pewnością jednak godne jest wyróżnienia.
M. Muzyka Dziadów
Nagradzając warstwę dźwiękową spektaklu Dziady Radka Rychcika, jury wyróżniło jednocześnie formę przedstawienia, bowiem to właśnie muzyka nadaje jej określony kształt. Warstwa muzyczna przedstawienia utkana jest z oryginalnych kompozycji oraz popkulturowych cytatów, zaaranżowanych na nowo przez duet braci Lisów. Cytaty oczywiście wysuwają się na plan pierwszy: począwszy od rozpoczynającego spektakl utworu The Blue Room z repertuaru Elli Fitzgerald przez słynne Happy Birthday, Mr. President wykonane przez Ewę/Dziewczynę w stylizacji na Marylin Monroe, czy wreszcie I’m Sexy, I’m Cute z komediowego filmu Bring it On – piosenkę Zosi-cheerleaderki (rewelacyjna Martyna Zaremba). Muzyka nie tylko dopełnia tu interpretację dramatu, ale stanowi też wyraźny kontrapunkt dla akcji scenicznej. Nie wspominając o budujących napięcie fragmentach instrumentalnych.
P. Purgatorio i premiery
Wśród ośmiu przedstawień składających się na tegoroczną sekcję Purgatorio cztery (wśród nich trzy festiwalowe premiery) oznaczono osobnym hasłem wywoławczym. Stanowiły je pierwsze wersy znanego wiersza Władysława Broniewskiego: „Kiedy przyjdą podpalić dom, ten, w którym mieszkasz”. Jego interpretacja z założenia miała być swobodna, toteż zaprezentowane w ramach tego nurtu przedstawienia więcej dzieli niż łączy. Balladyna Radka Rychcika jest opowieścią o bezkompromisowej i brutalnej walce kobiety o własne terytorium w świecie zagarniętym przez mężczyzn. W tym krwawym pojedynku ofiarami stają się jednak także inne przedstawicielki żeńskiej płci, co stawia pytania o sens takiej emancypacji. W Mefiście Michała Kotańskiego ograniczenie dla indywidualnej wolności stwarza sytuacja polityczno-historyczna. Adaptacja powieści Klausa Manna, osadzonej w realiach hitlerowskich Niemiec, zestawia ze sobą dwa równoległe światy – polityczny i artystyczny – z których jeden z konieczności musi okazać się słabszy.
Największy bodaj kontrast uwydatnił się pomiędzy kameralnym spektaklem Koncert życzeń Yany Ross a obrazoburczą adaptacją Szczurów Gerharta Hauptmanna w reżyserii Mai Kleczewskiej. Pierwsze przedstawienie to realizacja dramatu Franza Xavera Kroetza, zbudowanego jedynie z didaskaliów i rozpisanego na jedną postać – samotną kobietę około pięćdziesiątki, która w czterech ścianach własnego mieszkania toczy stłumioną, aczkolwiek dramatyczną walkę z sobą samą o to, by przeżyć kolejny dzień. W spektaklu nie padają żadne słowa, bo też nie ma do kogo się odezwać. Przez godzinę widzowie podglądają aktorkę (frapująca Danuta Stenka) w najbardziej banalnych, codziennych, ale też wstydliwych i intymnych czynnościach, które w zestawieniu z wszechogarniającą pustką w życiu kobiety i dotkliwym odseparowaniem od realnych życiowych radości stają się źródłem tragizmu. Finałowe samobójstwo kobiety nie jest wyrazem buntu wobec rzeczywistości, raczej konsekwencją bezradności, braku siły i osobistej porażki.
Formalnym przeciwieństwem niemego, statycznego i sterylnego świata wykreowanego przez Yanę Ross jest rzeczywistość spektaklu Mai Kleczewskiej: głośna, chaotyczna, zbrukana dosłownie i symbolicznie. Z dramatu Hauptmanna Kleczewska wynosi jedynie zarys sytuacji scenicznych, następnie w miażdżący sposób przetwarza je, zagęszcza siecią znaków, cytatów, środowiskowych aluzji i wizualnych symboli. Z każdą sceną zarys fabularnych wątków coraz mocniej się rozmywa, na scenę wkracza realność, zmaltretowane ciała odrywające się od postaci, a w ostatniej scenie… piana. Skąpani w niej aktorzy nie doznają jednak oczyszczenia, a winy nie zostają odkupione.
R. Raj, czyli Laboratorium Młodych
Przegląd przedstawień studenckich, który od kilku lat towarzyszy Boskiej Komedii, ma charakter poglądowy – jest małym okienkiem, przez które zajrzeć można do próbnych sal dwóch wydziałów PWST w Krakowie (miejscowy Wydział Aktorski oraz Wydział Teatru Tańca w Bytomiu). To ważna część programu – świeża, pełna pomysłów, obrazująca formowanie się aktorskich tożsamości oraz ujawniająca najmłodsze, nowe talenty. Szkoda jednak, że Paradiso prezentuje jedynie spektakle krakowskiej szkoły teatralnej.
S. Stenka i Skiba
Choć Danuta Stenka nagrodę aktorską otrzymała za kreację w Drugiej kobiecie, to jej rola w pozakonkursowym Koncercie życzeń być może jeszcze bardziej zasługuje na wyróżnienie – przede wszystkim ze względu na solowy i bardzo intymny charakter projektu. Choć obie postaci wykreowane zostały przez aktorkę przy użyciu odmiennych strategii przedstawiania: reprezentacji w przypadku Drugiej kobiety i obecności w Koncercie życzeń, to wspólna jest ich kondycja psychofizyczna. Drugą kobietę do Koncertu życzeń zbliża najbardziej finałowy monolog aktorki, o obnażającej i niezwykle wiarygodnej sile wyrazu.
Fenomen aktorstwa Piotra Skiby trudno wyjaśnić, odwołując się do słownika terminów teatralnych – jego istotę zdecydowanie lepiej oddaje język emocji, jakich doświadcza widz podczas magnetycznego spotkania z kreowanymi przez niego postaciami. Nie inaczej było w przypadku roli sceptycznego, ironicznego i melancholijnego Thomasa w Wycince Lupy.
W. Wycinka
Wycinka/Holzfällen od początku była najbardziej wyczekiwanym przedstawieniem przeglądu. Bilety na spektakl wyprzedały się w błyskawicznym tempie, zaś trudności związane z ich zdobyciem szybko stały się tematem licznych żartów i anegdot. Sam spektakl zyskał status mitu jeszcze przed pokazem, zaś odbiór przedstawienia przewyższył prawdopodobnie oczekiwania twórców. Po okresie teatralnych eksperymentów powrót reżysera do twórczości Thomasa Bernharda okazał się mieć oczyszczającą, iluminacyjną wręcz siłę. Wycinka rodzi skojarzenia z Rodzeństwem, trochę też z Wymazywaniem – powraca tu temat człowieka rozliczającego się ze swoją przeszłością. Przede wszystkim jednak portretuje Lupa środowisko upadłych artystów – niegdyś kontestatorów, entuzjastów awangardowej sztuki, dziś oportunistów i megalomanów. Ich maski opadają podczas „kolacji wybitnie artystycznej” u Auersbergerów, którą bohaterowie chcą uczcić pamięć zmarłej tragicznie Joany. Rozpoczynają się indywidualne manifestacje własnego, dość wątpliwego artyzmu oraz wyjątkowości. Pośrednikiem pomiędzy sceną a widownią jest Piotr Skiba, który występuje tu w potrójnej roli: narratora, obserwatora i uczestnika prezentowanych zdarzeń. Jego zdystansowana pozycja wobec świata przedstawionego oraz doskonale wyważona gra aktorska pomaga wniknąć w materię spektaklu. Doskonali w swych rolach są także pozostali aktorzy (Jan Frycz, Halina Rasiakówna, Wojciech Ziemiański), którym Lupa pozwala na dużą dawkę swobody – mieści się ona jednak w ściśle wyznaczonych granicach: przestrzeni, rytmu, tematu i tonacji muzycznego leitmotivu przedstawienia – The Cold Song z opery Henry’ego Purcella.
Z. Zakończenie
Finałowa impreza połączona z ogłoszeniem werdyktu to moment radosny i lekko bolesny zarazem. Po dziewięciu dniach podróży poprzez dantejskie kręgi trzeba bowiem powrócić do „nieboskiej” rzeczywistości i… czekać na kolejną odsłonę teatralnego Piekła, Czyśćca i Raju.
22-12-2014
galeria zdjęć 7. Międzynarodowy Festiwal Teatralny Boska Komedia, Kraków ZOBACZ WIĘCEJ
7. Międzynarodowy Festiwal Teatralny Boska Komedia, Kraków, 5-13 grudnia 2014 r.
Do Takiej siakiej: to nie pierwszy twój wpis tej treści (identyczny odnotowałam pod reenzją "Kawalera srebrnej róży"). Skoro jesteś taką megalomanką i wiesz wszystko najlepiej, to uzasadniaj swoje arbitralne sądy. W innym wypadku daruj sobie, bo takie "komentarze" są nic niewarte.
Dawno już nie czytałam takich bzdur.