Ćpanie i spanie
Zanim o rewolucji, nowej dyrekcji i o tym, co wolno wojewodzie, pozwólcie państwo, że stop, chwila. Jest noc, grudzień, pada śnieg. U stóp Pałacu Kultury stoi niewielki przeszklony boks. Świecąca sypialnia z rozbebeszonym łóżkiem. Reklama spektaklu, ale i inspiracja. A gdyby tak wszystko pod poduszkę i jeszcze kołdrą przykryć. Schować się, nie przejmować. Przez cały 2023 relaksować, ćpać, odpoczywać. No co, zły pomysł? Wiem, że trochę strach, bo jednak ćpanie źle się kojarzy, ale przecież – na receptę. Gdyby tak na jej marginesie uczciwie wypisać minusy i plusy? Może jednak warto się wylogować?
Mój rok relaksu i odpoczynku Ottessy Moshfegh sugeruje, iż owszem, warto. Podobnie adaptacja powieści w reżyserii Katarzyny Minkowskiej, choć finał (tak książki, jak spektaklu) jest niejednoznaczny. Narratorka (Izabella Dudziak) budzi się do życia po tytułowym okresie nietrzeźwości i odstawia skomplikowane kombinacje farmaceutyków. Zdaje się zadowolona, bez mała szczęśliwa, podczas gdy na jej oczach trzęsie się świat – upadają wieże World Trade Center. W gruzach znika jej jedyna przyjaciółka Reva (Monika Frajczyk), a ona sama obsesyjnie ogląda nagranie z kobietą skaczącą z płonącego wieżowca, w śmierci upatrując ostatecznego przebudzenia. Nienajlepszy to happy end.
Do symbolicznego finału prowadzi trzygodzinna wędrówka przez depresyjne piekiełko głównej bohaterki. Dwa są jego kręgi jak dwa akty przedstawienia. Pierwszy ironiczny i komediowo gorzki. Drugi nie na żarty dramatyczny. Początek oglądałem z dużą przyjemnością, smakując świetną grę Dudziak, Frajczyk i Anny Kłos w roli groteskowej i szalonej psychiatry – Dr Tuttle. Choć po prawdzie wszyscy byli tu groteskowi i z filmowych klisz utkani. Pewnie dlatego, że jedną z niewielu przyjemności Narratorki są seanse wciąż tych samych filmów. Nie dziwi więc, że nosi sukienkę przywodzącą na myśl bohaterkę Frantic; jej Ojciec (Mariusz Drężek) i Matka (Katarzyna Herman) przypominają bohaterów Kto się boi Virginii Woolf, a kochanek Trevor (Marcin Wojciechowski) namówił ją na realizację fantazji erotycznej rodem z Dziewięć i pół tygodnia. Dodajmy do tego jeszcze dopisaną postać ducha w żebraczych łachmanach (Małgorzata Rożniatowska), który mógłby minąć na ulicy Kevina samego w Nowym Jorku. A także scenki filmowe wyświetlane na ekranie u góry sceny – najczęściej pastiszowe, jak w przypadku telenowelowej historii biurowego romansu Revy i Kena (Marcin Sztabiński). W pierwszym akcie cieszyły nie tylko zabawy formalne i nawiązania, ale także pełny czarnego humoru ton odczytania powieści. Po przerwie dostałem jednak dramy i rozpacze, których spodziewałem się w trakcie lektury.
Filmowość Mojego roku… polega także na tym, że film głównej bohaterce często się urywa. Odpowiada za to infermiterol, który w połączeniu z innymi lekami skutecznie usypia, wcześniej jednak pobudza. Narratorka pod jego wpływem rzuca się w wir kompulsywnych zakupów online, wykonuje kompromitujące telefony, ale też wychodzi z domu i prowadzi tak zwane życie towarzyskie, którego potem nie pamięta. Robi więc dokładnie to, przed czym chce uciec i od czego pragnie odpocząć. W tym paradoksalnym świecie relaksu i odpoczynku koszmarem jest bowiem jawa ze wszystkimi jej prozaicznymi torturami. Są nimi zarówno powinności, jak i przyjemności – wszystkie podporządkowane obowiązkowi spełnienia, czyli konsumpcji. Czy można się od niego uwolnić? Znamy co prawda pojęcie ascezy, ale jesteśmy na przełomie XX i XXI wieku, dlatego strategia oporu jest prostsza – marnotrawstwo. Bohaterkę otaczają nierozpakowane przedmioty i niezjedzone posiłki. Można to wszystko razem czytać zgodnie z sugestią zawartą w programie – jako opowieść o życiu w późnym kapitalizmie, ale chyba nie trzeba. Uniwersalna perspektywa też zadziała. Sen przynosi wolność od nieznośnej lekkości bytu, od toksycznych i błahych relacji oraz od towarzystwa zmarłych rodziców. Ich obecność wydaje się wołaniem o terapię, ale to już nie ten level, tutaj problemów się nie przepracowuje, tylko rozwiązuje – radykalnym i sprawczym działaniem, czyli ćpaniem. Kłopot w tym, że farmakologiczne piekiełko, które Narratorka urządza, okłamując i tak już zwariowaną lekarkę, wydaje się całkiem przyjemne. Nawet te urwane filmy mają swój wielkomiejski i oniryczny powab, który podkreśla finał pierwszej części: scena w klubie. Długa, transowa, napędzana elektroniczną muzyką i zbiorową choreografią – może się podobać.
Tak jak i cała ta opowieść o nieszczęśliwej, ale młodej i pięknej kobiecie z Nowego Jorku, której nałóg jest skuteczny i atrakcyjny. Również dlatego, że bohaterka cieszy się ekonomicznym uprzywilejowaniem. Stać ją nie tylko na psychotropy, ale też na rezygnację z pracy. Fakt, że ma świadomość przywileju oraz innych nierówności i blag, które składają się na codzienność zorientowanej artystycznie klasy średniej, daje okazję do pozornie ostrej krytyki rzeczywistości. Ale przecież bohaterka wcale nie chce zmieniać ani świata sztuki współczesnej, który zna z pracy w modnej galerii, ani też samej siebie. Chce się wyspać po to, by żyć lżej. Motywujące ten zamiar problemy i depresja zamieniają się w jeszcze jeden atrybut kobiety sukcesu, która ma okazję doświadczyć ciemnej przygody na obrzeżach świadomości. Szczere opowieści o traumach i problemach niewiele tu zmieniają, bowiem góruje nad nimi sprawczość – przemyślana i świadoma decyzja zanurzenia się w narkotycznym equilibrium, z którego – zgodnie z planem – wychodzi bez szwanku. I choć czasami zdaje się tracić kontrolę, to zawsze ją odzyskuje. Taka depresja może się podobać.
Zwłaszcza że podlano ją miłą wszak szyderą ze świata sztuki współczesnej. Złagodzoną względem powieści, bowiem jej główny adresat, wschodząca gwiazda Ping Xi (Konrad Szymański) jest w spektaklu całkiem życzliwym i empatycznym rozmówcą Narratorki. Ostrze wymierzone jest więc w Natashę (Agata Różycka). To właśnie w należącej do niej galerii rozpoczyna się sceniczna opowieść. Punktem wyjścia jest wystawa wspomnianego Xi, będąca owocem kilku miesięcy opieki nad śpiącą Narratorką, która na mocy ich umowy stała się obiektem artystycznym. Zarówno w swoim dziele, jak i obserwowanej przez nas rozmowie Xi posługuje się kamerą, co jest jeszcze jednym podkreśleniem filmowego charakteru Mojego roku… Być może powinienem wreszcie wyciągnąć z tego wnioski i przestać traktować tę opowieść jak szkodliwe, bo skłamane świadectwo depresji, by spojrzeć na nią jak na baśń o dramatyczno-realistycznym posmaku rodem z hollywoodzkiego filmu. Z gorzką nutą krytyki systemu. Dlatego właśnie utopijna wolność od życia zostaje ostatecznie poddana regułom rynku i wystawiona/sprzedana w galerii. Fakt, iż bohaterka nie ma z tym problemu, dowodzi, że nie jest naiwna.
Reguły artystycznego świata doskonale rozumie też Monika Strzępka, nowa i zawieszona przez wojewodę dyrektorka Teatru Dramatycznego. Być może dlatego pierwsza premiera powstała w ramach jej programu nie przynosi zapowiadanej feministycznej i antypatriarchalnej rewolucji. To oczywiście inny teatr niż ten, do którego tutejsza publiczność zdążyła się przyzwyczaić za dyrekcji Tadeusza Słobodzianka, ale jeśli P.T. widzowie zaglądali w międzyczasie do TR-u czy Nowego – nic ich w kobiecym i kolektywnym Dramatycznym nie zaskoczy. Między innymi dlatego decyzja wojewody mazowieckiego wydaje się absurdalna i dowodzi, że Konstanty Radziwiłł świat sztuki rozumie słabo.
25-01-2023
Teatr Dramatyczny m.st. Warszawy
Ottessa Moshfegh
Mój rok relaksu i odpoczynku
tłumaczenie: Łukasz Buchalski
reżyseria: Katarzyna Minkowska
adaptacja: Tomasz Walesiak, Katarzyna Minkowska
dramaturgia: Tomasz Walesiak
scenografia: Łukasz Mleczak, Katarzyna Minkowska
kostiumy: Jola Łobacz, Łukasz Mleczak
choreografia: Krystyna Lama Szydłowska
muzyka: Wojciech Frycz
multimedia: Agata Rucińska
operator: Janusz Szymański
światło: Paulina Góral, Monika Stolarska
obsada: Izabella Dudziak, Monika Frajczyk, Marcin Wojciechowski, Anna Kłos, Katarzyna Herman, Mariusz Drężek, Konrad Szymański, Agata Różycka, Martyna Kowalik, Małgorzata Niemirska, Lidia Pronobis, Małgorzata Rożniatowska, Marcin Stępniak, Marcin Sztabiński, Krystyna Lama Szydłowska
premiera: 8.12.2022
galeria zdjęć Mój rok relaksu i odpoczynku, reż. Katarzyna Minkowska, Teatr Dramatyczny m.st. Warszawy ZOBACZ WIĘCEJ
Best Online Gambling ->-> 방패탑.COM
It's a game. Five dollars is free. Try it It's not an easy game ->-> 카지노사이트.com
Fascynująca sztuka. Dynamiczna, świetnie zagrana, dająca do myślenia. Polecam
Dno, wyszliśmy w trakcie, nie da się tego oglądać.
The best way to overcome these stereotypes is to disprove them. In order to gain respect as a formidable businesswoman, it is important to be assertive mapquest directions.
pić na wodę fotomontaż, a recenzencina o ustroju prawnym nie ma pojęcia