Człowiek bez właściwości
Berliński Alexanderplatz, wokół którego koncentruje się akcja modernistycznej powieści Alfreda Döblina, jawi się jako synonim wielkomiejskiego życia w latach dwudziestych ubiegłego wieku. To miejsce kusi, wciąga, pochłania.
Franciszek Biberkopf, były robotnik i alfons, wychodzi właśnie z więzienia i zapuszcza się w mroczne zakamarki dzielnicy okalającej plac. Towarzyszy mu silne postanowienie rozpoczęcia wszystkiego od nowa. Szybko jednak je porzuca, ponieważ trudna do wytłumaczenia siła pcha go w stronę berlińskiego półświatka. Na drodze spotyka prostytutki i złodziei, gangsterów i morderców. Figura podróży zwykle oznacza proces samopoznania i samodoskonalenia. Biberkopf krąży jednak po pełnym pułapek labiryncie miejskiej dżungli, który zdaje się nie mieć wyjścia. Bohater przekracza koleje kręgi piekła na ziemi, żeby w finale sięgnąć jego dna.
Powieść Berlin Alexanderplatz stała się dla Natalii Korczakowskiej inspiracją przy pracy nad najnowszym spektaklem Teatru Studio, gdzie reżyserka od wiosny ubiegłego roku pełni funkcję dyrektora artystycznego. Powieść Döblina porównywana jest do Ulissesa Jamesa Joyce’a. Korczakowska odnajduje w niej także wątki właściwe dla prozy Fiodora Dostojewskiego – wspólną dla wielu postaci fascynację naturą zła. Można jednak poszukać innych literackich odniesień. Pierwsze skojarzenia odsyłają nas do kręgu literatury niemieckojęzycznej. Konstrukcja postaci Biberkopfa i fabuła powieści nawiązują do bohatera i prawdziwych wydarzeń opisanych przez George Büchnera w niedokończonym Woyzecku.
Korczakowska rozgrywa spektakl w konwencji moralitetu. Przypomnijmy, że Konrad Swinarski, który zrealizował Woyzecka w roku 1966 z Franciszkiem Pieczką w roli tytułowej w Starym Teatrze w Krakowie, również wpisał go w strukturę średniowiecznej formy teatralnej. Biberkopf (bardzo dobra rola Bartosza Porczyka) pojawia się na scenie z nagim torsem, w kalesonach i butach. Pręży zgrabne, muskularne, ale puste w środku ciało. Przypomina materię domagającą się formy. Wydaje się odarty z osobowości. Indywidua o podejrzanej proweniencji, które spotka na drodze, będą go kształtować, ugniatać jak glinę i wskrzeszać coraz to inne, zaskakujące wcielenia współczesnego człowieka bez właściwości. Widać to wyraźnie podczas brawurowej, zmysłowej sceny tańca. Franciszek daje się prowadzić partnerowi o wyraźnie faszystowskich przekonaniach, ubranemu w krótkie spodenki i wypastowane na glanc oficerki. Rola Marcina Bosaka to mocny akcent. Wyuzdane ruchy, cyniczne spojrzenie, pewność siebie, silna potrzeba przekraczania granic składają się na obraz jednostki, która nie cofnie się przed niczym. Może to zbyt odległe skojarzenie, ale przerysowany taniec symbolizujący obłęd, w którym za chwile pogrąży się świat, przywodzi na myśl finałowe tango w wykonaniu Wuja Eugeniusza i Edka z dramatu Sławomira Mrożka.
Bohater powieści Döblina jest słaby i podatny na wpływy. Ulega fascynacji Reinholdem, kryminalistą i sutenerem, zwyrodnialcem i bestią, będącym uosobieniem namacalnego, realnego zła. To on dostrzega słabe punkty Franciszka, jego emocjonalne rozchwianie i w konsekwencji zręcznie je wykorzystuje. W spektaklu wydaje się jego cieniem, uobecnia mroczną stronę natury Biberkopfa, który potrafi być naiwny jak dziecko i dziki jak zwierzę, łagodny i brutalny, czuły i zdolny do przemocy. Reinhold z zimną krwią zamorduje Mieze, jedyną ważną osobę w życiu bohatera. Krzysztof Zarzecki jako Reinhold nieustająco rozsadza iluzję. Znajduje się poza rolą, gra tak, jakby na scenę wpuszczono prosto z ulicy, bełkoczącego coś pod nosem, nieobliczalnego naturszczyka, którego pozorny spokój może w każdej chwili przerodzić się w atak agresji.
W spektaklu Korczakowskiej zwracają uwagę postaci kobiece. W pierwszej kolejności Ewelina Żak jako Ewa, kiedyś związana z Biberkopfem, dziś luksusowa prostytutka. Z pozoru chłodna i twarda, w rzeczywistości czuła, wrażliwa i nadal w nim zakochana. Zaaranżuje spotkanie z Mieze, mając nadzieję, że właśnie ona przyniesie Franciszkowi szczęście. W tej roli świetna Anna Paruszyńska, która łączy dziewczęcą naiwność i skromność z zepsuciem dziwki, jednocześnie dyskretnie parodiując ten sposób grania. Balansuje na cienkiej granicy między aktem wcielania się w postać i potrzebą zachowania dystansu w stosunku do niej. Jako była kochanka Biberkopfa – Ida – zamordowana przez niego w afekcie, występuje Dorota Landowska, pojawiająca się niczym powracający wyrzut sumienia, zjawa, upiór, który wyszedł spod ziemi.
Korczakowska gubi tropy, miesza konwencje i style. W konstrukcji fabularnej powieści Döblina odnajduje schemat historii gangsterskiej. Umieszcza go w różnych kontekstach. Przywołuje Brechtowski wizerunek gangu handlującego jarzynami rodem z Kariery Arturo Ui. Wykorzystuje chwyty właściwe dla pastiszu kina gangsterskiego w wydaniu Quentina Tarantino oraz odsyła widzów do obrazu mafii nakreślonego przez klasyka gatunku Martina Scorsese w wyrafinowanym artystycznie Ojcu chrzestnym.
Spektakl Natalii Korczakowskiej, reżyserki obdarzonej talentem, budującej konsekwentny, wyrazisty obraz rzeczywistości, ma również słabe strony. Niektóre sceny ciągną się w nieskończoność, inne wracają, potęgując wrażenie tautologicznej powtarzalności. Gdyby z nich zrezygnować, tym samym skrócić czterogodzinne przedstawienie i spiętrzyć efekty, wizja rozchwianego, unurzanego w złu świata biłaby po oczach. Kolejne wejścia uzdolnionego aktora i tancerza Roberta Wasiewicza, demonstrującego coraz bardziej krzykliwe damskie wcielenia, stają się przewidywalne. Nadużywany pomysł obsadzania kobiet w rolach męskich, a mężczyzn w partiach kobiecych sprawdza się w przypadku grającej bosa mafii, Pumsa, Haliny Rasiakówny. Krucha, delikatna kobieta z długimi blond włosami jako gangster, który wodzi za nos gapowatych, nierozgarniętych podwładnych i zabija bez zmrużenia oka, to aktorski majstersztyk. Te i inne postdramatyczne zabiegi, mające na celu piętrzenie deziluzji, w końcu jednak tracą siłę. Ileż można dokonywać zamiany miejsc między sceną a widownią (odmieniona, nie do poznania przestrzeń Teatru Studio), odwracać role między publicznością a aktorami, przypominać, że jesteśmy teatrze, wciągać widzów na scenę i częstować piankami?
W wędrówce po podejrzanych zaułkach Berlina towarzyszą Biberkopfowi dwa anioły Sarug (Tomasz Nosiński) i Terah (Katarzyna Warnke). Strzegą go, chronią czy tylko biernie obserwują i zdają się na wybory jednostki, na które nie mają wpływu? Sytuacja egzystencjalna człowieka i zawieszenie jego losów między przeznaczeniem a możliwością wyboru stanowią istotny motyw spektaklu Korczakowskiej. Anioły, ubrane w ciasne, czarne uniformy ze skaju, są pożądliwe i perwersyjne. Komentują akcję, doskonale śpiewają i pełnią rolę androgynicznych konferansjerów. Poruszają się w zaaranżowanej przez Annę Met niejednoznacznej, prowokacyjnej estetycznie przestrzeni; obrazuje ona ciemną stronę miasta i jest zarazem kabaretem, burdelem i nocnym klubem. Ani przez chwilę nie przypominają melancholijnych aniołów z Nieba nad Berlinem Wima Wendersa, które miały zmęczone twarze Bruno Ganza i Otto Sandera. Te pochodzą wprawdzie z powieści Alfreda Döblina, kreślącego przenikliwy obraz świata w obliczu zbliżającej się wojny, ale sprawiają wrażenie jakby opuściły niebo rozpostarte nad współczesnym światem, gdzie dziś budzą się dawne demony.
15-02-2017
galeria zdjęć Berlin Alexandreplatz, reż. Natalia Korczakowska, Teatr Studio w Warszawie ZOBACZ WIĘCEJ
Teatr Studio w Warszawie
Berlin Alexandreplatz
na podstawie powieści Alfreda Döblina
przekład: Izabela Czermakowa
adaptacja i reżyseria: Natalia Korczakowska
dramaturgia: Wojtek Zrałek-Kossakowski
kostiumy: Marek Adamski
scenografia: Anna Met
światło: Bartosz Nalazek
muzyka: Marcin Lenarczyk, Bartłomiej Tyciński
opracowanie muzyczne: Wojtek Zrałek-Kossakowski
konsultacje choreograficzne: Tomasz Wygoda
operator kamery: Anu Czerwiński
obsada: Tomasz Nosiński, Katarzyna Warnke, Bartosz Porczyk, Stanisław Brudny, Andrzej Szeremeta, Marcin Pempuś, Robert Wasiewicz, Dorota Landowska, Ewelina Żak, Marcin Bosak, Halina Rasiakówna (gościnnie), Krzysztof Zarzecki, Tomasz Wygoda (gościnnie), Anna Paruszyńska oraz Bożena Adamska, Elżbieta Bobrowicz, Maria Borysewicz, Leszek Niedźwiedzki, Eugeniusz Ruszczyk, Władysław Stankiewicz
premiera: 27.01.2017
Korczakowska jest teatralną grafomanką
Bardzo górnolotna recenzja, a na scenie? mniej niż zero. Część osób opuściło "spektakl" na przerwie, w tym ja. Zgadzam się z poniższymi krytycznymi wpisami.
Pani Malwino, Dlaczego w swojej recenzji z tego prymitywnego pseudo-spektaklu ani slowem nie wspomniala Pani o wyjatkowym natezeniu wulgaryzmow? Czego Pani sie nauczyla w Instytucie Sztuki PAN???
Dlaczwgo co drugie slowo w tym przedstawieniu to ku... i inne przeklenstwa? Dlaczego tyle mezczyzn jest przebranych za kobiety? Kompletny chaos i bezsens. Te same slowa mozna wysluchac gdy pod budka z piwem kloca sie pijani kibole. Czy tak mawygladac teatr w centrum dwumilionowego miasta? Nalezy natychmiast zwolnic z pracy P.Korczakowska za propagowanie na scenie totalnego chamstwa i dac jej 10-letni zakaz pracy w jakiejkolwiek instytucji kulturalnej.
Kompletne dno. Tysiace wulgaryzmow. Wladze miasta Warszawy powinny natychmiast zaprzestac dofinasowania tego rynsztokowego teatru za piniadze podatnikow!!!
słaba literatura, słabe aktorstwo (manieryczne mięśniactwo w wykonaniu przereklamowanego) i rozbuchana kasa dla lewicowej ferajny. Korczakowska, owszem, jest "zdolna" do wszystkiego w ramach nielojalności wobec wyrzuconych z tego teatru kolegów i wazeliniarstwa wobec Thuna z Osadnikiem, ale reżyserii powinna się jeszcze długo uczyć; np. po to, by zamiast zżynać opowiadać od siebie...
słaba literatura, słabe aktorstwo (manieryczne mięśniactwo w wykonaniu przereklamowanego) i rozbuchana kasa dla lewicowej ferajny. Korczakowska, owszem, jest "zdolna" do wszystkiego w ramach nielojalności wobec wyrzuconych z tego teatru kolegów i wazeliniarstwa wobec Thuna z Osadnikiem, ale reżyserii powinna się jeszcze długo uczyć; np. po to, by zamiast zżynać opowiadać od siebie...