AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Czterysta godzin

E-mollandia, reż. Gabriel Gietzky, Teatr Lalki „Tęcza” w Słupsku
Absolwentka Uniwersytetu Gdańskiego, doktor nauk humanistycznych. Referentka krajowych i międzynarodowych konferencji naukowych poświęconych literaturze i kulturze. Publikowała m.in. w internetowym „Dzienniku Teatralnym” oraz w miesięczniku „Teatr”. Współpracowała z Centrum Sztuki Współczesnej „Łaźnia” i Nadbałtyckim Centrum Kultury w Gdańsku. Mieszka w Gdyni.
A A A
fot. UM  

Teatr dla najnajów, czyli dla dzieci pomiędzy pierwszym a trzydziestym szóstym miesiącem życia, funkcjonuje w naszym kraju już niemal od piętnastu lat. Twórcy, teatry dla dzieci i młodzieży, wciąż jednak podchodzą do tematu przedstawień dla najnajmłodszych z lekkim dystansem, by nie napisać z obawą. Ale w sumie – jest się czego obawiać.

Na tych, którzy decydują się tworzyć dla najnajów, ciąży wyjątkowa odpowiedzialność. Oto bowiem mamy przed sobą widza, który, po pierwsze, nie przyszedł do teatru z własnej, nieprzymuszonej woli. Mamy widza, który znalazł się w sytuacji (z gruntu) nieco opresyjnej. Po drugie – ów widz nie przyswoił jeszcze schematów zachowań „na okoliczność” bycia w teatrze (Drugi spektakl Anny Karasińskiej to jeszcze nie o nim), może być więc dla twórców swoiście nieobliczalny w swojej recepcji ich przedstawienia. A po trzecie, tu już piszę bardzo poważnie, teatralne dzieło, które najnaj właśnie ogląda, może być pierwszym teatralnym dziełem w jego życiu. I co, jeśli ta pierwsza w życiu wizyta w teatrze okaże się przeżyciem strasznym albo po prostu strasznie nudnym? Pamiętać trzeba, że ten przerażony albo potwornie znudzony najnaj za kilka, kilkanaście lat znów zostanie zmuszony (tym razem przez instytucję szkolną) do wizyty w teatrze. Zemsta byłego najnaja za doznane onegdaj krzywdy może być dla twórcy teatralnego przykra. Dzieckiem jesteśmy przez pięć tysięcy dni, z czego pamiętamy zaledwie czterysta godzin – przypomniał nam ostatnio Marek Koterski w 7 uczuciach. Ta godzina pierwszego w życiu spektaklu teatralnego może być właśnie jedną z tych cennych czterystu.

Tych wszystkich obaw związanych z tworzeniem teatru dla najnajów na pewno świadom jest Gabriel Gietzky, twórca E-mollandii, czyli najnowszego przedstawienia w słupskim Teatrze Lalki „Tęcza”. I pewnie dlatego swój spektakl skierował do dzieci „2+”. Ja, po obejrzeniu E-mollandii, uważam, że to wskazanie wiekowe jest na wyrost asekuracyjne. E-mollandia, w moim przekonaniu, może być śmiało prezentowana rok młodszym dzieciom. Barwny, żywy i niezwykle łagodny (mimo swej dynamiczności) świat zbudowany w tym spektaklu jest wspaniałą okazją do teatralnej inicjacji. Takich okazji, wbrew pozorom, wciąż nie ma zbyt wiele.

Zazdrostka Pospolitka (Izabela Nadobna-Polanek) nie pojawia się na scenie „znikąd”. Wchodzi tymi samymi drzwiami, którymi weszły dzieci. Bo jest z ich świata. Jest uosobieniem emocji i przez kolejne pięćdziesiąt minut wraz ze swoimi towarzyszami: Przytulaśnią Otulką (Anna Rau) i Fascynantem Wspaniałym (Maciej Piotrowski), pokaże najmłodszym, że te emocje bywają różne – przyjemne, ale i niemiłe. Jednak – co najważniejsze – każda z nich jest czymś naturalnym. I po prostu zdarza się rzadziej lub częściej.

Trójka bohaterów E-mollandii pojawia się w scenicznej przestrzeni, skomponowanej bardzo minimalistycznie. Scenografka Marta Kodeniec otoczyła boki i głębię sceny białym płótnem, które przecinane jest przez (a jakże!) czarne pięciolinie. Muzyka jest tutaj, na co wskazuje przecież już sam tytuł, szalenie ważna. Tytułowa E-mollandia to kraina, której mieszkańcy to w zasadzie spersonifikowane nuty. I podobnie jak nuty, które w zależności od aktualnego położenia na pięciolinii niosą różne dźwięki, tak mieszkańcy tej krainy również co rusz emanują inną energią – bywają weseli, roześmiani, skupieni i wyciszeni, ale też zazdrośni czy zdenerwowani. W centrum oszczędnej scenografii Kodeniec znajduje się niezwykłe naczynie – sporych rozmiarów szklana misa, ustawiona na metalowym stelażu i wypełniona wodą. Misę we władanie obejmuje Zazdrostka, która w tym świecie pojawia się jako pierwsza, w żółtej sukience i w „koronie” z pluszowych kuleczek. Bohaterka Nadobnej-Polanek przy dźwiękach klasycznej muzyki zanurza dłonie w misie, po czym zaczyna bawić się wodą. Chlapie, robi wodne wiry, wreszcie dmucha w kręconą słomkę, produkując potężne bąble. Zabawę przerywa Fascynant, który zamaszystym ruchem wprawnego wodzireja wkracza w świat skupionej nad wodą Zazdrostki. Podobnie jak ona wcześniej wita się z dziećmi, podobnie też jak i ona ubrany jest w pastelowy, przyjemny dla oka kostium – błękitny frak i zabawny cylinder, wykonany po części z papierowych słomek. Trzecia na arenie postać, Otulka, przypomina puchatą kulkę – w wielkim różowym futrze, z pomponami przy włosach i na czubkach butów radośnie wbiega pomiędzy swoich współtowarzyszy.

Przez kolejne pięćdziesiąt minut i przy kolażu klasycznych utworów (Mozart, Bach, Vivaldi), trójka mieszkańców pastelowej muzycznej krainy zabiera najmłodszych na wędrówkę poprzez kręte ścieżyny… ludzkich uczuć. Tych zaprezentowano tu cały wachlarz i w formie, która nie przekłamuje rzeczywistości, prezentuje ją jednak w kształcie przystępnym dla najmłodszego widza. W E-mollandii wiele się dzieje. Statyczna na pozór scenografia zamienia się co rusz za sprawą przybywających zza kulis elementów – ogromnej piłki, wielgachnej poduchy czy stosu mniejszych poduszeczek, pastelowych sześcianów, liny, piłeczek. Aktorzy odgrywają swoje postacie z dużą energią, bardzo dynamicznie, jednak odgórnie narzucony rytm teatralnej struktury, dzielący spektakl na szereg pojedynczych etiud, nie budzi mimo swojej żywiołowości lęku. Przeciwnie, sądzę, że twórcom E-mollandii udało się z dużym powodzeniem stworzyć przestrzeń bezpieczną, budzącą zaufanie, choć jednocześnie szalenie intrygującą. Autorzy spektaklu wykorzystali różne narzędzia do zbudowania teatralnego świata – teatr cieni czy (tu ogromne brawa za odwagę!) gra w całkowitej ciemności za pomocą fosforyzujących kulek. Wykorzystane środki przykuwały dziecięcą uwagę, były jednak przy tym nieprzesadzone i nieinwazyjne. Na poczucie bezpieczeństwa u najmłodszych ma tu też ogromny wpływ charakter trójki bohaterów. Ich perypetie przypominają dziecięce zabawy – mają w sobie to samo zdziwienie wobec nowej sytuacji, kształtu, uczucia, to samo pragnienie odkrywania, eksplorowania nowego, tę samą spontaniczną radość.

E-mollandię kończy efektowny taniec trójki bohaterów, który przypieczętowuje happy end całej historii i pięknie domyka kształt teatralnego świata – świetnie zaprojektowanego, energetycznego, z piękną grą świateł. Świata, który swoją pomysłową, a jednocześnie nieskomplikowaną formą może stanowić bardzo przydatną inspirację dla rodziców, głowiących się nad wymyślaniem codziennych zabaw z dzieckiem. A trio skrajnie odmiennych postaci pokazuje w finale, że mimo różnych sytuacji, mimo różnic w ogóle – można być zgodną wspólnotą. Ta bardzo mądra konstatacja na zamknięcie przemyślanego, dobrego spektaklu ostatecznie przekonuje, że E-mollandia ma duże szanse na bycie jedną z tych czterystu zapamiętanych godzin. I to będzie prawdopodobnie bardzo dobre wspomnienie.

10-05-2019

galeria zdjęć E-mollandia, reż. Gabriel Gietzky, Teatr Lalki „Tęcza” w Słupsku <i>E-mollandia</i>, reż. Gabriel Gietzky, Teatr Lalki „Tęcza” w Słupsku <i>E-mollandia</i>, reż. Gabriel Gietzky, Teatr Lalki „Tęcza” w Słupsku <i>E-mollandia</i>, reż. Gabriel Gietzky, Teatr Lalki „Tęcza” w Słupsku ZOBACZ WIĘCEJ
 

Teatr Lalki „Tęcza” w Słupsku
E-mollandia
scenariusz: Gabiel Gietzky, Szymon Michlewicz-Sowa
reżyseria: Gabriel Gietzky
scenografia: Marta Kodeniec
choreografia: Szymon Michlewicz-Sowa
światło i dźwięk: Krzysztof Fir
obsada: Anna Rau, Izabela Nadobna-Polanek, Maciej Piotrowski
premiera: 23.02.2019 

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
trzy plus dziesięć jako liczbę: