AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

FETA w nowej odsłonie

Absolwentka Uniwersytetu Gdańskiego, doktor nauk humanistycznych. Referentka krajowych i międzynarodowych konferencji naukowych poświęconych literaturze i kulturze. Publikowała m.in. w internetowym „Dzienniku Teatralnym” oraz w miesięczniku „Teatr”. Współpracowała z Centrum Sztuki Współczesnej „Łaźnia” i Nadbałtyckim Centrum Kultury w Gdańsku. Mieszka w Gdyni.
A A A
Passage, PIA - Projectos de Intervençao Artística  

Międzynarodowy Festiwal Teatrów Plenerowych i Ulicznych, który już po raz osiemnasty odbył tego lata się w Gdańsku, to wydarzenie na stałe wpisane w teatralny krajobraz Trójmiasta. Przyciąga co roku tysiące widzów i na kilka dni oddaje przestrzeń miejską we władanie teatrów ulicznych z całego świata.

O tegorocznej edycji FETY dyskutowano już od dawna z powodu zapowiedzianej – i bardzo istotnej w kontekście charakteru festiwalu – zmiany lokalizacyjnej. Z bardzo lubianych przez widzów, wymagających, ale i niezwykle efektownych przestrzeni Starego Przedmieścia i bastionów, FETA przeniosła się na tereny Centrum Hewelianum i Placu Zebrań Ludowych. Jak w nowej odsłonie prezentowała się teatralna fiesta?

Zmiany
Początkowo wszystko wskazywało na to, że tegoroczna FETA powróci do swych korzeni – czyli na Zaspę, blokową dzielnicę, z której przed laty rozpoczęła swój przemarsz przez kolejne punkty Gdańska. Ta decyzja wywołała żywą dyskusję na temat przyszłości festiwalu, jednocześnie – zmiana zielonych terenów Starego Przedmieścia na industrialne przestrzenie Zaspy była chwilami mocno krytykowana. Ostatecznie FETA przeprowadziła się, ale – całkiem niespodziewanie – nie na Zaspę. Szymon Wróblewski, dyrektor FETY przyczynę tej dość nieoczekiwanej decyzji tłumaczy: „Długo prowadziliśmy rozmowy z Zarządem SM Młyniec. Mieliśmy już wstępną zgodę na realizacje spektakli na terenie osiedla, jednak ostatecznie odmówiono nam wsparcia i zmuszeni zostaliśmy do szukania nowej lokalizacji. Tereny Centrum Hewelianum były już wcześniej analizowane jako potencjalne miejsce realizacji FETY. Wówczas wybraliśmy Stare Przedmieście i Dolne Miasto. W końcu przyszła pora na to magiczne miejsce, zlokalizowane tak blisko serca Gdańska”.

Nowa FETA wystartowała 10 lipca i szybko okazało się, że określenie użyte przez Szymona Wróblewskiego nie jest wcale przesadzone, bo rzeczywiście – w nowym dla FETY miejscu odnajdziemy sporo magii. Największym atutem tej lokalizacji jest jej różnorodność.  Niepozorny „domek” Hiszpanów z Ponten Pie usytuowany był w cichej okolicy Domu Wałmistrza, norwescy żeglarze z Zirk Mir wylądowali na płaskim, zielono-ceglastym terenie Majdanu, z kolei poznańska Strefa Ciszy zaprezentowała brutalne Salto Mortale w surowej, betonowej przestrzeni Placu Zebrań Ludowych. W większości przypadków występujący na tegorocznym festiwalu artyści potrafili umiejętnie eksploatować możliwości zaoferowanego im terenu. Na największe uznanie zasługuje grupa PIA z Portugalii, która  wykorzystała teren parku przy Centrum Hewelianum –  spektakl rozegrał się właściwie w czterech punktach, wyznaczanych przez biało-czerwone instalacje na parkowych drzewach. Passage wymagało od widza koncentracji i poruszania się pomiędzy tymi czterema lokalizacjami, jednak ci, którzy zdecydowali się uczestniczyć w prezentowanej przez aktorów na szczudłach wysmakowanej wizualnie opowieści o starości nie byli zawiedzeni. Passage należało do najlepszych propozycji tegorocznej FETY.

Każdy, kto choć raz uczestniczył w festiwalu teatrów ulicznych, wie, jak istotne są w takim przypadku kwestie praktyczne. Dlatego dobrym pomysłem było uruchomienie Pracowni szycia siedzisk festiwalowych. Wystarczyło wziąć ze sobą trochę starych gazet i otrzymywaliśmy całkiem wygodne siedzisko, uszyte ze starego banera reklamowego. Równie dobrym pomysłem okazało się sprowadzenie na teren festiwalowy tak modnych teraz „food trucków”. Każdy dzień FETY rozpoczynał się w okolicach południa, kończył zaś – około północy. Stworzenie punktu, gdzie można było o każdej porze posilić się w spokoju (miejsca na uboczu, ale jednocześnie nie nazbyt oddalonego od punktów prezentacji przedstawień) uważam za bardzo dobry pomysł.

W nowym dla FETY miejscu odnajdziemy sporo magii.Największe kontrowersje podczas tegorocznej FETY budziła sprawa biletów. Tradycją festiwalu jest pokazywanie największych, najbardziej spektakularnych przedstawień po zapadnięciu zmroku. Te tak zwane „nocne przedstawienia” zawsze należały do najbardziej wyczekiwanych i skupiających największą widownię, zazwyczaj oscylującą wokół trzech czy nawet czterech tysięcy osób (rekord padł w 2011 roku, kiedy to Water Fools grupy Ilotopie obejrzało około dziesięciu tysięcy widzów!). Podczas ostatniej edycji „nocne przedstawienia” były biletowane. „Powodem wprowadzenia biletów była naturalna potrzeba ograniczenia widowni, by – między innymi – zwiększyć komfort widzów, w przypadku spektakli Ponten Pie do dwudziestu osób (tyle miejsc liczyła chatka, w której odbywał się spektakl), w przypadku spektakli na Placu Zebrań Ludowych do tysiąca osób – płaski teren placu nie dawał takich możliwości, jak sprzyjające liczniejszej widowni tereny Starego Przedmieścia” – tłumaczy dyrektor FETY. Argumenty Szymona Wróblewskiego są zasadne, nie zmienia to jednak faktu, iż wprowadzenie biletów miało znaczący wpływ na widownię w ogóle, a co za tym idzie – na klimat całego festiwalu, a przyszłości zapewne i na jego rangę. Mała liczba widzów podczas „nocnych przedstawień” (nieco ponad pół tysiąca podczas finału FETY) pokazała, że niezbędne jest wprowadzenie pewnych modyfikacji w sferze organizacyjnej.

Kameralnie
Podczas tegorocznej edycji FETY zaprezentowano przedstawienia dwudziestu siedmiu teatrów ulicznych i plenerowych z całej Europy. Pokazano zarówno spektakle kameralne, jak i te rozgrywające się w bardzo widowiskowej scenografii, stworzone z dużym rozmachem. Co ciekawe – ostatnie dwa wieczory FETY zakończono prezentacją polskich przedstawień sprzed kilku lat, dobrze znanych publiczności, także tej trójmiejskiej.

Kameralne spektakle, które jednak stanowiły w tym roku większość, pokazały dobitnie, że dobry teatr uliczny nie jest zależny od drogich scenografii czy kostiumów. Tego rodzaju przedstawienia – dość skromne w porównaniu z „nocnymi” gwiazdami – okazały się w wielu przypadkach po prostu lepsze od nafaszerowanych fajerwerkami spektakularnych pokazów. Tak było z przedstawieniem hiszpańskiej grupy Ponten Pie. Ich Àrtica rozgrywa się w zbudowanym na potrzeby przedstawienia domku. W środku małej budowli znajduje się specjalnie wychłodzona sala. Widzowie wchodzą do niej pojedynczo, każdy otrzymuje futro bądź płaszcz do okrycia się i zajmuje wskazane mu miejsce. W tej osobliwej przestrzeni artyści opowiadają historię szwaczki (Parki?), która tka zimowy płaszcz, zaś materiał stanowią dla niej opowieści o cudzych żywotach. Widzowie opuszczali domek Ponten Pie w całkowitym milczeniu, bo też Àrtica to przedstawienie stanowiące mocne emocjonalne przeżycie. Nastrojowa, „gramofonowa” muzyka, oddziałująca na zmysły scenografia i specyficzny, bardzo ekspresyjny rodzaj gry sprawiły, że Àrtica okazała się jednym z najciekawszych przedstawień nie tylko tegorocznej FETY. To niejako filmowe, prawie całkowicie nieme przedstawienie hiszpańskiej grupy zapisze sięnmocno w historii festiwalu w ogóle.

Uniwersalny temat początku i końca podjęła również – w udany sposób – holenderska grupa Tuig. Ich Schraapzucht rozgrywa się w przestrzeni drewnianej, przypominającej pokład statku konstrukcji. Przybysz ożywia uśpione w workach postaci, które wprawiają w ruch przedziwną konstrukcję. Powstaje mikroświat – przytulny, ciepły, który jednak po pewnym czasie przestaje wystarczać. Po katastrofie następuje znów spokój, a zrujnowana przestrzeń oczekuje na następnego Przybysza. Schraapzucht możemy potraktować jako przypowieść o cyklicznej naturze świata, zagraną w sposób niezwykle spokojny, okraszoną subtelnym dowcipem, wizualnie surową i stonowaną.

Na zupełnie przeciwnym biegunie niż ten, na którym usytuowane są Àrtica i Schraapzucht możemy umiejscowić występ zespołu Zirk Mir. Ich szalenie zabawne, momentami cyrkowe Ad Undas to historia niedopasowanej z pozoru grupy rozbitków, których jakiekolwiek próby wyjścia z kłopotów kończą się zawsze spektakularną katastrofą. Największym atutem tego przedstawienia są wyraziste, nawiązujące stylistyką do bohaterów objazdowych teatrów z początku XX wieku postaci – Baletnica z brodą, rosyjski Kapitan czy duński Rybak. Ale też i wyjątkowy klimat, który artyści stworzyli (duże brawa za wykonywaną na żywo – i to przez grających w spektaklu aktorów – muzykę). Oglądając Ad Undas miało się wrażenie, że pod szeregiem zabawnych przygód żeglarzy nieudaczników kryje się coś więcej niż tylko beztroska zabawa. Z pozoru zabawni bohaterowie nosili w sobie jakąś trudną do zdefiniowania nutę melancholii, przez co momentami ich historia zamieniała się w absurdalną, egzystencjalną opowieść.

Najkrótszy z tegorocznych spektakli trwał zaledwie dwanaście minut. I tyle w zupełności wystarczyło, aby zespół HURyCAN pokazał w Te Odiero całe spektrum uczuć, które pojawiają się w miłosnej relacji. Nieustanne balansowanie pomiędzy czułością a chęcią zadania cierpienia, ciągłe konfrontacje, wieczna rywalizacja i ścieranie się w pożądaniu – Arthur Bernard Bazin i Candelaria Antelo w perfekcyjnym choreograficznie występie, z niesamowitą energią i w niezwykle dowcipny sposób opowiedzieli o blaskach i cieniach miłosnego zjednoczenia.

Sny
W wyniku współpracy Adama Reada (Cirque Du Solei) i Fiodora Makarowa (Slava’s Snowshow, Teatr Ish) powstało niezwykłe, nieco surrealistyczne przedstawienie. The Lost Wheels Of Time momentami przywodziło na myśl Alicję w Krainie Czarów, i to nie tylko ze względu na postać Królika. Wielopoziomowość rzeczywistości, nieoczekiwane transgresje, swobodne poruszanie się pomiędzy różnymi aspektami tego samego świata – a wszystko to w oryginalnej, przyprószonej szarością przestrzeni. W ciekawym formalnie The Lost Wheels Of Time kradzież kilku marchewek stała się pretekstem do przedstawienia onirycznej historii na temat początku, końca i uwikłanej w to wszystko tożsamości.

W przestrzeni snu, zarówno przyjemnej fantazji, jak i koszmaru, umieścił swoich bohaterów trójmiejski Teatr Razem, który wraz z grającym na żywo zespołem Remont Pomp zaprezentował spektakl Sen. Przygotowywane przez pół roku przedstawienie (w Teatrze Razem pracują wspólnie aktorzy, także niepełnosprawni z Trójmiasta oraz wolontariusze z całej Europy) podejmuje temat przeciętności. Bohater Snu niczym everyman Kafki walczy z zawłaszczająca jego tożsamość, agresywną codziennością. Z konsumpcjonizmem, dyktaturą nowoczesności, samowolą anonimowości. Sen to bez wątpienia jedna z ciekawszych propozycji tegorocznej FETY. Przedstawienie w bezpretensjonalny, świeży sposób podejmuje temat dość już mocno wyeksploatowany, stając się ciekawym głosem w dyskusji na temat  już nużący. Dużym atutem przedstawienia jest udział w nim zespołu Remont Pomp (jego członkami są także osoby niepełnosprawne), który wykorzystując przedmioty codziennego użytku (obok tradycyjnych instrumentów) nadał wartki rytm rozgrywającym się na scenie wydarzeniom, jednocześnie tworząc muzykę, stanowiącą ciekawy do nich komentarz.

Spotkania
Cykl przedstawień pokazywanych po zmroku, tych, na które czekano zazwyczaj najbardziej, rozpoczął włoski teatr Ondadurto. Ich zaskakujący spektakl C’era una volta oparty jest na najpopularniejszych baśniach (jak Czerwony Kapturek czy Królewna Śnieżka), które poddane są w nim ciekawej reinterpretacji. Wykorzystujące multimedia, barwne, ciekawe scenograficznie i kostiumowo przedstawienie dowcipnie polemizuje z utartymi schematami na temat kulturowych motywów, a robi to z lekkością i inteligencją godną największych gwiazd FETY.

Niestety, tej lekkości zabrakło w Spotkać Prospera ukraińskiego teatru Voskresinnia. Impresja na temat Burzy Szekspira, którą grupa zaprezentowała w piątkową noc, okazała się  topornym i anachronicznym pokazem kiczowatych kostiumów i wszelkiego rodzaju „efektów specjalnych”. Jasne było, że artyści z teatru Voskresinnia postawili w swoim przedstawieniu na wizualność, ta jednak – pozbawiona niemal zupełnie treści – po pewnym czasie po prostu znużyła. Tym bardziej, że fajerwerki, ognie i serpentyny to częsty element przedstawień plenerowych i raczej nie robią one już na widzach FETY szczególnego wrażenia.

Ostatnie dwie noce FETY to trzy spektakle: słynne Salto Mortale Teatru Strefa Ciszy, hiszpańskie I was there, and… they didn’t tell it the way I saw it grupy Hortzmuga Teatroa oraz Czas Matek Teatru Ósmego Dnia.

Tegoroczna edycja FETY, trudna i dla widzów, i dla organizatorów – udała się. Wszystkie trzy przedstawienia poruszają się w obrębie tematów związanych z wojną i – co za tym idzie – agresją, zniewoleniem, destrukcją oraz cierpieniem. Znane już widzom FETY Salto Mortale wciąż poraża brutalnością i agresją, które wpisane są we wszystkie płaszczyzny przedstawienia. Od samego kontekstu opowiadanej historii, poprzez żywiołową, ekspresyjną grę aktorską, na kostiumach i scenografii skończywszy. „Czarny cyrk” na sześć fortepianów i dwunastu aktorów pokazuje, jak łatwo i płynnie po śmierci i zniszczeniu następuje zapomnienie. Maksymalna eskalacja przemocy powinna – w przekonaniu wielu – zakończyć się apokalipsą, a tymczasem – następuje po niej zwyczajność, proza zwykłego dnia.

O przemocy, a przede wszystkim o machinie, która przemoc kreuje, opowiada też spektakl Hiszpanów z teatru Hortzmuga. W I was there… widzimy, w jaki sposób media i władza manipulują faktami, po to, by rządzić danym społeczeństwem. To mocne, bezkompromisowe, nieco nawet anarchistyczne przedstawienie porusza bardzo aktualny temat terroryzmu, lecz pokazuje go jako problem posiadający wiele twarzy i wiele poziomów. To, co przekazują nam media, jest zazwyczaj jedynie jedną z wielu warstw prawdy. Wbrew pozorom – do głębszej wiedzy na temat istotnych dla współczesnych społeczeństw zdarzeń nigdy nie dotrzemy.

Tegoroczną FETĘ zakończył poetycki, przejmujący Czas Matek Teatru Ósmego Dnia. Kobiety są nierozerwalnie powiązane z wojną i przemocą – to one rodzą ofiary, one też rodzą katów. Przedstawienie, powstałe w ramach obchodów 50. rocznicy Powstania Poznańskiego, opowiada o szczęściu i cierpieniu kobiet językiem groteski, wykorzystuje przy tym możliwości, jakie daje plener – akcja spektaklu rozgrywa się na kilku płaszczyznach, z towarzyszeniem multimediów i w imponującej scenografii.

Co dalej?
Dyrektor FETY przyznaje: „Wykorzystanie potencjału danego miejsca to zadanie na więcej niż jedną edycję festiwalu. Chciałbym zostać na tym terenie jeszcze w przyszłym roku”. Czy to rzeczywiście dobry pomysł? Tak, choć pewne zmiany wydają się nieuniknione. Tegoroczna edycja FETY, trudna i dla widzów, i dla organizatorów – udała się. Nowa lokalizacja sprawdziła się, świetnie też odnaleźli się w niej artyści. Program festiwalu był odpowiednio dopasowany do możliwości nowego terenu, był także – po prostu – ciekawy. Owszem, zawiedzeni mogli się czuć ci, którzy oczekiwali spektakularnych przedstawień na miarę Water Fools, jednak w moim przekonaniu w programie tegorocznej FETY znalazło się sporo propozycji, które, będąc skromniejszymi produkcjami – dostarczały nie mniejszych wrażeń.

„Kierunek został właściwie wyznaczony” – mówi Szymon Wróblewski. „W przyszłym roku naprawimy drobne błędy i lepiej wykorzystamy centralny plac Centrum Hewelianum. Plac Zebrań Ludowych powinien pozostać miejscem do prezentacji największych, stacjonarnych produkcji. Już pracujemy nad propozycją finałowego spektaklu FETY 2015, który mógłby odbyć się właśnie tu”.

13-08-2014

XVIII Międzynarodowy Festiwal Teatrów Plenerowych i Ulicznych FETA, Gdańsk, 10–13.07.2014

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę: