AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Innoświeckość

Pingwiń, reż. Mariola Ordak-Świątkiewicz, Teatr Lalki i Aktora w Opolu
Doktor nauk humanistycznych, krytyk teatralny, członek redakcji portalu „Teatralny.pl”. Pisze dla „Teatru”, kwartalnika „nietak!t”, internetowego czasopisma „Performer” i „Dialogu”. Współautor e-booka Offologia dla opornych. Współorganizuje Festiwal Niezależnej Kultury Białoruskiej we Wrocławiu.
A A A
fot. Wojciech Mandela  

Kilka lat temu przymiotnik „cacany” w zupełności wystarczył mi za tytuł recenzji spektaklu Wielkie mi coś Teatru Lalki i Aktora w Opolu. Podobnie jak Pingwiń, o którym piszę tym razem, był on wystawiany na Małej Scenie. Autorką tekstu w obu przypadkach (w pierwszym również reżyserką) była Marta Guśniowska, a za scenografie odpowiadał Pavel Hubička. Można więc było spodziewać się pewnego rodzaju powtórki i rzeczywiście wiele łączy te dwa przedstawienia. Pingwinia również mógłbym nazwać cacanym. Tymczasem inne słowo chodziło mi po głowie, a mianowicie „staroświecki”.

Jak widać, nie wyniosłem go jednak do tytułu. Nie tylko dlatego, że nie chciałem powtarzać wcześniej wykorzystanego zabiegu. Najważniejsze jest to, że wcale nie wydaje mi się, abym w ten sposób uchwycił istotę sprawy. „Staroświeckość” w odniesieniu do dzieła sztuki wzbudza dość jednoznaczne skojarzenia, a przecież nie o to mi chodzi. W każdym razie, niezupełnie o to.

Spróbuję wytłumaczyć, a zacznę z daleka, bo od uwagi, że nie zawsze zdajemy sobie sprawę, jak bardzo ostatnia dekada przeformowała percepcję młodego widza. Do jakich konwencji zdążył on przywyknąć. Do jakiego tempa, sposobów montażu, poczucia humoru, chwytów, które nie tylko przekraczają czwartą ścianę, ale wręcz demolują cały budynek wraz z logiką i zasadami estetycznymi, zamieniając go w postmodernistyczny żwir. Tarantino przy tym to – nomen omen – bajki dla dzieci.

Wiem, że sporo o tym ostatnio się mówi, ale samo powtarzanie, najczęściej moralizatorskich, mantr zazwyczaj nic nie zmienia. Powierzchowna wiedza nie przechodzi w pełnię rozumienia. A wystarczy spojrzeć, jak taki dziewięciolatek gra w grę komputerową. Na przykład w Octogeddon. Gracz wciela się w niej w olbrzymią ośmiornicę wielkości Godzilli, która naoglądawszy się na YouTube kulinarnych show doradzających, jak najlepiej przyrządzać jej pomniejszych krewnych, postanawia zniszczyć ludzkość. Sieje więc zniszczenie pod wodą i na ziemi, po każdym levelu ulepszając swoje macki. Te występują w postaci węża, szczypiec kraba, pszczoły, jeża, Tyranozaura Rexa... Jest też macka-pingwin, która strzela zamrażającymi przeciwników kulami lodu. Wszystko to przydaje się w bitwie z finałowym bossem – ogromnym robotem-transformerem w kształcie Białego Domu.

Wniosek pozostaje ten sam – tak zwane pokolenie alfa żyje w nieco innej rzeczywistości. Spektakl w reżyserii Marioli Ordak-Świątkiewicz zabiera więc publiczność w wieku lat 4+ w swoistą podróż w czasie. Serwuje powrót do estetyki i temporytmów znacznie bliższych ich rodzicom, przy czym tylko raz chyba puszczając do nich oko. W jednej z pierwszych scen tytułowy Pingwin literuje swoje imię: „Pe, i, en, gie, wu, i, en”, a próbująca zaprzyjaźnić się z nim Puchatka odpowiada mu, że „brzmi to jak nazwa Banku”. Dlatego też postanawia zmiękczyć to drugie „n”.

Kontynuując wątek „staroświeckości” panującej na scenie atmosfery, należy zwrócić uwagę na scenografię Pavla Hubički. W centrum sali na niewysokim podeście umieszcza on niewielki pokoik z plecionym krzesłem i stojącą lampą z abażurem. Całość jest zagracona książkami, które wydają się żyć własnym życiem i oplatają niczym bluszcz liczne regały. Jest jeszcze kilka starych, nieco wykrzywionych okien, po prawej stronie mieści się wanna wolnostojąca, a po lewej – akwarium. Przypomina to mieszkanie profesora na emeryturze, typowego mola książkowego, chociaż w tym akurat przypadku należy ono do przedstawiciela infragromady ptaków neognatycznych, czyli Pingwina. Grająca go Agnieszka Zyskowska-Biskup w okrągłych okularkach spędza czas pochylona nad książką. Świat, który istnieje poza zgromadzonymi woluminami, przeraża ją, więc ostrożnie ogranicza wszelkie z nim kontakty. A nawet kontakty z wodą, w której pozostali pingwini spędzają siedemdziesiąt procent czasu.

Ten starannie pielęgnowany i celebrowany układ zostaje wywrócony do góry nogami z pojawieniem się Uszatki, która z miejsca kwestionuje większość poglądów i przyzwyczajeń oddanego domatora. Wtargnie w jego świat niczym huragan, żeby szybko zniknąć, udając się po bułki z kruszonką (podobno świetnie łowią się na nią ryby!) do Najlepszej Piekarni na Świecie. Zostawi jednak (czyżby przez przypadek?) swój Szczęśliwy Kieł, który przez lata ratował ją od wszelkich niebezpieczeństw. Jak w tej sytuacji ma postąpić Pingwiń?

Pingwiń to niemalże wzorowy przykład tego, co w kinie nazywa się filmem drogi. Niezaplanowana wyprawa, pełna nieoczekiwanych spotkań i niesamowitych przygód, okaże się ważniejsza od celu, który jej przyświecał, ponieważ dzięki podjętemu wyzwaniu dojdzie do wewnętrznej przemiany naszego bohatera. Doświadczy on tego, o czym nigdy nie dowiedziałby się z żadnej książki. Stąd płynie proste, jasne, dobrze znane, ale zawsze warte przypomnienia przesłanie – nie bój się, próbuj „innych smaków”, miej odwagę marzyć!

Opolski spektakl w całości należy do duetu Agnieszka Zyskowska-Biskup i Mariola Ordak-Świątkiewicz. Pierwsza gra tytułowego Pingwinia, druga wciela się we wszystkie pozostałe napotykane przez niego postacie: sprytną i łasą na kanapki Mewę, Orkę o nietypowych gustach kulinarnych, odważnego kapitana Kryla i „popychającą wszystkie statki w stronę bezpiecznego lądu” Falę. No i, rzecz jasna, Uchatkę, która – jak dowiadujemy się z projekcji autorstwa Wojciecha Świątkiewicza czerpiącej ze wzorców teatru cieni – w ten czy inny sposób pomogła im wszystkim.

Pomysł na taki podział ról sprawdza się znakomicie. Iskrzy również samo zderzenie temperamentów dwóch głównych bohaterów opowieści: lękliwego, introwertycznego perfekcjonisty Pingwinia i nieustraszonej, otwartej na świat i nieprzewidywalnej Uszatki. Aktorki sprawnie przenoszą na scenę wszechobecny w sztuce Guśniowskiej komizm sytuacyjny i słowny. Płynnie przechodzą między planem lalkowym a planem żywym. Formy istnieją tu jako jedno z mediów, za pomocą których prezentują się postacie. Mogą przypominać maskotkę, pluszowy plecak, wypchanego ptaka czy ledwie widoczny kryl.    

Wydaje się więc, że znacznie lepszym określeniem od „staroświeckości” byłby neologizm „innoświeckość”. Kameralny spektakl nie tylko przenosi nas do innego świata – co robi przecież większość dzieł teatralnych – ale także ukazuje odmienne sposoby przedstawiania tych światów. Sposoby, które wciąż potrafią zauroczyć swym pięknem. Stanowi tym samym wspaniałą alternatywę dla treści, którymi na co dzień bombardowane są dzieci za pośrednictwem ekranów telewizorów, komputerów, telefonów i tabletów. Żaden więc skansen, tylko ogród botaniczny, gdzie kwitną rośliny, których nie masz szans podziwiać na co dzień.

17-04-2024

Teatr Lalki i Aktora w Opolu
Marta Guśniowska
Pingwiń
reżyseria: Mariola Ordak-Świątkiewicz
scenografia: Pavel Hubička
muzyka: Michał Ziółkowski
projekcje: Wojciech Świątkiewicz
koncepcja świateł: Wojciech Mandela
obsada: Mariola Ordak-Świątkiewicz, Agnieszka Zyskowska-Biskup
premiera: 17.02.2024

galeria zdjęć Pingwiń, reż. Mariola Ordak-Świątkiewicz, Teatr Lalki i Aktora w Opolu Pingwiń, reż. Mariola Ordak-Świątkiewicz, Teatr Lalki i Aktora w Opolu Pingwiń, reż. Mariola Ordak-Świątkiewicz, Teatr Lalki i Aktora w Opolu Pingwiń, reż. Mariola Ordak-Świątkiewicz, Teatr Lalki i Aktora w Opolu ZOBACZ WIĘCEJ
 

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
trzy plus dziesięć jako liczbę: