AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Klasyki ciąg dalszy

41. Opolskie Konfrontacje Teatralne „Klasyka Polska”, Opole 5 – 10 kwietnia 2016
Doktor nauk humanistycznych, krytyk teatralny, członek redakcji portalu „Teatralny.pl”. Pisze dla „Teatru”, kwartalnika „nietak!t”, internetowego czasopisma „Performer” i „Dialogu”. Współautor e-booka Offologia dla opornych. Współorganizuje Festiwal Niezależnej Kultury Białoruskiej we Wrocławiu.
A A A
Car Samozwaniec, czyli polskie na Moskwie gody,
reż. Jacek Głomb, Teatr Modrzejewskiej w Legnicy  

Klasyki, zwłaszcza tej polskiej, nigdy za dużo. Spieszę więc podzielić się z państwem wrażeniami-przemyśleniami na temat drugiej połowy tegorocznych Opolskich Konfrontacji Teatralnych. Otóż gdzieś pod koniec dnia trzeciego festiwal zrobił swoisty obrót na pięcie i, odłożywszy na bok poezję oraz sprawy pozaziemskie, zajął się prozą życia codziennego. Zamiast roztrząsać wielkie zagadnienia z obszarów metafizyki i eschatologii przyglądamy się brudnym, brutalnym i cynicznym politycznym rozgrywkom w najlepszym makiawelicznym wydaniu.

Wydarzenia Cara Samozwańca Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy mają miejsce mniej więcej w sto lat po wydaniu słynnego Księcia. Zaczynając od tego przedstawienia, dyskurs na temat szeroko rozumianej władzy – jej przepływ, struktura, znaczenie i sposób akumulacji – będzie towarzyszyć imprezie do samego jej końca.

Skoro już mowa o władzy, jury dziennikarskie (było na festiwalu też jury społeczne) wykorzystało ją, żeby nagrodzić Roberta Urbańskiego za adaptację dramatu Adolfa Nowaczyńskiego. Nagrodę uważam za zasłużoną, ponieważ Urbański po pierwsze to zapomniane dzieło zapomnianego pisarza, dramaturga, publicysty z biografią na kilka osobnych przedstawień odgrzebał i nam je przywrócił. Po drugie zrobił to dość sprytnie, zważywszy na to, że tekst liczy około czterystu stron i napisany jest polsko-rosyjsko-łacińską mieszanką, której Nowaczyńskiemu pozazdrościć mógłby nawet autor Nakręconej pomarańczy.

Na dodatek fragment polsko-rosyjskiej historii, stanowiący treść przedstawienia, też nie należy do najpopularniejszych i dobrze znanych. Tytułowym Carem Samozwańcem jest carewicz Dymitr, a tak naprawdę być może młody człowiek podszywający się pod syna Iwana IV Groźnego. Tożsamość tego odważnego awanturnika najprawdopodobniej nie zostanie już nigdy ustalona. Niemniej jednak większość historyków utrzymuje, że był nim zbieg z prawosławnego klasztoru, który przyjął katolicyzm i zdołał namówić część polskiej szlachty (Mniszkowie i Wiśniowieccy) oraz niektóry rosyjskie rody bojarskie (Szujscy i Mścisławscy) do wsparcia go w wyścigu o pusty wówczas rosyjski tron.

Kim naprawdę był? Czego chciał dokonać? Czy mogło mu się udać? „Szczeniak” (miał zaledwie dwadzieścia pięć lat), który być może miał szansę przestawić dzieje potężnej Rosji na zupełnie inne tory. Skończyła się ta próba niestety, jak następuje: „zwłoki Dymitra zostały najpierw pochowane, później odkopane, zawleczone na sznurze uwiązanym do genitaliów na Łobnoje Miesto. Tam zmasakrowane ciało zostało poćwiartowane i spalone. Prochami nabito armatę ustawioną na rogatkach Moskwy i wystrzelono je na zachód – w kierunku Polski” (Wikipedia).

Być może dlatego Car Dymitr wydaje się figurą znacznie bardziej intrygującą, wieloznaczną, zagadkową i kontrowersyjną niż postać „pana Górnego i Dolnego Egiptu, władcy Fenicji i dziewięciu narodów” Ramzesa XIII z Faraona Teatru Wybrzeże w Gdańsku. Zbiegiem okoliczności zarówno dla odtwórcy roli Cara, Alberta Pyśka, jak i dla grającego młodego egipskiego księcia Jakuba Mroza jest to jedna z pierwszych głównych ról w rozpoczynającej się karierze.

Oprócz tego te dwie postaci łączy odważna, niepozbawiona młodzieńczego marzycielstwa próba naprawienia zastanej rzeczywistości oraz nadzieja na udoskonalenie „wadliwego systemu”. Jeżeli w Carze… przestrzeń takiej próby przypomina rzeźnię czy fabrykę (skórzane fartuchy, wielkie tasaki, sterylność i lśnienie mеtalu), w spektaklu Adama Nalepy zamienia się ona w prawdziwą polityczną szachownicę. Zamiast biegania i nieprzewidywalności mamy precyzyjne ruchy po prostych liniach, wyraźną strukturę i płynne przejścia od sceny do sceny.

Kilka rzeczy udało się reżyserowi w tym ostatnim przedstawieniu. Przede wszystkim odciąć się od estetyki filmu Jerzego Kawalerowicza. Żadnego piasku, słońca, piramid, Nilu i skarabeuszy. Zamiast tego mroczna, bardzo ascetyczna, wyprana ze szczegółów, majestatyczna przestrzeń zamknięta nadżartymi rdzą ścianami. Przypomina to wszystko ogromne metalowe pudło starego bunkra i nie wygląda, szczerze mówiąc, ani szczególnie oryginalnie, ani funkcjonalnie. Jednak jury społeczne było innego zdania i postanowiło przyznać jedną z dwóch nagród scenografowi Maciejowi Chojnackiemu. 

Innym zasługującym na uwagę dokonaniem było zamknięcie pełnej tajemnic, zdrad, politycznych rozgrywek, działań wojennych i przygód miłosnych historii jednego zbuntowanego faraona w niecałych „trzech godzinach z przerwą”. Rzecz jasna, nie obeszło się bez radykalnych skrótów i cięć. Z całości wypadło kilka postaci. Niemniej jednak nie da się przedstawieniu Nalepy zarzucić niekonsekwentnego poprowadzenia pozostałych wątków. Wielce pomocny był w tym jedenastoosobowy „chór” narodu egipskiego, który, jak to naród, bezpośrednio reagując na wydarzenia, streszczał swój społeczny message w krótkich, wyraźnych hasłach.

Natomiast Szymon Kaczmarek w Marii Stuart, spektaklu, który zrobił wraz ze studentami Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie, nawet nie uwspółcześnia, lecz „futuryzuje” znany dramat Schillera. Tragiczne losy szkockiej królowej przenosi w domyślną rzeczywistość polityczną 2050 roku. Za punkt wyjścia służy mu prowokacyjna w swym profetycznym pesymizmie książka Michela Houellebecqa Uległość. Reżyser, czerpiąc z niej prognozę o rychłym zwycięstwie w wyborach na prezydenta Francji przedstawiciela umiarkowanej „opcji muzułmańskiej”, rozpowszechnia ten scenariusz na całą Europę. Proponuje, byśmy wyobrazili sobie tak daleko idącą islamizację Starego Świata, że Anglia na czele z Elżbietą (rzecz jasna, także Polska – strach pomyśleć, z kim na czele) pozostaje jedynym niemalże krajem broniącym swej tradycyjnej religijności. Mroczna, należy przyznać, wizja. Być może dlatego, że całkiem realistyczna.

Radosław Rychcik przywiózł do Opola z miasta Tarnowa zamykającą jego romantyczną trylogię Grażynę. A tak naprawdę przemycił pod tym tytułem wyjazdowy mecz koszykówki Litwa – Niemcy, w którym, a jakże by inaczej, wygrywają Polacy! I to przy pomocy jednej radykalnie wyemancypowanej kobiety. Wyemancypowanej, należy zauważyć, na sposób polski. Bowiem kraj nasz, będąc krajem pod każdym względem wyjątkowym, ma własną wizję tych feministycznych spraw. Żaden tam zachodni liberalno-nihilistyczny gender. Droga wyzwolenia polskiej kobiety leży w gotowości do poświęcenia się! Komu czy czemu? Ze spektaklu wynika, że męskim ambicjom politycznym. 

Na opolskiej teatralnej uczcie za osobnym stolikiem, równym rzędem siedzi zespół Miejskiego Teatru Miniatura w Gdańsku. Jedenaścioro aktorów w białych kostiumach z twarzami pomalowanymi sinoniebieską szminką. Ręce trzymają na stole, lecz w każdej chwili sprytne dłonie mogą zrobić prawie że cyrkowe czary-mary i pojawi się w nich coś (druciana laleczka, obrazek czy inna zabawka), co przybliży nam losu Remusa, bohatera pierwszej powieści w całości napisanej w języku kaszubskim. Losy te będą wielce pouczające dla każdego, kto, zgodnie z zaleceniami licznych narratorów, „zamknie oczy i wyobrazi sobie…”. Przez swoją lokalność i tutejszość historia chłopca wyśmiewanego ze względu na swoje pochodzenie i przyzwyczajenia językowe, staje się bardzo namacalna, żywa, bliska i zrozumiała. Jednak po bliższemu przyjrzeniu się ta wciągająca bajka, jak to bajka, odsłania swój uniwersalny charakter. Przecież każdy z nas ma w swoim życiu tych samych głównych przeciwników, trzy zjawy, którym musi stawić czoła Remus – Strach, Trud i Niewarto.

Mam nadzieję, że tą oto krótka relacją pomogłem jakoś szanownemu czytelnikowi w konfrontacji przynajmniej z tym ostatnim potworem, chociażby w zakresie Opolskich Konfrontacji.

22-04-2016

 

41. Opolskie Konfrontacje Teatralne „Klasyka Polska”, Opole 5 – 10 kwietnia 2016

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
dwa plus trzy jako liczbę: