AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Muzo natchniuzo

Doktor habilitowana kulturoznawstwa, adiunkt w Zakładzie Performatyki Instytutu Kulturoznawstwa UAM. Autorka i współautorka książek i artykułów wydanych w Polsce i za granicą.
A A A
 

Sequele się ponoć nie udają. Teatralne sequele to raczej rzadkość, choć akurat one mogą udowadniać, iż w tej dziedzinie aktywności ludzkiej, jaką jest teatr, kontynuacje losów postaci mają szansę nie być wcale gorsze od pierwszego epizodu.

Chęć dowiedzenia się, co było dalej na przykład po finałowym „i żyli długo i szczęśliwie” nieczęsto zostaje w teatrze zaspokojona (może dlatego, że mało który spektakl kończy się optymistycznie?), a dobrze jest uświadamiać ludziom, a dzieciom w szczególności, że jedno zamknięcie nie musi być finalnym celem, tylko wstępem do nowych przygód. Na gruncie teatru dla dzieci taka sztuka udała się Marcie Guśniowskiej w Psiakości, udała się też Malinie Prześludze-dramaturgowi i Jerzemu Moszkowiczowi-reżyserowi, którzy po dwóch latach powrócili do bohaterów rewelacyjnego Chodź na słówko.

Tym razem jednak nie dostaliśmy prostego ciągu dalszego losów bohaterów tamtej opowieści. Na scenę co prawda wracają główne postaci: Kula i Toperz, ale to nie oni są tym razem najważniejsi. Lekko przesunięty jest także punkt centralny historii – teraz najistotniejszy nie jest głównie problem nabywania tożsamości budowanej w oparciu o to, co mówią o nas inni, lecz zagadnienie, jak radzić sobie ze swoją „brzydką” tożsamością i gdzie w związku z nią można znaleźć swoje miejsce. Zarówno w pierwszej, jak i w drugiej części dramatu Prześlugi nazwy postaci są czystymi performatywami determinującymi tożsamość, a historia ich buntu przeciwko owemu determinizmowi jest treścią spektaklu. W myśl „nazwać to stworzyć” postacie zdają się podążać całkowicie za tym, co sugeruje ich nazwa – własne imię. Są tym, jak je nazwano – słowo tworzy osobę. W efekcie tożsamość wynikająca z takiego, a nie innego nadanego imienia jest tożsamością narzuconą. Próby nabywania własnej i akceptowanej przez samego siebie są przykładem poszukiwań już nie tyle tego, kim się jest „naprawdę”, ale raczej jak będąc tym, kim się jest, znaleźć taką formę wyrazu (tu potraktowaną bardzo dosłownie, w sensie językowym), by czuć się ze sobą dobrze. Ponieważ jednak mamy do czynienia z teatrem dla dzieci, wszystkie te bardzo ważne i poważne problemy pokazane są przy użyciu lekko abstrakcyjnych, a równocześnie gdzieś głęboko u podłoża zabawnych sytuacji, będących operacjami na słowach. Te rozważania na temat tego, kim się jest, tylko pozornie wydają się nie pasować do „teatru dla dzieci”. Komunikat słowny na ich temat to bardzo często główny komunikat zwrotny o tym, kim są i jak postrzegają ich inni. „Jesteś głupi”, „jesteś złym uczniem”, „jesteś leniwy”, „jesteś taki niesamodzielny” lub odwrotnie: „jesteś kochany, wspaniały, mądry, zaradny” to w przypadku dzieci jeden z bardzo mocnych fundamentów budowania obrazu siebie. Do tego właśnie w odrealnionej formie i nie wprost odwołuje się Prześluga. Taki sposób prezentowania problemu pozwala z jednej strony zachować dystans, który ma na celu pobudzić refleksję (np. jakie słowa są „brzydkie”? Czy to, że mnie tak nazywają, znaczy, że naprawdę taka/taki jestem?), z drugiej potraktować całość dość wesoło.

W pierwszej części Chodź na słówko bohaterami byli Kula (Anna Mierzwa), która obawiała się, iż wskutek ułomności językowej człowieka, który pierwszy wypowiedział jej imię, tak naprawdę jest kurą, oraz Toperz (Radosław Elis), który twierdził, że imię nie może być negacją, więc jak tu być nie-toperzem. W Chodź na słówko 2 na plan pierwszy wysuwa się jedna z postaci epizodycznych z części poprzedniej, a mianowicie Brzydkie Słowo (Michał Kocurek), którego wspiera silna nowo zdobytą tożsamością dawna Kula, czyli obecnie Piłka. Ta nowa mocna tożsamość Piłki wzmocniona jest dodatkowo faktem bycia matką trójki dzieci o wdzięcznych imionach A, B, C. A że „abecadło z pieca spadło, o ziemię się hukło” i „strasznie się potłukło”, Toperz-Futrzak musiał zostać z nimi w domu i nie towarzyszy małżonce. Co jakiś czas Piłkę jednak ogarniają wątpliwości, czy nie powinna raczej siedzieć przy dzieciach zamiast się włóczyć z przyjacielem, ale z drugiej strony tak bardzo chce się na trochę wyrwać z domu… no i pomóc, co jest jasne. Jej postać to ukłon w stronę mam, które czują, że powinny czasem sobie odpocząć do przychówku, ale potem mają wyrzuty sumienia. Co prawda, jak okazuje się pod koniec spektaklu, coś Piłkę w związku z jej nieobecnością ominęło: B wyrosła pierwsza sylaba, ale dawna Kula nie robi z tego tragedii. Słusznie, każdy życiowy wybór oznacza, że się coś zyskuje, ale i traci. Prezentowanie modelu nowoczesnej rodziny znajduje swoje dopełnienie w Futrzaku, który jest w stanie spokojnie zająć się trójką dzieci. (Taki poboczny wtręt przy okazji dyskusji o kampanii „nie zdążyłam zostać mamą” i nieobecności „niezdążonych” ojców w tejże: chyba coś się jednak zmienia w kwestii obecności ojców w życiu dzieci. Na premierze spotkałam moich kolegów z pracy z dziećmi, inny uniwersytecki kolega opowiadał niedawno pyszną historię o tym, jak na niego i innego kolegę obraziły się studentki, bo nie dotarli na ich feministyczny spektakl, a oni w tym czasie zajmowali się dziećmi. Pamiętam też Elisa, który chodził do tej samej grupy co ja ze swoim niemowlęcym dzieckiem na zajęcia na basenie. Jego obecność wzbudzała duży ferment wśród mam i babć, ale co tam).

Wracając do głównego wątku – w Chodź na słówko 2 mamy starych bohaterów w nowych wcieleniach, ale nieznajomość części pierwszej w niczym tu nie przeszkadza. Prześluga stworzyła odrębny, zamknięty tekst, którego łączność z częścią pierwszą na najbardziej podstawowym poziomie objawia się w podejściu do słowa. Jakby wbrew obrazowej czy widowiskowej naturze naszej rzeczywistości Prześluga razem z Moszkowiczem postawili głównie na siłę wyrazu zawartą w języku, jakby egzemplifikując zdanie, że granice naszego świata są granicami naszego języka. Prezentowane dzieciom poszerzanie obszaru językowego przez słowotwórstwo i zabawy słowem jest w tym spektaklu rzeczywiście powiększaniem obszaru rzeczywistości – dostępnej, ale także tej potencjalnie istniejącej. Dlatego poznawanie języka, jego możliwości nie tyle do opisywania, co do stwarzania świata, to jądro spektaklu. W związku z tym inscenizacja tekstu jest więcej niż skromna, co wydaje się bardzo skutecznym rozwiązaniem i wzmocnieniem wiary w siłę słowa. Ważne jest ono oraz żywa obecność aktorska i to im podporządkowane są pozostałe elementy. Wszelkie uatrakcyjnienia akcji, jak śpiewane a capella piosenki czy rewelacyjny finał sceny-kłótni ze Słownikiem zagrany w konwencji operowej lub też scena z czeskim brzydkim słowem albo łapanie przez Piłkę odgłosu zagłuszania, są jak lazzi w commedii dell’arte, są drobnym przerywnikiem, niepozwalającym wkraść się rutynie czy monotonii, przy zachowaniu równocześnie tej samej prostoty wyrazu, jaką ma główny nurt narracji. Cała trójka aktorów, mając zapewne świadomość, iż to na nich spoczywa ciężar spektaklu, zachowywała w swojej grze niebywałą równowagę między śmiesznością na granicy wygłupu (nie przekraczając jej w żadnym momencie ani przypadku) a grą na lekkim wzruszeniu. Specjalne wyróżnienie należy się Mierzwie, która objawiła się jako aktorka obdarzona operowym głosem i potrafiąca z niego rewelacyjnie korzystać. Generalnie mam wrażenie, że Moszkowicz dał całej trójce szansę zaprezentowania talentów i umiejętności, z jakimi w rodzimym teatrze nie mają okazji się zdradzić.

Miejscem gry jest surowy drewniany podest zamknięty z tyłu kurtyną z wyrazami ułożonymi jak w słowniku, z wybijającym się, także kolorystycznie, na pierwszy plan napisem „Piiiiiiiiiiiiii…”. Bo to właśnie ten charakterystyczny dźwięk zagłuszania jest drugim protagonistą w spektaklu. W pierwszej scenie wychodzi przed nas postać – lekko szalona, trochę zaniedbana, ktoś pomiędzy kloszardem a jurodiwym. Postać próbuje się nam przedstawić, ale za każdym razem zamiast jej imienia słychać ów dźwięk – „piiiiiiiiiiiiiiii”. Tak zostajemy wprowadzeni w osobiste problemy Brzydkiego Słowa, które nie może powiedzieć, kim jest. To je strasznie frustruje, nie może się z nikim zaprzyjaźnić, wtedy ze wsparciem nadciąga Piłka. Ich wspólne perypetie są igraszkami ze słowami, pokazaniem młodym i starym widzom, jak można się słowami bawić, jak można je ugniatać, wyginać i przepoczwarzać. Służy to z jednej strony inteligentnej zabawie z dziećmi-widzami, ale także uczy czegoś o świecie. Prześluga napisała kolejny znakomity antydydaktyczno-edukacyjny tekst, o tym, że nie warto zagłuszać wszystkiego, co potencjalnie wydaje się brzydkie i że może warto szukać dla niego takiej formy, która pozwoliłaby mu zaistnieć bez łamania konwenansów życia. Nie próbując przekonać młodych do sprawy niewykonalnej, przemyciła pomysł, że tak zwane brzydkie słowa są tylko na wyjątkowe okazje, a nie do codziennego międlenia w ustach i rzucania. Słusznie – przecież czasem człowiek musi, inaczej się zadusi.

A jakie to brzydkie słowo było bohaterem spektaklu? Tego się wprost nie dowiedzieliśmy, ale można się było tego domyślić. Piłka wpadła na pomysł pogodzenia Pipacza z Brzydkim Słowem – publicznie będzie ono używało wyłącznie jednego z wielu zdrobnień imienia, jakie posiada. Pupinka to przecież już miłe słowo. Jeśli w głowie Prześlugi powstanie myśl dopisania części trzeciej, to bardzo proszę, by tę myśl przekuła w dzieło, bo wszak, jak sama napisała: „Tyle pięknych słów, że aż się jeży włos/ dajcie słowom głos!/ Niech brzmią i szeleszczą, niech łamią nam języki/ Niech sensy przestawiają, niech zdań zmieniają szyki”. Tak więc, Muzo natchniuzo, przylatuj i „natreść im ości”, bo sequele w wykonaniu Prześlugi i Moszkowicza się sprawdzają.

22-06-2015

 

Centrum Sztuki Dziecka i Teatr Nowy w Poznaniu
Malina Prześluga
Chodź na słówko 2
reżyseria: Jerzy Moszkowicz
scenografia: Jacek Zagajewski
muzyka: Mariusz Matuszewski
obsada: Anna Mierzwa, Radosław Elis, Michał Kocurek
premiera: 9.06.2015

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę:
komentarze (2)
  • Użytkownik niezalogowany Gość
    Gość 2017-06-12   10:57:07
    Cytuj

    Teatr w Cieplicach wystawił nową wersję "Chodź na słówko" http://teatr.jgora.pl. Powalające przedstawienie.

  • Użytkownik niezalogowany Centrum Sztuki Dziecka
    Centrum Sztuki Dziecka 2015-06-22   17:21:10
    Cytuj

    puk, puk... tu Centrum Sztuki Dziecka. dziękujemy za tekst i prostujemy nieścisłość: kompozytor muzyki do naszego spektaklu nazywa się Mariusz Matuszewski. pozdrawiamy:)