AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Na zakręcie

Harper, reż. Grzegorz Wiśniewski, Teatr im. Stefana Żeromskiego w Kielcach
Pracownik Instytutu Kultury Współczesnej UŁ, redaktor miesięcznika „Dialog”.
A A A
Fot. Krzysztof Bieliński  

Harper w reżyserii Grzegorza Wiśniewskiego, podobnie jak sam dramat Simona Stephensa, to rodzaj układanki rozłożonej w czasie: im dłużej patrzymy, tym więcej zaczyna do siebie pasować. Trochę jak w filmie drogi jesteśmy świadkami kolejnych spotkań bohaterki coraz bardziej oddalającej się od domu. Jednak bardzo szybko zaczynamy nadawać tej podróży poważniejszy sens.

Wiśniewski umie opowiadać historie, które lepią się z szeregu pozornie przypadkowych scenek. Czy to w jego Kamieniu według Mayenburga, czy to w Bernhardowskim Przed odejściem w stan spoczynku, czy nawet w Płatonowie Czechowa… Doprowadził do perfekcji estetykę opartą na wiązaniu ze sobą niby niezależnych etiud aktorskich w opowieść, która rodzi w widzu fabularną ciekawość. To taka technika na przecięciu dwóch skrajności – z jednej strony jest chłodny fragmentaryzm, z drugiej coraz bardziej obecne przeczucie wiszącej w powietrzu tragedii. I pytanie o to, co się stanie. W Harper posuwa tę estetykę jeszcze dalej, bo nie waha się powtórzyć tę samą scenę, zdublować postaci czy diametralnie zmienić stylistykę opowieści, a i tak udaje mu się opowiedzieć historię, która trzyma w napięciu. I odwraca jeszcze jeden porządek: nie tyle chcemy wiedzieć, dokąd główna bohaterka dotrze, ale dokąd i dlaczego nie chce wrócić.

„Człowiek musi sobie od czasu do czasu polatać” – mówi jedna z postaci Wniebowziętych Kondratiuka i przez pewien czas wydaje się, że Harper jest właśnie spektaklem o tym: o nieco irracjonalnej potrzebie wyrwania się z domu czy też niezrozumiałej tęsknocie za ucieczką od codzienności. Harper chce wziąć wolne w pracy, by spotkać się w szpitalu z umierającym ojcem. Nie dostaje zgody szefa, ale i tak rusza w podróż z Londynu do rodzinnego miasteczka, czerpiąc długo niezrozumiałą satysfakcję z kolejnych spotkań i – jak zaczynamy przeczuwać – odwlekając moment rozmowy z rodzicami. Wydaje się, że ułożyła sobie szczęśliwie życie – nawet jeśli mąż jest bez pracy, a dorastająca córka przeżywa typowe dla swojego wieku okresy buntu. I nawet jeśli miesiącami zaharowuje się w pracy. Teraz jednak jest wreszcie poza domem i podejmuje szereg dziwacznych eksperymentów, które – moglibyśmy przypuszczać – miała już dawno za sobą, bo przeprowadziła je, będąc nastolatką. Przypadkowy seks, ciekawość i fascynacja dojrzewającym chłopakiem, zaciągnięcie się trawką, młodzieżowa kurtka…

Wiśniewski umie tak poprowadzić tę opowieść, że dość wcześnie dostrzegamy dziwaczny dystans Harper do własnych działań – jakby coś sprawdzała, jakby próbowała czegoś dowieść, ale czyniła to wbrew własnej woli. Za każdym razem mając nadzieję, że powodzenie kolejnego eksperymentu da jej wreszcie odpowiedź na pytanie, które nurtuje ją od dawna. Tę odpowiedź zna pewno ojciec, ale sprawa jest tak intymna, że Harper wolałaby pozostać z nią sama.

Nie chcę napisać za wiele, by nie zepsuć widzom tej przygody stopniowego odkrywania prawdy o Harper i jej rodzinie. Przygody dosyć ponurej, bo – jak często u Stephensa – sztuka jest o rodzinnej hipokryzji i nierówności w poświęceniu mającym ocalić szczęście innych. Wielką zaletą tej inscenizacji, a przede wszystkim świetnej roli Magdy Grąziowskiej (Harper), jest bardzo oszczędna gra na emocjach – przeniesienie całej tragedii już tylko w sferę dość racjonalnych kalkulacji. Typowych dla okresu, gdy za długo podejmowało się jakąś grę z prawdą i przyszedł najwyższy czas na dojrzałe rozwiązania. Bez krzyków i histerii. Bez wielkich słów i wymownych, przeciągających się milczeń.

Ciekawą scenografię do przedstawienia zaprojektował Mirek Kaczmarek. Wszystko dzieje się na stacji metra wyłożonej sterylnie chłodnymi kafelkami, po dwóch stronach torów kolejowych. Historia na zakręcie, z którego nigdy nie wyjedzie pociąg. Opowieść nad torami, które aż się proszą, by na nie skoczyć. Rzeczywistość klaustrofobiczna, z której normalnie chciałoby się uciec. Metro, którym Harper dojeżdża do pracy, do domu. Jedyne miejsce, w którym nie jest w pracy i nie jest w domu.

7-11-2016

 

Teatr im. Stefana Żeromskiego w Kielcach
Simon Stephens
Harper
przekład: Małgorzata Semil
reżyseria: Grzegorz Wiśniewski
konsultacja dramaturgiczna: Jakub Roszkowski
scenografia, wideo, reżyseria światła: Mirek Kaczmarek
opracowanie muzyczne: Rafał Kowalczyk
obsada: Anna Antoniewicz, Adrian Brząkała, Krzysztof Grabowski, Magda Grąziowska, Joanna Kasperek, Wojciech Niemczyk, Artur Słaboń
premiera: 8.10.2016

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
trzy plus dziesięć jako liczbę: