No nie! Takie inteligentne – dla dzieci?!
Na scenie mamy laboratorium jak się patrzy – druty, kable, rury, urządzenia, klawiatury, mechanizmy, zwoje… Tyle że jakieś starszawe to wszystko, przedatowane, tak jakby wróciły przaśne lata osiemdziesiąte i „wuj-majsterkowicz” razem z ciekawskim siostrzeńcem ułożyli sobie w garażu albo w piwnicy wyciągnięte skądś (może nawet z wysypiska?) sterty gratów, usiłując z nich zbudować stację kosmiczną. Trudno przypuścić, aby z pomocą tego rurowo-drutowo-kablowego „pandemo-labonium” dwoje wynalazców mogło uratować świat, a przecież takowe właśnie dzieło zapowiada tytuł: Jak Nielemka i Lemtak świat ratowali.
Po lewej stronie tej „labo-graciarni”, tak bardziej z przodu, siedzi kobieta z fryzurą à la Einstein, ubrana w kombinezon koloru jaskrawoczerwonego, a także w upstrzony matematycznymi wzorami fartuch i robocze rękawice. To chyba Nielemka – tego jeszcze nie wiem, ale wiem na pewno, że to Agata Elsner, współtwórczyni spektaklu: jak można przeczytać w jego skrótowym opisie, „zapodawczyni” jego koncepcji.
Słowotwórcze wygibasy, na jakie sobie tu pozwalam, usprawiedliwione są językowym, iście lemowym rozpasaniem w tej dziedzinie, jakie dumnie, bez żadnej krępacji co rusz wybucha w tym spektaklu, będącym en bloc hołdem złożonym autorowi Dzienników gwiazdowych. Jako wielki fan twórczości Lema, ze szczerym aplauzem witam tę rozbudzoną w młodszym pokoleniu fascynację.
Zwłaszcza że – jak to się później okaże – fascynacja owa jest podkreślona w sposób ciekawy i twórczy, nawiązujący bezpośrednio do bardzo mądrego punktu widzenia Lema na ludzki (oraz robotyczny) świat – że tak całkiem już serio i wręcz światopoglądowo to ujmę.
Tymczasem na scenę wkuśtykuje Lemtak (Kuba Kapral), ubrany podobnie jak jego partnerka, z dodatkami w postaci jaskrawoczerwonej muszki oraz narciarskich gogli. Przez chwilę demonstruje perfekcyjne opanowanie „robotycznej choreografii”, którą zapewne sam sobie, jako współreżyser, zadał, i w ten sposób zapoznaje wstępnie widzów z charakterem swej przygłuchej i „niezabardzodowidzącej” postaci.
Z tyłu, za prowizorycznie skonstruowaną z prętów i srebrnych rur niekompletną zasłoną, porusza się „pomoc laboratoryjna” (Hubert Wińczyk), miksując rozmaite dźwięki o brzmieniu „przemysłowo-naukowym”, które po chwili poświęconej na „wsłuchiwalstwo” okazują się bardzo starannie zakomponowanym muzycznym tłem poczynań obojga bohaterów.
Napisany przez Kubę Kaprala tekst bardzo sprawnie rozwija rozmaite wątki charakterystyczne dla „całego tego Lema”, obecne także w Bajkach robotów, które były bezpośrednią inspiracją dla powstania zarówno tegoż tekstu, jak i spektaklu. Punktem wyjścia stały się liczne próby naprawienia lub wręcz uratowania świata podejmowane przez Lemowskich Trurla i Klapaucjusza, zakłócane bądź wręcz uniemożliwiane wskutek licznych, niekontrolowanych erupcji „szorstkiej przyjaźni” obu robotów-wynalazców.
Lemtak powiadamia nas już na wstępie o jakowejś katastrofie, która miała jakoby już nastąpić, po czym wspólnie z Nielemką zaczynają z wielkim zachwytem wychwalać swoje ekologiczne wynalazki, które miały uratować Ziemię, a także jej mieszkanki i mieszkańców – ludzi, zwierzęta i roboty. Erupcja słowotwórczego, iście lemowskiego natchnienia (z ducha i brzmienia) wybucha i odmienia nasz odbiór tego przedstawienia, niezależnie od jego scenograficznych i muzycznych walorów.
Najpierw była para wynalazków-robotów: Kaszluś zasysał plastik, a Plastuś go pożerał, póki (horrendum!) nie dostał zatwardzenia i nie eksplodował. Kolejny płód wynalazczości – Zielony Edek miał coś wspólnego z bateriami słonecznymi (nie dotarło do mnie, co konkretnie). Dotarło natomiast wyraźnie, że Edek w pewnym momencie zaczął, mówiąc delikatnie, puszczać wiatry i nikt go nie chciał.
Z kolei niejaki Drużykot miał produkować batoniki z jakichś odpadów, tyle że przypalał je, nawet gdy były zamrożone. Płetwalut Zasadniczy nie filtrował wody w morzach i oceanach świata, bo przyczepiały się do niego płaszczki, uniemożliwiając mu realizację tego szczytnego powołania. Był jeszcze jakiś Plastożerus, ale – jak łatwo się domyślić – skończyło się na tym, że nie pożerał.
Drzewopiel miał sadzić drzewa, problemem nie lada okazało się to, że – owszem – sadził, ale czynił to dosłownie wszędzie, nie przejmując się za nic lokalizacją swej drzewotwórczej aktywności. Szafa czy wnętrze samochodu – wszystko mu było jedno.
Szczytem wynalazczej finezji Lemtaka oraz Nielemki miała być niejaka Mądralla, która skutecznie zmniejszała ludzką głupotę – zapewne drogą nieubłaganie logicznej perswazji, ale tego wynalazcy nie raczyli sprecyzować. Nie omieszkali natomiast zaznaczyć, że nie zdecydowali się wypróbować jej działania na sobie. Tak czy inaczej, okazało się to koniec końców zbędne, ponieważ Mądralla zbiesiła się, gdy usiłowała porozmawiać z człowiekiem wyrzucającym śmieci do lasu. Facet ów nagadał jej (zapewne) takich głupot, że mądra maszyna w panice wcisnęła się do malutkiej dziupli, chociaż jej (maszyny) gabaryty były potężne.
Gdy nawet Mądralla ostatecznie zawiodła, ludzkość pochyliła się ku upadkowi, no i w końcu upadła. Z powszechnej katastrofy ocaleli tylko dwaj niefortunni wynalazcy, którzy teraz, po dwustu latach od kataklizmu, odkrywają w naszej obecności, że nie są jednak ludźmi, lecz robotami. Nie przeszkadza im to, jak się okazuje, ujawniać typowo ludzkich przywar, takich jak zazdrość, zawiść i brak solidarności. W przesyconej wzajemną niechęcią „dyskusji ostatecznej”, która odbywa się już po odkryciu ich prawdziwej, nieludzkiej tożsamości, wyznają sobie (a raczej wykrzykują), że sabotowali nawzajem swoje wynalazki, które w sumie wszystkie bez wyjątku funkcjonowałyby całkiem dobrze, gdyby nie były psute przez zazdrosnego partnera bądź partnerkę głównego „podmiotu wynalazczości”.
Na takie dictum acerbum jedyną słuszną reakcją może być pogrążenie się w odmęcie niebytu. Nielemka i Lemtak „odpływają” z tego świata, zasypiając w powolnej agonii. Wtedy przemawia do nich „pomoc laboratoryjna” z tyłu sceny, okazując się być jednym z wynalazków – niejakim Smogusiem i powiadamiając ich, że w sumie wszystko działa: on sam, a jakże, filtrował, namówiony do tego przez Mądrallę; Plastożerus też czynił swoją powinność, tak samo jak wszystkie inne samo-się-naprawiające twory wynalazczej inwencji dwojga bohaterów.
A ludzie? Smoguś utrzymuje, że jakoś tam przetrwali, chowając się do jaskiń, gdzie aktualnie można ich zastać. Radośnie ożywieni Nielemka i Lemtak prowadzą teraz krótką, acz ożywioną dyskusję: czy można ludziom dać drugą szansę. Ostatecznie, jak łatwo przewidzieć, wydanie decydującej opinii należy do dzieci, które siedzą na miękkich podestach bardzo blisko sceny (dorośli zostali zesłani na siedziska z tyłu, chyba że dziecko jednak pragnęło, by się nie oddalali). No i cóż, dzieci zgodnie postulują danie jednak ludzkości drugiej szansy. Aż tu… wyrywa się do odpowiedzi jakiś starszy chłopak i krzyczy: „Nie!”. Najwyraźniej przedwcześnie wydoroślał, a może nawet „zlemiał”. Cześć i chwała jemu i jego rodzicom!
Rzecz cała kończy się zbiorowym tańcem dzieci, rodziców oraz performerów i performerki. Można też bez przeszkód pobuszować po zawalonej „laboratoryjnymi” gadżetami scenie. Tłumek rośnie i gęstnieje…
Grupa Circus Ferus dała dzieciom i dorosłym szansę dobrej zabawy przesyconej mądrą, gorzką, iście lemowską refleksją nad światem i zaludniającym go zbiorowiskiem istot – organicznych, sztucznych, ludzkich i nieludzkich. Coś tak mądrego i przewrotnie inteligentnego, a zarazem atrakcyjnego scenicznie zdarza się w dzisiejszym teatrze dla dzieci nader rzadko. Lem? Tak!
20-04-2022
Grupa Circus Ferus z Poznania
Jak Nielemka i Lemtak świat ratowali
koncepcja: Agata Elsner
tekst: Kuba Kapral
reżyseria: Agata Elsner, Kuba Kapral
muzyka: Hubert Wińczyk
współpraca kostiumograficzna: Justyna Paluszyńska
scenografia: z odzysku
obsada: Agata Elsner, Kuba Kapral, Hubert Wińczyk
premiera: 21.12.2021
galeria zdjęć Jak Nielemka i Lemtak świat ratowali, reż. Agata Elsner, Kuba Kapral, Grupa Circus Ferus z Poznania ZOBACZ WIĘCEJ
It's a game. Five dollars is free. Try it It's not an easy game ->-> 토토사이트.com