Rękopis zagubiony w…Opolu
Długo wyczekiwana adaptacja słynnej powieści Jana Potockiego w reżyserii Pawła Świątka raczej nie zostanie okrzyknięta dziełem kultowym, jak niegdyś oparty na tej samej historii film Wojciecha Jerzego Hasa, czy wyprodukowana z wielkim rozmachem na scenie Starego Teatru w Krakowie inscenizacja Tadeusza Bradeckiego.
Przeniesienie na deski teatru Rękopisu znalezionego w Saragossie stanowi nie lada wyzwanie dla reżyserów, nie tylko ze względu na sporą objętość utworu, ale także jego rozbudowaną i skomplikowaną formę. W swej ostatniej powieści oświeceniowy pisarz, podróżnik i polityk posłużył się bowiem kompozycją szkatułkową, polegającą na wielostopniowej konstrukcji fabularnej, w której jedna opowieść zawiera w sobie kolejną, tworząc w ten sposób szereg odrębnych, choć wynikających z siebie narracji. Główny bohater Rękopisu… to Alfons van Worden – młody kapitan w gwardii walońskiej, który na wezwanie króla podróżuje do Madrytu przez niebezpieczne i tajemnicze góry Sierra Morena. Swoje przygody szczegółowo relacjonuje w tytułowym rękopisie, uzupełniając je opowieściami zasłyszanymi od innych osób, napotkanych podczas długiej wędrówki. W ten sposób nadrzędny narrator powieści oddaje głos innym bohaterom – mauretańskim księżniczkom Eminie i Zibeldzie, Pustelnikowi i mieszkającemu z nim opętanemu Paszeko, rozbójnikowi Zoto czy wreszcie naczelnikowi cyganów Don Avadoro. To oczywiście tylko kilka wybranych postaci, które zyskują tu prawo głosu i snują swe opowieści. Wielowątkowość i polifoniczność powieści może sprawiać trudność nawet najbardziej wnikliwemu czytelnikowi, rekompensatę stanowi natomiast atrakcyjność przedstawianych historii, a także ich wartości poznawcze. Wraz z Alfonsem wędrujemy bowiem poprzez kraje Morza Śródziemnego, przyglądając się przy tym różnorodnym kulturom Europy i Afryki, ich zwyczajom, tradycjom i religiom.
Mimo dużego oddania i wysiłku ze strony aktorów oraz scenograficznych eksperymentów Marcina Chlandy, sam spektakl ani nie fascynuje, ani też nie uwodzi.W powieści Potockiego od początku bardzo wyraźna staje się fascynacja innością oraz orientalizmem, a także erotyką, która zajmuje tu ważne miejsce. W fantastycznej scenerii, w jakiej rozgrywa się akcja utworu, spotkanie z Innym nabiera szczególnego wymiaru. Nic więc dziwnego, że to właśnie ten temat najbardziej zainteresował twórców opolskiej adaptacji – reżysera Pawła Świątka i współpracującego z nim dramaturga Mateusza Pakułę. Z rozpisanych na 66 dni przygód odważnego Alfonsa van Wordena artyści wybrali te, które koncentrują się wokół spotkań z obcymi kulturami, czytając Rękopis… jako współczesną „opowieść o ksenofobii, fascynacji złudzeniami i uwodzeniu religijnym” (fragment programu). Problem w tym, iż mimo dużego oddania i wysiłku ze strony aktorów oraz scenograficznych eksperymentów Marcina Chlandy, sam spektakl ani nie fascynuje, ani też nie uwodzi. Świątek i Pakuła, choć wyszli od dobrego i mającego dużą szansę na powodzenie pomysłu interpretacyjnego, nie poradzili sobie z gęstością znaczeń, mnogością wątków, różnorodnością postaci i zdarzeń. Uniknęli co prawda scenicznego chaosu, starannie dobierając sceny i monologi narratorów – wszystkie one oscylują wokół zapowiedzianego w autorskim przesłaniu styku odmiennych kultur i religii. Niemniej jednak z tych spotkań z Innym nic nie wynika – fascynacja obcością ogranicza się jedynie do seksualnego zainteresowania Alfonsa muzułmańskimi bliźniaczkami, zaś o domniemanych nastrojach ksenofobicznych czytamy jedynie między wierszami.
Trudno dookreślić miejsce i czas akcji – z jednej strony noszą one znamiona współczesności, z drugiej zaś odsyłają do mitycznego, fantastycznego świata. To wymieszanie się porządków widoczne jest zarówno w sferze gestów, zachowań i kostiumów postaci, jak i w elementach oprawy scenograficznej. Kim jest zatem opolski Alfons van Worden? Grający jego postać Maciej Namysło na pierwszy rzut oka wpisuje się w model współczesnego samca-zdobywcy – jest modnie ubrany, obcisłe spodnie i golf podkreślają uwodzicielski sposób poruszania się aktora, na jego twarzy maluje się tajemniczy uśmiech. Od swego literackiego pierwowzoru różni się jednak tym, że nie wyróżnia go ani szczególna odwaga, ani też determinacja w dążeniu do celu. Właściwie w przedstawieniu Pawła Świątka trudno mówić o jakimkolwiek celu wędrówki bohatera – zostaje on raczej bezwolnie wciągnięty w ciąg dziwnych zdarzeń, wynaturzonych relacji międzyludzkich oraz splotów akcji rodem z filmów Davida Lyncha. Ten demoniczny świat, pełen diabelskich i nieczystych mocy, przejmuje całkowitą władzę nad Alfonsem, pozbawiając go możliwości decydowania o własnym losie, możliwości podejmowania wyborów i działania. Alfons von Warden przypomina kukłę znajdującą się we władaniu innych, a tym samym całkowicie pozbawioną jakichkolwiek rysów osobowościowych. W istocie nie tylko nie wiemy, kim jest główny bohater w scenicznej interpretacji Świątka, ale też nieznany jest nam jego stosunek do napotkanych cudzoziemców oraz reprezentowanych przez nich tradycji kulturowych i religijnych.
Poza emblematami popkultury widocznymi w kostiumach postaci i industrialnej scenografii, której główny element stanowi wielkie, czarne, zmechanizowane drzewo (szubienica braci Zota), spektakl Świątka w żaden sposób nie odnosi się do współczesności, a przynajmniej nie próbuje w jej kontekście formułować głównych problemów i tematów powieści, jak zapowiedziano w przedpremierowym przesłaniu spektaklu.
W przedstawieniu Pawła Świątka trudno mówić o jakimkolwiek celu wędrówki bohatera. Pomysł artystów na sceniczną adaptację rewolucyjnego dzieła z przełomu XVIII i XIX wieku ograniczył się do wyboru kilku fragmentów tekstu, podejmujących temat religijnej odmienności (opowieści muzułmańskich księżniczek; ukaranie grzesznego Paszeko; wyznania kabalistki Rebeki; opis tortur stosowanych przez Świętą Inkwizycję wobec innowierców) i beznamiętnego wygłoszenia ich przez wymieniających się rolami aktorów. Aby zbytnio nie przytłoczyć widza brzmiącymi za każdym razem tak samo relacjami poszczególnych postaci, co jakiś czas uzupełnia się je krzykami i diabolicznymi konwulsjami aktorów. W zrozumieniu intencji twórców nie pomaga też scenografia, która poza symbolicznym drzewem-szubienicą, pod którym nieustannie budzą się ze swych sennych koszmarów bohaterowie powieści, składa się raczej z przypadkowych elementów, które podczas przedstawienia niczemu nie służą bądź też robią to w sposób zupełnie nieczytelny.
W porównaniu do poprzednich efektów współpracy duetu Świątek-Pakuła (także tych zrealizowanych na opolskiej scenie, jak Dżuma czy jednoaktówki Becketta) inscenizacja Rękopisu znalezionego w Saragossie rozczarowuje. Utwór Potockiego pozbawiony zostaje bowiem swych największych atutów – dynamicznej i wartkiej akcji oraz zindywidualizowanych bohaterów, których subiektywne opowieści decydują o narracyjnej atrakcyjności dzieła. Prawem twórców było zrezygnowanie z tych elementów – problem w tym, że w ich miejsce nie zaproponowano interesującej i wyrazistej wersji alternatywnej.
19-02-2014
galeria zdjęć Rękopis znaleziony w Saragossie, reż.P. Świątek, Teatr Kochanowskiego w Opolu ZOBACZ WIĘCEJ
Teatr im. Jana Kochanowskiego w Opolu
Jan Potocki
Rękopis znaleziony w Saragossie
przekład: Edmund Chojecki
scenariusz i dramaturgia: Mateusz Pakuła
reżyseria: Paweł Świątek
scenografia: Marcin Chlanda
kostiumy: Julia Kornacka, Arek Ślesiński
opracowanie muzyczne i przygotowanie wokalne: Kamila Pieńkos
obsada: Zofia Bielewicz, Aleksandra Cwen, Arleta Los-Pławszewska, Grażyna Misiorowska, Judyta Paradzińska, Grażyna Rogowska, Mirosław Bednarek, Adam Ciołek, Andrzej Jakubczyk, Maciej Namysło, Izabela Gwizdak, Karolina Piechota, Sylwia Zmitrowicz
premiera: 08.02.2014