Rodzina jest najważniejsza
W punkcie wyjścia Wstyd Marka Modzelewskiego odwołuje się do dobrze znanego schematu. Oto jedno z narzeczonych rejteruje tuż przed samym ślubem. Powodów może być wiele: strach przed formalnym związkiem, ryzyko fatalnej w skutkach pomyłki, nostalgia za utraconą wolnością albo cała gama innych mniej lub bardziej typowych powodów. A tu goście zaproszeni. Przyjęcie i orkiestra zapłacone. Starty materialne i moralne, nie wiadomo, co gorsze, słowem – wstyd.
W takim właśnie położeniu znajdujemy rodziców niedoszłych małżonków, którzy spotykają się w restauracyjnej kuchni, to znaczy za kulisami sali bankietowej, gdzie miało odbyć się przyjęcie. Co i rusz dochodzą odgłosy muzyki i typowe weselne przeboje. Rozmowa przebiega wedle przewidywalnej formuły. Najpierw następuje kajanie się i branie na siebie winy, choć od pierwszych słów wiadomo, że wzajemne kurtuazyjne przeprosiny podszyte są napięciem. Bomba zaraz wybuchnie. Wcześniej lub później padnie niezręczne sformułowanie, które wywoła istną burzę emocji i skakanie sobie do oczu. Nienawistne tyrady pełne oskarżeń, obelg, inwektyw, wyzwisk popłyną szerokim strumieniem. Do tego w ruch pójdą mocne alkohole, ponieważ trzeba ukoić nerwy, ale efekt okazuje się odwrotny od oczekiwanego i wódka miast ostudzić atmosferę, jeszcze ją podgrzeje. Od słów do czynów, w wyniku których jedna ze stron zostanie poszkodowana i na skutek, na szczęście, niegroźnych obrażeń wyląduje na oględzinach w szpitalu.
Wstyd odsyła do licznych kontekstów literackich. W pierwszej kolejności pojawia się skojarzenie z Weselem Stanisława Wyspiańskiego. W dramacie Modzelewskiego następuje podobne przesunięcie akcentów – niedoszła impreza weselna, a raczej jej odgłosy w postaci dobiegających fragmentów discopolowych piosenek, stanowi tło dla zakulisowych rozmów między rodzicami, które w istocie wysuwają się na plan pierwszy. Szybko wychodzi na jaw, że małżeństwo, które nie doszło do skutku, przez jedną ze stron postrzegane jest jako mezalians. Rodzice pana młodego – lekarka i właściciel firmy – są bowiem przedstawicielami klasy średniej, a zatem ludźmi z pozycją i przy kasie. Z kolei matka i ojciec narzeczonej to ludzie prości, niezbyt dobrze sytuowani, ale mający swoją godność. We Wstydzie uparta próba przywrócenia rytuału ślubu dla ratowania reputacji obu rodzin może nasuwać analogie ze Ślubem Witolda Gombrowicza oraz Tangiem Sławomira Mrożka. Oczywiste są nawiązania do tekstów Mikołaja Gogola i Antoniego Czechowa. Można by z pewnością poszerzać krąg literackich czy też filmowych odniesień, pośród których na czoło wysuwa się Wesele Wojciecha Smarzowskiego.
Wiodącym motywem dialogów staje się próba dochodzenia do prawdy, czyli szukanie powodów, a w zasadzie winnych kompromitującego dla obu stron zajścia. Pewien nagle ujawniony incydent radykalnie zmienia ogląd sprawy i odbiera jej przewidywalny wymiar. Na dodatek pokazywany z różnych perspektyw traci bądź zyskuje na znaczeniu. Mogę się mylić, ale w moim odczuciu ten zabieg dramaturgiczny, nie negując wagi problemu, wprowadza nowy wątek i przesuwa dyskusję w innym kierunku. Stanowi też zbyt pospieszny kontrapunkt, po którym dalsze odkrywanie familijnych tajemnic i drążenie ludzkiej natury nie robi już większego wrażenia.
Mocną stroną Wstydu jest materiał na znakomite role. Aktorski kwartet pod kierunkiem Wojciecha Malajkata gra genialnie i przez blisko półtorej godziny daje z siebie wszystko. Na początku widzimy Małgorzatę (Iza Kuna) z mocno utrwaloną lakierem fryzurą, w nienagannej czarnej sukience i w czerwonych butach. Wykonuje nerwowe telefony do syna w obawie, że ten coś sobie zrobi. Jest roztrzęsiona i wściekła zarazem, ale jednocześnie zadowolona z obrotu sprawy. Przyszła synowa nigdy nie budziła jej sympatii, a ponadto nie pasowała do Łukasza, który jawi się jako wzór cnót wszelakich: wykształcony, wysportowany i na dodatek, dzięki zaangażowaniu rodziców, dobrze ustawiony finansowo. Jej mąż, Andrzej (Jacek Braciak), zachowuje znacznie więcej dystansu i zdrowego rozsądku, usiłuje też studzić emocje mocno poirytowanej żony. Ojciec panny młodej, Tadeusz (Mariusz Jakus), ma w sobie chłopską prostolinijność i spryt. Początkowo próbuje godzić zwaśnione strony, ale gdy konflikt się pogłębia, potrafi zadbać o interes najbliższych. Wanda (Agnieszka Suchora) z wysoko upiętym kokiem i w połyskliwej sukience, ubrana wedle prowincjonalnej mody, traktowana jest w szczególności przez Małgorzatę jako „gorszy sort”. Mowa jej ciała, każdy gest i ruch, sposób chodzenia, bojowa postawa i nieprzebieranie w słowach zapowiadają, że nie jest zdolna do kompromisów i będzie bronić honoru córki oraz rodziny do upadłego. Z tragikomicznych rozmów wyłania się obraz dorosłych dzieci, będących dla rodziców nadal Łukaszkiem i Weronką, których w rzeczywistości nie znają i nie rozumieją.
Trzeba powiedzieć, że siłą tekstu Modzelewskiego są typowe postaci i schematy zachowań. Każdy z widzów ma szanse usłyszeć kilka gorzkich prawd o sobie lub o najbliższych. Diagnoza formułowana przez autora wykracza jednak poza przykład rodziny i przenosi się na poziom bardziej ogólny. Jednostkowy przypadek staje się również pretekstem do pokazania głębokich podziałów społecznych, które akurat dziś ujawniają się z coraz większą mocą.
13-11-2019
galeria zdjęć Wstyd, reż. Wojciech Malajkat, Teatr Współczesny w Warszawie ZOBACZ WIĘCEJ
Teatr Współczesny w Warszawie
Marek Modzelewski
Wstyd
reżyseria i opracowanie muzyczne: Wojciech Malajkat
scenografia: Wojciech Stefaniak
muzyka: Fonoteka Sonoria
obsada: Iza Kuna, Jacek Braciak, Agnieszka Suchora, Mariusz Jakus
premiera: 13.09.2019
Rewelacyjna i prawdziwa historia. Świetnie zagrana sztuka. Naprawdę warto się wybrać.
Trochę inaczej rozumiem przebieg zdarzeń niniejszego spektaklu: Do ślubu oczywiście doszło co udowadnia finalna scena. Wszystko co widzimy wcześniej to symulacje jakie każdy z bohaterów snuje w swojej głowie, indywidualnie lub w parach małżeńskich. Nasze wyobrażenia na temat innych osób, które chowamy głęboko w tajemnicy i o których nie chcemy głośno mówić. Schodząc na poziom przykładu matka Panny młodej podejrzewa, ze córka jest lesbijką ale nigdy nikomu o tym nie zamierza powiedzieć (tak samo mąż pana młodego). Wszystko co ma miejsce przed sceną finalną to nasz niewypowiedziany i skrywany konformizm. Warto zobaczyć.
Gra aktorska dobra. Scenariusz do d...
sztuka w miarę ciekawa, trochę "przekombinowana" miejscami i nierealna, ale ok https://bit.ly/3CARzS8
Swietna sztuka i genialne aktorstwo. Coś z "Wesela". Swietnie zarysowane podzialy spoleczne. Polska w pigulce.
Konowałka uknuła intrygę i naopowiadała synalkowi głupot, sugerując że przyszła synowa jest lesbą, bo nie chciała żeby synuś ożenił się z córką pochodzącą z "niższych sfer". No i synuś rozmyślił się w dniu ślubu. Tym łatwiej dał wiarę w insynuacje mamuśki, że jego narzeczona chciała dopiero z nim współżyć po ślubie.
Obejrzałam on-line. Wygląda to tak jakby autor obejrzał Kontrakt Zanussiego i Wesele Smarzowskiego a potem stwierdził, że skompiluje to. I nikt nie pozna się na plagiacie. Wyszły popłuczyny. Wstyd.
Dzięki za inf
Genialna sztuka, która pomaga zrozumieć to co aktualnie dzieje się z naszym społeczeństwem. Na tych nutach grają teraz politycy, którzy dla własnych celów kopią rów między nami.
Genialni aktorzy, świetna sztuka.
Fantastyczna Iza Kuna, sztuka też.