AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Śmierć zmiecie wszystko

Absolwentka Uniwersytetu Gdańskiego, doktor nauk humanistycznych. Referentka krajowych i międzynarodowych konferencji naukowych poświęconych literaturze i kulturze. Publikowała m.in. w internetowym „Dzienniku Teatralnym” oraz w miesięczniku „Teatr”. Współpracowała z Centrum Sztuki Współczesnej „Łaźnia” i Nadbałtyckim Centrum Kultury w Gdańsku. Mieszka w Gdyni.
A A A
Fot. S. Ćwikła  

Premiera Marii w reżyserii Michaela Gielety, która odbyła się 25 sierpnia w Operze Bałtyckiej, miała dla polskiej publiczności wymiar szczególny, reżyser przeniósł bowiem akcję z siedemnastowiecznej Ukrainy do Gdańska z lat osiemdziesiątych, osadzając tragedię Marii i Wacława w realiach schyłku komunistycznej niewoli.

Maria Romana Statkowskiego, z librettem kompozytora napisanym na podstawie romantycznego poematu Antoniego Malczewskiego z 1825 roku, została po raz pierwszy wystawiona 1 marca 1906 roku na scenie warszawskiego Teatru Wielkiego i została uznana za jedną z najlepszych oper okresu postmoniuszkowskiego. Dramatyczna, gęsta partytura opery Statkowskiego stanowi kompozycję mocno inspirowaną stylem dziewiętnastowiecznych mistrzów rosyjskich (zwłaszcza Czajkowskiego, którego Statkowski uwielbiał), zawierającą wiele wagnerowskich motywów i nasyconą tematami ukraińskimi. Maria powstała w odpowiedzi na ogłoszony wówczas konkurs  – Statkowski ów konkurs wygrał, stworzył operę prawdziwie porywającą, sam zaś uznawany jest za jednego z najważniejszych kompozytorów okresu sprzed twórczości Karola Szymanowskiego. Pomimo tego Maria zniknęła ze sceny. Po ponad stu latach od warszawskiej premiery z zapomnienia wydobył operę Łukasz Borowicz, który zaprezentował jej wersję koncertową z Polską Orkiestrą Radiową. Niedługo później Michael Gieleta, angielski reżyser polskiego pochodzenia, wystawił wyciągniętą z niebytu Marię na Wexford Festival Opera w Irlandii. Zapomnianą operę uznano za jedno z odkryć festiwalu, a Gieleta zebrał bardzo dobre recenzje.

Premiera dzieła Gielety, która odbyła się 25 sierpnia w Operze Bałtyckiej, miała dla polskiej publiczności wymiar szczególny, reżyser przeniósł bowiem akcję z siedemnastowiecznej Ukrainy do Gdańska z lat osiemdziesiątych, osadzając tragedię Marii i Wacława w realiach schyłku komunistycznej niewoli, czasie, który wielu widzów dobrze pamięta. I właśnie owo „pamiętanie” powoduje, że publiczność zgromadzona w Operze Bałtyckiej mogła przyjąć Marię z mniejszym entuzjazmem niż widzowie z Wexford. Świadomość takiego stanu rzeczy ma jednakże sam reżyser. Michael Gieleta zaznaczył, że wplecione w spektakl „populistyczne elementy polskiego patriotyzmu” nie są rodzajem emocjonalnego szantażu, a źródło ich zaistnienia w spektaklu jest podyktowane pierwotną koncepcją, która powstała z myślą o anglojęzycznej publiczności i jej wybiórczej, osadzonej na pewnych symbolach, znajomości polskiej historii końca ubiegłego wieku.

Michael Gieleta zamienił zatem niszczycielskie siły zbrodni dawnej historii na siły zbrodni bardzo współczesnych, a Marię i Wacława umieścił w przestrzeni, która jest areną dla walczących stron, komunistycznego reżimu i Solidarności. Takie osadzenie opowieści o Marii i Wacławie też jest zresztą motywowane przez reżysera znajomością, czy też raczej nieznajomością, dawnej historii Polski. Michael Gieleta zauważył, że czasoprzestrzeń, w której usytuowana jest akcja Maria, zarówno poematu Antoniego Malczewskiego, jak i opery Statkowskiego, jest dla współczesnego Polaka „historycznie i kulturowo odległa”. Akcja powieści poetyckiej Malczewskiego rozgrywa się bowiem w przestrzeni siedemnastowiecznej Ukrainy. To ten świat jest tłem dla okrutnego i nieobliczalnego losu, który splata ze sobą bohaterów, zdarzenia, pejzaże; który łączy, a następnie brutalnie rozdziela Marię i Wacława. Opera Statkowskiego przez długie lata dzieliła los swego źródła, powieść Malczewskiego należy dziś do zapomnianych, niedocenianych, a jeśli wspominanych – to przez pryzmat romantycznego mitu Kresów, ale mitu „odkażonego” i spłaszczonego do roli jednowymiarowego, iluzorycznego obrazu. Umieszczenie historii Marii i Wacława w „oryginalnej” czasoprzestrzeni zmusiłoby reżysera do zmierzenia się z utopijnością współczesnego mitu Kresów, z postkolonialną rewizją powszechnie funkcjonującej, mocno zniekształconej wersji tego mitu. Gieleta zdystansował się wobec tego pomysłu, a szkoda. Bo przecież w poemacie Malczewskiego przestrzenie ukraińskich stepów, choć mocno naznaczone krwawą historią, to przede wszystkim przestrzenie wewnętrzne: fragmentaryczne, oniryczne, złudne i przy tym wszystkim – i przez to wszystko – szekspirowsko uniwersalne.

Michael Gieleta zamienił zatem niszczycielskie siły zbrodni dawnej historii na siły zbrodni bardzo współczesnych, a Marię i Wacława umieścił w przestrzeni, która jest areną dla walczących stron, komunistycznego reżimu i Solidarności. Marię uczynił córką opozycjonisty, Wacława – synem komunistycznego kacyka. Gieleta rozpoczyna swe dzieło od pokazu fotografii, na których widzimy obrazy-symbole. Ów pokaz to w zasadzie krótka historia ostatnich lat komuny: bieda, chłód, zniewolenie, wszechobecny brud. Co jakiś czas kurtyna podnosi się, a wtedy widzimy na scenie „żywe reprodukcje” wyświetlanych obrazów, aktorów zastygłych w pozach z prezentowanych fotografii. Ten zabieg jest niejako zapowiedzią wizualnej struktury opery, łączącej realizm konkretnych rekwizytów z epoki z ponurą onirycznością wykreowanych na scenie przestrzeni: gabinetu-lochu Wojewody, jego wypełnionego „świecidełkami” salonu czy baraku Miecznika, zamkniętego w pułapce betonowych bloków-monstrów. Kostiumy (Fabio Toblini), scenografia (James Macnamara) i uzupełniające je wizualizacje (autorstwa Andrzeja Gouldinga) stwarzają na scenie bardzo ponury, momentami wręcz niepokojący obraz ziemi wyjałowionej przez komunistyczny reżim, świata odhumanizowanego, „ozdobionego” jedynie tu i ówdzie tombakiem i cekinami, które jedynie garstce wybrańców mają dawać pozory bezpieczeństwa.

Zespół aktorski Marii nie wypada niestety równo. Obok bardzo dobrej roli Wacława (Paweł Skałuba) mamy pozbawioną często głębszych emocji kreację Marii (Izabela Matuła). Para głównych bohaterów to ludzie skrzywdzeni przez los, historię, czas, ale także i „młodzi”, rozpierani przez energię, którą dają im krótkie chwile bycia z ukochaną osobą. Paweł Skałuba pokazał Wacława zarówno jako rozgorączkowanego spotkaniem z ukochaną, młodego chłopaka, ale i jako wyjącego z rozpaczy i bezsilności człowieka, który utracił sens istnienia, który uwierzył i został okrutnie zdradzony. Z kolei Maria jawi się niemal tylko i wyłącznie jako pozbawiona wiary w przyszłość swego nowego życia, roztrzęsiona dziewczyna. Takie dysproporcje w jakości wykreowanych w spektaklu postaci widoczne są też w przypadku drugiej „pary”: Miecznika (Leszek Skrla, zdecydowanie najlepsza rola w spektaklu) i Wojewody (mało przekonujący Krzysztof Szumański). Grający ojca Marii baryton Leszek Skrla wykreował postać, która zdominowała spektakl pomimo tego, iż z założenia jego bohater stać ma w opozycji do charyzmatycznego Wojewody. Miecznik Leszka Skrly emanuje wewnętrznym spokojem, siłą i wiarą w słuszność wyznawanych wartości. Wojewoda Krzysztofa Szumańskiego to kreacja mało zapadająca w pamięć, głównie ze względu na to, iż jego głos ginie w monumentalnej przestrzeni. W Wojewodzie trudno dostrzec hipnotyzującą moc, która skłania jego „dwór” do bezwzględnego posłuszeństwa, a popleczników do bycia narzędziem zbrodni.

„Śmierć zmiecie wszystko” – słyszymy wielokrotnie w Marii.Bohaterem, który stanowi w spektaklu punkt łączący romantyczne dzieło Malczewskiego z uwspółcześnioną historią Marii i Wacława, jest bez wątpienia Pacholę (przykuwająca uwagę, świetna rola kontratenora Jakuba Monowida). Pojawianie się na scenie Pacholęcia wprowadza nastrój niepokoju, oczekiwania na złe, na katastrofę, lecz jednocześnie – i paradoksalnie – jest też nośnikiem dziwnego, nieokreślonego spokoju. Pogodzenia się z losem, ze światem, który skonstruowany jest tak, iż nawet w „bujnym kwiecie” lęgnie się robak. „Śmierć zmiecie wszystko” – słyszymy wielokrotnie w Marii. Niejednoznaczna, fascynująca postać Pacholęcia powoduje, że słowa te tracą wymiar groźby i stają się obietnicą – końca dobrego, ale też i zagłady tego, co złe.

„Nie znajdziecie w moich wierszach tego powabu, który swoim nadawać umiecie; tęskne i jednostajne jak nasze pola i jak mój umysł, ciemną tylko farbą zakryślą Wam niewykończone obrazy” – napisał Antoni Malczewski. Zarówno w samej operze Romana Statkowskiego, jak i w jej najnowszej inscenizacji tej ciemnej farby nie ma tyle, co w oryginale. I to chyba największy zarzut, a raczej chyba zawód spowodowany niespełnioną nadzieją na operę i jej realizację równie niejasną, mroczną, przepełnioną rozpaczą i bezsilnością, co dzieło Malczewskiego. Maria Malczewskiego to panopticum zła, które wywodzi się z niespełnienia i niedokończenia. W realizacji, której autorem jest Michael Gieleta, to dojmujące poczucie niespełnienia, niedokończenia, nawet tych biografii, które zmiotła ze świata śmierć, jest przygniecione (przez co stłumione często) przez ciężar historii, która jednostkowe dramaty spycha nieco na margines. Pomimo tego spektakl, pokazany w ramach piątej edycji Festiwalu Solidarity of Arts, wydarzenia, które ściąga do Gdańska artystyczne projekty o niebagatelnym znaczeniu, jest dziełem konsekwentnym w zamyśle, spójnym i momentami zaskakującym.

7-10-2013galeria zdjęć Maria, reż. M. Gieleta, fot. S.Ćwikła Maria, reż. M. Gieleta, fot. S.Ćwikła Maria, reż. M. Gieleta, fot. S.Ćwikła Maria, reż. M. Gieleta, fot. S.Ćwikła ZOBACZ WIĘCEJ
 

Opera Bałtycka w Gdańsku
Roman Statkowski
Maria
libretto na podstawie poematu Antoniego Malczewskiego
kierownictwo muzyczne: Łukasz Borowicz
inscenizacja i reżyseria: Michael Gieleta
scenografia: James Macnamara
kostiumy: Fabio Toblini
obsada: Izabela Matuła, Paweł Skałuba, Leszek Skrla, Krzysztof Szumański, Jakub Monowid, Leszek Kruk, Jacek Batarowski, Krzysztof Brzozowski, Krzysztof Rzeszutek, Rafał Sambor, Witalij Wydra
Festiwal Solidarity of Arts
premiera: 25.08.2013

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
trzy plus dziesięć jako liczbę: