AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Stan umysłu

Absolwentka Uniwersytetu Gdańskiego, doktor nauk humanistycznych. Referentka krajowych i międzynarodowych konferencji naukowych poświęconych literaturze i kulturze. Publikowała m.in. w internetowym „Dzienniku Teatralnym” oraz w miesięczniku „Teatr”. Współpracowała z Centrum Sztuki Współczesnej „Łaźnia” i Nadbałtyckim Centrum Kultury w Gdańsku. Mieszka w Gdyni.
A A A
 

Podczas deklamacji Phantastische Gebete Richard Huelsenbeck wywijał szpicrutą, serwując w ten sposób zgromadzonym wokół niego widzom symboliczne lanie. Działo się to prawie sto lat temu, gdy w szwajcarskim Cabaret Voltaire konstytuował się nowy (anty)ruch, który z łajdackim błyskiem w oku podłożył dynamit pod fundamenty istniejącego świata.

Nie tylko tego artystycznego. To podobno właśnie wtedy i tam, w Zurychu, po raz pierwszy pojawił się „wyciągnięty z nicości i nicością przesiąknięty”, prymitywny, inicjalny i niewinny wyraz „dada”. Dzisiaj, prawie sto lat po pierwszych performansach przy Spiegelgasse 1, gdański Teatr Dada, „natchniony Duchem Dada”, postanowił sięgnąć po szpicrutę Huelsenbecka. I spuścił swoim widzom niezłe lanie.

Intro, najnowszy spektakl Teatru Dada von Bzdülöw, rozpoczyna się od szeregu pozornie pozbawionych związku gestów i aktów, podanych w powolnym, flegmatycznym wręcz rytmie. Katarzyna Chmielewska usadawia się na plażowym leżaku, a jej przypadkowe na pierwszy rzut oka ruchy układają się w dziwaczną choreografię. Leszek Bzdyl zdaje się ustawiać reflektor, zaś Katarzyna Ustowska raz za razem próbuje przedstawić widzom grupę, przekręcając każdorazowo jej nazwę. Największą uwagę zwraca wpadający z impetem na scenę Piotr Stanek. Z wojskowego plecaka wyciąga jakieś kable, taśmę klejącą, nerwowo majstruje przy jednej ze ścian. Z tej pozornej, niespiesznie wyłożonej przypadkowości zaczynają wyłaniać się właściwi bohaterowie przedstawienia. Każdy z nich zaznacza swą obecność jakby od niechcenia – podchodząc do mikrofonu i przytykając do niego komórkę z włączoną melodią. Niby nic takiego, a jednak jest w tym geście coś agresywnego, apodyktycznego. To jeszcze nie mój głos, ale już mój. I chcę go zwielokrotnić, wzmocnić, skierować ku czemuś, komuś. Chcę być słyszany. Słuchany?

Leniwe początkowo tempo spektaklu przyspiesza. Znieruchomiali dotąd muzycy, których widzimy na śnieżącym ekranie ustawionego z boku sceny Unimora, ożywają. Absurdalno-prześmiewcze „nekro polo” zespołu (a właściwie artystycznego happeningu) Nagrobki (Maciej Salamon i Adam Witkowski) staje się muzycznym tłem dla bardzo dynamicznych tanecznych sekwencji. Czwórka aktorów kokietuje publiczność efektowną, energiczną choreografią, która przywodzi na myśl taneczne programy telewizyjne. To dzięki nim kilka lat temu Polaków opanowała gorączka tańca, czyniąc co drugiego przechodnia specjalistą od „modern” i „jazz”. Cóż, w Intro marzenie samozwańczego eksperta w dziedzinie tańca współczesnego trochę jakby zgrzyta – jest wprawdzie synchronicznie i porywająco, ale „ładność” burzą brudne dźwięki Nagrobków i ich wykrzyczane niechlujnie teksy. „W sercach mamy mrok (…), w sercach mamy nic”? Świst szpicruty fundatorów Dada słychać coraz wyraźniej.

Rzepak. Wdzydze Kiszewskie, Bałtyk oczyszczający niczym Ganges, konfitury, warzywa kupowane „tylko na ryneczku”. Tak Chorwatka Zorana (Katarzyna Chmielewska) definiuje polskość. Intensywna ekspozycja pierwszej bohaterki pociąga za sobą kolejne autoprezentacje. Żyd Mordechaj (Leszek Bzdyl), Nazira z Iranu (Katarzyna Ustowska) i Czeczen Kerin (Piotr Stanek) – wszyscy oni zapałali miłością do Polski, wszyscy oni chcą obdarzyć umiłowany kraj tym, co najlepsze. Słodycze, ropa i fundamentalizm, zesłane przez Najwyższego natchnienie, wysadzenie w powietrze samego siebie – każdy z bohaterów wykłada autorski pomysł na efektywną integrację z polskim społeczeństwem.

Oczywiste jest, że w Intro Dada von Bzdülöw zabiera głos w aktualnej, przesyconej histerią dyskusji na temat uchodźców i imigrantów. Ale nie tylko. Prężący muskuły Bzdyl i Stanek, płynące w baletowym tańcu Chmielewska i Ustowska to dowcipne powidoki nudząco stereotypowego postrzegania płci, z „potworem gender” czającym się za rogiem, zaś fenomenalna scena kolektywnego jedzenia pączka przywodzi na myśl rodzimy, trzymający mocno władzę patriarchat. Bo spektakl z nieukrywaną premedytacją i radością podejmuje i przetwarza wszystkie lęki, którymi karmi się dzisiejsze społeczeństwo.   

Choreografii w Intro na pewno brakuje tej specyficznej finezji, która charakteryzuje Teatr Dada. Ale o to też chyba chodziło. Ruch w Intro jest przede wszystkim różnorodny, momentami chropowaty, celowo niedoskonały, przesiąknięty od początku do końca dystansem dojrzałej autokreacji. Prześmiewcze partie tańczone w kwartecie sąsiadują w Intro z fragmentami solowymi, które stanowią tu silnie zindywidualizowaną, pozawerbalną opowieść o każdym z bohaterów. Najmocniej zapada w pamięć rysowany po części pantomimą portret prostolinijnego Żyda w wykonaniu Leszka Bzdyla. Świetnie wypadli w Intro Chmielewska i Stanek. Konstrukcja ich bohaterów opiera się w dużej mierze na eksploatowanej szyderczo cielesności, wspartej przerysowanym, patetycznym monologiem. Jednak największe uznanie należy się Katarzynie Ustowskiej, kreującej postać najbardziej wyrazistą, a zarazem najbardziej wielowymiarową.

Ubrana w czarny hidżab Nazira i przytwierdzający do teatralnych ścian kolejne bomby Kerin szyderczo spoglądają nam w oczy, a w tle Nagrobki śpiewają o ostatniej niedzieli i nadchodzącej śmierci. Absurdalny, desakralizujący wszystko czarny humor Intro działa mocniej niż wszystkie rozsądne, napęczniałe od naukowych argumentów dyskusje. Plątanina biało-czerwonych symboli, ostrych dźwięków wuwuzeli, ładunków wybuchowych, kur zielononóżek i demonicznych muzułmanek nakazuje nam odnaleźć zagubiony w teraźniejszej rzeczywistości dystans. Ale jest też prowokacją dla prowokacji. Jak nieskrępowana niczym wyobraźnia dadaistów nakazuje. Bo Intro to przede wszystkim wyzwanie rzucone wszystkim naszym mitom. 

P.S. Spokojnie, rozmieszczane sukcesywnie przez cały spektakl ładunki wybuchowe nie zostają w finale odpalone. Zamiast tego zespół z namaszczeniem rozwija biało-czerwoną flagę i dokonuje dowcipnej autoprezentacji. Szelmowski błysk, który da się dostrzec w ich oczach podobno już kiedyś, gdzieś widziano. Bardzo możliwe, że przy Spiegelgasse 1, dziewięćdziesiąt dziewięć lat temu.

16-10-2015

 

Teatr Dada von Bzdülöw
Intro
reżyseria: Katarzyna Chmielewska, Leszek Bzdyl
muzyka: Maciek Salamon, Adam Witkowski
obsada: Katarzyna Chmielewska, Leszek Bzdyl, Katarzyna Ustowska, Piotr Stanek
premiera: 7.10.2015

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
dwa plus trzy jako liczbę: