AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Szampan u ludojada

Geniusz, reż. Jerzy Stuhr, Teatr Polonia w Warszawie
Doktor nauk humanistycznych, krytyk teatralny, dziennikarz. Absolwent Wydziału Wiedzy o Teatrze warszawskiej PWST. Autor książek: Teatry Warszawy 1939, Teatr Qui Pro Quo. Kochana stara buda, Teatry Warszawy 1944-45. Współpracował z czasopismami „Po prostu” i „Życiem”. Recenzent teatralny „Dziennika” i „Odry”. Współpracuje z Polskim Radiem, prowadząc audycje poświęcone współczesnemu życiu teatralnemu. Artysta fotografik.
A A A
fot. Robert Jaworski  

Nie doszło do tego akurat spotkania. Być może było inne, być może nawet było ich więcej. Józef Stalin cenił teatr, przedstawienia MChAT-u oglądał, sztuka aktorska i reżyserska Konstantego Siergiejewicza Stanisławskiego robiły na nim wielkie wrażenie. Stworzył mu warunki, o jakich marzyć mogli wówczas tylko nieliczni. Co pewnie jednak najważniejsze: otoczył opieką, zapewnił bezpieczeństwo i nietykalność, nawet jeśli Stanisławski próbował, wykorzystując swoją uprzywilejowaną pozycję, wyjednywać łaskę dla tych, których Stalin postanowił wyeliminować: fizycznie, jak Wsiewołoda Meyerholda, czy bezkrwawo, jak Michaiła Bułhakowa czy Nikołaja Erdmana, odbierając im możliwości tworzenia i życia. .

Spotkanie arcyaktora z arcyzbrodniarzem w wypełnionym kwiatami kremlowskim gabinecie 20 grudnia 1937 roku, trzy dni po 59. urodzinach Stanisławskiego, zapewne zatem się nie odbyło, choć Tadeusz Słobodzianek, pisząc Geniusza, jeden ze swoich Kwartetów otwockich – sztukę na cztery autentyczne postacie historyczne, kazał im się ze sobą spotkać właśnie wtedy. Przypomina to trochę inne spotkanie: Händla i Bacha z wystawianej u nas kilka razy Kolacji na cztery ręce Paula Bartza, także przecież nigdy nie odbyte, ale równie atrakcyjne teatralnie. Zasadnicza różnica to zapewne poziom dyskursu: jeśli te dwie autentyczne postaci u Bartza, rozmawiając o muzyce, traktują ją jako pretekst do rozliczenia się ze swoim życiem, to dyskusja wielkiego artysty z wielkim satrapą o metodzie aktorskiej „działań fizycznych” zderzonej z biomechaniką Meyerholda, lubo kusząca dramaturgicznie i świetnie przez autora przeprowadzona, wydaje się… dość wygórowanym komplementem i uprzejmością pod adresem Stalina. Ten bowiem, choć napisał (podobno) dzieło o językoznawstwie (czy je przeczytał – w to wątpimy), to sam znał zapewne tylko gruziński, strasznie kaleczył język rosyjski, w głowie być może mogły mu zostać resztki starocerkiewnosłowiańskiego, a innych obcych języków raczej nie znał. Edukację ograniczył wszak do seminarium, którego i tak nie skończył, a Collegium Humanum wówczas jeszcze nie było.

Jerzy Stuhr przedstawienie wyreżyserował i obsadził siebie w roli Konstantego Stanisławskiego. Tą rolą i tym przedstawieniem zapowiedział już swoje odejście z teatru. Zaskakujący jest ten sceniczny portret wynalazcy i kodyfikatora metody aktorskiej, która rozwinięta i nieznacznie zmodyfikowana za oceanem wydała największe gwiazdy światowego kina. U nas różne były jej losy, ogromna część pokolenia uczonego w latach pięćdziesiątych i później „na Stanisławskim” to najwięksi polscy aktorzy (a sam Stuhr przyznaje się przecież w wielu wywiadach do hołdowania naukom Stanisławskiego). Stosując jej zasady, nawet jeśli i u nas modyfikowane, odnosili wielkie sukcesy na scenie i na ekranie. Inni – jak Grotowski – tak się w Stanisławskiego zapatrzyli, że prawem dialektyki wywiedli z jego nauk wnioski i artystyczne konsekwencje zgoła przeciwne zasadom Konstantego Siergiejewicza. Był ten Stanisławski niemal carem rosyjskiego teatru, otaczanym takim szacunkiem, że nawet podczas najgorszych czystek (a akcja sztuki Słobodzianka rozgrywa się przecież w ich apogeum) nikt Stanisławskiego, potomka burżuazyjnego rodu, artysty odnoszącego wielkie sukcesy jeszcze za cara, nie dość, że nie zdetronizował, ale i nie ośmielił się tknąć palcem. Jeśli Rosjanie żyli jak w klatce – to jego klatka była złota, obszerna i bardzo wygodna. Można było się więc spodziewać, że Stuhr-reżyser każe Stuhrowi-aktorowi pokazać kogoś z wielkopańskim wzięciem, pokazującego nieskazitelnymi manierami i swoim talentem wyższość nad parweniuszem Stalinem.

Jest inaczej. Wbrew powszechnym wyobrażeniom o niekwestionowanym władcy i prawodawcy rosyjskiego teatru Stuhr kreśli sylwetkę artysty w chwili schyłku. Ten Stanisławski ma przed sobą zaledwie kilka miesięcy życia (umarł latem roku 1938). Jest już tylko zrezygnowany i przede wszystkim bardzo zmęczony. Ciężko schorowany, boi się nawet wychylenia kieliszka szampana. Spotykamy go, nim jeszcze nim kurtyna pójdzie w górę, mijamy siedzącego przy prosceniowej ramie, tuż przy wejściu na widownię. Jest jak cichy petent patrzący w jakiś punkt ponad głowami wchodzących widzów, z pokorą i zrezygnowaniem znoszący mękę czekania na audiencję u człowieka wyniesionego do rangi bóstwa. Potem żadnej stanowczości, determinacji w prośbach o ulżenie cierpień Meyerholda, Bułhakowa, Erdmana, w sprawie których przecież  pojawił się u Stalina i czekał tak długo w przedsionku. Nawet lekcja aktorstwa dawana Stalinowi nie jest żadną psychomachią, pojedynkiem dwóch gigantów. Stanisławski nie walczy ze Stalinem w czasie tej krótkiej lekcji „działań fizycznych”, to raczej instruktaż, i to dość uprzejmy – zwłaszcza jak na człowieka teatru, żadnej próby wywierania presji, pokazywania przewagi – pewnie już jej nie ma. To jest lekcja pożegnalna, być może ostatni występ starego teatralnego praktyka, zaledwie kilka naszkicowanych gestów.  

W postać Stalina na scenie Polonii wciela się Jacek Braciak. Ta rola to swoista gra z publicznością. W końcu każdy, nawet najmniej oczytany widz wie, że we wszystkich rankingach ludzkich potworów Iosif Wissarionowicz zajmuje pierwsze miejsce, że wyprzedza nawet samego Adolfa Hitlera, że to upostaciowanie zła. Zbigniew Raszewski trafnie nazwał go ludojadem. Jak zagrać taką aż zbyt oczywistą postać, by uniknąć wpadnięcia w sceniczną pułapkę banału „księcia piekieł”? Bronić nie ma jak, dodatkowo demonizować nie ma po co. I tak już za dużo o nim wiemy, a jego złowroga postać znów kładzie się cieniem na nasz czas. Braciak wybrał drogę, którą można by nazwać „w poprzek” naszych utartych pojęć i wyobrażeń Stalina. Ani to zbyt oczywiste wcielenie czystego zła, ani dobry wujek Soso, znany z kilku fotografii, z uśmiechem pozdrawiający tłumy oddające mu cześć. Nie, ten Stalin z Polonii sprawia wrażenie flegmatyka, można nawet, nie widząc kto zacz, pomyśleć, że to jakiś niegroźny safanduła, nawet jeśli tym łagodnym głosem wypowiada najobelżywsze wyrazy. I tylko czasem, gdy tego Stalina coś zainteresuje, jakaś opowieść o czyjejś obecności na towarzyskim zebraniu, jakieś słówko rzucone niebacznie w chwili, gdy potencjalna ofiara zapomniała o nieustannym mieniu się na baczności, bo wszystko, co się w Związku Sowieckim mówi, może stać się podpisanym na siebie wyrokiem śmierci – nagle ten Stalin zmienia się. W głosie na chwilę pojawia się zimny, rzeczowy ton, zmienia się spojrzenie. To nie jest ciekawość, tylko wychodzący z tego pozornego safanduły bezlitosny, wiecznie czujny drapieżnik kamuflujący swoją naturę. Zaprawdę, temu Stalinowi nie są wcale potrzebne lekcje aktorstwa u Stanisławskiego.

Stalin na scenie Polonii paradoksalnie nie wzbudza zatem grozy, prędzej zainteresowanie kostiumem, w jaki lubi ubrać się zło. Lęk wzbudza inna postać – siedzący niemal przez cały czas z boku Poskriobyszew, sekretarz i przyboczny Stalina. On właściwie niewiele mówi, notuje przez cały czas, odzywa się rzadko, tylko wtedy, gdy jest o coś pytany i zawsze odpowiada rzeczowo, bez jakiejkolwiek emocji. Ot, czysty raport dyskretnego podwładnego nieokazującego żadnych uczuć. Tylko że Poskriobyszew dokładnie tak samo beznamiętnie referuje Stalinowi najdrastyczniejsze szczegóły śmierci członków carskiej rodziny, bo sam w tej egzekucji uczestniczył. To nie człowiek, ale przerażający automat do wykonania każdego, nawet najbardziej zbrodniczego polecenia. Niewielka, jeśli brać pod uwagę rozmiar tekstu, a znakomicie zagrana przez Pawła Ciołkosza rola sprawia, że sceny w Polonii w finale tego przedstawienia naprawdę wieje grozą.

Irytuje w tym przedstawieniu Kierżawcew Łukasza Garlickiego. Krytyk-koniunkturalista, już nawet nie krytyk, ale współtwórca polityki kulturalnej, płaszczący się przed silniejszymi od siebie, ale z całą bezwzględnością niszczący tych, których los zależy od jego opinii i decyzji, przez Słobodzianka „obdarowany” używaną wciąż partykułą „aliści” (warszawski monde chichotał, dopatrując się w tym wyjątkowo złośliwej karykatury jednego ze znanych i niesłychanie wpływowych krytyków…), wzbudza niechęć tym maniakalnie powtarzanym słóweczkiem i jakąś błazeńską nadruchliwością odbierającą tej postaci wszelkie pozory powagi. Nawet się człowiek nie dziwi, że komuś tak irytującemu Stalin każe spuścić portki i chce go obić nogą od krzesła – już za to „aliści” i całą tę błazenadę. Trudno uwierzyć, że ten pajac może być kimś tak szkodliwym i groźnym. Chyba że… nasz świat krytyków i recenzentów postrzegany jest przez ludzi teatru w taki właśnie sposób. Jeśli tak – czas na rekolekcje.  

Mijają dwa lata od odejścia Tadeusza Słobodzianka z Teatru Dramatycznego. To już sporo czasu. Niektórym wydawało się, że to będzie klęska Słobodzianka – a okazało się, że to nie nowe (a już byłe) władze Teatru Dramatycznego są tryumfatorami, lecz właśnie autor Geniusza. W ciągu tych ostatnich dwóch sezonów odnosi sukcesy jako dramatopisarz. Nasza klasa nie tak dawno temu została doceniona w Nowym Jorku, Historię Jakuba z sukcesem w Ateneum gra Łukasz Lewandowski. Wystawiona w 2021 roku, zbyt krótko grana Sztuka intonacji z Teatru Dramatycznego to jedno z najwybitniejszych przedstawień warszawskich scen z kilku ostatnich sezonów. Gdyby decydujący o losach kultury w Warszawie nie popełnili dwa lata temu głupstwa, odbierając Słobodziankowi Teatr Dramatyczny, być może Geniusz byłby grany właśnie tam. Stracił na całej tej sprawie miejski teatr, zyskała Krystyna Janda, na swojej prywatnej scenie wystawiając – i chwała jej za to – ambitną pozycję repertuarową. Historyczny osąd bywa sprawiedliwy, choć niekiedy trzeba nań nieco poczekać. Tym razem czekanie było niesłychanie krótkie.

06-03-2024

Teatr Polonia w Warszawie
Tadeusz Słobodzianek
Geniusz
reżyseria: Jerzy Stuhr
scenografia: Natalia Kitamikado
kostiumy: Małgorzata Domańska
reżyseria światła: Waldemar Zatorski
realizacja dźwięku: Tatiana Czabańska-La Naia
obsada: Jacek Braciak, Paweł Ciołkosz, Łukasz Garlicki, Jerzy Stuhr
premiera: 22.02.2024

galeria zdjęć Geniusz, reż. Jerzy Stuhr, Teatr Polonia w Warszawie Geniusz, reż. Jerzy Stuhr, Teatr Polonia w Warszawie Geniusz, reż. Jerzy Stuhr, Teatr Polonia w Warszawie Geniusz, reż. Jerzy Stuhr, Teatr Polonia w Warszawie ZOBACZ WIĘCEJ
 

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę:
komentarze (12)
  • Użytkownik niezalogowany 토토사이트
    토토사이트 2024-04-18   07:11:33
    Cytuj

    It's a game. Five dollars is free. Try it It's not an easy game ->-> 토토사이트 .COM

  • Użytkownik niezalogowany 카지노사이트
    카지노사이트 2024-04-12   09:34:38
    Cytuj

    It's a game. Five dollars is free. Try it It's not an easy game ->-> 카지노사이트 .COM

  • Użytkownik niezalogowany 카지노사이트
    카지노사이트 2024-04-12   09:33:13
    Cytuj

    It's a game. Five dollars is free. Try it It's not an easy game ->-> 카지노사이트 .COM

  • Użytkownik niezalogowany SAFE TOTO H3
    SAFE TOTO H3 2024-04-03   10:42:19
    Cytuj

    It's a game. Five dollars is free. Try it It's not an easy game ->-> 카지노사이트 .COM

  • Użytkownik niezalogowany SAFETOTO000
    SAFETOTO000 2024-03-26   05:44:52
    Cytuj

    It's a game. Five dollars is free. Try it It's not an easy game ->-> 카지노 검증업체 .COM

  • Użytkownik niezalogowany SAFETOTO 11
    SAFETOTO 11 2024-03-22   05:25:41
    Cytuj

    It's a game. Five dollars is free. Try it It's not an easy game ->-> 카지노 검증업체 .COM

  • Użytkownik niezalogowany soniya singhania
    soniya singhania 2024-03-19   10:43:09
    Cytuj

    Numerous respective men feel not to book the hot chicks from Escorts In Connaught Place ; because it is a short-term pleasure. Yes, no one will interrupt in the thought process; but simultaneously think about how much you are about to achieve from these short-term sexual pleasures. The one-night stand and this wild hook-up will, at last, give you such remarkable moments and vibes; you won’t be able to forget throughout life indeed.

  • Użytkownik niezalogowany SAFETOTO
    SAFETOTO 2024-03-15   09:54:31
    Cytuj

    It's a game. Five dollars is free. Try it It's not an easy game ->-> 토토사이트.COM

  • Użytkownik niezalogowany Logan Door Shop
    Logan Door Shop 2024-03-07   17:52:52
    Cytuj

    Impressive. Your positivity is truly uplifting. Explore our Logan Door Shop for a unique touch to your home.

  • Użytkownik niezalogowany Shweta Malik
    Shweta Malik 2024-03-07   10:45:44
    Cytuj

    Our agency has been established with the sole purpose of entertaining customers. Our foreign and professional Ghaziabad Escort are for customers. No one was disappointed with the customer service and their quality. A pleasant end always guarantees a meeting with one of our Ghaziabad

  • Użytkownik niezalogowany SAFETOTO
    SAFETOTO 2024-03-07   05:20:35
    Cytuj

    It's a game. Five dollars is free. Try it It's not an easy game ->-> 카지노사이트 .COM

  • Użytkownik niezalogowany SAFETOTO
    SAFETOTO 2024-03-06   07:55:18
    Cytuj

    It's a game. Five dollars is free. Try it It's not an easy game ->-> 온라인카지노 .COM