AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

…to zrób pan parasol

Doktor habilitowana kulturoznawstwa, adiunkt w Zakładzie Performatyki Instytutu Kulturoznawstwa UAM. Autorka i współautorka książek i artykułów wydanych w Polsce i za granicą.
A A A
 

Już w dzieciństwie uwielbiałam pewien szmonces. Przypomniał mi się on po obejrzeniu spektaklu Karuzela Świętego Mikołaja w reżyserii Zbigniewa Niecikowskiego w szczecińskim teatrze Pleciuga. Historia w owym dowcipie wyglądała mniej więcej tak: sędzia pyta świadka o zawód, ten odpowiada: „Artysta”. Kiedy sędzia chce wiedzieć, co konkretnie świadek robi, świadek odpowiada: „Parasole”. Na to sędzia zdumiony: „I pan uważa się za artystę?”. Mężczyzna niezrażony odpowiada: „To zrób pan parasol”. No właśnie: czy porządne, rzemieślnicze wykonanie czegoś absolutnie użytkowego jest mniej wartościowe niż czasem pokrętne w myśleniu i przepełnione pomysłami dzieła artystyczne?

Karuzela Świętego Mikołaja na pewno nie jest dziełem wybitnym, nie przejdzie do historii teatru lalkowego ani też i pewnie nawet do historii Teatru Lalek Pleciuga, który w tym roku świętuje swoje sześćdziesięciolecie. A jednak jest to przykład bardzo przyzwoicie, rzetelnie i świadomie przygotowanego spektaklu, na którym dzieci dobrze się bawiły i który zapraszał je do tej zabawy, nie korzystając z prymitywnych gagów, wywołujących łatwy rechot. Jest to już coś, nawet jeśli – by użyć terminu nieco innej niż teatr proweniencji – wartość tego dzieła leży poza nim samym. Jak wszyscy wiemy, zbliża się D-Day – najgorętszy, najważniejszy moment kulminacyjny właśnie mijającego roku. Zewsząd bombardują elementy rzeczywistości, które mają nas wprowadzić w tak zwany świąteczny nastrój, który – jak mam poczucie od kilku lat – głównie sprowadza się do ganiania po sklepach z szaleństwem w oku i chęcią mordu wypisaną na obliczu. Jest to być może wynik tego, iż główny ostrzał w walce o świąteczną atmosferę idzie ze strony wszelkiej maści sprzedawców. Dlatego tak miło mi było znaleźć się na przedstawieniu, które w tę współczesną „świąteczną” atmosferę wprowadza trochę czegoś odmiennego. Owszem, są i tu prezenty, i jest święty Mikołaj (całkiem jak ten z reklamy pewnego napoju z czerwoną etykietką), ale przypomina się widzom trochę inny, bardziej staroświecki sposób obchodzenia świąt. Scenografia jest – jak trzeba – świąteczno-błyszcząca, z wielką choinką jako głównym elementem, a potem z tytułową jarmarczną atrapą karuzeli. Niecikowski zrobił swój spektakl na motywach dramatu Natalii Gołębskiej Kramik Mikołaja Gwiazdora. Warstwa anegdotyczna jego spektaklu jest bardzo prosta: Święty Mikołaj przygotowuje się ze swymi pomocnikami: Misiem, Aniołkiem, Diabłem i Turoniem do rozwiezienia dzieciom prezentów. Skąd ten egzotyczny zestaw współpracowników? Ano z ludowej tradycji pochodów kolędowych, z szopek – do wystawienia jednej z nich przygotowują się właśnie pomocnicy, ale przyjechali do Mikołaja prędzej, by mu pomóc. Dlatego też Aniołek wita się serdecznie z Diabłem, z którym normalnie – czyli w szopce – patrzą na siebie wilkiem. Dzieci słyszą, że taka jest ich rola, dlatego tak się w ramach szopki zachowują, ale poza tym pomagają zebrać Mikołajowi listy od dzieci. Jednak żeby intryga była ciekawsza, muszą pojawić się komplikacje i „źli”, którymi w spektaklu są Herod i jego dwaj współpracownicy. W szczecińskim spektaklu nie są oni straszni ani demoniczni, przypominają raczej Księciunia i jego ogry z kreskówki o Gumisiach. Niemniej udaje im się ukraść torbę Rzemieślnicza sprawność i skuteczność to też coś, co warto docenić w pracy teatralnej.z listami, w związku z czym istnieje realne niebezpieczeństwo, że dzieci dostaną niewłaściwe prezenty. Pomocnicy postanawiają nie niepokoić Mikołaja, tylko trzech z nich udaje się do Heroda w przebraniu Trzech Króli. Oficjalnie przychodzą, by wypożyczyć od Heroda zdjęcia i plakaty z dawnych szopek, by jak najlepiej przygotować tegoroczną. Wykorzystując Herodową miłość własną, wprowadzają go w błąd i odzyskują torbę z listami (przy współudziale dzieci, o czym za moment). Mikołaj może pojechać saniami po prezenty do miasteczka i rozdać je dzieciom. Oczywiście tym zgromadzonym w teatrze. Jak widać, akcja jest prosta, ale toczy się wartko, dzieci niejako przy jej okazji zapoznają się w pochodzącymi z polskiej tradycji ludowej elementami celebrowania świąt Bożego Narodzenia. A przy tym jeszcze dobrze się bawią i daje się im (sprawnie sterowane) poczucie, że oto mają udział w rozwoju akcji.

To ostatnie jest jednym z zasadniczych powodów, dla których tak przyjemnie oglądało mi się ten spektakl, ponieważ z dużą wprawą rozwiązano tu problem, jak pogodzić wciąganie dzieci w akcję – równocześnie okiełznując chaos, który może się pojawić – z odegraniem tego, co sobie twórcy zaplanowali. Dzieci wiedzą, że przyszły do teatru na spotkanie z Mikołajem, i nie ma co ukrywać, że to jest to, co je najbardziej zajmuje. Jak więc można podtrzymać owo napięcie oczekiwania przez cały spektakl, tak by dzieci nie znudził, jako przedłużanie tego, co oczekiwane, i równocześnie zrobić swoje? Realizatorzy Karuzeli… wybrali sposób dość oczywisty, a mianowicie wychodzenie co jakiś czas do widzów – a to ich o coś pytając, a to biegając po widowni i zaczepiając. Np. duża torba jednej z – jak przypuszczam – nauczycielek została porwana jako ta, w której znajdować się miały listy od dzieci, ale po hałaśliwej interwencji młodych widzów: „To nie ta!!!” została jej oddana. Lecz te interakcje były dość powoli stopniowane, tak by nie dać dzieciom za wcześnie się rozbrykać. W tych momentach, w których dzieci przejawiały zbyt daleko idącą inicjatywę, aktorzy wyraźnie dawali im sygnał, że je widzą, wkomponowując to w akcję do odegrania, i samo to już wystarczyło, by dzieci uciszyć. Tak było w scenie odzyskiwania właściwej torby, kiedy dzieci bardzo entuzjastycznie podpowiadały schowanemu i czekającemu na odpowiednią chwilę Misiowi, gdzie jest ona ukryta. Tłum dzieci wrzeszczał: „Za tronem!!!!!!”, na co grający Misia Dariusz Kamiński odpowiedział: „Cśśśś! Już to wiem” i dzieci przestały krzyczeć, a Miś mógł dalej się chować. Takich sytuacji było jeszcze kilka i z każdą z nich aktorzy radzili sobie z równą wprawą. Co jakiś czas rzucali przewidziane pewnie scenariuszem drobne żarciki, skierowane wprost do widzów. Szaleństwo na widowni aktorzy wywołali i pozwolili na nie dopiero w ostatniej scenie, kiedy dzieci miały wspólnie z nimi odśpiewać piosenkę przywołującą Mikołaja (czyli w domyśle – prezenty). Aktorzy śpiewali zwrotki, dzieci śpiewały refren, na scenie Kamiński szalał z gitarą, dorównując w ekspresji Hendrixowi (bądź wręcz go przewyższając), Herod wraz pomocnikami też tańczyli odjechane tańce, Śnieżynki robiły taneczne chórki słowem: climax na scenie i climax na widowni. I świetnie! W teatrze też się trzeba czasem dobrze bawić.

Rzemieślnicza sprawność i skuteczność to też coś, co warto docenić w pracy teatralnej. Nawet jeśli w jej efekcie nie powstają arcydzieła. Jestem jednak głęboko przekonana, że dzieci, które poczują, iż teatr jest fajnym i ciekawym miejscem, chętnie tu wrócą na ambitniejsze pozycje, które Pleciuga też ma w repertuarze.

29-12-2014

 

Teatr Lalek Pleciuga w Szczecinie
Karuzela Świętego Mikołaja
opracowanie tekstu, reżyseria, scenografia: Zbigniew Niecikowski
muzyka: Jacek Wierzchowski
obsada: Mariola Fajak-Słomińska, Rafał Hajdukiewicz, Danuta Kamińska, Dariusz Kamiński, Katarzyna Klimek, Mirosław Kucharski, Paulina Lenart, Grażyna Nieciecka-Puchalik, Maciej Sikorski, Maciej Słomiński, Krzysztof Tarasiuk, Edyta Niewieńska-Van der Moeren, Zbigniew Wilczyński, Marta Łągiewka, Przemek Żychowski
premiera: 06.12.2014

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
dwa plus trzy jako liczbę: