Uważaj na drzewko
Zdjęcia zarośniętego trzydziestoparolatka o nieprzeniknionym spojrzeniu, które swego czasu obiegły całą Polskę, są niesłychanie wymowne. W lutym 2012 roku znaleziono go na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego – przed mrozem skrył się w pasterskim szałasie, otulił w stare kołdry, które tam znalazł. Niewiele brakowało, a zamarzłby na śmierć. Nic dziwnego, że historia tego tajemniczego mężczyzny – „człowieka z gór” podziałała na wyobraźnię Eweliny Marciniak i Michała Buszewicza i zainspirowała ich do stworzenia spektaklu. Ale jak zastrzegają sami twórcy, Misja. (Wojny, od których uciekłem) nie jest spektaklem dokumentalnym.
Niewiele znamy faktów z życia prawdziwego Włodzimierza N., chorążego, weterana misji w Libanie i Iraku. Media rozdmuchały strzępki informacji, jakie udało się zdobyć: koledzy z wojska wspominają go jako dobrego, ściśle przestrzegającego zasad żołnierza, sympatycznego, choć milczącego. Wyobrażam sobie, że kiedy stwierdzono u niego epilepsję i zwolniono ze służby, mógł jeszcze bardziej zamknąć się przed światem w swoim milczeniu. Po pewnym czasie zrezygnował z przydzielonej mu renty, nie przyjął Gwiazdy Iraku, którą chciano go odznaczyć. Coraz bardziej zapadał się w sobie, znikał na całe miesiące z domu w rodzinnym Węgorzewie. Podobno w czerwcu 2011 roku oznajmił matce, że zaciągnął się do prywatnej armii i wyjeżdża za granicę. Pojechał w góry, przez wiele miesięcy ukrywał się w lesie. Leśnikowi, który odnalazł go w stanie skrajnego wyczerpania i wyziębienia nieopodal Doliny Olczyskiej, wyznał, że chciał się zabić.
Skoro prawdziwa historia Włodzimierza N. składa się właściwie z samych luk i niedomówień, zamiast próbować poznać „całą prawdę”, Marciniak i Buszewicz rozpisali postać bohatera na trzy (a nawet cztery) głosy. Pierwsze wcielenie Włodka to energiczny, nieokrzesany młokos, w którego zachowaniu przebija młodzieńczy jeszcze optymizm (to – by tak rzec – Włodzimierz I, którego gra świetnie obsadzony w tej roli Michał Wanio), drugi, wycofany i nieco zniewieściały, który najchętniej pewnie nie brałby udziału w żadnej misji (Andrzej Plata). Pojawia się też Włodzimierz – rasowy żołnierz, Włodzimierz konkretny i zasadniczy (Wojciech Niemczyk), który najlepiej z nich wszystkich odnalazłby się na kolejnej pokojowej misji organizowanej przez polskie siły zbrojne.
Historii Włodka nie da się śledzić jako ciągu logicznych zdarzeń, konstrukcja spektaklu bliższa jest raczej sennemu marzeniu. Jednak każdy ze stojących na scenie ramię w ramię Włodzimierzów, nawet ten najtwardszy, ucieka od świata, odmawia udziału nie tylko w wojnie (nieważne, swojej czy nieswojej), ale także w codziennych sprawach, które przestają mieć jakiekolwiek znaczenie, jeśli nikt, łącznie z najbliższymi, nie traktuje cię poważnie. Jedyne rozwiązanie, jakie „potrójny” bohater potrafił znaleźć w tej sytuacji, to ucieczka, czyli próba odnalezienia siebie. Każdy z trzech Włodków mówi na wstępie: „To jest moja misja”. Można ją wypełnić tylko w pojedynkę, zostawiając za sobą wszystko, co może kojarzyć się z domem.
Środek sceny zajmuje rozświetlony biały sześcian – otwarty w stronę widowni, dzięki czemu możemy obserwować tkwiących w nim jak pod szkłem laboratoryjnym Włodków. Ta przestrzeń jest dla nich zarezerwowana – łatwo w niej znaleźć odniesienie do zimowej kryjówki, w której Włodzimierz postanowił zakończyć swoją misję. Pozostałe postaci – zidiociała, obojętna na losy syna matka (Joanna Kasperek), niespecjalnie przejęta sytuacją swojego brata siostra (Dagna Dywicka), skupiona na sobie żona (Wiktoria Kulaszewska) czy rozdrażniony dowódca jednostki (Edward Janaszek) – nie przekraczają granicy, nie wchodzą do wnętrza białego sześcianu.
Historii Włodka nie da się śledzić jako ciągu logicznych zdarzeń, konstrukcja spektaklu bliższa jest raczej sennemu marzeniu. Poszczególne wątki przeplatają się ze sobą, urywają nagle, by powrócić za jakiś czas, aktorzy niespodziewanie wcielają się w coraz to inne role. Może to powodować dezorientację widza albo prowadzić do znużenia (ja mniej więcej w połowie spektaklu na dłuższy moment „odkleiłam” się od tego, co dzieje się na scenie). Nie jest to z mojej strony żaden poważny zarzut, bo zdaje się, że Marciniak i Buszewicz celowo wybijają nas z narracyjnego rytmu, prowokują spojrzenie na ich opowieść z boku. Czy takie oddalenie sprawi, że lepiej zrozumiemy motywacje głównego „potrójnego” bohatera? To pytanie pozostawiam bez odpowiedzi, zaznaczę tylko, że ów dystans, jakiego nabieramy do pokazywanej nam na scenie historii, potęguje jeszcze specyficzne, absurdalne poczucie humoru twórców spektaklu. Aktorzy co chwilę puszczają do nas oko, paradując po scenie z ogromny słoikiem, na którego dnie spoczywa samotny ogórek albo nucąc głupawej treści piosenki…
Scenografia Marzeny Czanieckiej także podpowiada żartobliwe skojarzenia. Lewą stronę sceny zajmuje okazała paprotka, rozjaśniona dodatkowo sztucznym światłem żarówki. Natomiast po prawej stronie, słabo widoczne na tle piętrzących się tuż obok zużytych materaców, znajduje się drzewko jeszcze bardziej wątłe niż to, które stworzył do Czekając na Godota Alberto Giacometti. Mówiąc ściślej – jest to bezlistny rozdwojony patyk, któremu status żywej rośliny nadają wypowiedziane przez jednego z bohaterów słowa: „Uważaj na drzewko”. Ów patyk, nawiązując do podstępnie wieloznacznego drzewa ze sztuki Becketta, ujawnia zarazem całą nędzę nieudanych misji możliwych Włodków uciekających od świata, który ich nie chce. Drzewko / patyk symbolizuje także ledwo tlącą się nadzieję, że kiedyś w końcu jedna z nich zakończy się powodzeniem.
29-11-2013
galeria zdjęć Misja (Wojny, od których uciekłem), reż. E. Marciniak, fot. Michał Andrysiak ZOBACZ WIĘCEJ
Teatr im. Stefana Żeromskiego w Kielcach
Michał Buszewicz
Misja. (Wojny, od których uciekłem)
reżyseria: Ewelina Marciniak
scenografia: Marzena Czaniecka
muzyka: Marcin Nenko
obsada: Michał Wanio, Wojciech Niemczyk, Andrzej Plata, Edward Janaszek, Wiktoria Kulaszewska, Dagna Dywicka, Joanna Kasperek
premiera: 12.10.2013