AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Zemsta klasyki

44. Opolskie Konfrontacje Teatralne „Klasyka Żywa”, 9 – 14 kwietnia 2019, Opole
Doktor nauk humanistycznych, krytyk teatralny, członek redakcji portalu „Teatralny.pl”. Pisze dla „Teatru”, kwartalnika „nietak!t”, internetowego czasopisma „Performer” i „Dialogu”. Współautor e-booka Offologia dla opornych. Współorganizuje Festiwal Niezależnej Kultury Białoruskiej we Wrocławiu.
A A A
Wykład, reż. Piotr Tomaszuk,
Teatr Wierszalin  

Mickiewicz wielkim poetą był. Prawda to najprawdziwsza. Ktoś by mógł powiedzieć, że zwykły truizm czy wręcz komunał. Powrócić z taką wątpliwą zdobyczą z festiwalu, który w tytule ma „Klasyka Żywa”, to jakby zejść z gór z „nowiną”, że są wysokie. Żadne to odkrycie.

Mógłbym w tym momencie się uprzeć i retorycznie stwierdzić, że niektóre rzeczy mimo wszystko zawsze warte są powtórzenia. Mógłbym, ale nie będę, bo chodzi mi o coś zupełnie innego. Bowiem to, że Mickiewicz wielkim poetą był, stanowi jedynie punkt wyjścia dla następującego pytania: ale jakim, skoro do tego porywał się na bycie myślicielem politycznym? Po obejrzeniu spektaklu Wykład dochodzę do wstępnego – bo cała sprawa potrzebuje głębszego namysłu – wniosku, że co najmniej kontrowersyjnym. Niektórzy mogliby i w tej dziedzinie przyznać mu wielkość, nie mniejsza jednak grupa ulokowałaby swoje oceny na różnych odcinkach przeciwległego bieguna. Cenność przedsięwzięcia Teatru Wierszalin polega właśnie na tym, że oddając głos wieszczowi, konfrontuje (przecież jesteśmy na Opolskich Konfrontacjach Teatralnych) odbiorców z treścią Ksiąg narodu i pielgrzymstwa polskiego, dzieła mniej znanego, znajdującego się raczej gdzieś na marginesach złotego kanonu.

Pod tym względem, jak tłumaczył podczas spotkania reżyser Piotr Tomaszuk, brak wyraźnego klucza interpretacyjnego rzeczywiście ma sens. Twórcy, skupiając się na formie „żywych obrazów” i poszukiwaniach melodyjności mickiewiczowskiej prozy, postanowili nie ingerować w myśli i narodowowyzwoleńcze uniesienia wieszcza, nie opakowywać ich komentarzami i nie rozstawiać żadnych innych wyraźnych akcentów. To, co widz z tego wszystkiego wyczyta, a raczej wysłucha, będzie jego własną zdobyczą. Osobiście po raz kolejny przekonałem się, że poeci, nawet ci najwybitniejsi, powinni zachowywać powściągliwość względem kreowania wyrazistych programów politycznych. Bo piękna, wzniosła, żywa i nośna metafora przełożona na pragmatyczny język instrukcji, niezmiernie traci na swojej wartości. Niekiedy przez swoją pretensjonalność, przez swoją totalność i radykalność staje się wręcz niebezpieczna. Estetyczny jej wymiar z łatwością przesłania liczne komplikacje etyczne. Poddać się wizjom narodu-mesjasza, który, bezwinnie cierpiąc, uratuje świat cały, jest znacznie łatwiej, niźli codziennie znajdować w sobie siły i cierpliwość dla dialogu, skrupułów i wątpliwości.

Nie wiem nawet – bo nie chciałbym dla wygody swoich wywodów popadać w łatwe spekulacje – czy nagrodę publiczności dla Wykładu da się wytłumaczyć tą naszą rzekomą skłonnością do romantycznych egzaltacji, lecz wynik ten z pewnością godny jest odnotowania i uwagi. Żart, że Mickiewicz najlepiej ze wszystkich innych klasyków potrafi zmobilizować swój elektorat, też. Co ciekawe, dzieje się to na Opolskich Konfrontacjach Teatralnych nie po raz pierwszy. Wierszalin w zeszłych edycjach pokazywał tu dwie części swoich DziadówNoc Pierwsza i Noc Druga. Jury, zarówno to dziennikarskie, jak i jury główne, poczynania zespołu z Supraśla jakby zignorowało. Widzowie natomiast odwdzięczyli się artystom oklaskami na stojąco i własnymi głosami, które ufundowały im to osobliwe „voxpopulowe” wyróżnienie. Już po raz drugi. Jako że Tomaszuk wyznał, że jego marzeniem i dalekosiężnym planem artystycznym jest wystawienie „całego Mickiewicza”, z pewnością będziemy śledzić dalsze odcinki tych intrygujących rozbieżności ocen. 

Będziemy też śledzić różnicę zdań dwóch wyżej wymienionych zespołów jury. W tym roku nie są one być może aż tak spektakularne, a jednak są. Główna nagroda im. Wojciecha Bogusławskiego, a wraz z nią okrągła suma 60 tysięcy złotych z przeznaczeniem na przygotowanie kolejnej „klasycznej” premiery, trafiła do rąk twórców Beniowskiego. Ballady bez bohatera. Przedstawienie dostało też nagrodę za najlepszą muzykę dla Karola Nepelskiego. Za adaptację tekstu Słowackiego wyróżnieni zostali reżyserka Małgorzata Warsicka oraz dramaturg Michał Pabian. Udało im się wydobyć z oryginału wątki losów i postaw kobiet, które w trakcie swoich barwnych podróży spotyka tytułowy bohater. Chociaż zgodnie z tymże tytułem bohaterem wcale nie jest. Bo bohater, szczególnie bohater męski, w podobnych narracjach, odczytywanych przez pryzmat dyskursu feministycznego, to figura podejrzana. Właściwie symbol patriarchalnych schematów, w których dzielny mężczyzna ratuje świat, za co czeka go wieczna chwała oraz kobieta/y jako nagroda za nieludzki wysiłek. Problem w tym, że sam Beniowski zbyt bohaterski nie jest. No bo, jeśli już, czego niby takiego dokonał? Historie zaś poszczególnych postaci żeńskich zlewają się ze sobą, czemu sprzyja forma folkowo-rockowego koncertu rozpisanego na pięć aktorek. Piosenka goni piosenkę, a podawany w szybkim, moim zdaniem, nazbyt szybkim tempie tekst, niebezpiecznie obciążając możliwości percepcyjne widza, nieustannie brnie dalej. Pełno w Beniowskim wspaniałych rozwiązań muzyczno-akustycznych, podziwu godne są też warsztat instrumentalno-wokalny wykonawczyń oraz wspaniała żeńska energia, lecz brakuje w dziele Warsickiej jakiejś współmierności środków i celów. Być może sam wybór dzieła przeznaczonego dla podobnych zabiegów dekonstrukcyjnych nie był najbardziej fortunny.
 
Czego się raczej nie da powiedzieć o Śmierci białej pończochy. Jedną z największych zalet tego przedstawienia, zaletą, w której poniekąd mają swój początek wszystkie inne „plusy dodatnie”, jest świadomość użytych narzędzi. Świadomość i precyzja. Jest to, mówiąc najprościej, spektakl krótki, zwięzły i na temat. Tym tematem, jak przeczytamy w uzasadnieniu nagrody ze strony jury dziennikarskiego, jest: „zrealizowanie pełnego ekspresji spektaklu o dziewczynie, którą zmuszono do poświęceń, i o okrutnym początku wielkiej dynastii i europejskiego mocarstwa, ufundowanych na krzywdzie jednostki”. Chodzi o dynastię Jagiellonów. Rola zaś świętej królowej i patronki Polski, w którą wcieliła się Magdalena Gorzelańczyk, zdecydowanie pozostanie najwyrazistszą, najbardziej wymagającą i najskuteczniej zapadającą w pamięć kreacją festiwalu. Stąd też druga z dwóch nagród dziennikarskich za „doskonały, różnorodny w środkach aktorski portret dwunastoletniej królowej Jadwigi, której uczucia do dziś pomija historia”.

Na tym właściwie – gdyby być złośliwym i stwierdzić, że żaden z pozostałych spektakli finałowej siódemki nie zasługuje na dłuższą uwagę – można by skończyć. Złośliwym jednak być nie chcę, chociaż uważam, że taka postawa byłaby do wybronienia. Szczególnie, gdy uwzględnimy fakt, że mamy do czynienia, przynajmniej takie jest założenie, z zestawem „lepszych z najlepszych”. Siedmiu wybranych z czterdziestu zgłoszonych. A skoro tak, to i wymagania muszą być nieco inne. Co najmniej wyższe. I tu pozostali z czterech kandydatów na różne sposoby są w stanie wprowadzać, jeżeli nie w konsternację, to co najmniej w zdziwienie. Ferdydurke w adaptacji i reżyserii Aliny Moś-Kerger (nagroda za reżyserię), to spektakl całkiem zgrabny. Pełen jest młodzieńczej energii. Spożytkowano ją jednak w taki sposób, że trudno pozbyć się wrażenia obcowania z przedstawieniem dyplomowym. Natomiast Pan Tadeusz, czyli ostatni zajazd na Litwie Mikołaja Grabowskiego to kawał warsztatowo świetnie przygotowanego widowiska, tylko że widowiska, które już widzieliśmy. I to podczas tychże OKT, tyle że z innym zespołem. Argument o nowych aktorach, którzy wnoszą zupełnie nową jakość, chociaż ma ręce i nogi, nie do końca mnie przekonuje. Tak samo jak zapewnienia Marka Fiedora, że Garbus jest spektaklem wyraźnie aktualnym i politycznym. Obejrzałem go po raz drugi i nadal nie jestem w stanie wyłapać, do jakich odkryć ta niewyrazista interpretacja Mrożka właściwie zmierza?

No i pozostaje wreszcie Zemsta. Spektakl Teatru Maska z Rzeszowa, który wzbudził w wielu zawodowych oglądaczach szereg różnych skrajnych emocji. Oglądałem go i nie wierzyłem własnym oczom. Innym zmysłom zresztą też nie chciałem dawać wiary. To, że z Fredry zrobiono farsę, to żaden w zasadzie problem, inna rzecz, że twórcom udało się wydestylować farsowość w jej najgorszym, najbardziej tandetnym wydaniu. Z bieganiem w tę i we w tę w stylu Toma i Jerry’ego oraz ogólnym i wszechogarniającym idiotyzmem zachowań. Żywiłem w ciągu pierwszych dwudziestu minut nadzieję, że to jakiś sprytny reżyserski chwyt Pawła Aignera. Jego spektakl Zorro, wystawiony nie tak dawno w znajdującym się zaledwie kilkaset metrów opodal Teatrze Lalki i Aktora, bardzo mi przypadł do gustu i tam też nie brakowało przewrotnych rozwiązań. Jednak na próżno czekałem, że ktoś przerwie to znęcanie się nad precyzyjną partyturą Fredry.

Druga myśl, jeżeli Zemsta miałaby stanowić wyznacznik poziomu, którego nie udało się przekroczyć innym kandydatom, to strach pomyśleć, co przez te kilka miesięcy zmuszona była oglądać komisja konkursu. Jak przeżyli czterech innych – gorszych od ZemstyPanów Tadeuszów? Czy cztery godziny spektaklu Fryderyk Wielki Jana Klaty, zeszłorocznego tryumfatora festiwalu? Być może chodziło o pokazanie różnorodności. Weźmy do finału wszystkiego po trosze? Ale w takim razie samo uroczyste zakończenie konkursu staje się jedynie przeglądem i sprawy wcale nie rozstrzyga. Tym bardziej, że do takich celów lepiej od Zemsty nadawałoby się grane w tymże Teatrze Kochanowskiego Zdziczenie obyczajów pośmiertnych według Bolesława Leśmiana. O co więc chodzi? Będę się nad tym zastanawiał i z ciekawością czekał na kolejną edycję. Bo „ożywianie” klasyki to rzecz ważna, żeby dla niejakiej ramy skończyć jeszcze jednym ogólnikiem. Ważnym i trudnym, jako że klasyka ożywa tylko wtedy, gdy dzięki niej dotykamy czegoś naprawdę, nie przestraszmy się i tautologii, żywego. I tym razem będę się upierał, że są to rzeczy zawsze godne powtórzenia i pamiętania.

26-04-2019

44. Opolskie Konfrontacje Teatralne „Klasyka Żywa”, 9 – 14 kwietnia 2019, Opole

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
dwa plus trzy jako liczbę:
komentarze (1)
  • Użytkownik niezalogowany O.
    O. 2019-04-26   12:29:59
    Cytuj

    Warto w recenzji zdecydować się na większą precyzję. Napisał pan o "Wykładzie", że: "Widzowie natomiast odwdzięczyli się artystom oklaskami na stojąco i własnymi głosami, które ufundowały im to osobliwe „voxpopulowe” wyróżnienie. Już po raz drugi", jednak to zdanie wprowadza w błąd. Widzowie tegorocznych Opolskich Konfrontacji Teatralnych oklaskami na stojąco nagrodzili wszystkie prezentacje konkursowe Z WYJĄTKIEM "Garbusa" z Wrocławskiego Teatru Współczesnego (wstał jeden mężczyzna) oraz właśnie wspomnianego "Wykładu" Teatru Wierszalin (wstały chyba cztery osoby, a widownia była kameralna). Nie wiem dlaczego stosuje Pan takie przekłamanie faktów... Wobec tego jak widownia "świetnie się bawiła" na "Panu Tadeuszu" czy "Zemście" (w finale nagradzając artystów, jak wspomniałam, oklaskami na stojąco) - tym bardziej zastanawia przyznanie nagrody publiczności właśnie "Wykładowi".