AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Bez rewersu

Teatrolożka i filmoznawczyni.
A A A
Fot. Piotr Kubic  

Bizon Davida Mameta bywa przedmiotem analiz studentów – ze względu na swoją konstrukcję i modelowe prowadzenie konfliktu, jaki zawiązuje się między bohaterami. Ów konflikt nie wykracza jednak poza słowa, jego przebieg wydaje się pozorny.

Tym bardziej że to, co dzieje się przed naszymi oczyma, rozgrywa się w jednym pomieszczeniu: sklepie ze starzyzną Dona Dubrowa, „mężczyzny pod pięćdziesiątkę”. To dziwne miejsce, rzadko pojawiają się w nim klienci. Poprzedniego dnia zabłąkał się jeden i kupił monetę, unikalną pięciocentówkę, tytułowego „bizona”, który – zdaniem Dona – mógł być wart więcej niż suma, za jaką został nabyty. To drobne zdarzenie uruchamia w mężczyźnie (dowiadujemy się o nim niewiele, lecz możemy domyślać się jałowości jego życia) marzenie o pięknej, a na pewno lepszej przyszłości. Bizon jest więc nie tyle zbyt tanio sprzedanym przedmiotem, ale staje się przepustką do marzeń. Dwaj pozostali mężczyźni – Walter Cole, „zwany Prof, wspólnik i przyjaciel Dona” oraz Bob, „goniec Dona” – uwiedzeni wizją przyjaciela podążają za nim, obmyślając dość absurdalny plan.

Mottem dramatu jest dwuwiersz: „Chwałę nadejścia pana widziały me źrenice/ Czarno-żółtym fordem zasuwał przez ulicę…”. Bohaterowie Mameta żyją w świecie pozbawionym większych emocji; tematem porannych dysput przy kawie jest wczorajsza gra w karty (na pieniądze) i zachowanie kobiet, bywalczyń tej samej knajpy, do której Don i Prof przychodzą codziennie od dwudziestu lat. Bob, nastoletni pomocnik i podopieczny Dona, dopiero wchodzi w ten świat – bez nadziei, bez szczególnych ambicji. Tu życie toczy się z dnia na dzień, poza głównym nurtem zdarzeń. I nie chodzi o sielską prowincjonalność – bohaterowie zdają się trwać w przedziwnym zawieszeniu, nie nawiązują żadnych bliższych relacji; możemy domyślać się, że Don i Prof nie są żonaci, nie mają rodzin. Pozostają: męska przyjaźń i męska rywalizacja.

Bizon w Teatrze Bagatela rozgrywa się w sklepie ze starzyzną, a właściwie z gadżetami PRL-u. Mała scena na Sarego zapełniona jest prowizorycznymi regałami, na których piętrzą się rozmaitego pochodzenia sprzęty, od szklanych kolorowych ryb, jakie ustawiano na telewizorach (bo niegdyś można było jeszcze coś na nich postawić), przez duże radia po plastikowe łazienkowe półki (takie dwustronne, w stylu lat sześćdziesiątych. Skądinąd, niektóre z przedmiotów są naprawdę ładne i budzą nostalgiczne westchnienie – przaśne, ale stylowe rupiecie przypominają o modnej dziś tęsknocie za peerelowskim wzornictwem). W którymś momencie Don (Paweł Sanakiewicz) pokazuje Profowi (Juliusz Krzysztof Warunek) papierośnicę z wymalowaną swastyką – za ów gadżet kolekcjonerzy są gotowi zapłacić sporą sumę.

W Bizonie Deszcz zabrakło tajemnicy.Katarzyna Deszcz zdaje się świadomie nie określać miejsca akcji. Niby gadżety są polskie, ale wciąż mówi się o „papierach”, czyli dolarach, które wyciąga z portfela jeden z bohaterów. Realia również wydają się amerykańskie – śniadania jedzone na mieście składają się z dobrze podsmażonego bekonu, całe zamieszanie związane z planowanym rabunkiem wiąże się z kolekcją amerykańskich monet. To zderzenie – przedmiotów i słów postaci – tworzy ciekawe „nigdzie”. „Nigdzie” – czyli równie dobrze w Stanach Zjednoczonych, w latach siedemdziesiątych (dramat po raz pierwszy wystawiono w 1975 roku), co we współczesnej Polsce.

Kim są zatem bohaterowie? W owym „nigdzie” wydają się nieprzypisani do miejsca, czasu, konkretnych zdarzeń. Przy takim założeniu mniej istotne wydają się interpretacje dramatu zakładające na przykład, że Don jest weteranem wojny w Wietnamie. Albo wynikające już z konstrukcji świata przedstawionego rozważania, czy ich obecny status życiowy nie wynika z transformacji ustrojowej.
 
Trzej mężczyźni w różnym wieku w dramacie Davida Mameta są tajemniczy, mimo że charakteryzowani w sposób dość jednoznaczny, ujawniający kilka zaledwie cech. Ważne jest to, o czym się nie mówi – albo raczej to, o czym nie mówią bohaterowie. Obszary nieznane są w tym przypadku równie znaczące, jak to, o czym wiemy. I właśnie balansowanie między faktem a domniemaniem może być w tym przypadku najciekawsze – dla reżysera, aktorów i widzów.

W spektaklu Katarzyny Deszcz ten stan dziwnego zawieszenia wynika, jak pisałam, ze zderzenia scenografii i tekstu. Owe dziwne pęknięcia rzeczywistości ujawniają się też niekiedy w sytuacjach, jakie buduje reżyserka: nagle spowolnionych, urwanych w pół, zaniechanych. Ale spektakl – mimo wszystkich tych zabiegów i mimo wysiłku aktorów – dryfuje w stronę rodzajowego obrazka, na którym trzech cwaniaczków usiłuje zrealizować skok życia. Postaci Mameta są nadto dopowiedziane, określone, zamknięte w kilku gestach. Aktorzy grają postaci niczym z bulwarowej komedii: są określeni przez swoje miejsce w ludzkim układzie, przez własne nawyki czy ułomności. W Bizonie Deszcz zabrakło tajemnicy – a bez niej to, co się wydarzyło w sklepie ze starzyzną, pozostaje niewiele znaczącą sprzeczką przyjaciół, z których każdy usiłuje wytargować coś więcej od życia, niekiedy kosztem drugiego. Owszem, bywa zabawnie, absurdalność sytuacji jest komiczna – ale ów absurd u Mameta ma też inny ton, dużo ciemniejszy. Tego, co niepokojące, groźne i nieśmieszne, w spektaklu zabrakło.

24-11-2014

galeria zdjęć Bizon, reż. Katarzyna Deszcz, Teatr Bagatela w Krakowie Bizon, reż. Katarzyna Deszcz, Teatr Bagatela w Krakowie Bizon, reż. Katarzyna Deszcz, Teatr Bagatela w Krakowie Bizon, reż. Katarzyna Deszcz, Teatr Bagatela w Krakowie ZOBACZ WIĘCEJ
 

Teatr Bagatela im. Tadeusza Boya-Żeleńskiego w Krakowie
David Mamet
Bizon
tłumaczenie: Janusz Kondratiuk
reżyseria i opracowanie muzyczne: Katarzyna Deszcz
scenografia: Andrzej Sadowski
reżyseria świateł: Marek Oleniacz
obsada: Paweł Sanakiewicz, Juliusz Krzysztof Warunek, Maurycy Popiel
premiera: 15.11.2014

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę: